Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2013, 16:03   #223
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Hirek zerwał się z krzesła do pionu, rozglądając się nie rozumiejącym wzrokiem. Powinien już się zacząć przyzwyczajać... Nie wystraszył się tego że znowu nie wiadomo gdzie jest, ale tego że Tereska i Gawron zniknęli. Znowu był sam. Zamrugał oczami raz i drugi. Przyjrzał się nie tyle wrzeszczącemu facetowi, tylko otoczeniu. Jego pokoik w kancelarii, nie było wątpliwości. Wszystko tak jak zostawił... zdawałoby się lata temu. W innym życiu.
- Niech pan się uspokoi... - zaczął niepewnie, ciągle nie mogąc dojść do siebie. - To tylko zmęczenie, przecież wie pan ile uwagi poświęcam pana sprawie.
No a potem się zaczęło. Klient upadł trzymając się za pierś, mecenas Jaworska najpierw wbiegła stukając szpilkami na 12 centymetrów. Potem zaczęła puchnąć, przyglądać się umierającemu łapczywie i drapieżnie, przybierać świńską twarz, tak jak inni pracownicy. W pierwszym odruchu Hirek złapał się za głowę, czy on sam też nie...

Chciał złapać za telefon na biurku, ale zamarł na widok kalendarza. Grudzień? No tak... znowu jestem w innym czasie i świecie, przeleciało mu przez głowę. Głosy wciąż podpowiadały wewnątrz niej na wyprzódki. To już chyba końcowe objawy, zaczyna mi odbijać. Zerwij kotwicę.

Podeptaj wszystko o czym marzyłeś. Szansę na normalne życie. Zaśmiał się w duchu histerycznie. Jakie normalne? To jest kurwa normalne? Zafascynowany świński ryj Renaty Jasińskiej wpatrzony w misterium śmierci. Podbiegł do człowieka umierającego na jej oczach i odepchnął ją na bok. Poluźnił mu krawat pod szyją, po czym rozpiął kilka guzików koszuli i przyłożył ucho do piersi. Głucha cisza. Uderzył pięścią w mostek, mówią że z pikawą jak z silnikiem. Może odpali na korbę. Uderzył jeszcze raz i zaczął masaż serca.

Odliczał rytmicznie uciskając, aż nagle poczuł, jak kości łamią się pod jego dotykiem. Poczuł, jak jego dłonie zagłębiają się w klatce piersiowej delikwenta przebijając mostek, jakby to była cieniutka porcelana. Na twarz chlusnęła mu krew ze zniszczonego ciała. Ktoś obok niego wrzasnął dziko. Ktoś inny zawył jak pies.

Hirek również krzyknął i wstał na nogi. Kurwa to się nie dzieje. Spojrzał na Czarną Mambę i na... to co zostało z tego człowieka. Nie. On po prostu umarł, to nie jest to co myślę. Ja nie mam jego... mięsa na rękach - powtarzał w myślach przesuwając uwalane krwią dłonie przed oczami.
Wybiegł z pokoju, zwymiotował dopiero w łazience.

- Kim jesteś? - usłyszał głos nad sobą, kiedy skończył obmywać twarz.
- Kim tak naprawdę jesteś?
Powtórzył ten sam głos.

- Nikim. - Hirek przez całe życie był o tym przekonany. - Jestem nikim. Chciałem sobie spokojnie żyć, może kiedyś tam za sto lat przestać kurwa klepać biedę. Wyrwać się. Teraz też, Teraz chcę się stąd wyrwać, Wyrwać siebie i bliskich z tego koszmaru.

- Koszmaru? Czym jest ten koszmar? Jak go zdefiniujesz?

- Wieloświat. Przenikanie realiów. Nie wiem gdzie się znajdę za każdym razem kiedy otwieram oczy. Nie wiem co jest prawdziwe. To życie przed tym zanim... zobaczyłem te wszystkie rzeczy. Dowiedziałem się tego wszystkiego o Voivorodinie i Chagidielu, Czarnej Madonnie. Czy to miejsce... Miasto pełne wynaturzeń, świniogłowych morderców, drutu kolczastego, krwi i śmierci. Nie wiem co jest realne. Czego się trzymać. - Głos Hirka drżał, widać było że chłopak jest na skraju. – Mordercy, krew, cierpienie. Śmierć na każdym kroku, a wszystko to... dlaczego? Dlaczego my? Czego mam się trzymać?

- Siebie. - Padła prosta odpowiedź. - Zawsze. W każdej chwili. Siebie.

- Łatwo mówić, kiedy nie mam pojęcia w którą stronę się obrócić. Mam zerwać kotwicę? Ale czy to nie spowoduje że nie będę już mógł wrócić do tego jak żyłem dawniej, jak żyliśmy dawniej. Że teraz za każdym razem będę widział świńskie ryje naokoło mnie, albo maszkary przyczepione do mojego ojca? Jeśli tak to jak to zrobić? To miejsce jest moją kotwicą. Tyle wiem. Zawsze jak coś się pieprzy pojawiam się tutaj. Ale co mam zrobić. Zwolnić się stąd? Wyjść po prostu i nie wracać? Powiedzieć Czarnej Mambie żeby się odpierdoliła ode mnie? Co?!

- Stać się sobą. Prawdziwym. Zerwać maskę iluzji. Zerwać zahamowania, narzucone przez kłamstwo. Stać się znów sobą.

- Jak?! Powiedz mi jak? Chcę to zrobić! Chcę by wreszcie się to skończyło, obojętnie jak! Jak zerwać tą maskę? Co mam zrobić? - kiedy odpowiedziała mu cisza, Hirek wypadł z łazienki. Stanął przed Renatą Jasińską.
- Mam tego dość, ciebie i tego całego gówna, które mnie wsysa jak bagno. Wolę już być jebanym żulem, brudnym, zarośniętym i chlejącym tanie wina po melinach. - Zaśmiał się szaleńczo. - Zresztą miałem przedsmak i powiem ci, nie jest tak źle. Człowiek zaczyna się martwić skąd wziąć na wódkę i chleb a nie jak bardziej włazić do dupy takim ludziom jak ty. Niniejszym, pani mecenas składam swoje wypowiedzenie. Co do rozwiązania umowy myślę że się dogadamy, bo jak nie to wszystkie papiery które sobie pokserowałem, te ze sprawy Piaskowskiego, Laskowika i parę innych znajdą się na policji, w mediach i w Radzie Adwokackiej. Nie tej okręgowej z twoimi kolesiami, ale w centralnej.
- Ja po prostu mam kurwa dość!! - krzyknął, po czym obrócił się i wyszedł za drzwi.

Jej osłupiała twarz była największą nagrodą. Mina, jaką zrobiła Czarna Mamba, stała mu przed oczami, kiedy wyszedł na ulicę.

Owiało go zimne powietrze. Lodowaty powiew ochłodził rozgorączkowane ciało.
Spojrzał wokół i zamarł.

Otaczały go ruiny. To nie było Miasto, jakie znał. Ale w sumie, jakby się nad tym zastanowił dłużej, było to prawdziwe Miasto. Nie skrywało obłudy ludzkiej, tylko pokazywało ją w prawdziwym, pozbawionym masek świetle. Zdarto wszelkie zasłony. Odsłonięto prawdę. Bolesną, obrzydliwą ale czystą. W swojej groteskowej obrazoburczości.

Opadł na kolana, jakby nagle zabrakło mu sił. Spojrzał w bok, gdzie zauważył jakiś ruch. Nad miastem wyrastała potężna konstrukcja. Wieża , strzelająca w górę, rozświetlona płomieniami, ociekająca jakimiś płynami.

Podłoże pod rękami i nogami Hirka drżało. W sfatygowanym chodniku pojawiały się pęknięcia i szczeliny, z których sączył się gryzący w gardło dym.

I nagle poczuł, że otaczają go jakieś sylwetki. Postacie w ciemnych, długich płaszczach, cuchnących krwią i śmiercią. Z trudem je poznał. To był Czubek. To była Basia. I Grzesiek. Wszyscy byli wypaczeni, ponad ludzkie pojęcie. Z ich krwawiących ciał wystawały ostrza. Wyrastały ciernie, druty i kable.

[MEDIA]http://i33.photobucket.com/albums/d69/ScarecrowCenobite/The%20Lemarchand%20Project/CenobitesRevealed05.jpg[/MEDIA]

Grzegorz w milczeniu wyciągnął do Hieronima dłoń poprzebijaną zakrzywionymi gwoźdźmi. Trzymał w niej ... górski czekan. Ociekający krwią i czymś gęsty, jak dżem.
- Chodź z nami - wyszeptała Basia Zielińska wypluwając z siebie krew. - Zakończ to, co zostało przerwane.
- Przerwij krąg - wycharczał “Czubek” przez splatane drutem kolczastym gardło.
- Przerwij krąg!
Wyciągnięty czekan został skierowany rękojeścią w stronę Hieronima.
- Weź i chodź. Nadchodzi nieuchronne.
Gdzieś, nad ich głowami, na niebie zasnutym przez czarne chmury, krążyły jakieś skrzydlate, odległe postacie. Niczym sępy zbierające się na ucztę.
Trójka okaleczonych, zdeformowanych dawnych przyjaciół z dzieciństwa wpatrywała się w Hieronima bezdusznymi, okrutnymi oczami. Czekali, aż weźmie do ręki broń.

Tego chciał? Zobaczyć jak to wygląda naprawdę? A więc może rację mają ci co szepczą ignorance is bliss...
Miasto w całej swej okazałości wyglądało jak rozlatująca się ruina. Jak te strzępki które widział w snach. Chciał prawdy? To była prawda? Tak to miało wyglądać?

Przystanął i patrzył, nawet nie wiedział ile czasu spędził nieruchomy na zimnie. Zbliżali się powoli, zdeformowani, krwawiący, owinięci drutem... Poznał ich pomimo tego i coś jęknęło w nim, w głębi. Nawet po śmierci nie znaleźli ukojenia. Spojrzał na Basię, na Grześka, na każdego z nich po kolei. Oni też zostali wciągnięci w tryby frakcji, która miotała pionkami i kukiełkami po tej chorej szachownicy. Nie mógł ufać swoim oczom, ale wiedział że to oni.

- Nie. - słowo wypadło z niego obojętnie. Nie miał już siły nawet na okazywanie emocji. - Dajcie mi spokój. Muszę odnaleźć Tereskę i Gawrona. Muszę ich odnaleźć. Odnaleźć ołtarz. Wyminął ich i ostatkiem sił zaczął biec przed siebie w kierunku Węglowej.
 
Harard jest offline