Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2013, 17:04   #175
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Gaudimedeus


- Brzęczysz jak to robactwo, od którego imię mi nadano – Pani Zwierząt przeniosła na niego spojrzenie i z trzaskiem wyłamała palce pokrytych odciskami dłoni. - Niektórzy możni może gustują w twej muzyce. Dla mnie jest ona męcząca. Powiedz mi, magu... wróżyłeś królom, dostojnikom kościelnym i innym wielkim panom... tak, tak. Wiem to. Wiem masę rzeczy podobnych tej właśnie – bezużytecznych bzdur obciążających niepotrzebnie pamięć. Nieważne. Pytałeś gwiazd o moje przeznaczenie? Oczywiście, że pytałeś... - odpowiedziała sama sobie i jednak sięgnęła po kielich. - Zatem rzeknij mi teraz, coś zobaczył.

Nie było w niej napięcia, jakie na ogół widział w oczach oczekujących na wróżbę. Pod rozbawieniem była tylko pustka. Cykada widziała już wszystko, co pragnęła zobaczyć. Usłyszała i wypowiedziała wszystkie ważne słowa. Dokonała wszystkiego, co jej było pisane – i sama była kowalem własnego losu. Jedynym, co ją jeszcze podniecało była własna śmierć – w potokach krwi, wrzasku bitwy, w ogniu zemsty.

Wąż morski dosiadany przez Obcego... kto kogo wiedzie? Czy to Obcy steruje potworem, czy wąż unosi swego jeźdźca tam, gdzie chce?

Ale Manuel we wróżbie, którą postawił lata temu widział tylko morze, spokój głębiny. Jednocześnie zapomnienie – tam, na dnie – i sława na ziemi.

Pani. Tacy jak ty po prostu nie umierają. Nigdy.

- Co zamierzasz? - pyta Manuel, by zyskać na czasie.
- A nie wiem – tysiącletnia Gangrelka wzrusza pomału ramionami. - Chciałam sobie zabić kogoś... Iblisa. Ale teraz nie jestem do końca pewna, czy to właściwe. Celestina, mojego syna, Mehmeda i Malafrenę, ale nie jestem już pewna, czy to cokolwiek da. Zelotów... ale ile można ich w sumie zabijać... Kiedyś słuchaliśmy wróżów, świętych ludzi. Liczyłam, że ty mi powiesz.

***

Godzina podarowana skazanemu na śmierć warta jest życie. Manuel stał przy kracie, ogień pochodni omiatał jego sylwetkę drgającym, krwistym kręgiem. Sługa Bajjaha nie przestawał mówić. Gdyby słowo mogło wskrzesić zmarłego, gdyby mogła to zrobić żarliwość serca – to Bajjah al-Idrisi w tej chwili zstąpiłby z zaświatów. Z żył Manuela wyciekłaby krew ukradziona, by oblec Zelotę na powrót w ciało... jednak nic takiego nie mogło mieć miejsca. Tylko obca, nowa i skłonna do uniesień część duszy astrologa drgnęła i zapałała do młodzieńca gwałtownym upodobaniem – do tej młodości, siły, lojalności, bezkompromisowego oddania, prostoty sądów i odwagi – i było to uczucie, które już przecież żywił, znalazł je teraz jak zagubioną w szczelinie między deskami podłogi lśniącą monetę.

- Musicie wypuścić Bajjaha! - nalegał Aimar, wisząc dłońmi na prętach swego więzienia. - Wiem, żeś ty go pochwycił, wiem to! Musicie zwrócić mu wolność! Jeśli nie on, to władzę przejmie Hamilkar. Albo syn jego, Custodio, boście go z niewoli wypuścili, i Aznar Idoya, syn Malafrenowy... Jeden pies! Hamilkar i tak go związał! On zrobi wszystko, co mu stary kazał! Pójdzie na miasto, wymorduje kogo podleci, a co z armii zostanie, pójdzie oblegać Oko Zachodu. Tego chcecie? Tego chcecie?

Manuel milczy, i milknie też młody sługa.
- Bo jeden z was chciał. Ekkehard z Coruny przyobiecał Hamilkarowi, że miasto będzie bezbronne. Przyobiecał mu głowę Pani z Oka Zachodu. W zamian za jedną rzecz... za martwego Aznara Idoyę. Nie wiem po co. Nie wiem dlaczego. Ale nie możecie do tego dopuścić. Uwolnijcie Bajjaha!

***


Komnata Graziany była pusta. Na toaletce leżały grzebienie, pościel na łóżku była wzburzona, a w powietrzu unosił się zapach jej perfum. Jakby wyszła przed chwilą. I tylko na chwilę. Christobal Mendoza siedział przy otwartym oknie, jego grube palce gładziły krzew o białym kwieciu, zwiędłe płatki lepiły mu się do skóry. Manuel przysunął sobie krzesło i usiadł obok ghula. Przed ich oczami Ferrol dogorywał w uścisku zarazy.
- Odeszła.
Kupiec pokiwał tylko głową.
- Zostawiła cię.
Znów tylko skinięcie.
- Nie powinienem tego mówić, ale powiem – nawet nie spojrzał w jego stronę. - Żeś go zabił, to było najmądrzejszą rzeczą, jaką żeś mógł dla niej uczynić. Ale co za diabeł cię podkusił, młody panie, by się jej do tego przyznać?

***


Szczupłe, blade palce Mewy zacisnęły ostatni węzeł. Tobołek wylądował na stosie podobnych sobie. Gangrelka uniosła ręce nad głowę i zawiązała skołtunione włosy w nieporządny splot na karku.
- Jadę z tobą – oznajmiła. - I nie możesz mnie zatrzymać.

Giordano

Sara, nad której głową wciąż wisiały Krwawe Łowy, nie mogła opuścić miasta pokazując przy bramie własną twarz, tego Giordano był pewien... zresztą, w czas zarazy któż by uległ słowom dziwki, gdyby kazała sobie wrota otworzyć, rozkazami granda Andrade zamknięte? Musiała oblec się w maskę, zaś o ile Dolores mogła mu o Sarze opowiedzieć, to...
- ... jest próżna. Jest chciwa, ale przede wszystkim jest próżna...
... to na pewno wybór przebrania podyktuje jej właśnie własna duma i pragnienie splendoru, zachwytu w oczach patrzących.

Kiedy więc minęły dwie długie godziny, które spędził na schodach Czerwonej Passionario patrząc na wypalone szkielety okrętów uwięzionych w zatoce portowej, był niemal przekonany, że jeśli Sara opuściła miasto, uczyniła to skrząc się niczym skrzydła motyla, z wielkim przytupem i pompą. Jakież więc było jego zdumienie, gdy z pamięci strażników, podprawionej odpowiednio brzęczącymi argumentami, nie dało się wydobyć żaden takiej persony, która dziś opuściłaby miasto.

Za to co ciekawe, miasto dwukrotnie opuścił Armand Delacroix! Pierwszy raz niedługo po zmroku, hrabia wyjechał samotnie niewielką furtą... a ledwie godzinę później w nielichej obstawie wyjechał po raz drugi główną bramą. Ot, i zagwozdka.

- Nie ma jej – jazgotała mu Catalina nad uchem swoim wkurwiającym, piskliwym głosikiem małej dziewczynki. - Musimy szukać za miastem. Musimy znaleźć zbrojnych, którzy będą nas chronić. Zwierzaki polują jeszcze na Rabię. Mogą być i oni, chociaż śmierdzą wierutnie zepsutą rybą. Tylko mnie to przeszkadza, tobie nie, co, szlachetny primogenie? - zawiesiła głos znacząco, tak, wiem i o tym, o wszystkim wiem, to miała znaczyć ta poza – Albo przytulmy się do Tremerów, na szczęście jeszcze nie zdążyłeś napluć im na rękę. Wiem, że Amaya szukał ludzi na rajd poza mury. Też mogą być. Mi tam zajedno, kogo zabiją zamiast mnie! A tobie? Musimy znaleźć Sarę! Nie odejdę stąd bez Sary!

Giordano zaczynały świerzbić ręce. Z ostatniej przechadzki do strażników miejskich powróciła Dolores i usiadła obok niego z szelestem sukien. Pokręciła tylko milcząco głową na znak, że nie dowiedziała się niczego nowego.

- Musimy stąd uciekać – powiedziała ponuro Catalina. - Ten okręt już tonie. Poznaję to po tym, że Szczury się ewakuowały – zarzuciła głową w stronę wejścia do Passionario. - Najpierw Salome, a dziś Jokanaan. Nie widziałam go od zmroku. Jego ghule też nie. Czas na wielkie wyjście. Ostatni gasi światło!
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 08-02-2013 o 16:01.
Asenat jest offline