Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2013, 11:10   #128
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
- Bert! - zdenerwował się Jost. - Gadaj wreszcie, co ci po łbie łazi, a nie czekaj, aż Łowca się do nas pofatyguje, by przed okazalszą publiczką występ zrobisz. Chyba że sam na siebie chcesz donieść i nie wiesz, czy to dowodami jest poparte - dodał złośliwie, mając dosyć tajniaczenia się w wykonaniu młodego Winkla.

Bert wybuchnął serdecznym śmiechem. W trakcie wywodu Marianki też zachował spokój co jakiś czas popijając sok.
- To nieco tłumaczy moi drodzy. Moim zdaniem mamy już dość materiałów aby naradzić się w kwestii kogo obarczyć winą. Moim zdaniem było tak... - Chwila ciszy, ostatnie zwilżenie gardła i domokrążca zaczął swój wywód. - Ojciec po wizycie u Delasqua odwiedził naszą zielarkę, ale nie po to aby zażyć lek na ból głowy. Po co więc? To zostawię sobie na koniec. Następnie udał się do lasu, gdzie też zapewne dostrzegł to co jego zdaniem było ołtarzem. Po powrocie do wioski, po południu, ojciec kłócił się z piwowarem Tomasem. Pod wieczór natomiast świątynie odwiedza rzeźnik i dochodzi do kolejnej kłótni. Z nienajlepszym nastrojem ojciec Fryderyk udał się na festyn Dnia Słońca, gdzie też rozmawiał z moją babcią o jej śnie. Rozmawiał to w sumie za dużo powiedziane, bo kapłan nie chciał jej słuchać słusznie twierdząc, że od snów i wizji nie on a kapłani Morra są. Później ojciec udaje się do świątyni polecając Angeli aby przypilnowała ludzi na festynie. W świątyni ojciec roniąc łzy modli się, w trakcie czego też zostaje zamordowany. Co do samych sprawców moim zdaniem nie byli to ani podróżni ani Hubert Thalberg. Conrad i Imre byli tam jedynie sprowadzić ojca przed oblicze sprawiedliwości, a że podjęli złą decyzję to już inna sprawa. Mieli pecha. Myśliwy natomiast pojawił się tam już po nich czyli ojciec był już martwy. Thalberg położył święty znak Taala i odszedł. Kto zaprzecza, że było inaczej? Klaus Furc. Domokrążca z Oberwill, którego znamy nie tylko jako brudasa i śmierdziela, ale także istnego szarlatana. Myślę, że ktoś taki bez najmniejszego problemu oszukałby każdego z nas. Co więcej nie skrewiłby morderstwa, bo nie raz polował, aby zwierzynę wyrzucić na trakcie, gdy na przykład goniłyby go głodne stwory chaosu. Jest jednak coś czego Furc się boi jak ognia. Baron. Dlatego popłakał się jak dziecko słysząc o karze z jego strony. Ale prawdy nie mówił... Nie całej. Angela sporządzała papiery dla ojca sprawdzając dokładnie czy ktoś nie oszukuje w ilości płaconej dziesięciny. Oszukiwał Furc co wynika z jego kajeciku i tego co dowiedziała się Marianka. I aby nikt się nie dowiedział Furc zgodził się zabić kapłana. Dlaczego? Bo Angela ostrzegła go o tym, że zaniżał dziesięcine... Czego zgodnie z prawem nie powinna zrobić, a od razu wyciągnąć odpowiednie konsekwencje. Furc więc zdecydował się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. W zamian za milczenie Angeli zgodził się zabić ojca, który był kolejnym świadkiem jego zbrodni. A Angela... wiedziała i sama zaproponowała zabicie ojca śmierdzielowi. Czemu? Bo chciała wynieść się z Biberhof i... pozbyć natrętnego ojca, który nie mógł opanować huci jak to ktoś już rzucił. Skąd to wiem? Bo pod oknem gabinetu ojca Gottlieba znalazłem to! - powiedział Bert wyciągając przejrzysty flakonik z jakimś płynem. - Myślę, że to właśnie specyfik, który kapłan wziął od zielarki. Zanim zaczniecie zaprzeczać zastanówcie się porządnie. Ani Angela ani Furc nie byli z nami szczerzy. U akolitki byłem dwa razy poza waszą wiedzą i powiedziała mi więcej niż mógłbym podejrzewać. Czy kłamała nie wiem, ale... ona ma wiele wspólnego z tą zbrodnią. - Bert skończył, wypił szklankę soku i czekał na reakcję reszty.

- Więcej, czyli co?
- spytał Jost. - Bo chyba nie potwierdziła twych podejrzeń? Nie powiedziała, że to ona z domokrążcą w spółce. Poza tym... co Furcowi dałoby zabicie ojca Gottlieba, skoro zostały jego rachunki? A rachunki zginęły później. Furc zabrałby kajet i zapiski zniszczył, a ktoś skradł go później.
- Łolaboga Bercik, a żeś się nagodoł
- wybałuszył oczy Gotte. - Ale to co żeś nagodoł, to nawet może być prawdą, powiem ci. Może - pokiwał głową. - Historyja, jak i inne, jakich my żeśta słyszeli ostatno co nie miara, ale ta z ust twych jakosik wiarygodniej brzmi, niż te inne. Ja też jakosik myślę, że to nie ten Conrad i Imre, że Hubert nie, to ja pewnym jest. Furc, Angela, to łoni dla mnie podejrzani. Ino jako Jost se gada, ktoś tam inny jeszcze winnym może być. To włamanie, to przecie ni Furc, ni Angela...- zamyślił się Miller.
- Nie powiedziała tego wprost, ale... zastanówcie się. Ona powiedziała Furcowi o tym, że oszukuje czego robić nie powinna. Furc w zamian za to postanowił pozbyć się jedynego poza nią świadka. To nie wszystko, bo Angela też wyjawiła mu jak widać część swoich planów. Wyjazd poza Biberhof może być wysoce prawdopodobny, bo ona od zawsze o tym marzyła. Zresztą osobiście mogę myśleć co chcę, ale to, że wielu z mieszkańców wsi nie pałało do akolitki wielką miłością jest faktem. Za miastową chciała uchodzić, ale jak widać to coś więcej jak dobre wykształcenie. Wiecie dobrze, że ja jako ostatni podejrzewałbym Angelę z racji na to, że kiedyś coś nas łączyło. Sprawiedliwość jest jednak sprawiedliwością i musi stać się jej za dość. - Bert znowu nalał sobie soku czekając na zdanie innych. - A może macie inne pomysły i podejrzenia? Może coś pominąłem? Oczywiście poza włamaniem, bo rzecz jasna ani Furc ani Angela tego nie zrobili.
- No i przez ten kajet co do Furca moje wahanie
- raz jeszcze powiedział Jost. - Przez rachunki zabił, i kajetu nie zniszczył? Aż tak głupi by był? Bo on mi na cwaniaka patrzy, a nie na osła, co by o rzecz najważniejszą nie zadbał.
- Masz rację, ale zwróć jeszcze na coś uwagę... Nawet gdyby Furc chciał zabrać kajet po zabiciu ojca Fryderyka nie mógł tego zrobić. Raz, że pojawili się w świątyni nowi, potem pojawił się Thalberg, a w każdej chwili z festynu mogła wrócić Angela.
- Nie wiesz, kiedy ojciec zginął, a kiedy ci dwaj się tu zjawili
- odparł Jost. - Czy w głowie kapłana szkło któryś z was widział? Szkła resztki? A tamci dwaj, Conrad i Imre... Rękę obcięli, a czy szkło widzieli?
- Czekaj, czekaj Jost. Wiem o co ci chodzi, ale nie zapomnij, że komuś zaufać albo chociaż uwierzyć w zeznania musimy. Jak zakładamy, że każdy z przesłuchiwanych kłamał to nie mamy nic. Nie ma innej możliwości jak w końcu powiedzieć kto mówił prawdę, a kto kłamał. Po prostu. Możemy zrobić konfrontacje, dopytać jeszcze tych ludzi, ale nie zapominajmy ile czasu nam zostało...
- Dlatego o szkło pytam
- odparł Jost. - Ktoś usunąć je musiał. Jeśli ci obcy go nie widzieli, to kto je sprzątnął? I po co? Furc? Ten chyba jeno o ucieczce myślał. A może Angela? Ta czasu miała dość.
- Może obcy widzieli szkło, tak samo jak Thalberg? Nie chce o kolejną rzecz obwiniać Angeli. Chociaż sprzątanie zanim porządnie zbadaliśmy miejsce zbrodni było bardzo dziwne...
- Bert opróżnił kubeł z sokiem. - Za jakiś czas będzie tu wójt więc zastanówmy się co mu powiedzieć. Ja mogę powtórzyć co wam mówiłem, ale wszyscy muszą być zgodni. Sam nie jestem na tyle pewny, aby bez zawahania wskazać palcem winnego.
- Pokażesz Furca, tudzież Angelę jako współwinną? Czy domokrążcę jeno?
- spytał Jost.


Eryk nie wtrącał się do trwającej dyskusji. Obudził się nieludzko zmęczony, bardziej niźli byłby po całym dniu pracy na roli- do fizycznego wysiłku był przyzwyczajony, jak to ludzie ze wsi, ale ciągła wędrówka po Biberhoff i okolicach, rozmyślanie o morderstwie ojca Gottlieba, widok zbezczeszczonego ciała oraz samobójstwo zielarki... I to wszystko właściwie bez przerwy na posiłek czy choćby zgaszenie pragnienia. Kompletnie zatracił się w śledztwie, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji i odpowiedzialności jaka na nim ciążyła, na nich wszystkich. Ale jaki był tego skutek? Wczoraj, zdawało mu się, niczego konstruktywnego nie zdziałał, a dzisiaj był zbyt zmęczony by pomóc reszcie poskładać poszlaki do kupy. Mimo to wsłuchiwał się mocno w ich dyskusję i starał się znaleźć jakąś lukę, która pozwoliłaby im choćby obrać na cel jedną konkretną osobę. Jeden podejrzany, nie dwaj nie czterej czy pięcioro. Tego im było trzeba, skupić się na jednej osobie.

Zjadł trochę kaszy, którą zdołał zgarnąć do miski zanim zainteresował się nią krasnolud, wypił kufel piwa, nie zważając na wójta. Zresztą, co to był kufel piwa? Nic, tyle że niesmak z ust nim zlikwidował i kaszę popił.
Już miał dolać sobie drugi, kiedy to młody Winkel zaczął coś pokrętnie gadać. Nie chciał powiedzieć jasno, co mu po głosie chodzi, tylko domagał się, coby Marianka swoją rozmowę z Angelą mu wpierw streściła. Tak, widać, że syn domokrążcy... To niejasne zachowanie Berta wstrzymało dłoń Eryka przed dolaniem sobie piwa, siedział i nasłuchiwał, do czego też Winkel dojdzie tak pokrętną ścieżką. Na wsi ceniło się prostotę i takie kręcenie już samo w sobie Bauerowi śmierdzieć zaczynało.

Wersja wydarzeń, którą wreszcie zaprezentował im Bert była faktycznie prawdopodobna, chociaż, jak później zauważył Arno, Furc na siłacza ani zimnokrwistego zabójcę nie wyglądał. Krętacz, łgarz i inne epitety jak najbardziej do niego pasowały, jednak żeby zrobić coś takiego trzeba być potworem. To nie było zwykłe morderstwo, i dlatego Eryk nie był do końca przekonany. Poza tym, zaintrygowała go jedna rzecz- czemu dopiero teraz dowiedzieli się o flakoniku znalezionym pod oknem przez Winkla? Czemu nie powiedział im wcześniej? Przecież to mógł być ważny dowód, o ile faktycznie młody domokrążca znalazł go pod oknem gabinetu ojca.

Bauer zwątpił w wiarygodność Berta całkowicie, gdy Marianka wyciągnęła na wierzch brudy Winklów, a on przyznał się, ze skruchą wprawdzie, do włamania do gabinetu sigmaryty i kradzieży kajetu ojca.
A tak szczwany krytykował Furca, przeglądając jego księgi, planował to cechowi domokrążców przekazać, żeby nicponia z gildii wydalić i napiętnować na resztą życia mianem oszusta. Sam okazał się nie lepszy. Znali się od małego przecież, wydawał się być dobrym chłopakiem, ale widać domokrążcy muszą kręcić, kłamać, zwodzić, żeby przetrwać. W ich fachu nie wystarczy ciężka praca, a jak widać, i do życia osobistego nawyki krętactwa przechodzą.
Odezwał się dopiero, gdy nieco ochłonął, i gdy padła propozycja, żeby ktoś Winkelowi w rozmowie z Apfelówną towarzyszył. Nie wyobrażał sobie, żeby miał posłać przyjaciela na stryczek, ale baty się oszustowi należały. Łzy pewno prawdziwymi były, jak i wyrzuty sumienia, ale to nie może naprawić szkód wyrządzonych, szczególnie, że skradziony dziennik Gottlieba został spalony, a mógł on być dowodem ważnym, jeśliby wersja Berta prawdziwą się okazała.

Bauer dolał sobie wreszcie piwa i wychylił połowę kufla jednym haustem. Dzisiejszy dzień od rana nie szczędził mu negatywnych emocji. Szokujące wyznanie Berta, a rano, jeszcze przed jego pobudką, piwowar, wuj zapchlony, łaskawie resztki z uczty świątecznej im rzucił. Co gorsza, matka się z tego faktu ucieszyła, mimo iż gnida zrobił to tylko... No właśnie, czemu? Naprawdę wdzięczny za sprawiedliwość był? A może... może za oddalenie od siebie podejrzeń? Nie, jego wina nie zmartwiłaby Eryka, oj nie, ale nie pasował on nijak do Bertowej historii, która wszak wiele faktów ustalonych brała pod uwagę i tłumaczyła. Jedynie to wino, o którym młody rolnik wspomniał, ale cóż z tą wiedzą począć? Nie wiedział, ile butelek było tam przed festynem, a nawet, gdyby wszystkie zniknęły, to przeca mógł je wypić, w takie święto by nie żałował nawet i dwóch butelek.

Otrząsnął się, wrócił do rozmowy. Stary karczmarz tu nie pasuje. Póki co.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline