Jhebbal Sag kroczył zwinnie za Wszechojcem. Co jakiś czas przysiadał na tylnych łapach i prostując ciało przyglądał się z zaciekawieniem jałowej krainie, którą przyszło mu zwiedzać. Węszył przy tym i wydawał głośne pomruki. W jego oczach tliła się głównie dzikość- pierwotna i nieobliczalna, a prymitywne zachowanie zdradzało szorstką naturę i zwierzęce usposobienie.
Wysłuchawszy słów długiej mowy począł mierzyć swymi czerwonymi oczami pozostałych towarzyszy, jak gdyby chciał ocenić ich siłę i zamiary. W umyśle Jhebbal Saga było się albo myśliwym, albo zwierzyną - a Jhebbal Sag był drapieżnikiem.
Gdy zostali sami i przyszło do wyboru kraju nie wahał się ani chwili. Od razu zagarnął w swe łapska ziemie leżące na północnym zachodzie. Ostrożnie łypiąc spode łba, czy nikt nie zaoponuje. Te ziemie będą jego leżem, kojcem, z którego wyda na świat liczne potomstwo przeróżnych istnień w każdej formie i kształcie.
Kiedy jeszcze trwały dyskusje nad podziałem świata zwrócił się do Daendarin'taela, który był panem roślin. Był to chyba pierwszy raz, gdy pozostali usłyszeli jego głos, zdziwieni faktem, że potrafi mówić. A głos jego przybierał wiele barw. Raz był syczący jak u węża, innym razem był to gardłowy bulgot, a jeszcze innym warknięcia. Zwrócił się tymi słowami: -Tobie bliżej do mnie, niż do innych. W naszych rękach bierze swój początek życie. Zajmij kraj przy mnie, abyśmy razem mogli doglądać naszych stworzeń. Nakarm me zwierzęta swymi owocami, a one ochronią twe lasy i rozniosą nasiona roślin po świecie. Moje owady zapylą twe kwiaty, a drapieżniki znajdą schronienie w gęstwinie. Zasiej nasiona i na mojej ziemi, aby i u mnie rozkwitło życie. - Tymi prostymi słowami mówił do niego czekając odpowiedzi.
W dalszej kolejności podszedł do Gla, który władał wodą. Czując do niego sympatię nie wahał się mówić:
-Ty władasz wodą, użycz mi jej. Me zwierzęta muszą pić, a rośliny, które są ich pokarmem bez wody nie urosną. Ty gasisz pragnienie i nawadniasz ziemię. Daj mi rzekę, która przemierzać będzie całą mą krainę. Uczyń ją wartką i bystrą. Niech wylewa często obmywając moje lasy. Niech zalega w dolinach tworząc bagna i rozlewiska. Uczyń to, a twe wody będą pełne życia. Obdarzę Cię bogactwem ryb i morskich stworzeń, które ławicami będą przemierzać twój kraj. Dam Ci też zwierzęta stąpające po lądzie, z których będziesz mógł czynić użytek. - To rzekłszy odszedł dalej dając rozmówcy stosowny czas do namysłu.
Podszedł tedy do Oeghym'a, który parał się żywiołem ziemi. Ten również wydał mu się przyjemny i nie bał się go:
-Ciebie słucha się ziemia. Stwórz w mym kraju góry, wysokie aż do nieba, które dadzą początek rzece przecinającej moje włości. Utwórz jej koryto, głębokie i wijące się niczym wąż. Stwórz tereny zalewowe i niecki w ziemi, gdzie zatrzyma się woda formując zdradzieckie moczary. Pod ziemią wykop zaś sieć jaskiń i tuneli, tak aby moje zwierzęta znalazły w nich schronienie. W zamian moje stworzenia zasiedlą twe regiony dając początek życiu. - Pozostawiwszy go w namyśle, Jhebbal Sag udał się dalej.
Skierował się do Davarenne, która rządziła atmosferą i pogodą. Jhebbal Sag traktował ją z nieufnością. Instynktownie czuł, że tak jak należy zachować przezorność w obliczu zmiennej pogody, tak i tą istotę należy traktować z ostrożnością.
-Będę potrzebował wiatrów i deszczy. Czego chcesz w zamian, zastanów się i daj mi odpowiedź. - Oznajmił, a jego głos zdawał się być bardziej syczący, zaś źrenice rozszerzone i utkwione nieruchomo w obliczu rozmówczyni.
Na samym zaś końcu zwrócił się do Ervines'a, władcy ognia. Jhebbal Sag podświadomie pałał do niego niechęcią, a w jego pobliżu czuł strach i niepokój. Potargana sierść zjeżyła mu się na grzywie i plecach, kiedy przemówił do Ervines'a.
-Chce światła i ciepła twego słońca. Mów czego chcesz w zamian. - Warknął szorstko ukazując swe kły.
Ostatnio edytowane przez Mortarel : 07-02-2013 o 19:53.
|