Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-02-2013, 19:04   #121
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Na samiuśkim dworze wiele śladów nie znaleźli. Ale to i dziwne nie było, bo widoczność była nijaka. Ani psisko też tropu żadnego nie złapało. Szkoda.
Ze zwieszonym na kwintę nosem Marianka i Jost wrócili do wejścia świątyni.
Tam czekali na nich inni. Nikt nie kwapił się jeszcze do wejścia do środka, bo i wiadomo było kto tam w środku teraz gospodarzy.

Trochę debatowali o tym kto pogada z Angelą. Ze zrozumiałych względów Bert odcinał się od jakichkolwiek z nią kontaktów. Nie dziwiła się chłopu. Pomyśleć, że chciał żenić się z taką łachudrą. Z ciężkim sercem obiecała reszcie pogadać z Apfelówną, ale najpierw musiała skupić się na czymś innym, dlatego w pierwszej kolejności poleźli do gabinetu.
Udawała, że nie widzi oburzonych spojrzeń Angeli, kiedy całą grupą wpakowali się do świątyni.

Tutaj już więcej tropów odnaleźli. Złodziejaszek prosto przez komin do gabinetu wszedł.
Odnaleźli, pechowo dla niego, odcisk buta ze sadzy.
Krzepki więc byc musiał i niezbyt brzuchaty, bo by inaczej wewnątrz komina utknął.
Niewiele bałaganu zostawił, tak jaby wiedząc gdzie szukać ksiąg kapłana. Dziwne to się Mariance wydało, bo i uczucie ją dopadło, że nie mógł to być nikt obcy. Czy to właśnie dla tych ksiąg jakiś padalec ojczulka ubił? Czy tylko ktoś skorzystał z okazji i wiedząc, że gabinet pusty stoi po księgi się pokwapił? Tylko po co mu one były?

Z uwagi na księgi kapłana przypomniała sobie o kajecie, który przy Furc znaleźli. Bert Winkiel zapisy odcyfrować umiał, więc zapytała czy by teraz do niego nie zajrzał. Bert skawpliwie przystał na propozycję dziewczyny, ale chciał kajet poczytać po swojemu, potem, na osobności. Jakiś wewnętrzny głos kazał Mariance uprzeć się przy tym żeby jeszcze w gabinecie do niego zerknął. Sama nie wiedziała czy dyktował jej to strach żeby ktoś znowu ich nie ubiegł czy tez obawa o życie Berta. Stracili już jednego waznego świadka, tylko dlatego, że zostawili ją samą. Myślała tu o Marynie.

Zawartość notesu na razie niewiele ją obeszła. Furc oszukiwał w spłacaniu dziesięciny.
To nie był jej problem, ani nie miało to większego związku ze śmiercią ojca Gottlieba.
Bert co prawda oburzony mówił coś o donosie do gildii, ale Mariankę w tym czasie bardziej interesowała zawartość piwniczki, w której to w noc morderstwa przesiadywał Furc.

Zeszli więc do niej jak tylko młody Winkiel schował kajet za pazuchą.

Nie spodziewali się tego co zastali na dole. Zakrwawione noże. Jeden zwykły kozik, jakich pełno było w wiejsich obejściach, drugi, typowy nóż myśliwego. Nie wiedziała dlaczego od razu pomyślała o Thalbergu. Ale czy tylko on sie nim posługiwał? Marianka szczerze wątpiła. A nawet jeśli był to jego nóż, to przeciez pierwszy lepszy mógł go zabrać ze stojącej w czasie polowania pustej chaty Huberta.
Ale to co znalazł Eryk za beczką w kącie przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Marianka o mało nie pohaftowała się kiedy wyciągnął na widok utłuczoną i wciąż zakorkowaną szyjkę butelki po winie na której wisiały strzępki mózgu i tkanki zamordowanego.

Morderca chyba właśnie ta butelką rozbił kapłanowi głowę. Tylko skąd miał to wino? Przyniósł ze sobą? Czy może był w piwniczce i wytargał ją własnie z niej? Ale gdzie wtedy był Furc? Kłamał o tym, że w niej siedział czy może sam użył tej butelki i wciskał im ciemnotę, że niby się rozmyślił.
Pytania rodziły nowe pytania. Nic nie było jasne w tej sprawie....

Jost słusznie zauważył, że rozlane wino musiał ktoś uprzątnąć. Od razu pomyśleli o Angeli.
Teraz przyszedł więc czas, żeby Marianka się z nią rozmówiła.

Niechętnie wspięła się więc z powrotem do góry.


Długo szykowała się do rozmowy z tą... sama nie wiedziała jak nazwać Angelę nie bluźniąc w domu Sigmara. W końcu jednak podeszła do nowicjuszki i przysiadła się do niej w ławce.

- Musim pogadać Angela. Niezbyt to miłe dla mnie, ale chciałabym usłyszeć twoją wersję. - odezwała się niezbyt głośno. - Furca my spotkali ... i trochę niepokojących rzeczy się dowiedzieli od niego. Między innymi o tobie. - Marianka mówiąc to bacznie obserwowała Apfelównę szukając oznak zmieszania czy agresji. - Widziałaś się z nim w dzień święta? Kiedy i o czym gadaliście?

Apfelówna zrobiła zniesmaczoną minę.

- Dowiedzieliście się na mój temat od tego parszywego plotkarza? A czegóż to? Nie. Ostatni raz widziałam go jak wciskał ojcu Franciszkowi liche wino. Dzień przed festynem. Przedwczoraj.

- Nie chcę plotek powtarzać dlatego ciebie najpierw pytam. - powiedziała trochę niecierpliwie Marianka ukrywając zawstydzenie - I zanim zaprotestujesz, to ma związek z morderstwem. Inaczej bym cię za język nie ciągła. - po chwili zaczęła znowu - Furc zeznał, żeś go do mordu na ojcu Gottliebie namawiała i za to ... no wiesz... coś od ciebie dostał. - zmieszała się trochę - W naturze.

Angeli oczy mało z orbit nie wyskoczyły i przez chwile wyglądało że wybuchnie. Wzięła jednak kilka głębokich oddechów i poprawiwszy szatę powiedziała jeszcze trochę łamiącym się lecz odzyskującym godność głosem.

- To jest wierutne kłamstwo. Za kogo wy mnie macie? Wypraszam sobie. - powiedziała stanowczo. - Furcowi nie wierzcie. Kaplan prosił mnie, abym rachunki mu zorganizowała. Może na mnie zły być, bo oszust dziesięcinę zaniżał razem z Winklem. Ojcu nie zdążyłam powiedzieć o tym, ale Furca o to pytałam pośrednio. I surowo przestrzegłam go.

Marianka innej odpowiedzi się nie spodziewała. Kto by się przyznał do spółkowania z takim fleją i oszustem?
- A czy to prawda, że ojciec Gottlieb naszej wsi już dość miał i planował odejście? - Marianka udawała, że wierzy Apfelównie kiwając głową z powagą.

Nie dopytywała bardziej o to co jeszcze Angela powiedziała o Winklach. Zaniżali dziesięcinę.... ciekawe. A Bert taki oburzony był jak opowiadał o oszustwach Furca. Tylko, że księgi ojca już nie ma. A kajet Furca jak najbardziej. Hmmmm... Myśli Marianki biegły szybko. A jakby....? Eeeeee.. nie, to niemożliwe, prawda? Mimo tego postanowiła po cichu przyjrzeć się śladom obuwia Berta... i jego ojca.

- Ano nosił się z takim zamiarem od roku, żadna to tajemnica. Byś ojca Fryderyka bliżej znała i w gościnę zapraszała w swe progi, to nie robiłabyś z tego plotki - wzruszyła ramionami wciąż czerwona Angela, jakby ją plany ojca wcale nie dziwiły.

- Ty mi Angela o plotkach nie wypominaj, bo nie dla własnej uciechy ja cię o to wypytuję, ale dla śledztwa. Gdybym sensacji szukała, to by my cię na przesłuchanie przed starszych wezwali. - Marianka była oburzona - Furc jak dla mnie to świadek niezbyt wiarygodny, ale zeznanie jego sprawdzić musim. A o tym, że kapłan od roku gadał o zamiarze odejścia to nie wierzę. W końcu, jak to gadasz, wiejskie pleciugi od razu zrobiłyby z tego wielkie debatowanie. A nikt z naszych o tym nie słyszał, więc nie wciskaj mi ciemnoty, bo ja nie durna. - Marianka była naprawdę zła, że Apfelówna za głupka ją ma.

Pomyślała sobie przez chwilę, że jak Angela nie zmieni tonu to i z pomocą akuszerki sprawdzić się da czy nowicjuszka nadal dziewicą jest. Z drugiej strony Furca należało ponownie przesłuchać i o matactwa z dziesięciną związane wypytać.

Angela czerwona zacisnęła piąstki i wargi odwzajemniając Mariance oburzone spojrzenie.
- Dobrze, kumo śledcza - powiedziała chłodnym tonem zadzierając nos do góry. - Przed rokiem ojca rozmowę ściszoną z kapłanem Fryderykiem podsłuchałam. Niechcący - dodała z naciskiem. - Że kapłan jak za rok widocznych rezultatów w sigmarowej posłudze w Biberhof nie odniesie, to będzie mu się poddać i zastępstwa dla wsi szukać. A jak macie dowody żeby mnie aresztować, to to róbta, inaczej nie róbcie z siebie głupców. Sigmar takich nie toleruje!

Marianka przez krótki moment zastanawiała się nawet czy nie przylać bezczelnej nowicjuszce, ale pomyślała, że dla niej skóry swojej nadstawiać nie będzie.

- To powiedz mi jeszcze kumo świątobliwa, skąd w takim razie Furc o planach ojca wiedział, ha? - wysyczała z uśmiechem drwalka - Gadał, że tobie przejęcie stanowiska we wsi też się nie uśmiechało, ze ambicyje większe miałaś i do Wurtbadu się szykowałaś. Stąd twoja złość na kapłana i zlecenie dla Furca. Widząc twój temperament wcale bym się nie zdziwiła! - dodała podniesionym głosem i wstała z ławki.
- Jeszcze się zobaczymy, ale następnym razem będziecie się tłumaczyć w większym gronie... kumo.

- Furca pytaj skad wie, a nie mnie! - odwarknęła. - Ojciec mój w ploty się nie bawi nigdy. - Podniosła wzrok na Mariankę, a potem odfurknęła takim samym tonem co drwalka. - Jeszcze sobie pogadamy, oj pogadacie....

- Furc od ciebie wiedział i ja to udowodnię. Tak samo jak to, żeś ślady po mordzie zatarła. My wiemy o stłuczonej butelce wina, którą ojca zasiekli. Na nic zdało się twoje sprzątanie Angela.

Nie doczekała się jednak już żadnej wypowiedzi.

Wzruszywszy ramionami wróciła do chłopaków zdając im relację z rozmowy z Apfelówną. Jedynym co zataiła był fakt, że ojciec Berta długi u kapłana miał.
Nie chciała niepotrzebnie fermentu siać. Była zdenerwowana. Nie wierzyła w świętoszkowatość nowicjuszki i była święcie przekonana o tym, że ma ona swój udział w tym ohydnym czynie.

Postanowiła więc obserwować Apfelównę. Chciała się przekonać, czy zarzuty jej postawione faktycznie nie zrobiły na nowicjuszce żadnego wrażenia, oprócz tych oczywiście, że oddawała się nierządowi. Mimo zmęczenia i burczenia w brzuchu musiała udowodnić, że ta łachudra była czystym złem.
Śladami buta i tymi pod oknem mogła się zająć dopiero z rana.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 03-02-2013, 20:51   #122
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Sprawy nieco się skomplikowały, okazało się bowiem, że dwójka obcych nie tylko była w świątyni, ale i zabrała sobie stamtąd pamiątkę- dłoń kapłana. Czy odcięli ją z trupa, którego tam znaleźli, jak sami utrzymywali, nie wiadomo. Tak samo jak nie wiadomo, czy faktycznie ścigali kapłana za jego dawne przewinienia, czy też może z innych, mniej szlachetnych pobudek. Tak czy siak, jeśli to oni go zabili, poniosą zasłużoną karę. Kapłan Sigmara to kapłan Sigmara, i niezależnie od grzechów przeszłości, zabójstwo nie było rzeczą dopuszczalną. Właściwie, to mogliby być oni. Zakładając, że pozostali mówili prawdę, wszystko miało sens- Furc słyszał, jak zabili Gottlieba (a nie słyszał, jak wchodzili; w końcu sami przyznali, że na niego polowali, a więc i to, że skradali się jest jak najbardziej logiczne) potem jeden z nich, ten ze słabszym żołądkiem, wymiotuje za ławkę, widząc jak drugi profanuje ciało ojca Fryderyka. Wychodzą, obserwowani przez Huberta, gdy ten wchodzi do świątynie, jest już po wszystkim. Ucieka, Furc budzi się rankiem i też daje nogę.
Perfekcyjnie.

Tylko kto, do jasnej ciasnej, i po co, włamał się do gabinetu sługi bożego?
Ślady, jakie zdołali wypatrzeć, do niczego się nie nadawały. Strażnicy ograniczyli krąg podejrzanych do mężczyzn o średnim rozmiarze stopy, nie za grubych i nie za cherlawych. Pozostawała tak z połowa chłopa ze wsi. I tym razem, to tylko ktoś z mieszkańców mógł to zrobić- bramy były zamknięte, przybysze zatrzymani w karczmie, a Furc męczył się z pękniętą ośką, chociaż Eryk postawiłby butlę wina, że domokrążca nie dałby rady, mimo swojej tchórzowskiej determinacji, którą popisał się podczas ucieczki po lesie.

Plusem było, że wiedzieli, co zginęło- kajet Gottliega, w którym to zapisywał oddawaną dziesięcinę. Bert doczytał się też w księdze Furca, że ten robił jakieś przekręty i migał się od płacenia podatków, czy czegoś w tym stylu, co na pewno nie spodoba się gildii kupieckiej. Oszust i naciągacz, Bauerowi nie było go nawet żal.

Bardziej szokujące znaleziska odkryli w piwnicy. Faktycznie, na widoku leżał zakrwawiony nóż, ale to było akurat najmniej ważne, bo poza tym znaleźli duży, myśliwski nóż (Eryk nazwałby go właściwie sztyletem) oraz stłuczoną butelkę, z resztkami czegoś, co prawdopodobnie było mózgiem, a przynajmniej przypominało szare, gąbczaste resztki zalegające w rozbitej czaszce kapłana. Co gorsza, to właśnie młody Bauer natknął się na tę makabryczną broń. Pohamował się przed zwymiotowaniem (zresztą, i tak nie miałby czym), i drogą dedukcji dopasował rozbity fragment do pełnych butelek znajdujących się w piwniczce.

Byli coraz bliżej, jednak nadal było zbyt dużo niewiadomych. Najbardziej nurtującym pytaniem na chwilę obecną było dla Eryka "Gdzie stłuczono butelkę". Zakładał, że rozbito ją wprost na głowie ojca Franciszka, lecz dlaczego Angela nie powiedziała im o resztkach szkła? Sprzątnęła je i wyparłą z pamięci? Mało prawdopodobne. Ale jeśli to ona zabiła, to czemu zwlekała ze sprzątaniem tak długo? Co najmniej cztery osoby widziały miejsce zbrodni przed zatarciem śladów. Ale może nie bała się tego, bo uznała, że i tak nikt niczego istotnego nie spostrzeże? Wszakże rozmawiali z tymi czterema osobami i gdzie byli? No, może nie w lesie, ale na pewno nie tak blisko, jak być powinni. Lada chwila do wioski może przyjechać inkwizytor, a oni nie mają jeszcze pewności, kto jest odpowiedzialny za to nieszczęście.

Marianka została oddelegowana do rozmowy a Apfelówną, niewiele jedna wskórała. Skończyło się na wzajemnych groźbach i przemilczeniu pytania o sprzątnięte z miejsca zbrodni szkło. Nie było dobrze.

- Ta świętoszka w smole kąpana, ta flądra szerokodupna, ta ...
- Marianka wróciła do swoich cała zafukana - Guzik wielki się dowiedziałam. Ino, że skłamała jeśli chodzi o to, że każdy wiedział o odejściu kapłana. No i jeszcze może to, że Furc faktycznie z dziesięciną oszukiwał i chciał, żeby mu Angela rachunki załatwiła. Trza by z nim chyba jeszcze raz pogadać.
Marianka streściła pokrótce przebieg rozmowy zatajając jedynie sprawę z długami ojca Berta. Nie chciała na razie niepotrzebnie fermentu siać.
- Na koniec udała wielce obrażoną - prychnęła ciągle jeszcze zła Marianka - i nawet nie raczyła odpowiedzieć na zarzut, że szkła sprzątnęła. Może który z was jeszcze popróbować chce?
Jost pokręcił głową. Nie miał najmniejszego zamiaru rozmawiać z akolitką. Z pewnością by się od razu pokłócili.
- Może by tak Furca na Angelę poszczuć, a Angelę na Furca i w pokoju jakim przymknąć? Żreć by się zacząć mogły, to i ciekawych rzeczy jakich dowiedzieć by się można było - zaproponował Arno z szerokim uśmiechem.
- O! - Marianka wyszczerzyła zęby w uśmiechu - Chociaż pewnie lepiej publicznie przesłuchanie urządzić, niech się pozagryzają. - zachichotała.
- Zamknijmy ich... - powiedział Jost. - Kto wyjdzie żywy, tego powiesimy.
Khazad w przypływie czarnego humoru aż zatarł ręce.
-Kto Angelę na Furca napuścić by chciał?

Erykowi jakoś nie udzielił się wisielczy humor kompanów, miał już dość wrażeń na dzisiaj. Dość wszystkiego.
- Ja pasuję. Obgadajmy to jutro, jak już sołtys od barona wróci. Ja tam idę spać, padam an pysk. Jutro cosik wymyślimy, na pewno.

Bez czulszego pożegnania poczłapał w kierunku domostwa. Gdy wrócił, nikt nawet nie wypytywał go o śledztwo, zmęczenie jakie malowało się na jego twarzy wzbudzało w domownikach współczucie. Matka przygotowała mu kilka grubych pajd chleba, a starszy brat, w ramach wsparcia, poklepał go po ramieniu. To był ona tyle niecodzienne, że Eryk aż się lekko wzdrygnął, spojrzał jednak na Mariusa z wdzięcznością. Nie wiedział, czy ten był z niego dumny, czy po prostu empatia wzięła górę. A może matka kazała mu wspierać brata, rozumiejąc powagę sytuacji? Chwilowo nawet to nie miało znaczenia. Eryk zjadł kolację i padł na łóżko. Woytka jeszcze nie było, został widocznie z pozostałymi. Poradzi sobie nie jest dzieckiem, pomyślał zamykając oczy i momentalnie zapadając w sen.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 04-02-2013, 09:33   #123
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





BIBERHOF, 1 VORGEHEIM, NOC



W Biberhof ciemno już było, zgasły wszystkie światła, noc nadeszła głucha.
A wraz nią strażnicy rozeszli się na odpoczynek, wartę przy karczmie zostawiając w rękach reszty wiejskiej milicji. Z planów aresztowania Angeli Apfel wyszły tylko wisielcze żarty, bo gdy przyszło co do czego, strażnicy chyba po rozum do głowy poszli, że przecie prócz zeznań oszusta, głównego w zbrodni podejrzanego kłusownika i łachmyty, na nowicjuszkę kultu Sigmara, żadnych twardych dowodów nie mieli. Gdy do działania przyszło konkretnego każdy na pięcie sie obrócił i z głową pełną czarnych myśli do chałupy swej sie udał za przykładem Eryka Bauera. Poszlaki tylko i dziwaczna, pokrętna spowiedź wystraszonego domokrążcy z Oberwill nad głową Apfelówny wisiała, kładąc się podejrzanym cieniem na nieskalanym obliczu jasnowłosej. Trudne do uwierzenia słowa tego Furca, który wszak łysemu grzebień sprzedać nie jeden raz potrafił. Temu Furcowi szachrajowi, co oczy bez mydła mydlił i potrafił szczać na oczy innym gwiżdżąc, że to deszczyk pada. Tego Furca obwiesia śmierdzącego, co to go żadna normalna baba za złote korony do wyrka by nie przygarnęła, choćby ostatnim był chłopem jak Świat Stary i szeroki. Tego Furca złodzieja, co baronowi z kiesy kradł podatków należnych nie płacąc i na kościół Sigmara, świątynię państwową dziesięcinę zaniżając rzyć wypinał. Tego Furca domokrążcę, co ludziom ciemnotę i buble wciskał lub tez podejrzanych źródeł dobra, zapewne z kradzieży jako paser, z bandziorami okolicznymi sie bratający, opylał. Tego Furca brudasa, co to o nim każdy zdanie miał złe wyrobione i co mu nikt by nie dał wiary w prawdziwość jego słowa naprzeciw świadectwa pobożnej Angeli Apfel postawionego. Tego Furca słowo mieli warte tyle przed sądem co brud za paznokciem. Ale i coś w tym jego upartym gadaniu było takiego, co ćwieka niejednemu strażnikowi zabiło, że skory był Biberhofianin dać wiarę a przynajmniej podważyć słowa nowicjuszki i świetle innym na sprawę spozierać... Tylko, czy Furc zdoła przed sądem Starszyznę do siebie przekonać i czy oni dowodów niezbitych aby takie przebieg wydarzeń dowieść i nowicjuszkę na szafot zaprowadzić? Czy to w ogóle było możliwe? Możliwym było. Proces zgodnie z imperialną litera prawa dowodów twardych odrzucić nie mógł a skazanym miał być ten komu winę się udowodni.

Tymczasem pod osłoną nocy opłotkami przemykał się cień.



BIBERHOF, 2 VORGEHEIM, PORANEK



Ranek przyszedł szybko, bardzo szybko, natarczywym pianiem koguta w co drugiej zagrodzie. Eryk z trudem otworzył oczy w samo raz w porę, gdy Woytek już przymierzał sie go budzić i pochylony nad bratem do tarmoszenia się zabierał.

- Wójt nas do wspólnej izby w-w-w-wzzzywo. – zająknął się w końcówce.

- Wuj był. Dopiero co wyszedł. – odezwała się matka, gdy młody Bauer naciągał na grzbiet czystą koszulinę. – Chleba wczorajszego dwa bochny nam przyniósł i zobacz. – ręka wskazała na zawieszone nad piecem pętka kiełbasy. – cztery pałki biberhówki! – ucieszyła się. – Brat waszego ojca dumny z was jest. – dodała zadowolona. – Mówił, że go nie zawiedziecie w na stryczek winnego doprowadzenie, przez co wioskę od krwiożerczych sigmarytów ochronicie synkowie.










Eryk z ukosa spojrzał na Woytka i na starszego brata, co z pochyloną głową równie krzywe mu spojrzenie z nosem na kwintę posłał. Wszyscy oni już wiedzieli jaki to przychylny im był szanowny brat ich nieboszczyka ojca... Stary Bauer piwowar chętnie by widział ich rodzinę z wioski wyniesioną i nie raz radził by matula do krewnych z okolicznej wsi się udała. Za plecami koło rzyci im robił ludziom na uszy makarony nawijając od czerwonego wina nabuzowany, niczym wielki intelektulista laseczka się podpierający, że po śmierci jego niedojdy brata, jego szczeniaki z nieporadną matulą, to darmozjady, o gęby których troszczyć sie musi, żeby z głodu nie zdechli. Chyba tylko w większej pogardzie od swej dalszej rodziny, sigmarytę nosił, którego blisko siebie chciał mieć i do rady wiejskiej zaprosił przekonując wójta, bo jak mawiał czasem wrogów najlepiej bliżej przyjaciół przy sobie nosić. A teraz taki dumny resztki z festynowych stołów przynosi zapomniawszy, że zeszłej zimy, gdy lato mikre było i z pola więcej plew jak zbiorów było, to im na prośbę matuli zgniłe ziemniaki z obierkami przysyłał i czarna kawę z czerstwym chlebem, co sie ostał po gościach nadgryzionymi pajdami. I żeby nie dobry Herr Miller młynarz, to co na krechę dawał wypieki a ich mikre zbiory liczył z nawiązką ręka machając, że Erykowy ojciec dla jego rodziny, to samo by uczynił, to by na samych resztkach ze stołu bogatych Bauerów nie wyżyli....










Bert wstał z łoża jakby z dybów zdjęty. Oka prawie wcale w nocy nie zmrużył. Pełne miał ręce roboty i ciężko na duszy, bo sumienie go oskarżało i pomstę do Sigmara wołało. Dobrze młody Winkel znał przykazania i reguły kultu. Wybierać musiał między życiem wiarą a życiem jego rodziny. Ojca za szachrowanie przy podatkach dla barona i dziesięcinie dla świątyni czekała surowa chłosta, wyrzucenie z cechu domokrążców oraz kilka lat w ciemnym lochu zamczyska. A on sam, jeżeli o współudział ni byłby posądzony, to co najmniej musiałby przez wiele lat, podwójnie ciężko harować aby długi i kary z niebotycznymo odsetkami za ojca spłacić do roboty niczym niewolnik zaprzęgnięty. Rodzina jego w ubóstwo co najmniej by popadła, by nie rzec, że w nędzę. Kto wie, może siostrę by musiał jakiemu staremu, obleśnemu, bogatemu Wurtbadczanowi za żonę sprzedać...










Marianka, o ile tylko było to możliwe, jeszcze mniej Apfelównę po wczorajszym dniu, w szacunku i poważaniu miała. Chociaż nikomu śmierci nie życzyła, to aż głupio było przed sobą sie przyznać, że widok oczyma duszy, niebieskookiej Angeli, dyndającej z pod ciężarem zgiętej gałęzi, był aż tak wcale przykry. Lecz cóż jeśli to nie ona? Czy dowodów mają tyle, żeby ryzykować oskarżanie o zbrodnię na ojcu Franciszku służebnicy Sigmara, nowicjuszki o nieskalanej dotąd powszechnej opinii? I czy Łowca Czarownic wiarę da w taki przebieg wydarzeń, nawet jeśli Starszyznę Wioski do stracenia akolitki strażnicy przekonają? Czy w ogóle baron zezwoli, aby wioska miała sługę kultu samopas osądzać wbrew hierarchii kościelnej i państwowej, która tutaj w jurysdykcję wiejskiej rady wchodziła w paradę swoją wyższością, zezwolił lub oko przymknął wikłając się w tak delikatna sprawę własną osobą? Ranek przyniósł ciemne chmury nad głowę bystrej dziewczyny, mimo, że na niebie tylko białe, pierzaste obłoczki w kształcie małych, pulchnych owieczek, mąciły cudny błękit nieba.

Zanim na spotkanie w wójtem się udała, przybieżała do świątyni Sigmara na jednej nodze. Gabinet ojca Franciszka klucz był zamkniętym a świątynia pustą. Widać Angela świętoszka jeszcze spała a poranne modlitwy w kierunku ostatniej wędrówki Sigmara Pielgrzyma przed zachodem słońca odmawiała, prychnęła w myślach. W ogrodzie sigmaryty przywitały ja ptaszki. Już nie kruki czarne jak dnia poprzedniego, lecz wróble. Pod znajomym oknem, przez które złodziej zmykał wcześniej, znalazła stratowaną trawę. Wczoraj kazała nikomu w ten tern nie wchodzić, gdyby mogła to i psa Jostowego kazałaby na linach z dachu nad ziemię, nosem ku ziemi opuścić. Lecz to nie Asowe łapy stłamsiły ziemię i trawy, jakby tędy przebiegło stado rozpędzonych dzikich świń... Knur jakiś przebrzydły wiedział co robił utrudniając teraz wszystko. Ciekawe tylko kto wiedział z wioskowych, że oni tych śladów tam z rana szukać będą? Angela, Delasquówna, piwowar, rzeźnik oraz strażnicy. Niepocieszona ruszyła na spotkanie z wójtem.










Jost wstał rano bez niczyjej pomocy. Życie pasterza zegar wewnętrzny na świtanie nastawiony miało i młody Schlachter zawsze wstawał do świń z kurami. Jego ojciec jeszcze wcześniej od niego z wyrka się zwlekał i tego dnia było nie inaczej. Nawet śniadanie dla syna przygotował i Jost nim zdążył owsiankę do ust drewnianą łyżka przyłożyć, wiedział skąd się staremu Schlachterowi na takie uroczyste traktowanie szczerbatego syna wzięło.

- No jak tam synek sprawa stoi? Macie już winnego? Jeden to będzie stryczek, czy kilka? Z Millerem będziem dzisiaj szafot stawiać, to i wiedzieć wypada, jak duży ma być i czy sąd dzisiaj się łodbędzie?

Jost może i do najbystrzejszych w wiosce nie należał, jednak jedno było pewne, z czego każdy sobie sprawę zdawał. Ktoś zawisnąć musiał i by ręce czyste mieć zgodnie z litera imperialnego prawa, winowajca miał być ten, przeciw któremu solidną sprawę do kupy złożą przed sądem. Luksusu czasu nie było a i wątpliwości być może całkowicie rozwiać z serca się nie da, a mimo to ukarać trzeba było najbardziej dowodami obciążonego i modlić się gorąco do bogów aby błędu na niewinnym człeku nie popełnić. Wszak Morr sprawiedliwym jest i na łono swe przyjmie każdego, kto intencje miał w tym śledztwie dobre, choćby i się pomylił umyślnie kozła ofiarnego na rzeź nie prowadząc. Czy można było być w sprawie zabójstwa ojca Gottlieba bardziej lub mniej winnym. Więcej lub mniej niewinnym? A czy można było, po procesie Łowcy Czarownic, być zgodnie z imperialnym i sigmarowym prawem bardziej lub mniej martwym, bardziej lub mniej żywcem na stosie palonym lub ciupkę tylko na szafocie powieszonym? Czyż tylko kapkę można się przyznać do czynów nigdy nie popełnionych pod łamiącym kołem przesłuchującego?










Wezwani do Wspólnej Izby strażnicy stawili się posłusznie wszyscy zaraz po świecie.
Wójt czekał na nich przy stole przed sobą mając talerz z jajecznicą na boczku z kilkunastu jaj. Na ławie stało wiele gotowych talerzy a sam Herr Bauer rozkładał przy nich pajdy chleba. Wójt na widok przybyłych, nie wstając z miejsca, gestem zaprosił strażników do stołu. Kiedy już wszyscy siedli, Alfred Tannebaum dokończył zawartość kufla i odstawiwszy pusty, wytarł wąsy w rękaw i bacznie przyjrzał się zgromadzonym.

- Ciężki dzień wczoraj mieliście. - pokiwał głową. - Bierzcie i jedźcie! - skinął ręką na jadło.

Na stole w miskach była kasza ze skwarkami, placki z jabłkami, dymiąca jajecznica na chudym boczku oraz mleko i ciemne piwo.

- Z baronem sie rozmówiłem w sprawie naszych przybyszów. Baron nie chce wikłać się w te sprawę osobiście i rozumie konsekwencje i jak wielce jego imię się starga jeśli Łowca tu śledztwo przeprowadzi i nie daj Sigmarze wszystkich nas zamęczy. - westchnął ciężko. - Przeto rękę nam wolną daje, lec przestrzega tym samym, że jeśli niewinne osoby oskarżym, których śmierć kłopoty mu na dwór sprowadzi, to osobiście kare nam wymierzy po dwakroć cięższa od reki wysłannika kultu Sigmara...

Dolał sobie piwa do kufla tak do połowy tylko, jakby przykład tym dając, żeby sobie nie pofolgowali strażnicy i nie popili się od samego rana. Wszak dzień czekał ich ważny i poważny, gdzie trzeźwość umysłu była wskazana.

- Mówcie teraz coście wczoraj wykryli. Gotowiście już do oskarżenia kogo? - pytał wójt chcąc usłyszeć sprawozdanie. - Jak tak, to sąd w południe nad zabójcą odbędziem i do przyjazdu Łowcy wisieć już będzie łotr gotowy.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 04-02-2013, 13:52   #124
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ziewając i przecierając oczy Jost ruszył w stronę domu, prowadząc na sznurku Asa. Nie da się ukryć, że był na kundla nieco zły. Nie dość, że nie potrafił wywąchać sprawcy zbrodni i kradzieży, to jeszcze łasił się, jak głupi, do Angeli.

Spać, spać, spać...
Tylko to tkwiło w głowie Josta.
Zjeść coś, a potem spać.

Przywiązał Asa, jak zawsze, na długim postronku, by kundel obejścia jak należy pilnował, pajdę chleba ze smalcem zjadł, co zawsze w spiżarce na kogoś głodnego czekały, a potem wszedł na stryszek, zakopał się w sianie i zasnął.

Zasada “ranek jest mądrzejszy od wieczora” tym razem nie sprawdziła się. Przynajmniej jeśli chodzi o Josta. Obudził się równie mądry, jak wieczorem, nie mając zielonego pojęcie, kogo należałoby powiesić za mord popełniony na ojcu Franciszku. Wychodziło mu, że Angelę do spółki z Furcem. Nie wiedział jednak, na ile niechęć do akolitki do tego się przyczyniła, którą to niechęć z nim kilka osób podzielało.

Gdy przyodziany i odświeżony wszedł do izby, czekało już na niego śniadanie. Widać ojciec bardzo był ciekaw, co takiego zdziałali strażnicy. I pewnikiem rad by to wiedzieć, kto winien, zanim i inni Starsi się dowiedzą o wszystkim.

- Nitek kilka mamy, ale nikomu jeszcze sznura na tyle grubego, by kogoś powiesić, nie ukręciliśmy. - Jost z pewnym zniechęceniem głową pokręcił. - Może jak raz jeszcze, przed życie znającymi ludźmi, wszystko się powie, to i coś się z tego uplecie. Ja nie umiem powiedzieć “ten winien, powieśta go”.
- A słyszał ociec o tym - szybko temat zmienił - co by ojciec Franciszek miał od nas odchodzić?
- A miał? - zdziwił się Józef. - To by i dobrze było, tyle że teraz nie ma co mówić o tym. No a teraz to i strach myśleć, kogo nam przyślą. No, może Angela ostanie, na miejsce Gottlieba.
Każden, jeno nie ta krowa, pomyślał Jost, oczami wyobraźni widząc, jak by się Angela mściła na wszystkich za liczne doznane i urojone krzywdy.
- No ale iść nam trza - powiedział Józef, podnosząc się. - Musisz przed przed Starszymi stanąć, jak i inni, i rzec wszystko.

W Wielkiej Izbie czekali i Starsi, i posiłek.
Jost skubnął tylko jajecznicy nieco, pajdą chleba przegryzł, po czym za placek się wziął, skąpo piwem popijając.
- Zanim mówić zacznę - powiedział, kufel odsuwając - cośmy odkryli, pytanie mam. Czy kto wiedział o tym, iż ojciec Gottlieb zamiaruje z wioski odejść?
 
Kerm jest offline  
Stary 06-02-2013, 15:03   #125
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Po prawdzie to... - odezwał się Arno przerywając na chwilę opychanie się otrzymaną kaszą.
Spojrzał na wójta oraz pozostałych.

- ...tyle my mamy, ile nabździ do kufla z beczki na piwo przeciekającej - wepchał w siebie kolejną porcję, którą przełknął pospiesznie.

- No bo tego... Jakeśmy do zielarki Adler Marii zaszli, to się Łowcy strachała niemożebnie. Podług mnie, to całkiem bez winy ona była, bo i czachę nie od parady na patyku miała. We wieku posunięta, ale myśleć jak mało kto tu potrafiła. No i coś mie się zdaje, że zaczym ojca by utrupiła, to tyle razy zastanowić by się zastanowiła, ile we jej płocie sztachet - zrobił przerwę, by do końca wchłonąć pozostałości miski kaszy.

- No i raczej kijasem to mogłaby guza natłuc, a nie łepetynę Franciszkową pogruchotać. Te nasze obce, co po naszemu kiepawo gadają, to one na Furca uwagę zwróciły i z informacyjami od karczmarza Bauera się zgadzały - napił się potężny łyk piwa zagryzając plackami.

- Myśliwy Thalberg Hubert to taki trochę duży khazad. Zdawać się by mogło, że niby całkiem pasuje, ale niecałkiem jednak - pociągnął kolejny łyk, po którym na twarzy pozostała biała piana piwna.

- Bo i dlaczemu miałby ojca utrupiać? Chatę ma hen, gdzie sigmaryta zapuszczać się nie miał zwyczaju, do Biberhof przychodzić rzadziej zaczął. Nie lubieli się z ojcem, łukiami szerokimi omijali i całkiem mandolina brzęczała. Jeden na odcisk drugiemu wchodzić nie chciał. Czyli nie myśliwy - jak tylko placki się skończyły odsunął talerz, przysuwając do siebie jajecznicę.

- No i on rzekł nam słów kilka o nienaszych obcych, co grabkę Fryderykową we torbie mieli. Tyle tylko, że coś mnie nie pasuje. Jakbym to ja ojca utrupił, to bym ze Biberhof dyla dał gdzie dalej, ale oni... - zrobił pauzę na wrzucenie w siebie prawie połowy porcji.

- ...se do karczmy poleźli. Po mojemu to głupie bardziej niż mądre było. Jakby utłukli. Ale się zarzekały, że nie utłukły, chlastałki eleganciorsko na boczek... - wypowiadając słowo przypominające o mięsie zamilkł jeszcze raz. Niewiele pozostało na talerzu.

- ... odłożyły. To nie one po mojemu. Furc. Ten to sam się przyznał, że i we świątyni w czasie tym był, ale zrobić nic nie zrobił, bo i stracha miał. Po prawdzie to ja bym wierzyć mu mógł, bo we gębie to mocny jak kto mało, ale jak co do czego pójdzie, to i jak kobietka płochliwy się robi. Eee... Nie każda - rzucił w kierunku Marianki, po czym dokończył jajecznicę.

- Ale rzecz ciekawą wyznał. Niby Angela do utrupienia namawiać go miała ze do władzy pociągu. Furc gadał, że Angela na siano go ciepnęła ze sobą razem i o gwałty jakie oskarżać miała, jakby Furc się nie zgodził. I podobnież po martwiejcu ojcowym we sigmarowej hierarchyji iść chciała. Ale jako tylko Angela usłyszeć to usłyszała o sianie, to we złość ogromną wpadła i oburzenie przeogromne. A teraz to... - jednym chaustem wychylił szklankę mleka.

- ...normalnie głupi jestem, bo i wszyscy bez winy mi się zdają, a winę we sigmaryty nowicjuszce najwięcej ujrzeć bym mógł - podrapał się po kudłatej głowie i rozejrzał po stole, po czym nachylił się do Marianki z grobowo poważną miną.

- Będziesz te placki jadła? - zapytał tubalnym szeptem.

Początkowo Bert jedynie się grzecznie przywitał po czym zaczął jeść. Mimo iż zwykle był wygadany to teraz wolał najpierw posłuchać tego co mieli do powiedzenia inni. Ze strażników pierwszy głos zabrał Jost, a zaraz po nim krasnolud. Arno chyba nigdy nie wyrzucił z siebie tylu słów. Winkel uśmiechnął się wyobrażając sobie jakby same mówienie pomagało mu spalić właśnie wrzucane do kiszek jadło. Domokrążca wyglądał na wymęczonego jak nigdy. Mimo iż właśnie się opychał zdrowo to trzeba było przyznać, że spać to on za długo nie mógł. Nie chcąc pozostawić pytania Josta samemu sobie Bert odłożył na chwilę sztućce.

- Ja nic na temat planowanego wyjazdu ojca Fryderyka żem nie wiedział. Wydawało mi się nawet, że kapłan ostanie z nami na długie lata. Wyglądał i mówił jak człowiek z misją. Nie zwykły fanatyk, a prawdziwy duchowny powołany prze samego Sigmara... - Winkel pokiwał głową zastanawiając się nad resztą pytań.

- Co do samych podejrzeń, jak to zawsze, mam swoje, ale zanim je wyjawię muszę się naradzić na osobności ze strażnikami zajmującymi się tą sprawą. Nie chciałbym nikogo pochopnie oskarżyć, a jestem niemal pewien, że winnego mamy już schwytanego - zagadkowa wypowiedź Berta zawisła w powietrzu, a on zabrał się za placki, które rekordowo pałaszował Arno.

Alfred Tannenbaum słuchał uważnie strażników.
- I mnie nic wiadomym nie było o sigmaryty planach wsi opuszczenia.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-02-2013, 23:27   #126
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Mnie też zero, nicuśko, a nicuśko - wtrącił Gotte. - Dziwne, że nikt nie słyszał, ino Furcyk i Angela. Ta to jeszcze rozumim, ale łon to skąd? Skądsik to wiedzieć musiał. Łod Łojca wątpie, bo to przecia koleżki nie byli, więc pewnie łod niej, nie sądzita? A jak łod niej, to może tam prawdę goda ło reszcie też. Ja tam nie chcę mówić, że to łona, bo inni mi tako samo inni jak i łona winni, jak i tak samo jeszcze ktosik innym winnym też by był. No ale może... łona - wytrajkotał swe mysłi, a gdy skończył popatrzył po każdym z osobna.

- No a poza ludzkim gadaniem słowa nowicjuszki naprzeciw domokrążcy, to dowody jakie konkretne w sprawie macie? - zapytał poważnie wójt.

- Dowody, którymi gadoją, że dowodami nie są to my mamy. Łapa, tfu - poprawił się Gotte - ręka kapłana naszego w torbie przybysza. Z drugiej zasik strony jakiesik włamania, których to łoni zrobić ta nie mogli. No i... - popatrzył na pozostałych, bo kontynuowali.
 
AJT jest offline  
Stary 09-02-2013, 20:31   #127
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Winkel postanowił ciągnąć swoje przedstawienie dalej. Wbrew łamiącemu się sercu i wołającemu głośno sumieniu domokrążca nie chciał, aby coś się stało z nim czy z jego rodziną. Poczekał więc aż wszyscy - wliczając Mariankę - opuszczą świątynię i zdecydował się tam udać. Skradając się niczym złodziej Bert doszedł na świętą ziemię. Najpierw zdecydował się iść pod okno gabinetu kapłana i zadeptać ślady. W dzień Marianka bez problemu go namierzy, a tak powie, że nie mógł zasnąć i szukał tropu na własną rękę. Oby drwalka uwierzyła... Chłopak ruszył do wnętrza świątyni.

Bert widząc modlącą się w ciemnościach nowicjuszkę podszedł nie starając się być przesadnie cicho, aby jej nie wystraszyć. Udając się bezpośrednio do ławy, w której Angela się modliła chłopak skinął głową, gdy tylko na niego zwróciła uwagę. Aby nie przerywać jej modlitwy Winkel również uklęknął oddając część Sigrarowi i zaczął się modlić. Chciał aby Młotodzierżca doradził mu co ma w tej sytuacji począć. Domokrążca wiedział, że nie postąpił dobrze, ale czy tak nie było lepiej dla jego rodziny? Przecież gdyby ojciec trafił do ciemnego lochu jego krewni popadliby w okropną nędzę. Ciężki wybór Bert miał za sobą, a jeszcze trudniejsze dopiero przed nim...

Gdy Winkel skończył się modlić i Angela wstała Bert zapytał cicho niemal stwierdzając fakt:

- Rozmawiałaś już zapewne z Marianką? Zanim się zdenerwujesz wiedz, że ja miałem poruszyć z tobą ten temat, ale nie mogłem. Wiedziałem, że Furc jak zawsze łże. Ale nie rozmawiajmy w domu bożym o kimś jego pokroju. Podczas naszej ostatniej rozmowy za bardzo naciskałem i jedynie wypytywałem nie kwapiąc się nawet, aby zagadnąć co ty o tym wszystkim myślisz i co czujesz... Przepraszam za to. - Bert czekał cierpliwie na odpowiedź Apfelówny.

- Ehhh. Teraz ciebie Bert przysłali, czy to twój pomysł? - zapytała retorycznie nie odrywając wzroku od tronu zawieszonego nad tronem Młota Sigmara. - Co ja czuję? Nie podoba mi się to wcale. Odkąd tylko sprawą się zajęliście, to z domu Sigmara i ze mnie pośmiewisko robicie. Szacunku w was nie ma ani dla mnie jako człowieka, ani sługi bożego... Nieroztropnie wójt zrobił sprawę w ręce wioski biorąc i wasze je składając. Więcej złego niż dobrego wszystko to przyniesie. Już ja się postaram, żeby sługa boży wszystkiego się dowiedział jak było, łącznie z mnie oskarżaniem. - odparła w końcówce zawierając stalowy ton głosu.

Bert zdziwiony lekko spojrzał na akolitkę. W zasadzie nawet ją rozumiał. Od kiedy zajęli się sprawą nie patrzeli na nią zbyt dobrze. Z resztą jeszcze przed śmiercią ojca reszta nie patrzała na Angelę zbyt dobrze. Ba! Nawet obojętnie.

- Dobrze wiesz, że sam z siebie tu żem przyszedł. Spójrz na mnie. - powiedział spokojnie po chwili ciszy Bert. - Oni dawno już śpią. Ja tego tak zostawić nie mogę i dlatego właśnie tu przyszedłem. Dobrze wiesz, że ja nie jestem taki i szacunkiem darzę twoją osobę jako człowieka, a tym bardziej jako wysłannika Młotodzierżcy, obecnie w naszym domu Sigmara jedynego. Domyślam się, że po rozmowie z resztą nie jesteś w dobrym humorze, ale ta sprawa nie daje mi spać. Chciałbym jeszcze raz przyjrzeć się gabinetowi ojca, nawet w twojej obecności... Jeden z podejrzanych jest uczonym i zapewne potrafi czytać w klasycznym, o którym kiedyś wspominał ojciec Fryderyk. Może złodziej pokusił się o coś więcej jak notatnik kapłana? Myślę, że mało kto opanowałby się i nie zabrał chociaż jednej księgi. Wybacz, ale ja nie mogę pozwolić, aby powiesili kogoś niewinnego. Nie chce mieć jego krwi na rękach... - Bert spojrzał na Angele czekając na jej odpowiedź.

Nowicjusza zamyśliła się i przeniosła w końcu wzrok na Berta.

- Ja też znam sekretny język klasyczny, bo o nim chyba prawisz. Dobrze chodźmy. - wstała z ławy. - Tylko czemu wcześniej o to mnie nie prosiłeś, tylko tak po nocy, kiedyście już oględziny dokładnie zrobili w gabinecie? - zapytała już idąc obok domokrążcy w kierunku zaplecza świątyni. - Zaraz reszta pewnie orzeknie, że na ołtarzu Sigmara z tobą się chędożę po nocy... - prychnęła oschle z pogardą wspominając zapewne o Mariance.

Bert zastanowił się chwilę. Mimo iż Angela była niczego sobie niewiastą nigdy nie postąpiłby w ten sposób. Wybrała życie w czystości i niech zgodnie z jej i Sigmara wolą się dzieje. Winkel nie miał już wątpliwości, że nowicjuszka wcale nie współżyła z śmierdzielem z Oberwill.

- Dokładnie o ten język mi chodzi. Wiem, że wiele ciekawych ksiąg wyłącznie w nim, bez tłumaczenia, zostało spisanych. Obawiam się, że za pierwszym razem mogliśmy pominąć wiele istotnych szczegółów, które na spokojnie mogę dojrzeć. - już pod samymi drzwiami do gabinetu Bert zdecydował się zaryzykować i zapytać akolitkę o coś jeszcze. - Przepraszam za moją ciekawość, ale co się teraz stanie z naszą świątynią w Biberhof? Kogoś takiego jak ojciec Gottlieb będzie niezwykle ciężko zastąpić. Ty, Angelo, zostaniesz tutaj czy może wyniesiesz się gdzieś do miasta? - Bert sprostował szybko. - Oczywiście jak nie chcesz nie musisz odpowiadać.

- Nie znane są mi wyroki boskie. Będzie tak, jaka wola Sigmara jest. - odparła otwierając sprawnie drzwi do gabinetu i puściła Berta przodem.

Bert bez marnowania czasu wszedł do środka. Przystanął na chwilę i ogólnie rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Sprawdzał czy od ich ostatniej wizyty w gabinecie nic się nie zmieniło.

- To może nieco zająć, ale musisz mi wybaczyć. Dokładność jest jak najbardziej wskazana. Myślisz, że włamanie jest jakoś powiązane ze śmiercią ojca Fryderyka? - Bert zapytał rozglądając się czujnie po pomieszczeniu.

- A ty nie? - zdziwiła się nowicjuszka podchodząc do biblioteczki. - Nie widzę żadnych brakujących ksiąg w języku spisanych. - odparła po dłuższej chwili. - Wszystkie przeczytałam po dwa razy. Wiem co tu być powinno. O jakie szczegóły ci chodzi Bert? Tylko kajet rachunkowy ojca Gottlieba, miej go teraz Morrze w opiece, zaginął.

- Wszystkie po dwa razy? - zdziwił się Bert ostrożnie ujmując jedną z ksiąg. - Nawet nie ośmielę się zapytać jak wielka wiedza musi być spisana chociaż w połowie z tych tomisk. - Bert trzymał księgę nad ziemią patrząc na nią i udając, że czyta.

Księga trzymana nad ziemią robiła Bertowi niemal za celownik. Winkel już wcześniej namierzył ślad na ziemi. Był on ostatnim tropem, który wiązał z nim całą tę sprawę. Domokrążca wiedział, że jedynie nieliczni mogli złożyć to włamanie do kupy. Marianka, może jeszcze Arno... Bert ostrożnie przeszedł między śladami będąc już nad tym jednym go interesującym. Udał potknięcie wpadając na zostawiony odcisk buta nogą. Starał się aby wyglądało to naturalnie. Mógłby się pośliznąć, ale wolał po prostu wykoleić z uwagi na to, że wślizg był mniej dokładny w starciu śladu.

- Ojej. - powiedział unosząc trzymaną księgę nad brudami z sadzy. - O mały włos, a bym uszkodził książkę. - dodał wstając powoli. - Angelo, jesteś pewna, że żadna z ksiąg nie zniknęła? A może wiesz co kapłan dokładnie trzymał w skrzyni i jesteś w stanie określić, że coś poza notatnikiem zniknęło? - Winkel otrzepał spodnie z sadzy stwierdzając, że i tak będzie musiał jutro założyć czyste.

Angela spojrzała z ukosa na otrzepującego się Berta, a potem na chwilę zawiesiła wzrok na przetartym, rozmazanym czarnym śladzie po bucie, gdzie przed chwilą upadł Bert.

- Tak. Zniknął ślad złodzieja. - powiedziała cofając się ku wyjściu. Chwyciła stojącą na stole zapaloną lampę wycofując się do drzwi. - Nic już do mnie nie mów Bert i nie zbliżaj do mnie. - podniosła palec ręki wystraszona. - Bo zacznę krzyczeć. - zagroziła.

Bert wiedział, że szanse powodzenia były marne. Ślad złodzieja był pod oknem, a biblioteczka pod ścianą naprzeciw biurka. Winkel musiał udając zaczytanego lub zamyślonego nad książką przemieścić się w pomieszczeniu, żeby upaść na ślad. Na drodze stała ławka co dodatkowo komplikowało sprawę. Nie dobrze. Bert jednak nie zaczął panikować, ale znów udał zaskoczonego. Po takiej praktyce niedługo będzie w tym mistrzem. Stał w miejscu nie wykonując żadnych ruchów.

- Angelo, czekaj. Nie rozumiesz. Mogę to wytłumaczyć. - Bert zaczął iść w kierunku drzwi powoli i spokojnie. - Tylko daj mi szansę.

Angela zniknęła za drzwiami. Świątynia niosła odgłosy uciekających sandałów dziewczyny, które odbijały się od jej pięt klaszcząc i dudniąc o posadzkę.

Bert spokojnie odłożył książkę na półkę i wyszedł z gabinetu kapłana zamykając za sobą drzwi. Wyszedł ze świątyni udając się w kierunku swego domu. Musi wypocząć, bo jutro wielki dzień... A ciekawe jak Angela - mimo iż mogła mu namieszać - wykorzysta wiedzę, którą - jej zdaniem - właśnie posiadła?

***

Bert nie mógł zasnąć bardzo długo po powrocie do domu. Siadał, kładł się, chodził po izbie. Nic nie pomagało. Wiedział, że jego sumienie nie pozwoli mu teraz zasnąć. Nie chciał aby reszta się połapała, ale czy musiał nadal walczyć? Zrobił już dość, aby z pełną pewnością wziąć winę na siebie. Zrobi tak jak planował wcześniej... Powie, że to on narobił długów, a ojciec nawet o tym nie wiedział. Przy odrobinie szczęścia jedynie on zostanie ukarany, a ojciec będzie musiał odrobić należności. Na szczęście Kacper będzie wolny, a on... Nie ważne. Bert sam sobie z tym nie poradzi. Babcia z jakaś wizją, ojciec kantujący na boku, do tego sprawa śmierci ojca Gottlieba i zielarki... Młodzik sam nie był w stanie tego dźwignąć oszukując ziomków na temat tego włamania. Musiał tylko poczekać na odpowiednią okazję...

Gdy nastał ranek Winkel czuł się jakby nie spał. Ciężkie powieki ledwo się otwierały, gdy przyszedł po niego wysłannik wójta. Bert nadal czuł się nieswojo. Tym bardziej, że to nie jego oszustwo... No, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Chłopak weźmie winę na siebie. Dla rodziny zrobiłby gorsze rzeczy jak włamanie i spalenie jednej księgi. Przed wyjściem Winkel spakował do kieszeni mały flakonik czując, że będzie mu on przydatny.

Będąc na miejscu Bert zobaczył, że nie jest pierwszy. Że czekają na niego niektórzy ze strażników i wójt. Piękne zapachy unoszące się znad stołu spowodowały, że Bert na ten jeden posiłek zapomniał o problemach. Jadł nie spiesząc się. Jajecznica na boczku jaką kiedyś przyrządzała jego babcia, świeży chleb, kasza ze skwarkami i placki z jabłek. Winkel czuł się jak w niebie. Zrozumiał, że od początku tego śledztwa nie jadł ani nie wypoczywał za dobrze i za wiele.

Jedząc Bert słuchał tego co miał do powiedzenia wójt. Okazało się, że baron daje wieśniakom wolną rękę. Zastrzegł jednak, że gdy stracą nie tę osobę co trzeba kara przez niego wymierzona będzie większa niż ta, która spotka ich ze strony sług Sigmara. Wójt chciał wiedzieć jak idzie im ze śledztwem, ale mimo iż każdy miał swoje podejrzenia nikt nie rzucił ich na stół. W śledztwie pojawiło się wiele niewiadomych toteż nawet przy tym stole padały kolejne pytania.

- Nóż my znaleźli i kozik, całe we krwi skąpane i jeszcze stłuczoną butelkę wina, co ją pewnikiem morderca na głowie naszego kapłana rozbił, bo cząstki mózgu na niej znaleźlim. Tutaj też Angeli warto spytać dlaczego tak szybko po mordzie podłogę zmyła. Ślady nam całkiem zatarła i to wino, co się z butelki rozwalonej wylało. Ze mną po dobroci gadać nie chciała. - Marianka oderwała usta od kubka z mlekiem i wytarłszy usta kontynuowała. - Furc nam zeznał, że jak ojca Gottlieba na górze mordowano to on w piwniczce siedział spanikowany. Mnie dziwi skąd w takim razie ta butelka wina na w świątyni się znalazła? Jeśli w piwniczce Furc przesiadywał, to tylko ktoś inny mógł ją ze sobą przynieść, bo była zakorkowana. Kto we wsi jeszcze posiadał wino w szklanych butelkach? Czy ojciec zrobił komuś prezent? Czy też Furc łże jak pies i sam jednak ubił nam kapłana?

- Po mojemu nie ubił. W gacie najprzód by kloca postawił. A Angela trajkotać raz jeszcze zacznie jako to Sigmarowy dom, nie dla naszego popisu pole jakie i że rozmowy wyjdzie, że to myśmy powinni zadyndać. Ale Furca zapytać o rzeczy kilka nie zawadzi. Ja dziada bym do świątyni Sigmarowej za wsiarz zawlókł, coby piwniczkę na patrzałki swoje przejrzał i rzekł cosik więcej. - rzekł Arno rzeczowo, jak to krasnolud.

- Wuj, znaczy się, herr Tomas ma pod szynkwasem przednie wino. Zawsze na wszelki wypadek trzyma kilka, jakby się gość jaki znamienitszy znalazł. Ale i sam czasem popija. - wtrącił ciągle jeszcze zaspany Eryk. - A Angela coś ukrywa. - dodał, jak gdyby nigdy nic.

- Znaczy się czasu więcej potrzebujecie? - zapytał Tannebaum. - Lepiej dla wsi by było, gdyby to ten obcy za tym stał... Ale ciężko dać wiarę, żeby ten były nowicjusz bogini pokoju był z nim w zmowie. Zresztą obudził się już łowca banitów z wielkim bólem głowy. - westchnął wójt. - Jak ich niesłusznie powiesicie, to smród tu aż z Wurtbadu przylezie, a i Łowcy Czarownic ciężko będzie po tej trupiej ręce w to uwierzyć jak sprawdzi referencje obcych... Węszyć będzie dalej coś czuję i go to może utwierdzić, że coś skrywamy, łatwe głowy w pętle szubienicznego sznura wsadziwszy... - westchnął ciężko. - Więcej dowodów obciążających łowcę banitów by trzeba. - po chwili milczenia dodał. - O jakim włamaniu prawicie? W noc zabójstwa było włamanie? To o kradzież tu szło z motywem? Nic aresztowany nie miał wartościowego prócz jakiejś księgi na starą wyglądającą. No i sygnetu kapłana na ręce... - dokończył z zniesmaczony i odłożył nagryziony placek na stół jakby stracił apetyt.

- Wieszania głów łowcy nie będzie bez baronowego sądu. Po moim trupie co najwyżej, bom dał im słowo khazada. Dlatego może, że Angeli nie lubię, to mniej wiarę w słowa jej pokładam niźli w głów łowcy zdanie. - rzekł zdecydowanie krasnolud. - A wleźli tam noc po utrupieniu ojca. Nie tak znowu dawno. Bylimy tam we nocy, ale niczegośmy nie znaleźli. Za dnia jeszcze przyglądnąć się by wypadało. No i Angela tam najpierwsza była. Znowu. Niby dziwnego nic, ale ilekroć z Fryderykiem ojcem dzieje się co, to Angela najpierwsza jest, ale późno na tyle, by zobaczyć nikogo nie zdążyć.

- Tak jak mówiłem mam swoje podejrzenia i nie są one skierowane przeciw żadnemu z pojmanych podróżnych, ani też przeciw myśliwemu Hubertowi, bo i taki trop mieliśmy. Aby jednak je wyjawić musiałbym zamienić parę słów z samymi strażnikami. Nie chce nikogo oczerniać nie mając pewności. - Bert już kończył posiłek jednak nadal nie wyglądał na pełnego wigoru.

Wójt cmoknął i pokręcił głową.

- Pogadajcie więc, wrócę za godzinę. - wstał od stołu i ruszył do wyjścia.

Po chwili w izbie zostali sami strażnicy.

Bert skończył posiłek, nalał sobie soku i po chwili ciszy zaczął zwracając się do Marianki.

- Marianka, moja droga, mogłabyś z najdrobniejszymi szczegółami streścić mi twoją wczorajszą rozmowę z Angelą? Myślę, że to pomoże mi określić czy moje założenia mają rację bytu czy też nie.

- Powiedzże Bercik co ci tam we łbie się poukładało, co? Kogosik ty przypuszczasz? - wtrącił Gotte, zanim Marianka zdołała się odezwać.

- No właśnie Bert, jak coś zwietrzyłeś to mów. Ja ci dosłownie nie powiem co mi Angela gadała, bo jej wyniosłej gadki powtórzyć się nie da. Ale pytaj o co chcesz, to ci w moje słowa ubiorę. - poparła Marianka.

- W takim razie streść mi to co mówiła Angela zwracając największą uwagę na treści twoim zdaniem niepewne, podejrzane i w ogóle dotyczące sprawy. Jak zacznę wam teraz rzucać pomyślicie, że moje podejrzenia są wyssane z palca, a tak mogę zdobyć dowód. Pewnie nic nowego nie odkryję, bo każdy z nas ma swoje podejrzenia. - Bert popił soku czekając na wypowiedź drwalki.

- Ano nie łatwa to była rozmowa, bo gadzina syczała jak wąż, który kąsać chce... - zaczęła Marianka uważnie przyglądając się Bertowi i rozmyślając.

“Ciekawe czy o ojcu chce usłyszeć, czy wiedział, że Angela wszystkiego się dowiedziała.”

Drwalka streściła młodemu Winkelowi wszystko, oprócz fragmentu, który długów jego ojca dotyczył. Patrzyła przy tym na mimikę młodego towarzysza. Bert spokojnie słuchał nie dając poznać nawet, gdy usłyszał coś go zaskakującego. Miał jakieś zaczepienie, ale wiedział, że musi się przyznać. I to zanim wróci wójt. Dość tego ukrywania. Chwila przemowy, a później zdradzi co mu leży na sercu... Miał wybór albo to za wszelką cenę ukryć i patrzeć jak ukażą za to niewinną osobę albo się przyznać. A więc albo wieczne życie z wyrzutami sumienia albo przyznanie się do winy. Winkel tylko czekał na okazję... Od razu tego nie powie, ale miał czas. Godzinę.
 
Lechu jest offline  
Stary 10-02-2013, 11:10   #128
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
- Bert! - zdenerwował się Jost. - Gadaj wreszcie, co ci po łbie łazi, a nie czekaj, aż Łowca się do nas pofatyguje, by przed okazalszą publiczką występ zrobisz. Chyba że sam na siebie chcesz donieść i nie wiesz, czy to dowodami jest poparte - dodał złośliwie, mając dosyć tajniaczenia się w wykonaniu młodego Winkla.

Bert wybuchnął serdecznym śmiechem. W trakcie wywodu Marianki też zachował spokój co jakiś czas popijając sok.
- To nieco tłumaczy moi drodzy. Moim zdaniem mamy już dość materiałów aby naradzić się w kwestii kogo obarczyć winą. Moim zdaniem było tak... - Chwila ciszy, ostatnie zwilżenie gardła i domokrążca zaczął swój wywód. - Ojciec po wizycie u Delasqua odwiedził naszą zielarkę, ale nie po to aby zażyć lek na ból głowy. Po co więc? To zostawię sobie na koniec. Następnie udał się do lasu, gdzie też zapewne dostrzegł to co jego zdaniem było ołtarzem. Po powrocie do wioski, po południu, ojciec kłócił się z piwowarem Tomasem. Pod wieczór natomiast świątynie odwiedza rzeźnik i dochodzi do kolejnej kłótni. Z nienajlepszym nastrojem ojciec Fryderyk udał się na festyn Dnia Słońca, gdzie też rozmawiał z moją babcią o jej śnie. Rozmawiał to w sumie za dużo powiedziane, bo kapłan nie chciał jej słuchać słusznie twierdząc, że od snów i wizji nie on a kapłani Morra są. Później ojciec udaje się do świątyni polecając Angeli aby przypilnowała ludzi na festynie. W świątyni ojciec roniąc łzy modli się, w trakcie czego też zostaje zamordowany. Co do samych sprawców moim zdaniem nie byli to ani podróżni ani Hubert Thalberg. Conrad i Imre byli tam jedynie sprowadzić ojca przed oblicze sprawiedliwości, a że podjęli złą decyzję to już inna sprawa. Mieli pecha. Myśliwy natomiast pojawił się tam już po nich czyli ojciec był już martwy. Thalberg położył święty znak Taala i odszedł. Kto zaprzecza, że było inaczej? Klaus Furc. Domokrążca z Oberwill, którego znamy nie tylko jako brudasa i śmierdziela, ale także istnego szarlatana. Myślę, że ktoś taki bez najmniejszego problemu oszukałby każdego z nas. Co więcej nie skrewiłby morderstwa, bo nie raz polował, aby zwierzynę wyrzucić na trakcie, gdy na przykład goniłyby go głodne stwory chaosu. Jest jednak coś czego Furc się boi jak ognia. Baron. Dlatego popłakał się jak dziecko słysząc o karze z jego strony. Ale prawdy nie mówił... Nie całej. Angela sporządzała papiery dla ojca sprawdzając dokładnie czy ktoś nie oszukuje w ilości płaconej dziesięciny. Oszukiwał Furc co wynika z jego kajeciku i tego co dowiedziała się Marianka. I aby nikt się nie dowiedział Furc zgodził się zabić kapłana. Dlaczego? Bo Angela ostrzegła go o tym, że zaniżał dziesięcine... Czego zgodnie z prawem nie powinna zrobić, a od razu wyciągnąć odpowiednie konsekwencje. Furc więc zdecydował się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. W zamian za milczenie Angeli zgodził się zabić ojca, który był kolejnym świadkiem jego zbrodni. A Angela... wiedziała i sama zaproponowała zabicie ojca śmierdzielowi. Czemu? Bo chciała wynieść się z Biberhof i... pozbyć natrętnego ojca, który nie mógł opanować huci jak to ktoś już rzucił. Skąd to wiem? Bo pod oknem gabinetu ojca Gottlieba znalazłem to! - powiedział Bert wyciągając przejrzysty flakonik z jakimś płynem. - Myślę, że to właśnie specyfik, który kapłan wziął od zielarki. Zanim zaczniecie zaprzeczać zastanówcie się porządnie. Ani Angela ani Furc nie byli z nami szczerzy. U akolitki byłem dwa razy poza waszą wiedzą i powiedziała mi więcej niż mógłbym podejrzewać. Czy kłamała nie wiem, ale... ona ma wiele wspólnego z tą zbrodnią. - Bert skończył, wypił szklankę soku i czekał na reakcję reszty.

- Więcej, czyli co?
- spytał Jost. - Bo chyba nie potwierdziła twych podejrzeń? Nie powiedziała, że to ona z domokrążcą w spółce. Poza tym... co Furcowi dałoby zabicie ojca Gottlieba, skoro zostały jego rachunki? A rachunki zginęły później. Furc zabrałby kajet i zapiski zniszczył, a ktoś skradł go później.
- Łolaboga Bercik, a żeś się nagodoł
- wybałuszył oczy Gotte. - Ale to co żeś nagodoł, to nawet może być prawdą, powiem ci. Może - pokiwał głową. - Historyja, jak i inne, jakich my żeśta słyszeli ostatno co nie miara, ale ta z ust twych jakosik wiarygodniej brzmi, niż te inne. Ja też jakosik myślę, że to nie ten Conrad i Imre, że Hubert nie, to ja pewnym jest. Furc, Angela, to łoni dla mnie podejrzani. Ino jako Jost se gada, ktoś tam inny jeszcze winnym może być. To włamanie, to przecie ni Furc, ni Angela...- zamyślił się Miller.
- Nie powiedziała tego wprost, ale... zastanówcie się. Ona powiedziała Furcowi o tym, że oszukuje czego robić nie powinna. Furc w zamian za to postanowił pozbyć się jedynego poza nią świadka. To nie wszystko, bo Angela też wyjawiła mu jak widać część swoich planów. Wyjazd poza Biberhof może być wysoce prawdopodobny, bo ona od zawsze o tym marzyła. Zresztą osobiście mogę myśleć co chcę, ale to, że wielu z mieszkańców wsi nie pałało do akolitki wielką miłością jest faktem. Za miastową chciała uchodzić, ale jak widać to coś więcej jak dobre wykształcenie. Wiecie dobrze, że ja jako ostatni podejrzewałbym Angelę z racji na to, że kiedyś coś nas łączyło. Sprawiedliwość jest jednak sprawiedliwością i musi stać się jej za dość. - Bert znowu nalał sobie soku czekając na zdanie innych. - A może macie inne pomysły i podejrzenia? Może coś pominąłem? Oczywiście poza włamaniem, bo rzecz jasna ani Furc ani Angela tego nie zrobili.
- No i przez ten kajet co do Furca moje wahanie
- raz jeszcze powiedział Jost. - Przez rachunki zabił, i kajetu nie zniszczył? Aż tak głupi by był? Bo on mi na cwaniaka patrzy, a nie na osła, co by o rzecz najważniejszą nie zadbał.
- Masz rację, ale zwróć jeszcze na coś uwagę... Nawet gdyby Furc chciał zabrać kajet po zabiciu ojca Fryderyka nie mógł tego zrobić. Raz, że pojawili się w świątyni nowi, potem pojawił się Thalberg, a w każdej chwili z festynu mogła wrócić Angela.
- Nie wiesz, kiedy ojciec zginął, a kiedy ci dwaj się tu zjawili
- odparł Jost. - Czy w głowie kapłana szkło któryś z was widział? Szkła resztki? A tamci dwaj, Conrad i Imre... Rękę obcięli, a czy szkło widzieli?
- Czekaj, czekaj Jost. Wiem o co ci chodzi, ale nie zapomnij, że komuś zaufać albo chociaż uwierzyć w zeznania musimy. Jak zakładamy, że każdy z przesłuchiwanych kłamał to nie mamy nic. Nie ma innej możliwości jak w końcu powiedzieć kto mówił prawdę, a kto kłamał. Po prostu. Możemy zrobić konfrontacje, dopytać jeszcze tych ludzi, ale nie zapominajmy ile czasu nam zostało...
- Dlatego o szkło pytam
- odparł Jost. - Ktoś usunąć je musiał. Jeśli ci obcy go nie widzieli, to kto je sprzątnął? I po co? Furc? Ten chyba jeno o ucieczce myślał. A może Angela? Ta czasu miała dość.
- Może obcy widzieli szkło, tak samo jak Thalberg? Nie chce o kolejną rzecz obwiniać Angeli. Chociaż sprzątanie zanim porządnie zbadaliśmy miejsce zbrodni było bardzo dziwne...
- Bert opróżnił kubeł z sokiem. - Za jakiś czas będzie tu wójt więc zastanówmy się co mu powiedzieć. Ja mogę powtórzyć co wam mówiłem, ale wszyscy muszą być zgodni. Sam nie jestem na tyle pewny, aby bez zawahania wskazać palcem winnego.
- Pokażesz Furca, tudzież Angelę jako współwinną? Czy domokrążcę jeno?
- spytał Jost.


Eryk nie wtrącał się do trwającej dyskusji. Obudził się nieludzko zmęczony, bardziej niźli byłby po całym dniu pracy na roli- do fizycznego wysiłku był przyzwyczajony, jak to ludzie ze wsi, ale ciągła wędrówka po Biberhoff i okolicach, rozmyślanie o morderstwie ojca Gottlieba, widok zbezczeszczonego ciała oraz samobójstwo zielarki... I to wszystko właściwie bez przerwy na posiłek czy choćby zgaszenie pragnienia. Kompletnie zatracił się w śledztwie, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji i odpowiedzialności jaka na nim ciążyła, na nich wszystkich. Ale jaki był tego skutek? Wczoraj, zdawało mu się, niczego konstruktywnego nie zdziałał, a dzisiaj był zbyt zmęczony by pomóc reszcie poskładać poszlaki do kupy. Mimo to wsłuchiwał się mocno w ich dyskusję i starał się znaleźć jakąś lukę, która pozwoliłaby im choćby obrać na cel jedną konkretną osobę. Jeden podejrzany, nie dwaj nie czterej czy pięcioro. Tego im było trzeba, skupić się na jednej osobie.

Zjadł trochę kaszy, którą zdołał zgarnąć do miski zanim zainteresował się nią krasnolud, wypił kufel piwa, nie zważając na wójta. Zresztą, co to był kufel piwa? Nic, tyle że niesmak z ust nim zlikwidował i kaszę popił.
Już miał dolać sobie drugi, kiedy to młody Winkel zaczął coś pokrętnie gadać. Nie chciał powiedzieć jasno, co mu po głosie chodzi, tylko domagał się, coby Marianka swoją rozmowę z Angelą mu wpierw streściła. Tak, widać, że syn domokrążcy... To niejasne zachowanie Berta wstrzymało dłoń Eryka przed dolaniem sobie piwa, siedział i nasłuchiwał, do czego też Winkel dojdzie tak pokrętną ścieżką. Na wsi ceniło się prostotę i takie kręcenie już samo w sobie Bauerowi śmierdzieć zaczynało.

Wersja wydarzeń, którą wreszcie zaprezentował im Bert była faktycznie prawdopodobna, chociaż, jak później zauważył Arno, Furc na siłacza ani zimnokrwistego zabójcę nie wyglądał. Krętacz, łgarz i inne epitety jak najbardziej do niego pasowały, jednak żeby zrobić coś takiego trzeba być potworem. To nie było zwykłe morderstwo, i dlatego Eryk nie był do końca przekonany. Poza tym, zaintrygowała go jedna rzecz- czemu dopiero teraz dowiedzieli się o flakoniku znalezionym pod oknem przez Winkla? Czemu nie powiedział im wcześniej? Przecież to mógł być ważny dowód, o ile faktycznie młody domokrążca znalazł go pod oknem gabinetu ojca.

Bauer zwątpił w wiarygodność Berta całkowicie, gdy Marianka wyciągnęła na wierzch brudy Winklów, a on przyznał się, ze skruchą wprawdzie, do włamania do gabinetu sigmaryty i kradzieży kajetu ojca.
A tak szczwany krytykował Furca, przeglądając jego księgi, planował to cechowi domokrążców przekazać, żeby nicponia z gildii wydalić i napiętnować na resztą życia mianem oszusta. Sam okazał się nie lepszy. Znali się od małego przecież, wydawał się być dobrym chłopakiem, ale widać domokrążcy muszą kręcić, kłamać, zwodzić, żeby przetrwać. W ich fachu nie wystarczy ciężka praca, a jak widać, i do życia osobistego nawyki krętactwa przechodzą.
Odezwał się dopiero, gdy nieco ochłonął, i gdy padła propozycja, żeby ktoś Winkelowi w rozmowie z Apfelówną towarzyszył. Nie wyobrażał sobie, żeby miał posłać przyjaciela na stryczek, ale baty się oszustowi należały. Łzy pewno prawdziwymi były, jak i wyrzuty sumienia, ale to nie może naprawić szkód wyrządzonych, szczególnie, że skradziony dziennik Gottlieba został spalony, a mógł on być dowodem ważnym, jeśliby wersja Berta prawdziwą się okazała.

Bauer dolał sobie wreszcie piwa i wychylił połowę kufla jednym haustem. Dzisiejszy dzień od rana nie szczędził mu negatywnych emocji. Szokujące wyznanie Berta, a rano, jeszcze przed jego pobudką, piwowar, wuj zapchlony, łaskawie resztki z uczty świątecznej im rzucił. Co gorsza, matka się z tego faktu ucieszyła, mimo iż gnida zrobił to tylko... No właśnie, czemu? Naprawdę wdzięczny za sprawiedliwość był? A może... może za oddalenie od siebie podejrzeń? Nie, jego wina nie zmartwiłaby Eryka, oj nie, ale nie pasował on nijak do Bertowej historii, która wszak wiele faktów ustalonych brała pod uwagę i tłumaczyła. Jedynie to wino, o którym młody rolnik wspomniał, ale cóż z tą wiedzą począć? Nie wiedział, ile butelek było tam przed festynem, a nawet, gdyby wszystkie zniknęły, to przeca mógł je wypić, w takie święto by nie żałował nawet i dwóch butelek.

Otrząsnął się, wrócił do rozmowy. Stary karczmarz tu nie pasuje. Póki co.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 10-02-2013, 21:38   #129
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Guzik nie dowody. Zeznanie oszusta i kłamczucha Furca oraz kontr zeznanie "świętej" krowy Angeli. Wójt nie był zadowolony. A czasu było coraz mniej.
Smutno patrzyła na towarzyszy.

Marianka milczała przez całą rozmowę Josta i Berta. Milczała, bo w głowie pewne fakty układać musiała. Bert miał rację, choć wybielanie Angeli w tej sytuacji za mocne było. Miał rację.... gdyby nie jeden fakt, o którym teraz już powiedzieć musiała.

Może sprawiła to mina, z jaką młody Winkiel rozprawiał o przebiegu wydarzeń, która wydała jej się dziwnie zarozumiała, a może po prostu dlatego, że ciężar przyjęty na siebie zbyt ciężkim jej się stał.

- Bert... gadanie twoje sensu ma dużo i gdyby nie coś co przed wami zataiłam... dlaczego to powiem potem, teraz posłuchajcie. - przerwała na chwilkę odchrząkając - Nie jeden Furc długi u ojca w księdze zapisane miał. - spojrzała Winkielowi prosto w oczy - Twój ojciec także. A to jakoś dziwnie łączy się ze zniknięciem księgi z gabinetu kapłana. Furc dokonać tego nie mógł, więc mi na sercu ciężko, ale spytać cię muszę. Czy jeśli poproszę cię o buta, żeby porównać ze śladem z sadzy odciśniętym to dasz mi go ze spokojnym sercem, czy lepiej nie mam pytać?

- Nie trzeba, moja droga. Naprawdę nie trzeba. Nie wiem skąd posiadasz takie informacje, ale jak już mówiłem komuś należy zaufać i słuszność przyznać. Księgi mego ojca prowadziłem ja. I długi, jeżeli takowych jesteś pewna, mam ja, a nie mój ojciec Kacper. I tu pojawia się kolejna kwestia, którą chciałem przed wami zataić. Sumienie jednak mnie okropnie gryzie i chyba czas już się przyznać. Za włamaniem do gabinetu ojca stoję ja. - Bert, gdy to mówił nie był już tak spokojny, a jego oczy się zaszkliły. - Mimo iż nie godzi się czegoś takiego w miejscu świętym włamałem się i ukradłem kajet wraz z tym małym flakonikiem... Długi są moje. Nie ojca. Ja prowadziłem księgi i ja pieniądze mi powierzone przez ojca mego, podczas wypraw do miasta, wydawałem. Głupi byłem i trzeba wziąć za to odpowiedzialność. - łzy leciały po policzkach, ale Winkel kontynuował. - I stąd wiem, że Angela na pewno jest winna. Kartki o oszustwie Furca były wyrwane, a o nim była jedynie mała wzmianka... Jestem pewien, że Angela się nich pozbyła w zamian za... biedny ojciec Gottlieb. Wybaczcie. Zawiodłem was, ale chciałem ratować siebie. Wybaczcie. - chłopak się rozpłakał jak dziecko.

Marianka pokiwała smutno głową.

- I czego żeś od razy tak nie gadał? O zaufaniu prawisz, a sam nie wierzysz nam ani na jotę. O długach twojej rodziny to Angela właśnie wypaplała. A skoro powiedziała mnie, to i przed radą czy łowcą wygada. Zwłaszcza jak księga zginęła. Bert... on pewnie też połączy jedno z drugim. - dodała - Masz jeszcze tę księgę? Czy z dymem poszła?

- Nie mam jej. - Chłopak był załamany. - Ale dokładnie ją przestudiowałem... Wybaczcie. To moje długi. Nie chciałem wam tego powiedzieć aby ojciec nie musiał ich odpracowywać. I tak ledwo wiąże koniec z końcem... Do tego babcia i jej wizja. On spali całą moją rodzinę... Ratujcie siebie i moją rodzinę. Mnie możecie wydać. Wezmę pełną odpowiedzialność.

Marianka spojrzała po pozostałych chłopach jakby niemo pytając o to co sądzą.

- Nic wam wcześniej nie mówiłam, bo nadzieję miałam, że się Bert przyzna, albo że najpierw ślady sprawdzę zanim dziobem o jednym z naszych kłapać będę. - Tu ponownie odchrząknęła -
Powiem tak. Trza by z Furcem jeszcze raz pogadać, bo jak się choć do jednego naszego człowieka czepią, to cała wieś z dymem pójdzie. Szkoda, że księgi nie ma, bo jedyny dowód, że Angela zamieszana w to była zniknął. Macie jakieś pomysły?


Tak jak się spodziewała nikt nie chciał zaszkodzić Winklowi chociaż nosa zadzierał. Widać było, że uczynku żałuje i że sumienie go gryzło.
Miała też satysfakcję, że jej podejrzenia co do Angeli potwierdziły się. Nawet jeśli sama nie przylała flaszka kapłanowi, to paluchy swoje w morderstwie mieszała. Bo inaczej po co Furcowi kartki z księgi by oddała?
Trza było w jakiś sposób odwrócić kota ogonem. Gdyby udało się sprawić, że łowca uwierzyłby w winę obcego to nikt ze wsi by nie ucierpiał. Tylko jak to zrobić? Liczyła na rozmowy chłopów z Angelą i Furcem. Może im uda się coś zdziałać?
Sama chciała jeszcze pogadać z Thalbergiem. O nożu i o jego pobycie w świątyni i u Maryny. Bo znaki bożka nie znalazły się tam przypadkiem.

Może Jost zechce jej towarzyszyć?
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 10-02-2013 o 21:40.
Felidae jest offline  
Stary 10-02-2013, 23:33   #130
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





BIBERHOF, 2 VORGEHEIM, PRZED POŁUDNIEM



Wiejska milicja dalej debatowała w Izbie Zgromadzenia.

Jost spojrzał na Mariankę z zaciekawieniem.

- A co ci da z Furcem rozmowa? - spytał. - Bo nijak być nie może, co by Bert wisiał za to, czego nie zrobił. Chociaż za kajet baty wziąć powinien, i to solidne. Od nas wszystkich, po pięć co najmniej. Nie może być, co by Angela czy Furc, jeśli są winni, niczym się wywinęli.

- O wizji gadać nie musimy - dodał - bo ona nic do sprawy nie wniesie. Kto jeszcze długi miał u ojca Franciszka? Bo pewnikiem nie twoja familia jedynie.

Marianka trochę się zaczerwieniła

- Aaaa... bo może podstępem by go jakoś do zeznań na piśmie namówić by się dało? - powiedziała przeciągle.

- Tylko moja. Tylko i wyłącznie. Poza nią nikt nie miał zaległości. Tak jak mówiłem kartek z nazwiskiem Furca było podejrzanie mało i ani jednego dowodu na to, że on kantował. Z tym, że mamy jego kajet, który to potwierdza. Angela pewnie wyrwała obciążające go strony za pewną przysługę. Wiecie co mam na myśli... - Bert był załamany. - Ja mogę podpuścić Angelę. Przyznać jej się, że to ja mam kajet ojca Gottlieba i nakreślić, że wiem, że wyrwała strony z dokumentacją przekrętów Furca. Może wtedy ona sama wpadnie w pułapkę. Co wy na to?

- Zły pomysł to nie jest. - Jost skinął głową. - Ale jeśli nie wpadnie, to wyjdziesz na kłamcę i głupca, dzięki czemu pogrążysz się nieźle. Może potem nikt ci nie uwierzyć, cokolwiek powiesz.

- Już na takiego wyszedłem. Nie mogłem jednak dłużej was oszukiwać. Wolę dzisiaj się przyznać niż przez całe życie mieć świadomość, że ktoś niewinny mógł przeze mnie zawisnąć na szubienicy. Więc jak tylko pozwolicie mogę podpuścić akolitkę, a wtedy istnieje szansa, że się do czegoś przyzna. No, ale z drugiej strony same słowa mogą nie wystarczyć. Nie mamy dowodów. - Bert głowił się już z lżejszym sercem, ale cały czas smutny.

-Wpierwej rzeknę, żeś nam ułatwić nie ułatwił, a i przyznać się ci nie wolno przed pajacem tym, co przybyć ma - burknął Arno z ponurą miną obracając kufel w dużych dłoniach.

- Takie młode, rzeknie Łowca, a zepsute takie. Powód do utrupienia ojca mieć ma, to i winien być może. Rodzinie twej z bliska całkiem przyjrzy się i na babcię twą Olę trafi. Winkelowie wszystkie winne będą, pociągnie we łbie pomyślunek i se ognisko ze babci twej zrobi kiełbaski na patyku smażąc. Prosta to na stosik droga dla Biberhof całego, jako mu ptak zawczasu na łeb nasra, a komar w rzyć capnie. To i na drewienko jeno spojrzy się, a ogień buchnie aż miło-zamilkł na chwilę i chrząknął.

- A Furc w gównie tym topić się może, ale między nogami mało zbyt ma, coby ojca utrupić. O butelce we piwnicy rzeknąć nic nie rzekł. Może tak by go spytać troszku o rzeczy kilka z jego opowieścią niezgodnymi? Bo i jakby wyszło, że to on utrupił jednak... To bym się zadziwił niemało-wygłosił swą opinię.

- No i co o ojca Fryderyka zmasakrowaniu myślicie? Bo utrupić to utrupić, ale takie cóś porobić... Tu już niemal łapę prawą dałbym se urżnąć, że za miękko w spodniach ma. Utrupienie utrupieniu nierówne...

- Ej Bercik, Bercik, no ciebie tam sumienie zaczyna gryźć i przyznawać się będziesz, jak ci to Marianka wpierw w łoczy powiedziała - wtrącił w końcu i Gotte. - To kruca wcześniej żeś tego nam nie mógł rzec, co?! Masz rację, teraz to najwyższy czas! Kruca najwyższy, bo zara by to sprawdzone zostało! - zdenerwował się. - Wszyscy cosik ukrywają... wszyscy w tym i ty... - burknął Miller. - Bert winę więc Angeli musisz dowieść. To jedyna szansa dla cię i rodziny twej. Moim zdaniem pójdziesz porozmawiać z akoltiką i wyoślić jej co wiemy... że wiemy. Ino nie sam Bert, nie sam... - podniósł wzrok na Winkla.

- Ja pójdę z nim. Chyba najmniej żem Angeli podpadł, może bardziej ufna będzie. Ale kręcenie zostawiam Tobie, bo się do tego nadajesz, jak żeś pokazał- Erykowi trudno było ukryć wzburzenie po tym, czego dowiedział sie o domokrążcy. Jak mógł być pewien, że Winkel nie siedzi w tym głębiej, a swoją wersją wydarzeń spycha tylko odpowiedzialność na innych? Jasne, on sam był na straży tamtej nocy, ale może kryje kogoś bliskiego... Nie wiadomo. Teraz już nic nie wiadomo.

- Ufna? - zdziwił się Jost. - A co ufność ma do szczerości? Może raczej do wściekłości doprowadzić ją trzeba, by w gniewie mówiła.

- W gniew ją Marianka wprowadziła, i jedynie usta jej tym zamknęła. Ale, może i trzeba będzie, to i tak się zrobi. Ważne jest, tak myślę, żeby jej nie zrazić od samego początku. A kajet Furca - zmienił temat Eryk, wskazując na Berta - dasz starszyźnie do przejrzenia, coby się upewnili, że, jak mówisz, jest tam dowód, że dziesięcinę zaniżał.

- Prócz mnie czy nie dziwi nikogo utrupienia sposób? Po fujarę jaką zaszczaną jęzor miałyby ucinać, oczy wydłubywać, uszy chlastać, ze łba mózgownicę wypaprać, serducho ciąć, bebechy rozpieprzać. Po kiego to zrobiły? I gdzie ojcowe wnętrza schowane? Podrobów dyć raczej nikt nie porobił.

- Z nienawiści może, albo i chcąc na kogo inszego podejrzenie rzucić - odparł Jost.

- Jako żołądki wrażliwe reagują w krasie pełnej się ukazało. W czasie podwójnym nawet, jako naszych kilku śniadanie lub kolację z dnia poprzedniego zjedli niesłusznie, a i głów łowcy towarzysz pamiątki po sobie pozostawić nie omieszkał. Furc nawykły myślicie do widoków takich? Angela albo? Bo i innego co na efekta patrzeć, a innego co jak wieprza jakiego oprawiać... Urażać nikogo nie chcąc - dodał do Josta.

- Nie urażonym - stwierdził Jost. - Alem słyszał o takich, co zwierzaka zaszlachtować potrafią, a na widok własnej krwi mdleją. Pewnikiem i tacy są, dla których szlachtowanie człeka niczym straszym jest. Charakter mieć trza do tego i tyla.

- Racja i może... Ale ze dwojga tych jeno Angela jako sucz taka pasuje mi. Wyciągnąć od niej co trzeba. Ja jeszczem sobie ze obcymi pogadam i Furcem. Fakta jego słowom kłam zadające przedstawić mu chcę. Ciekawym wielce jak do nich odnieść się zamiaruje-wychylił ostatnią kroplę piwa z kufla i odstawił go z hukiem.

- Jedna rzecz jest jeszcze, co po mojemu poczynić trzeba. Wszystkich Biberhof strażników zebrać i na zbrojne Łowcy przeciwstawienie się gotować. Na wypadek wszelaki, jakoby Łowca pomimo wisielców naszych Biberhof w ognisko zamieniać chciał, a mieszkańców we trupy. I Thalberga o pomoc poprosić by trza było. Bo nie od parady przed Łowcą pojedynczym tak portami trząchają wszyscy. A wsi palenie to i pierwszyzna dla nich. - zakończył, spoglądając na resztę.













Strażnicy rozdzieli się przed powrotem wójta. Część z nich została w Izbie Zgromadzenia czekając na wójta, inni udali się do Apfelówny. Nowicjuszkę mogli zastać albo w świątyni albo na poddaszu domu ojca Franciszka. Chałupa nieboszczyka stała obok świątyni. Reszta straży Biberhof wyruszyła do lasu na rozmowę z Thalbergiem.

Jagna i Woytek od czasu śmierci Starej Maryny nie brali udziału już w przesłuchaniach i zawiłościach śledztwa. Ograniczając się do pilnowania zmarłych lub aresztowanych, więc i teraz chętnie zgodzili się aby zostać i przekazać Alfredowi Tannenbaumowi, że wiejska milicja potrzebuje więcej czasu. Co najmniej do południa.

Angela kręciła się w kuchni mieszkania po zmarłym kapłanie, co zobaczyli przez okno. Otworzyła im drzwi a widząc Berta w towarzystwie Eryka zaczerwieniła się.

- Eryk i ty w to zamieszany jesteś? Uważajcie lepiej! Ja już wójtowi przed chwilą wszystko powiedziałam! Jak wy śledztwo prowadzicie nieudolnie! Ślady niszczycie i mnie w to wszyscy zamieszać planujcie! – mówiła z wyrzutem patrząc na Berta z jakby chciała zapytać „Dlaczego?”. – Bert wytarł ślad złodzieja z podłogi gabinetu ojca Franciszka! - błysnęła błękitnymi oczętami. - Miej go Morrze w opiece... - tak to powiedziała, że nie wiadomym było, czy bogu umarłych poleca nieboszczyka kapłana czy jeszcze żywego młodego domokrążcę. - Wioskę chronić chcecie wojując z kultem Sigmara? – kręciła głową. – Albo mniej aresztujcie, albo fora ze dwora! – furknęła dumnie chcąc po tych słowach zamknąć im drzwi przed nosami.

Joni Hammerfist wyraźnie zmęczony, nieopodal pod zamkniętą Południową Bramą na Wurtbad, ocierał pot z czoła mimo, że w cieniu opierał się o drewniany mur. Obserwował ich z daleka choć pewnie słów ich rozmowy nie słyszał.












Jost przystał na prośbę Marianki a Gotte drapiąc sie po długim nosie, sam z siebie, ochoczo postanowił im towarzyszyć.

Ruszyli przez Północną Bramę, której szlak wiódł ku włościom barona. Zniknęli w znajomym lesie podążając tym razem nie przez polankę z domniemanym lub prawdziwym ołtarzem, lecz skrótem, na przełaj, prosto ku chacie Thalberga. Dyndające z niektórych drzew w pobliżu chaty myśliwego, drewniane figury o ludzkich rozmiarach przypominających te tajemnicze plecionki, których dnia wczorajszego znaleźli kilka, dalej działały na strażników nieswojo.

Kiedy dotarli do celu wędrówki przez spowity cieniem ciemnozielony las, którego korony drzew rozpraszały słoneczne promienie zatrzymując ich większość, stwierdzili, że chata Huberta jest pusta. Nie odpowiedział na wołanie, więc ostrożnie wściubi nosy do środa spowitego mrokiem wnętrza. Otwierając na oścież drzwi i okiennicę wpuścili nieco światła. Domostwo zdawało się być opuszczonym. Nic wartościowego ani nawet przydatnego w codziennym życiu nie leżało na wierzchu. Znaleźli stare łachy myśliwego, zbyt wiekowe i podarte poza możliwościami i sensem ich naprawy, aby były do czegokolwiek innego przydatne, jak tylko do przeznaczenia ich na ściery. Popioły w palenisku były zimne. Nie znaleźli też żadnej broni ani choćby suszonych ziół, po których zostały tylko puste sznurki i skruszone pod nimi listki.

Marianka zbadała obejście i jego bliską okolicę dokładnie.

- Żadnych śladów nie widzę, prócz tych z dnia wczorajszego. Jakby Hubert wcale do chaty nie wracał, lub z wczoraj ją opuścił.

Z drugiej strony wszyscy wiedzieli, że taki osobnik jak Thalber jeżeli chciał, to mógł po sobie ślady skutecznie ukrywać. Gdziekolwiek był, nie było go w domu, a biorąc poprawkę na okoliczności, choć często znikał w głąb kniei, to coś mówiło wiejskim strażnikom, że tym razem mogą go już więcej w swoim życiu nie spotkać.










Krasnolud już obżarty, długo bezczynnie w Izbie Zgromadzenia na zadku nie usiedział, tym bardziej, że wójt się spóźniał. Zostawił Woytka nieśmiale spoglądającego na Jagnę, gdy nalewał jej soku kolejny raz przelewając. Z zakłopotaniem ścierał z twarzy uśmiech jękliwym, niewinnym przekleństwem.

- Cho-cho-lerka.

Arno wpadł do izby gdzie pod kluczem zamknięty był Furc. Drzwi otworzyła mu Karina Winkel, której to kolej była na wartę pod tymczasowym aresztem, którym stała się „Beczka Piwa”. Piwowar wyjścia nie miał, jak zrezygnowany zaszyć się w domu. Oddał karczemny przybytek na użytek wiejskiej straży. Dla dobra Biberhof.

Domokrążca, brudny, w podartym ubraniu i rozbitym nosem, widząc groźną minę krasnoluda, zrobił się jeszcze mniejszy w kącie.

- Wypuśćcie mnie! – dał sie słyszeć stłumiony głos z piwniczki. – Nie ja zabiłem Gottlieba! – krzyczał Imre. – Conrad mi świadkiem! I to nie jest moja księga czarnoksięska! – był strasznie rozeźlony. – Ja nawet czytać nie umiem wy wsioki cholerne! Jak barana na rzeź chcecie mnie zaprowadzić, bo wam tak na rękę! Miałem obiecany sąd u barona, więc mnie do niego prowadźcie łachudry!

Po jego silnym i rozeźlonym głosie wnioskować można było, że po uderzeniu piwowara już do siebie doszedł i ma się całkiem nieźle.

- Od godziny już tak krzyczy. – bąknął Furc przykuty łańcuchem do przybitej na stałe do drewnianej podłogi ławy.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 11-02-2013 o 04:59. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172