- Nie obchodzi nas świątynna dostawa - odparł strażnik dróg, podjeżdżając bliżej. Miał około czterdziestu lat, wielki nos, sumiaste czarne wąsy i kompletnie łysą głowę, poznaczoną kilkoma bliznami. Na farbowaną na biało kurtę miał zarzucony kolczy kaftan. Podobnie odziany był jego towarzysz, który jednak był o wiele młodszy, gładko ogolony i blondwłosy.
Obaj trzymali lewymi dłoniami końskie uzdy, a prawe mieli w pobliżu pasa, gotowe wyszarpnąć zza pasa pistolet i wystrzelić. - Szukamy panny Elise Magirius, która dzisiaj w południe opuściła Grünberg. - To jej powóz, poznaję go! - Wtrącił się młodszy i wyciągnął pistolet. - Dlaczego na burcie powozu widać ślady po cięciach mieczy? - Faktycznie... - Mruknął pod wąsem starszy, również dobywając broni. - Co tu się dzieje? Wyłaźcie i odpowiadajcie... - Strażnik przyglądał się krasnoludowi podejrzliwie. Jego broń i pancerz jakoś nie wzbudziły w nim zaufania. Wręcz przeciwnie. Od kiedy świątynni dostawcy bywają tak silnie uzbrojeni?
Podobne pytanie zadała zdenerwowana Elise, czując, że powóz się zatrzymał. Przemogła niechęć do Rudiego i zapytała: - Co się dzieje? Dlaczego się zatrzymaliśmy? |