Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2013, 21:32   #53
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Zakupy przed wyjazdem były dość ekscytujące. Nathalie znajdowała wyraźne upodobanie w wybieraniu drobiazgów dla tubylców, oraz w uzupełnianiu garderoby. W prawdziwy zachwyt wprawiły ją walonki – zakupiła od razu dwie pary, jedne cieńsze, „skarpetkowe” jako wkładka do jej butów, a drugie typowe, oblane gumą. Oczywiście, nijak nie pasowały do jej wizerunku, ale na jakiś czas odłożyła wizerunek na koszt wygody. I ciepła. Po niesprzyjających warunkach pogodowych, których doświadczyła we Władywostoku postrzegała walonki jako niezbędny element wyprawy. Choć ta – o czym była głęboko przekonana – zakończyć się miała w Chicta.

Zakupy zatarły nieco nieprzyjemne wspomnienie wizyty u konsula – mimo jego pozornej serdeczności i deklarowanej chęci pomocy była przekonana, że jest w zmowie z celnikami. Radość z faktu powrotu Samuiła mieszała się niej z wściekłością. Rozumiała – choć też niełatwo się jej było z tym pogodzić, być może była jeszcze zbyt młoda i idealistycznie nastawiona – z koniecznością dawania łapówek i dowodów wdzięczności. Jej matka była prawdziwa mistrzynią we wręczaniu, jak je nazywała „podarków”, różnym osobom. Obserwując ją Nathalie zawsze miała wrażenie, że osoba przyjmująca łapówkę czuła się zaszczycona możliwością przyjęcia jej z rąk Heleny Woolf.
Łapówki mieściły się jej w głowie. Ale… narażanie człowieka na cierpienia, straszenie śmiercią i traktowanie jak kryminalisty tylko po to, żeby ta łapówkę wymusić… Była to podłość, której nie potrafiła ogarnąć.

Pociąg pozytywnie ją zaskoczył. Szczególnie, po warunkach panujących na statku.. przestrzeń, ciepło, dostęp do wody, czysta pościel i gorące jedzenie napełniały ja nadzieję i otuchą. Wyjaśnienie dr Chance’a odnośnie jej ojca tez wydawały się przekonywujące. Cieszyła się na rychłe – teraz była już pewna, ze rychłe – spotkanie.

Spała krótko, podekscytowana, i wcześnie rano zjawiła się na śniadaniu. Wagon świecił pustkami, zajęła miejsce w rogu sali, przy oknie, i popijając gorącą herbatę wpatrywała się w zaśnieżony krajobraz. Wyglądał.. pięknie. To było pierwsze skojarzenie. Nie strasznie, nie przytłaczająco, ale pięknie. Nathalie uwielbiała przestrzeń.
- Zdrawstujte – usłyszała głos nad sobą. Spojrzała w górę. – Taka piękna kobieta, zupełnie sama.. jestem pewien, że nie będzie pani miała nic przeciwko mojemu towarzystwu.

Wysoki mężczyzna, z gładko zaczesanymi, ciemnymi włosami, w mundurze, stał nad nią bez skrepowania lustrował wzrokiem jej postać.

- Przykro mi, czekam na kogoś i nie mówię po rosyjsku – zaprotestowała.
- Nie szkodzi, nie szkodzi, ja rozumiem trochę wasz język – powiedział mężczyzna zajmując miejsce tuż koło niej – Kelner! Bliny ze śmietaną, kawior i wódkę! – zaordynował, a potem odwrócił się do dziewczyny, unieruchomionej miedzy nim, oknem i ścianą przedziału. – Pozwoli pani, ze się przedstawię – powiedział ujmując jej dłoń i przyciskając do ust - Oficer Władimir Piotrowicz Musorgski. Taki przyjemny początek dnia.. śniadanie w towarzystwie uroczej kobiety. Mam nadzieję, ze wieczór będzie jeszcze przyjemniejszy – uśmiechnął się wpatrując w jej biust. – Kelner! – wrzasnął - Ile można czekać?

Nathalie otrząsnęła się z osłupienia, zabrała rękę, i poderwała na nogi.
- Chce przejść – powiedziała. –Proszę zabrać krzesło.
- Spokojnie, moja piękna, przecież jeszcze nic pani nie zjadła..
- Chcę przejść! – podniosła głos.- Kilku obecnych gości odwróciło się i patrzyło w ich stronę.
- Więc do zobaczenia, moja słodka – odsunął krzesło i cofnął się o pół kroku. Nathalie przecisnęła się miedzy mężczyzną i ścianą, i wróciła do swojego przedziału.

Pół godziny potem usłyszała pukanie do drzwi. Chance? Ian?
- Kto tam? – zapytała.
- Pani uniżony sługa, omotała mnie pani spojrzeniem swoich oczu – przyniosłem śniadanie, nic nie zjadłaś, królewno. – załomotał znowu .
- Wezwę obsługę! – zagroziła – Proszę odejść.
Usłyszała tupot podkutych butów na korytarzy.
- Proszę wracać do swojego przedziału, towarzyszu. Kontrola dokumentów.
Oficer odszedł. Za każdym razem, jak opuszała swój przedział, napotykała się na niego. Proponował swoje usługi, komplementował, osaczając ją coraz bardziej. Ograniczyła wychodzenie do minimum. Trzeciego dnia podróży udała się do umywalni. Kiedy wychodziła, oficer pojawił się znowu, blokując drzwi swoją postacią.
- Nareszcie sami, moja śliczna – powiedział oblizując wargi.


Szedł korytarzem, lekko utykając. Wyraźnie wściekły, czerwony na twarzy, zmierzył Iana nieprzyjaznym spojrzeniem wrednych oczu, kiedy zmuszeni byli wyminąć się w ciasnej przestrzeni.
- Uchodzij – warknął, obijając Iana ramieniem.
Zanim ten zdążył zareagować, oficer odszedł, rzucając pod nosem rosyjskie przekleństwa.
Ian obejrzał się przez ramię, patrząc na postawną, zwalistą wręcz sylwetkę oficera, wypełniająca korytarz. Pasażerowie przyciskali się do ścian i uciekali spojrzeniami schodząc mu z drogi. Ian - ciągle na wpół odwrócony - zrobił krok do przodu i wtedy następna osoba wpadła na niego.

- Prze… - zaczął a potem przeniósł spojrzenie na intruza. Nathalie.
Stała przed nim, włosy miała w nieładzie, z rękaw bluzki był rozerwany w szwie, ukazując nagie ramię. W oczach miała determinację.
- Nathalie? - Ian był co najmniej zaskoczony. I zaniepokojony. - Co ci się stało?
Starał się tak stanąć, by ją zakryć przed oczami innych pasażerów.
- Chodzi za mną.. - powiedziała. Broda się jej trzęsła. - Kolejny dzień.
- Kto? - spytał. - Ten...? - skinął głową w stronę, gdzie zniknął kulejący oficer. - Czy kto inny?
Pokiwała głową.
- Byłam w umywalni, chciałam wracać..
- I cię zaczepił? - dokończył Ian. - A ty, nie wiedzieć czemu, nie rzuciłaś mu się w ramiona, więc się zdenerwował? - Zacisnął zęby ze złością.
- Kolejny dzień mówię, ze nie jestem zainteresowana.. Nie pozwolił mi przejść.
- Szkoda, ze nie powiedziałaś wcześniej - mruknął Ian. - On chyba nie pojmuje, co to znaczy słowo “nie”. Aż żal, że nie można bydlaka odstrzelić na poczekaniu. Ale gdyby tak nocą wypadł z pociągu...
- Pewnie myślisz teraz, ze go zachęcałam - opuściła głowę - Ludzie zawsze tak myślą o aktorkach. Ale tak nie było! Starałam się go unikać.
- Za to głupie gadanie powinienem przy ludziach przełożyć cię przez kolano. - Ian skomentował pierwsze zdanie. - Gorzej, że on nie unika ciebie.
- Tak, to by znakomicie wpłynęło na moją reputację - Nathalie doceniła żart - Myślisz, że ma jakiegoś przełożonego? Napiszę skargę.. Wiem, to głupie.
- Jak rozumiem, on mówi po angielsku, prawda? - Ian milczeniem pominął sprawę skargi. - Więc niby jest wykształcony, a zgrywa gruboskórnego chama. To jest trochę dziwne. Albo jest taki pewny siebie, albo też nieskończenie głupi. Chyba że to chęć sprokurowania większej awantury - dodał z namysłem.
~ Mówi po rosyjsku, ale nie dałam mu poznać, że rozumiem. Nietrudno się jednak zorientować, szczególnie, że szybko przeszedł do czynów... Nie stójmy tu. Wszyscy się patrzą...
- Chodźmy do przedziału. - Ian skinął głową. - Dokończymy rozmowę w spokoju, bez świadków.

Przeszli do przedziału. Nathalie nie była już przestraszona, wściekłość zastąpiła strach.
- Bluzkę mi zniszczył, padalec - powiedziała oglądając szew. - Taki dobry jedwab...
Ian uśmiechnął się leciutko.
- Szkoda, że mu oka nie podbiłaś - zażartował. - Przebierz się, a doświadczony człowiek spróbuje ci to naprawić.
- Obiłam mu coś innego...
- Dlatego był taki wściekły. Brawo! jestem zachwycony. Uściskałbym cię, gdyby nie to, że nie chciałbym mieć nic podbitego...
~ Zawsze żartujesz... Na prawdę dasz radę to naprawić? ~ Wskazała na rękaw .
- Z uściskaniem? Skąd... Ale ten rękaw mogę zobaczyć. Trochę czasu jeszcze zostało na ręczne robótki - odparł.
- Dziękuję ci, doceniam twoje wsparcie - Natalie wspięła się na palce i pocałowała Iana w policzek. - Idź już - pchnęła go lekko w stronę drzwi - Muszę się... ogarnąć.
- Poczekam na ciebie na zewnątrz - odparł Ian. - Może powinniśmy zacieśnić stosunki między nami. Wszystkimi - wyjaśnił z uśmiechem.
Zamknął za sobą drzwi i oparł się o framugę.

Natalie wyszła po kilkunastu minutach.
- Nie będę się ukrywać - stwierdziła butnie - Zgodzisz się towarzyszyć mi przy kolacji?
- Jak możesz w ogóle pytać. - Ian uśmiechnął się. - To będzie dla mnie prawdziwa przyjemność - zapewnił. Na dodatek całkiem szczerze. - Masz ochotę na odrobinę czerwonego wina do kolacji? - spytał. - Sądzę, że w tych warunkach - spojrzał przez okno - obsługa nie będzie miała kłopotów z zapewnieniem odpowiedniej temperatury.
- Mam słabą głowę... - zawahała się na moment - Ale tak, zdecydowanie. Muszę odreagować.
- Jeśli wypijesz więcej, niż pół lampki, to zapomnę o dobrym wychowaniu i odbiorę ci kieliszek - zapewnił ją Ian.
- Biorąc pod uwagę, że mój ostatni posiłek to wczorajsze śniadanie, to nawet pół kieliszka może być przesadą.
Poszli do wagonu jadalnego.
- Chyba nie sądzisz - uśmiechnął się Ian - że pozwolę ci nie skosztować czegoś ze specjałów przyrządzanych przez tutejszego szefa kuchni. Chyba nie dbasz aż tak o linię? Wino będzie dopiero później - obiecał. - Odrobinka.
- Proszę. - Uprzejmie wskazał jej miejsce i usiadł dopiero wówczas, gdy i ona z wdziękiem zajęła miejsce.
- Dbanie o linię swoją droga, a unikanie niektórych swoją - zmarkotniała na powrót. - Jedzmy.
Zupa pieczarkowo-zimniaczana i solianka, pierożki, stroganow, schab z suszonymi śliwkami, łosoś w paru odmianach, bliny, ciasto z wiśniami oraz tort. Do wyboru, do koloru. I oczywiście wspaniała, aromatyczna herbata z samowara.
- Częstuj się. Nikomu nie powiem, że gwiazda wielkiego ekranu jest obdarzona dobrym apetytem - powiedział.
- W takim razie zupa i ciasto - zdecydowała Nathalie - A ty? czym się zajmowałeś przez ostatnie dni?
- Wszystkim po trochu - odparł Ian. - Przede wszystkim zapoznawałem się z pasażerami. Jest jeden taki szczególny. Grigorij Borysewicz Abramow. Bardzo ciekawy człowiek. I bardzo ciekawski przy okazji.
- Ciekawski? Dopytywał o coś? O nas? Może jest podstawiony?
- Nad wyraz zainteresowany osobą Chance’a. I bardzo uczynny. Przynajmniej w słowach. Zna całkiem nieźle angielski i jest, ponoć, agentem teatralnym. Jedzie do Irkucka. My wysiądziemy wcześniej.
- Uwierzyłeś mu?
Ian spojrzał na nią z udawaną powagą.
- Jakże by inaczej. Jest taki poczciwy. Uczciwość ma wypisaną na twarzy. Nie miałem serca nie podzielić się z nim naszymi kłopotami związanymi z tą wyprawą.
- Ianie, Ianie.. - na twarzy Nathalie wypisane było głębokie pobłażanie - Jesteś taki łatwowierny.. musisz częściej bywać z moim towarzystwie. Nauczę cię większej przezorności.
- Mówisz? - Ian zdawał się być bardzo zakłopotany. - A tyle mu naopowiadałem... O tym, jaki to Chance jest zaślepiony na punkcie swojej pasji. Na punkcie węgla, oczywiście. Jaki to prawdziwy naukowiec, który nie potrafi się połapać w realiach otaczającego go świata. Jaki jest zapominalski. Bezradny niekiedy. I cały pochłonięty wizją złóż węgla na Syberii. I takie tam...
Ian ugryzł kawałek ciasta z wiśniami.
- Bardzo dobre - powiedział. - Smakowało ci?
- Owszem... niczego sobie. - Nathalie włożyła opuszek palca do ust i oblizała z resztek wiśni - Ale nie zapomniałeś mu wspomnieć, że Chance jest moim narzeczonym? To istotna informacja.
- Coś musiałem pozostawić na deser, prawda? - spytał Ian. - Gdybym na raz wyjawił wszystko, to o czym bym opowiadał przy kolejnym spotkaniu?
- Tak, to bardzo rozsądne.. ciągle pozostawiać w lekkim niedosycie. Agent teatralny, powiadasz? Chętnie go zapoznam.. mają tu rewie? Musze znaleźć sobie jakieś hobby, na te samotne chwile, kiedy Bobby nie będzie ze mną jeździł w saniach, zajęty tym nudnym węglem.
- Jeśli chcesz, to ci go przedstawię - zaoferował się Ian. - Z pewnością będzie zachwycony. Każdy by był - dodał.
- Niewątpliwie - uśmiechnęła się - Ale to już jutro.. dość mam atrakcji na dziś. Dziękuję za towarzystwo - odłożyła serwetkę na talerz.
- Musisz wypocząć - odparł Ian idąc w jej ślady. - Opiekowanie się roztargnionym naukowcem wymaga skupienia - uśmiechnął się. - Kropelka wina na dobranoc?
- Oczywiście.

Godzinę później odprowadził ją pod drzwi przedziału, po czym pożegnał się jak dżentelmen, przypominając o zasuwce. Wbrew wcześniejszym zapewnieniom – nie odbieraj jej kieliszka po wypiciu pół lampki, , wręcz przeciwnie, zadbał, żeby wypiła jeszcze pół.
Czuła jak schodzi z niej napięcie ostatnich dni. Zasnęła w doskonałym nastroju.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline