Nie było jej do śmiechu. Niemal czuła oddech nabuzowanych Latynosów na karku. Aż przeszył ją zimny dreszcz. Wiedziała, że jej koledzy nie będą mili z niej żadnego pożytku, jeśli chodzi o walkę, więc nie bardzo się doń spieszyła. Szła jednak dalej za Spock'iem pokładając w nim niemal całą swoją nadzieję. W nim i w Davis'ie. Jeżeli uda im się dostać do kopuły, Trip zamierza przekonać Digimana, że są po tej samej stronie. Że chce mu pomóc się wydostać z klubu. W końcu wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, nie? Dostać się do kopuły. Przekonać szczeniaka. I zwiewać. Proste, prawda? Na razie tyle wystarczy... Jeżeli ta część planu się powiedzie, dalej powinno być z górki. O dalszym działaniu pomyśli później. O ile później nadejdzie - uśmiechnęła się krzywo. Z droidem i Latynosami po przeciwnej stronie maty "później" było dla niej samej mocno naciągane. - Nee, Spock.... Dasz radę! Kupa plastiku nie zatrzyma takiego wariata jak ty, nie? Ani ciebie, ani Davis'a... - Uśmiechnęła się i klepnęła Spock'a przyjaźnie w ramię.
__________________ Sore wa... Himitsu desu ^_~ |