07-02-2013, 14:48 | #101 |
Reputacja: 1 | "Ten metal chyba załapał zwiechę" - pomyślał Davis, gdy podejmował się być może ostatniej akcji w swoim życiu. Nie mógł jednak spartolić sprawy. Jeśli boostersi przyszli po Digimana, to on musi dotrzeć do niego przed nimi. Nie wiedział jeszcze co powinien zrobić, wszystko obmyślał "w locie". Jeśli boostersi mają noktowizję, to nawet jak wydostanie dzieciaka z kopuły, będzie w trudnej sytuacji. Stałby się oczywiście pierwszorzędnym celem, i nawet jakby zasłonił się żywą tarczą, to nie chodziło tu o życie korpowego synalka, tylko o jego sprzęt. A trupy chętniej go oddają, niż żywi. Z drugiej strony jeśli zagrozi bronią ofierze, a droid się odwiesi, to przerobi go na salami (bo niczym innym, jak osłem w tej sytuacji Davis nie będzie). "Prośba albo groźba" - nucił sobie w myślach Jack, gdy podszedł dyskretnie pod kopułę. Musiał ją otworzyć. Jeśli będzie miał użyć siły - użyje. Jeśli miałby wyrwać ją z zawiasów - wyrwie. To był tylko plastik, nie jakiś pancerny schron. Miał nadzieję, że gdyby droidowi zachciało się strzelać, to jego koledzy zareagują pierwsi. Gdyby siła mięśni nie wystarcżyła, zdejmie kurtkę i przez materiał strzeli w zamek kopuły.
__________________ Something is coming... Ostatnio edytowane przez Rebirth : 08-02-2013 o 19:29. |
07-02-2013, 17:58 | #102 |
Reputacja: 1 | Poczuł mocną łapę, być może bioniczną. Ciemność zalegała w całym pomieszczeniu, wszystko stało się tak blisko celu. Skupił swoje myśli w charakterystyczny ciąg cyfrowy. Poczuł olbrzymie mrowienie rozchodzące się od kręgosłupa, a jego oczy przez momentalne rozszerzenie źrenic więcej zobaczyły. To dopalacz refleksu zaczął działać. W czasie życia z klanem przynajmniej kilka razy w tygodniu ćwiczyli walkę wręcz. Boks, kopniaki, chwyty i uniki. Teraz musiał zastosować sprytny zwód. Kiedy mu się to uda , wymierzy prosto z pistoletu w tamtego gościa. Jeśli to Wieprz , spust napnie się do granic wystrzału. Poczeka aż tamta osoba wykona tylko zły ruch. Widząc kogoś z ochrony spróbuje pokazać mową ciała , że stoją po tej samej stronie. |
08-02-2013, 21:51 | #103 |
Reputacja: 1 | Nie było jej do śmiechu. Niemal czuła oddech nabuzowanych Latynosów na karku. Aż przeszył ją zimny dreszcz. Wiedziała, że jej koledzy nie będą mili z niej żadnego pożytku, jeśli chodzi o walkę, więc nie bardzo się doń spieszyła. Szła jednak dalej za Spock'iem pokładając w nim niemal całą swoją nadzieję. W nim i w Davis'ie. Jeżeli uda im się dostać do kopuły, Trip zamierza przekonać Digimana, że są po tej samej stronie. Że chce mu pomóc się wydostać z klubu. W końcu wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, nie? Dostać się do kopuły. Przekonać szczeniaka. I zwiewać. Proste, prawda? Na razie tyle wystarczy... Jeżeli ta część planu się powiedzie, dalej powinno być z górki. O dalszym działaniu pomyśli później. O ile później nadejdzie - uśmiechnęła się krzywo. Z droidem i Latynosami po przeciwnej stronie maty "później" było dla niej samej mocno naciągane. - Nee, Spock.... Dasz radę! Kupa plastiku nie zatrzyma takiego wariata jak ty, nie? Ani ciebie, ani Davis'a... - Uśmiechnęła się i klepnęła Spock'a przyjaźnie w ramię.
__________________ Sore wa... Himitsu desu ^_~ |
09-02-2013, 19:28 | #104 |
Reputacja: 1 | Spock ze zdziwieniem skontatował brak reakcji droida. Coś było nie tak. Coś było cholernie nie tak... Nie było jednak czasu na zastanawianie - szóstym zmysłem wyczuwał zbliżających się Latynosów na gościnnych występach. Brak reakcji strażnika powinien go cieszyć, jednak wywracał do góry nogami plan zajęcia boosterów droidem. Lub na odwrót, zależnie od siły argumentów. Czas na działanie. Później będzie... za późno? - Szykuj się. Wchodzimy... - rzucił cicho i łagodnie pchnął Trip w kierunku ściany, obok czającego się Davisa. Odchylił poły skórzanej kurtki i z jednej z kabur wyciągnął automatyczną Berettę 93R. Archaiczna, jednak pojemny dwudziestonabojowy magazynek i możliwość wystrzelenia trzech pocisków za jednym pociągnięciem spustu czyniły zeń przyzwoitą pukawkę. W połączeniu z tłumikiem, który właśnie przykręcał do lufy miała też zapewnić mu wejściówkę do zabezpieczonej kopułą loży. I minimalną chociaż dyskrecję... Potwierdził cyberokiem pozycję droida i Latynosów. Nie pominął też przypadkowych klubowiczów. Uklęknął, macając dłonią niemal odróżniający się od reszty niebieskiej kopuły, niemal czarny fragment, który musiał być zamkiem. Oczywiście opuszczoną kopułę należało otwierać od środka, jednak podobnie jak toalety w środkach komunikacji masowej obsługa musiała mieć możliwość zwolnienia blokady z zewnątrz. W razie czego. I teraz właśnie było "w razie czego". Spock przytknął zwieńczoną tłumikiem lufę do zamka i nacisnął spust. Cichy trzask. Przesunął lufę kilka centymetrów w lewo i znów nacisnął. To samo z prawej strony. Powinno wystarczyć, żeby zmasakrować prostą blokadę. Później miał zamiar podważyć kopułę (być może z pomocą Jacka, jeśli będzie ciężko) i dać Trip pole do działania. Problemem mógł być rozmówca dzieciaka, ale można było to jakoś załatwić... zależnie od sytuacji...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
09-02-2013, 20:01 | #105 |
Reputacja: 1 | Lee czuł się zawiedziony spodziewał się jakiś fajerwerków a wystrój tutaj był zwyczajnie nudny! Choć z drugiej strony nie miał prawa narzekać jego własny avatar, którego używał do programowania i hakowania też był prostą kopią jego wyglądu zewnętrznego w Realu. Jedyną zmianą, którą wprowadził była cały czas pełna wymiętolona paczka samozapalających "lucky strików" którą miał przy sobie była to jego metoda na oszczędzanie euro baksów i płuc Odpalił peta i rozejrzał się wokół, wystraszył się droida, ale wyglądało na to, że ktoś z atakującego gangu już go unieszkodliwił. Młody bardzo żałował, że nie może przyjrzeć się dokładniej obcemu programowi, ale nie był teraz gotowy na bitwę netrannerów. Dodatkowo Suli przysłał mu niepokojące wieści z zewnątrz "Zaraz wychodzę" - przesłał Johnowi krótką odpowiedź tak jakby tamten wyganiał go z toalety. Trzeba było szybko zrobić to, po co tu przyszedł i pomóc reszcie w bajerowaniu Digiego, który tera pewnie szczy po nogach Wyświetlił, więc dostępne narzędzia i wybrał z listy kontrolery ukryte pod ikonką AC\DC. Pod jego stopami natychmiast pojawiło się kilka długich zielonych węży wyposażonych w nietoperze skrzydła, czerwone oczy i długie rogi. Chłopak uśmiechnął się na widok swoich kreacji, z których był niesamowicie dumny i wydał im polecenia: - Po pierwsze miały przywrócić prąd i włączyć światło - otworzyć wszystkie kopuły - Wszystkie światła miały drygać z dużą częstotliwością Miał nadzieje, że da to jego kolegom potrzebną przewagę nad Busterami, którzy pewnie stosują jakieś wszczepy z noktowizorami i pewnie będą na chwilę oślepieni Po krótkiej chwili zastanowienia dodał jeszcze muzykę wiedział, że sporo ryzykuje, ale zawsze chciał coś takiego zrobić. W pierwszym odruchu chciał zarzucić Ironów, Metalice albo klasyczne AC\DC, ale doszedł do wniosku, że nie ma, co rzucać pereł przed wieprze i kazał zapętlić głupiutką piosenkę z lat dwutysięcznych. Znalazł ją przypadkiem, ale zachował, bo rozśmieszyły go wulgaryzmy zdawała się idealnie pasować do walk gangów, które Chadowi kojarzyły się właśnie z waleniem konia i kłóceniem się o to, kto ma większego... https://www.youtube.com/watch?v=nnTRcbbOtCk Na koniec postanowił spróbować jeszcze drobnej sztuczki i wysłał w stronę droida prosty program AI, który pójdzie w ruch, kiedy on już się wyloguje. Chciał zrobić prosty scan programu, którego obcy haker użył do zablokowania droida i przesłać jego kopie na jeden z wielu swoich ukrytych maili, aby mógł go później zbadać i odtworzyć. Dla odwrócenia uwagi jego konstrukt zaatakuje windy za pomocą "Młota". Miał nadziej, że drugi haker uzna, że któreś z pijanych imprezowiczów wszedł w Deep próbując włączyć światło a kiedy zobaczył droida tak się wystraszył, że przez pomyłkę spartolił sprawę i rozwalił windę zamiast przejąć nad nią kontrolę Nie był pewien ile z jego działań odniesie sukces, ale nie było czasu, aby się przyglądać efektom. Wylogował się najszybciej jak był wstanie trzymając kciuki za powodzenie swoich kochanych programów i mając nadzieje, że zdąży się wycofać nim obcy ganger zdoła zorientować się, co jest grane i go zaatakować Ostatnio edytowane przez Brilchan : 10-02-2013 o 11:45. |
11-02-2013, 07:31 | #106 |
Reputacja: 1 | Nori Yamada Yamada nie wahał się ani chwili. Z pomocą dopalacza refleksu obrócił się gwałtownie w stronę osoby, która położyła mu dłoń na ramieniu. Jednocześnie wymierzył w twarz przeciwnika z pistoletu. W słabych rozbłyskach światła, jakie dawały telefony klubowiczów Yamada zobaczył wystraszone oczy, jakiegoś nastolatka. Gość był napakowany niczym, jakiś pieprzony kulturysta, czy zapaśnik, ale przerażenie w jego oczach świadczyły o tym, że jest zupełnie przypadkową osobą i nie ma najmniejszego zamiaru z nikim walczyć. Yamada obrócił się więc ponownie w stronę Latynosa, który odpowiadał zapewne za wyłączenie prądu. Spock, Trip, Jack Davis Cała trójka dopadła do kopuły niemal w tym samym czasie. Spock i Davis w ułamku sekundy uporali się z zamkiem kopuły, a w następnej chwili już podnosili ją, by dostać się do środka. Trip stała na czatach i zabezpieczała poczynania chłopaków. Nie czuła się w tej roli ani pewnie, ani bezpiecznie. Widziała przed sobą plecy nadal nieruchomego droida oraz będących tuż, tuż latynoskich boostersów. Gdy kopuła została podniesiona w górę Spock i Davis omal nie padli ze zdziwienia. Na skórzanej kanapie leżał nieprzytomny Digiman, a jakiś opleciony wiązkami facet, który wyglądał jakby uciekł z planu filmu sf, przeszukiwał właśnie jego kieszenie w spodniach i kurtce. Na widok dwóch typów, którzy włamali się do jego loży natychmiast sięgnął po broń, która wisiała mu w kaburze przy pasie. Chad Lee Lee nie zamierzał pojedynkować się z netrunnerem, który zhackował droida. W sumie było im to na rękę, więc nie było takiej konieczności. Zamiast tego ruszył na poszukiwanie jakiegoś punktu sterowania zasilaniem w klubie. Na szczęście znajdowało się ono dość blisko i Chad mógł przystąpić do działania. Szybkim ruchem ręki przywołał swoje programy. Zielone węże wiły się pod jego stopami czekając na uruchomienie. Z podręcznego menu wybrał odpowiednie opcje i wpuścił programy do systemu. Następnie wykonał kilka pozorowanych ruchów, by zmylić sieciarza, który przejął kontrolę nad droidem. Nie czekał na efekt swoich działać, tylko czym prędzej powrócił na powierzchnię. WSZYSCY W pewnym momencie zasilanie zostało przywrócone. Stało się to niejako w najgorszym z możliwych momentów. Dotychczasowe ciemności wbrew pozorom sprzyjały działaniom grupy runnerów. Teraz ich poczynania były widoczne, jak na talerzu. Lee i Sullivan widzieli, jak Spock i Davis stoją przy uchylonej kopule, a Trip ich ubezpiecza. Widzieli też zdziwione i pełne wściekłości twarze Latynosów, którzy gdy tylko zauważyli otwartą kopułę i ludzi stojących przy niej, sięgnęli po broń. Lada chwila powietrze zrobi się ciężkie od ołowiu, to było jasne. Na szczęście z zasilaniem nadal coś było nie tak, gdyż światło pulsowało z zatrważającą częstotliwością, co ograniczało widoczność i powodowało ból w czaszce.
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman |
11-02-2013, 11:50 | #107 |
Reputacja: 1 | - Dzięki za opiekę John - rzekł Lee lekko skołowany tak szybkim powrotem do rzeczywistości starał się zorientować w sytuacji - Droid jest unieszkodliwiony przez jakiegoś innego sieciarza musiałem to olać. Strzel tym dziadom w plecy moje światełka powinny ich zająć - zaproponował z wrednym uśmiechem wskazując na wrogich Latynosów Sam tymczasem nie będąc świadomym rozwoju sytuacji pod kopułą spróbował przesłać wiadomość HR do Digiego Stary zbieraj się do wyjścia, słyszałem jakieś Busterów gadających o tym jak pracujesz dla Los Familios i o tym, że chcą cię parować dla okupu. Nie dałem rady odblokować twojego ochroniarza, bo za dużo wypiłem, ale wysłałem swoją kumpele żeby ci pomogła możesz jej zaufać ma fioletowe włosy |
11-02-2013, 12:29 | #108 |
Reputacja: 1 | - O kurwa... - skomentował swoją sytuację Davis. Krytyczny moment, w którym nie ma czasu na planowanie. Sytuacja miała być esencją czystego instynktu i zespołowego zgrania, wymieszanych w najlepszych możliwych proporcjach. Szansa jak 6:1 że coś się nie dogra, ale jednak byli ze sobą już długo. Czy wystarczająco, by reagować jak sprawny mechanizm? W to nie uwierzyłby nawet największy frajer. Jeśli zgrają się perfekcyjnie, to będzie zwycięstwo szczęścia nad rozumiem i umiejętnościami. Czyli coś co często decydowało o ich życiu w tym mieście. Wystarczająco. Pierwsze sekundy - dopalacz adrenaliny zaczyna funkcjonować na pełnych obrotach, chociaż pewnie i bez niego w jego żyłach płynęła by gęstymi strumieniami. Poczuł tego kopa i dzięki temu nabrał pewności. Nim się zorientował, już mierzył do uzbrojonego dziwaka grzebiącego przy ich celu. Nacisnął spust, celując w lewą stronę klatki piersiowej. Gdyby cwaniak miał tam osłonę, poprawi dwoma strzałami w głowę. - Bierz Digimana - rzucił tylko krótko to Spocka. Kolejnym jego ruchem powinno być wyrwanie za fraki domyślnie przed chwilą podziurawionego trupa i potraktowanie go jako (nie)żywej tarczy. Zamierzał też ostrzelać latynosów, co pozwoliłoby osłaniać Spock'a. Miał tylko nadzieję, że jego kumpel zorientuje się w tym podziale ról i zabierze stąd Digimana. Sam Davis będzie starał się szybko znaleźć też jakąś osłonę, gdy Spock już zabierze młodego.
__________________ Something is coming... |
12-02-2013, 11:11 | #109 |
Reputacja: 1 | Spock błyskawicznie posłał trzypociskową serię z Berretty w stronę odrutowanego dziwoląga. W tym samym czasie odezwała się broń Davisa. "Po co ten hałas?" - skrzywił się. Wciągnął Trip do środka. - Szukaj decka - rzucił, spoglądając na zewnątrz i oceniając zagrożenie. - Masz 10 sekund! - dodał, nie odwracając głowy. Właściwie to nie sądził, że mają aż tak dużo czasu. Jak będzie trzeba, to zabiorą dzieciaka ze sobą. Nie było to dobre rozwiązanie, ale skoro i tak siedzieli w tym po uszy... to nie ma sensu rezygnować w połowie roboty. W duchu liczył, że Trip znajdzie ten pieprzony deck i zmyją się stąd, zanim wszyscy zaczną strzelać.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
12-02-2013, 12:08 | #110 |
Reputacja: 1 | Nori rwał swoje neurony. Wszystko zwolniło, jego oczy nabrały szaleńczego wyrazu a mięśnie były gotowe do walki. Przypakowany facet przed nim okazał się zwykłym klubowiczem. Należał do tych z implantami ważniejszych partii , kakaową opalenizną oraz wiecznie nastroszonymi na żel włosami. Wędrował z schowanym za skórą pistoletem prosto w stronę hackera. Widział jego szpanerski zarost, jego pochłonięte siecią oczy. Nagle stało się coś nieoczekiwanego. Światła włączyły się, nietypowo jednak. Raziły wszystkich stroboskopowymi wybuchami. Rozszerzone źrenice przyjmowały za dużą ilość światła. Nawet pomimo pobudzenia automatycznie zmniejszyły swoją średnice. Widząc rozeźlonych Wieprzy , Yamada nie zamierzał wyłączyć swojego tech-speed`a. Bał się, że hacker go rozszyfruje. Boże. Kurwa. Ja pierdole. Musiał dowiedzieć się co na dole. W obecnej sytuacji powinien robić za transport. Tak czy siak musiał wyjść, tutaj nie zadzwoni. Czy drzwi stały otworem? -Yo , niezły bajzel- powiedział pod nosem, delikatnie się wycofując. |