Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2013, 11:07   #2
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Lapidarność i prostactwo. Te dwa zarzuty płynęły względem Han'kah Tormtor szczególnie z doborowych kapłańskich ust, biegłych w arkanach podstępu i miałkiej polityki. Pani pułkownik była do bólu wręcz bezpośrednia co czyniło z niej doskonałe, acz niezbyt samodzielne narzędzie.

- Jeśli masz jakieś pytania co do tego zadania, to pospiesz się z ich zadawaniem.-Strateg łaskawie zezwoliła na zabranie głosu.
Han'kah wyznawała proste kryteria, które pozwalały jej katalogować znanych jej ludzi. Jedną z nich były buty. Buty mówią o swoim właścicielu więcej niż jego język. Han'kah miała na sobie wysokie oficerki o skórze rozchodzonej i dość mocno zużytej, wyczyszczone na glanc jednak ze śladami brudu i pyłu przyniesionego z wojskowych koszarów i zaschniętej, niezdolnej do domycia krwi. Trzewiki Naczelnej strateg były bielsze niż zęby najdroższej kurewki, miękkie i obite błyszczącą materią. Może minęła się z powołaniem? Może miast Pokoju Strategii powinien jej się trafić zamtuz? Nie można dowodzić armią, kiedy cała wiedza względem tematu sprowadza się do ksiąg. Nie może poznać tajników wojennych ten kto nie walczył choć raz w pierwszej linii. Kompromitacja i hipokryzja, oto czym była strateg Nareshka.

- Jaki jest cel misji i czego dokładnie ma dotyczyć cały cen rekonesans – Han'kah słynęła ze swej konkretnej natury. Jeśli chciała zasadniczej odpowiedzi zadawała zasadnicze pytania i niektórzy gardzili tym brakiem wyrafinowania. Mówiono, że otoczona zieloną hołotą traciła wyczucie.
Strateg miała minę jakby połknęła cytrynę słysząc te słowa. Zerknęła na Han’kah i dodała niechętnie.
- Od razu do sedna, co? Otóż... Nie mogę powiedzieć, nic ponad to, żebyś zwracała uwagę na wszelkie odchylenia od normy. I jeśli zdarzy ci się kogoś napotkać, postaraj się brać jeńców. A i bądź ostrożna... i dyskretna. Zarówno podczas, jak i po misji.

Ogromną wagę przykładano tu do dyskrecji. Nic nie wyjaśniano ale wiele oczekiwano z zamian czyli zwyczajowa strategia miłościwie nam panujących kapłanek.
- Moment... Bo chyba musiałam źle coś zrozumieć – Han'kah cmoknęła jakby coś żywego i ruchliwego znalazło się między jej zębami. - Chcesz powiedzieć pani, że ja i moi ludzie mamy kręcić się bez większego celu po labiryncie jaskiń zamieszkałych przez łupieżców umysłu, umbrowe kolosy i nie wiadomo jakie jeszcze tałatajstwo? I pozostać dyskretni? Grupą sześćdziesięciu zielonych mięśniaków? Nie lepiej leźć tuzinem dobrych i prawdziwie dyskretnych zwiadowców albo pieprzyć dyskrecje i ostro podejść całym regimentem?

Nie sądziła aby musiała takie podstawy wyjaśniać naczelnej strateg Domu jednakże chciała potwierdzenia, które traktowałoby jako wyrok śmierci.
-Dokładnie tak. Kilkudziesięciu zielonych mięśniaków będzie idealną przynętą, nieprawdaż? - rzekła w odpowiedzi drowka rozsiadając się wygodniej, przesunęła palcami po mapie. - A jednocześnie, czyż już nie walczyłaś parę razy z ilithidami. I czyż przynęta nie może okazać się... pułapką jednocześnie? Zrobisz rekonesans i zobaczymy kogo przyciągniesz do siebie pani pułkownik. Zobaczymy czy przyciągniesz... kogokolwiek.
Tyle, że chociaż niedomówień nie było. Owszem – będą rzuconym na wabia ochłapem mięsa, do którego pociągną wszyscy potencjalni zainteresowani. To duży atut – znac potencjalne zagrożenia.

W interesie Han'kah leży aby dobrze się do tego przygotować i wyjść z tego obronną ręką. Jeśli jej się nie uda... cóż, widocznie jej wojskowa renoma jest przeceniona.

Nareshka stukneła palcami o mapę.
- Osobiście nie obchodzą mnie twoje wątpliwości. Matki Opiekunki, która zleciła tą misję, także nie... Sytuacja jest wyjątkowa i przez to musi pozostać w tajemnicy, Han’kah. Być może na miejscu przekonasz się czemu.
- Jak szybko mamy wyruszyć? - zapytała pułkownik.
- Ile ci zajmie czasu przygotowanie oddziału, bez zwracania nadmiernej?
- Najwyżej dwie doby.
- Postaraj się to załatwić w dobę - rzekła krótko Nareshka, potarła podbródek przesuwając wzrokiem po wojowniczce. - Jeśli się spiszesz, Matka Opiekunka spojrzy na ciebie przychylnym okiem.
Han’kah zgięła się w oszczędnym ukłonie.
- Raport zdam po moim powrocie - wydawała się tych słów niezwykle pewna.

* * *

Czy Nareshka chciała jej śmierci? Może piastowanym przez nią stanowiskiem chciała obłożyć kogoś ze swojego bliskiego otoczenia? Pozbawić regiment dowódcy aby zorganizować mu szybkie zastępstwo?
- Pomyślałam, matko, że choć potwierdzisz me słowa. Jako Usta Veardeth powinnaś wiedzieć czy Matrona zleciła odgórnie tą wyprawę czy raczej Nasresha może działać samodzielnie załatwiając sprawy osobiste?
- Ty wiesz o tej misji? Ty? - Moliara wydawała się tyleż zaszokowana co zaciekawiona. - I zostałaś do niej wyznaczona?
Matka zmrużyła oczy jakby już przekalkulowała korzyści jakie może z tego faktu wyciągnąć.
- Wiem o tym jeszcze mniej niż ty. Jedynie, że coś wydarzyło się w okolicy Gniazda... - jej usta wygięły się w nader podejrzanym i zwyczajowo nieszczerym uśmiechu. - Ależ usiądź córko, usiądź. Może zdradzisz jakieś szczegóły?
- Przykro mi. Zalecono dyskrecję. Matka Opiekunka nie życzyła sobie abym o tym mówiła. Z kimkolwiek. – Han'kah ukłoniła się na pożegnanie i skierowała do wyjścia. Matka była wybitną manipulatorką i nie należało wystawiać jej na pokuszenie. Z całej rozmowy wypłynął jeden ważny wniosek. Nareshka działa oficjalnie a misja pochodzi z samej góry. To nie egzekucja. To próba.

* * *

Han'kah zleciła przygotowania do jutrzejszego wymarszu. Sama udała się do głównego kwatermistrza a swojego mentora, emerytowanego championa Domu.

- Myślisz, że to ma być misja samobójcza? Jeśli chcieliby pozbyć się tylko mnie zrobiliby to dyskretniej i nie pociągali za mną kompanii żołnierzy - zreflektowała się siadając na krześle i rozmasowując mięśnie karku.
-Myślę że jeśli chcieliby cię zabić Han’kah, to rzeczywiście zrobiliby to w prostszy sposób - stwierdził drow, nalewając wina do swego kubka i do kubku swej uczennicy. - Bo możesz jednak wrócić żywa z Gniazda. Drobne patrole zazwyczaj przecież wracają nietknięte. Niemniej, może... spodziewają się czegoś gorszego? Minęło trochę czasu od ostatniej napaści łupieżców. Może sztab spodziewa się kolejnej? Nic dziwnego więc że wysyłają akurat ciebie, masz już wszak pewną sławę jako mackobójczyni.

- To niech mi dadzą dwie chędożone kompanie! - Han’kah przyjęła kubek i wypiła sowicie. - Sześćdziesiąt zielonych mord to za dużo żeby nie rzucać się w oczy a za mało aby stawić konkretny opór. Wystawiają nas na wabia i mają w rzyci ile poleje się krwi. Miałam na końcu języka, żeby powiedzieć tej suczy, że jeśli chce kompanię powinna ją wysłać, na czele z kapitanem. Nie czuję się tam niezbędna.

- Kilku orków w tą, kilku w tamtą. Śmierć twoich podkomendnych nie ma znaczenia. Dopilnuj abyś ty wyszła cała z tej sytuacji -odparł Dintrin.
- O tym mówię - wypiła do dna ocierając niezbyt elegancko usta wierzchem dłoni. - Jeśli to pewna śmierć to chętnie posłałabym jednego z moich kapitanów a sama się tam nie fatygowała ale Nareshka była stanowcza, że to mam być ja.

- Widać nie ufają twoim kapitanom - wtrącił się w jej wypowiedź drow pocierając podbródek. - I sugerują, żebyś i ty nie ufała. Jeśli uznasz, że któryś się wygada, lepiej będzie go zabić przed powrotem.
Han'kah nie pokusiła się o komentarz jednakże słowa mentora zawsze skrupulatnie rozważała.

- Muszę dowiedzieć się jak najwięcej o Gnieździe. Kogo tam ostatnio posyłali? Wydajesz wszystkim sprzęt, spisujesz z czyjego rozkazu jest wymarsz. Możesz dla mnie sprawdzić czy ostatnio była większa rotacja wokół Gniazda? Czy coś się tam wydarzyło?

Drow sięgnął po jedną z ksiąg i wertując mówił. - Patrole, najemnicy, patrole, najemnicy. Żadnych nietypowych oddziałów w przeciągu ostatniego dekadnia w okolicy Gniazda. Chyba, że coś wyszło w ich raportach. Ale wedle tego co mam w księgach, nic niezwykłego się tam nie działo. Było nawet bardzo spokojnie.
- A oprócz mojej kompanii? Nikt nie szykuje się na wymarsz zaraz po nas? Może mamy robić za forpocztę? Będą obserwować jak kopią nam dupę aby ocenić siłę przeciwnika. Mamy iść na straty w słusznym celu. - jako żołnierz doskonale rozumiała poświęcenie jednej jednostki aby dać przewagę innej chociaż niekoniecznie musiała mieć ochotę sama przy tym ginąć.

- Nie było innych zgłoszeń.- rzekł kwatermistrz i spojrzał na Han’kah. - Dam znać ci jeśli jakieś się pojawią później.

- Będę potrzebowała na już jak najdokładniejsze mapy. I... musisz mnie setnie wyposażyć. Masz pewnie na boku jakieś zabawki na specjalne okazje, z których nie musisz się rozliczać? Muszę podwyższyć swoje szanse aby wrócić tu w jednym kawałku.

- Tego u mnie nie załatwisz. Takie magazyny podlegają wywiadowi. Ale zawsze można czegoś poszukać w enklawie. Naziemcy potrafią być pomysłowi.- rzekł w odpowiedzi Dintrin.

- Przejdę się do Enklawy – skinęła. - Sucze córki... Gdyby tylko jasno powiedziały czego mam się spodziewać...

* * *

- Tarmyr rar'!
- Na rozkaz pani.
- Pójdziesz do Enklawy. Nieoficjalnie. Najmiesz dziesięciu zwiadowców. Byle za dobrzy nie byli. I nie ostatnie sieroty, coś ze średniej półki. Spotkasz się z nimi przed wymarszem przed bramami miasta. W mapę uposażysz i każesz ruszyć zaznaczoną trasą do Gniazda, pod jakimś pretekstem. Powiedzmy, że ktoś zaginął, mają szukać śladów. O kompanii nic nie mów, ani swoim statusie. Zapłać i pozostań anonimowy, nie chcemy żeby się wystrachali, że na śmierć idą. Będą nam przecierać szlaki i w razie zasadzki padną pierwsi. Nie będziemy swoich na wabia wystawiać żeby nie skopać morale, dlatego najemnych zgarnij. Za nimi wyślesz pięciu, sześciu naszych najlepszych zwiadowców, ale rzeczywiście dobrych, nie w dupę dmuchał facambułów. Mają obserwować okolicę no i mieć baczenie na najemnych czy nikt się nimi nie zainteresuje, raportować na bieżąco do mnie. Za naszym zwiadem, na samym końcu ruszą dopiero siły główne. Twoja kompania, ty jako kapitan, ja, mój gówniany adiutant i Grumbakh jasna sprawa. Niech mi wierzchowca wyszykują.
- Nie idziemy całym regimentem?
- Nie. Goica ze swoją kompanią zostaje w koszarach. A właśnie, poślij teraz po niego. Dla niego też kilka instrukcji muszę wyłożyć.

* * *

- Jutro wyjeżdżam Baldiir i chcę żebyś miał dla mnie na oku jedną sprawę – Han'kah wyłożyła sytuację dość mocno angażującą jego osobę.
- Tyle, że zbliżają się Igrzyska... Trenuję bez ustanku aby się przygotować.
- Nawet o tym nie myśl zasmarkancu, nie w tym roku.
- Ale ja jestem gotowy...!
Nabita ćwiekami rękawica wbiła się w biały mlodzieńczy policzek.
- Nie rozśmieszaj mnie szczeniaku – warknęła pułkownik. - Masz ogromne predyspozycje ale beznadziejne wyczucie czasu. Zdobędziesz tytuł championa, obiecuję ci to, ale kiedy będziesz u szczytu możliwości. To jeszcze nie teraz.
Obserwował ją spod zwieszonej głowy i dyszał wściekle ale na szczęście miał tyle rozumu aby się nie odzywać.
- I pamiętaj – Han'kah ujęła go za podbródek aby lepiej przyjrzeć się zmiażdżonej kości policzkowej – jeśli ktoś będzie wypytywał... nie znasz mnie. Nie chce żeby ta jadowita żmija twoja ciotka zrobiła z ciebie emocjonalnego kalekę.
- Słyszałem plotki, że twój kapitan Tarmyr rar' będzie się w tym roku ubiegał o tytuł championa domu, to prawda?
- Możliwe. Tym bardziej ty się nie wychylaj. Kurwisyn rozniósłby cię na wióry.

Gówniarz zaczynał się uspokajać. Z typową młodzieńczą gorliwością złość w nim potrafiła rozgorzeć i równie szybko zgasnąć.
- Dlaczego nazywają go Kurwimsynem? - dopytywał.
- Bo wyszedł z plebejskiego łona kurwy.
- Daleko zaszedł.
- Daleko.
- Gadają też, że to ty powinnaś zostać nowym championem.
- Gadają, srają – warknęła pułkownik i wskazała gestem salę treningową. - Czas na sparring, pokażesz jakieś poczyniłeś postępy. I pamiętaj. Zdementuj swój udział w igrzyskach. A teraz zajmij się sprawą, którą ci zleciłam.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 08-02-2013 o 11:30.
liliel jest offline