Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2013, 23:50   #120
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Uśmiech kameleona
Czyli garść niedopowiedzień, szczypta kłamstw i jedna poważna obietnica

Czasami moc Johna objawiała się nieco silniej niż tego planował. Było to normalne i naturalne, ze względu na jej specyfikę nie poddawała się jego świadomej kontroli a znalezienie się w miejscu w którym faktycznie nikt wcześniej go nie widział tylko ją wzmocniło. Anonim przyjął jednak taki obrót spraw z wdzięcznością, dzięki temu uniknął konieczności budowania fałszywej tożsamości od podstaw zamiast tego próbując podświadomie wcielić się w osobę Boba przejmując w oczach rozmówcy jego manieryzmy i styl wypowiedzi

- Też się cieszę, że cię widzę - odpowiedział John oddając uścisk - I zamiast ,,dusigroszu” wolę jednak określenie ,,przedsiębiorczy człowieku” - dodał, zajmując wskazane przez Boba miejsce
- Mam tutaj parę spraw do załatwienia, to ciut dłuższa historia, nie mogłem sobie jednak najpierw odmówić wizyty u ciebie. Najpierw jednak opowiedz, co tam słychać u ciebie i co ciekawego się działo ostatnio? W mieście usłyszałem plotki o tym że kolejna banda szalonych wynalazców demolowała budynki latającym pociągiem i od razu sobie pomyślałem ,,Takie rzeczy tylko w Wiltover! - zakończył żartobliwie jednocześnie gorączkowo zastanawiając się kim jest Sally
- Taaa, przyleciała to jakaś grupka nieznajomych, na szczęście obyło się bez większych strat, ot rozwalili budynek który i tak przeznaczony był do rozbiórki. Ale latająca kolej to ciekawy pomysł. -zaśmiał się i pociągnął łyk trunku ze swojej szklanki. - Znając Ciebie zaraz spróbujesz ich znaleźć i odkupić od nich ten patent, bo szykuje się z tego żyła złota. Dalej nie wiem jak rozkochałeś w sobie Saly, bo chyba jej serca nie kupiłeś. - ponownie wesoło roześmiał się burmistrz, jednak dość szybko spoważniał.
- Ale ogólnie Bob nie dzieje się najlepiej, bardzo duża presja jest nakładana na to miasto, jesteśmy symbolem nadziei dla wszystkich którzy boją się szaleństwa, a przez to dużo tracimy. Na ten przykład musieliśmy zamknąć bramy wysypiska. -stwierdził wskazując przez okno na potężne metalowe wrota. - A jak każdy wie, to jedyna droga do tuneli prowadzących pod górą.
- No wiesz, sam pomyśl o środku transportu który nie potrzebuje dróg. Nigdy więcej martwienia się o budowę tuneli czy mostów, brak problemów z grzęskim podłożem które trzeba osuszyć nim rozpocznie się budowę torów. Ten kto położyłby rękę na takim projekcie mógłby liczyć na prawdziwą fortunę - John uśmiechnął się również kosztując trunku. Przynajmniej dowiedział się kim jest Saly, bo ta informacja mogła go kosztować utratę fałszywej tożsamości - Myślałem, że Wiltover skorzysta na szaleństwie, w końcu gdziekolwiek bym nie był to słyszę pogłoski że to jedno z niewielu w pełni bezpiecznych miejsc. Ludzie są gotowi wiele poświęcić by tu dotrzeć, a wraz z nimi napływa kapitał. Chociaż faktycznie, z twojej perspektywy może to wyglądać jako niekończący się strumień uchodźców których można albo wpuścić do miasta ryzykując że dostaną się tu zarażeni lub zabronić im wstępu do miasta. Nie zazdroszczę ci tej pozycji, naprawdę. Co się stało na wysypisku? - John starał się podtrzymywać rozmowę wiedząc, że w jej trakcie ma szanse uzyskać znacznie więcej informacji rzucanych mimochodem niż gdyby pytał bezpośrednio
- Dokładnie... a najgorsze, że nikt nie wie jak tą zarazę wykryć i skąd tu wiedzieć kogo bezpiecznie wpuścić. Połowa strażników patroluje miasto dzień i w nocy, druga zaś broni wysypiska, naprawdę paskudne stanowisko w takich czasach. -westchnął niebieskowłosy zarządca po czym pociągnął ze szklaneczki i lekko krzywiąc się gdy rozgrzewająca ciecz przepłynęła przez gardło kontynuował. - Na wysypisku pojawili się szaleńcy. -powiedział krótko kręcąc kciukami młynki, by ułożyć mnogość informacji z jakich chciał wyżalić się Bobowi w logiczną całość. - Znaczy zawsze mieszkało tam kilku wariatów, ale wiesz byli to nasi prywatni szurnięci wynalazcy. Na wysypisko codziennie trafiają niemal tony żelastwa więc nigdy nie brakowało im materiału i przynajmniej produktywnie go wykorzystywali, to że mieli swoje przywary nam nie przeszkadzało póki nie wchodzili karawaną w drogę. Ba nawet stali się lokalną atrakcją, gdy czasem udało im stworzyć się coś zabawnego jak na przykład automat do kawy wygrywający melodie zależną od typu napoju. -stwierdził i uśmiechnął się na wspomnienie starych dobrych dni. - Ale jakiś czas temu to się zmieniło, stali się agresywni poczęli atakować karawany i przejęli wieże kontrolną, żołnierze zaś nie chcą z nimi walczyć, boją się szaleństwa. -zakończył to streszczenie informacji burmistrz.
- Grupa wynalazców dotknięta szaleństwem która ma pod ręką cały ten złom pozostały po produkcji w mieście? Nie dziwię się żołnierzom, nikt nie ma ochoty ryzykować życia, pomijając już fakt że nie wiadomo jak ta choroba się przenosi. Dużo ich tam na tym wysypisku było?
- Cała banda, ale z tego co donosi mój wywiad to w dużej mierze pomordowali się nawzajem. Zostało ich kilkunastu, każdy kontroluje jakaś część wysypiska i nie wchodzą sobie zbytnio w drogę. -odparł burmistrz.

Zebrane przez Johna informacje były naprawdę przydatne, chociaż jakoś wątpił by pozostali członkowie ekspedycji potrafili je docenić. Do tej pory zdołał zaobserwować że preferowali rozwiązania zaczynające się od wywarzenia drzwi kopniakiem niż sprawdzenia klamką czy przypadkiem nie jest otwarte. Anonim zamyślił się przez chwilę, po czym z pewnym ociąganiem zapytał burmistrza

- A mógłbyś mi powiedzieć ciut więcej o pasażerach latającej kolejki?
- Hah wiedziałem że będziesz o to pytał! -zaśmiał się burmistrz i pogmerał w szufladzie, po chwili podał Johnowi plik kartek. - Tutaj są dane z podstawowej kontroli o każdym z nich, opis wyglądu i inne rzeczy.
- No nieźle, nieźle - John wyraźnie zdziwiony przyjął plik - Będę mógł to później przejrzeć na spokojnie? Bo wpadłem na pewien mały pomysł jak rozwiązać problem wysypiska... bez obciążania miejskiej kasy wydatkami - John mrugnął porozumiewawczo.
- Zamieniam się w słuch. -stwierdził zaintrygowany burmistrz i energicznie pociągnął ze szklanki. - Co wymyśliłeś przyjacielu. Wiedziałem że ty na coś wpadniesz.
- Powiedz mi najpierw czy te osoby dalej pozostają w granicach miasta i czy w razie konieczności będziesz w stanie je odnaleźć? - uśmiech Johna stał się jeszcze szerszy
- Jednak jest aktualnie w więzieniu z tego co mi wiadomo, zwą ją Hana. Kapitan straży przesłuchuje teraz niejaką Shibe, reszta raczej bez problemu da się odnaleźć w mieście, bowiem każdy kto z niego wychodzi musi się wylegitymować więc nie opuszczą Witlover bez mojej wiedzy. -stwierdził niebieskowłosy z zaciekawieniem.
- Słyszałem plotki że stanowią grupę zabijaków, zatem stanowią element potencjalnie niebezpieczny, a dodatkowo, jak by na to nie spojrzeć dostali się do miasta nielegalnie, niszcząc budynek. To że był do rozbiórki nic nie znaczy, zniszczenie własności miasta dalej jest przestępstem. Nie są obywatelami miasta, więc automatycznie nie wiedzą wszystkiego o sytuacji na wysypisku i nie obawiają się szaleństwa. Zapewne już wiesz o czym myślę, prawda?
- Faktycznie ciekawe...bardzo ciekawe. Ale żeby otworzyć przejście musieli by wiedzieć o wieży... i trzeba pamiętać o synchronizacji wrót, więc musieli by działać szybko... -zamyślił się burmistrz nie poruszając jednak głębiej wspomnianych elementów, jak tajemnicza wieża czy też synchronizacja bram.
- Zastanawiałem się czy po prostu nie wysłać ich tam z ramienia miasta, jako sposób na to by odpłacili za swoje uczynki. Można im zaproponować że w zamian za ustabilizowanie sytuacji na wysypisku dostaną prawo do pobytu w mieście bez przechodzenia odpowiednich procedur. Swoją drogą czy wyjawili cel dla którego tutaj przybyli?
- Twierdzili że testują kolej...ale w sumie nic nie wspominali o konkretnym celu. -zamyślił się burmistrz. - Coś sugerujesz Bob?
- Niech oni rozwiążą ten problem za nas. Wydaje mi się, że byłbym w stanie nakłonić ich do współpracy przekonując że dobrze mieć przyjaciela w burmistrzu miasta. W ten sposób albo zostanie rozwiązany problem wysypiska, albo tajemniczych przybyszów... I to można powiedzieć że bez zaangażowania sił miasta. Nie trzeba będzie narażać życia lokalnych żołnierzy, skoro można wysłać tamtych
- Brzmi nieźle... ale musiałbym mieć z nimi swojego człowieka by nie zrobili nic głupiego. W wieży otwierającej wrota można sporo namieszać jeżeli nie ma się pojęcia jak ona działa. -stwierdził burmistrz ochoczo podchodząc do pomysłu Johna.
- Wtedy ten człowiek mógłby ich wpuścić do środka i zatrzymać tam wystarczająco długo by albo oni wyeliminowali zagrożenie, albo... - John nie dokończył myśli, zostawiając drugą opcję w domyśle - Najlepiej nie pozwolić im niczego dotykać w wieży w takim razie, niezbyt uśmiechałaby mi się opcja w której wrota wysypiska nie mogą się zamknąć bo ktoś uszkodził mechanizmy sterujące
- Ale twój pomysł wydaje się ciekawy...zwłaszcza że mam odpowiedniego człowieka do tego zadania. Wiedziałem że mi pomożesz Bob, na Ciebie zawsze można liczyć! -zaśmiał się radośnie zarządca miasta.
- Po to są przyjaciele, by sobie wzajemnie pomagać, prawda? Masz jakiś haczyk by nakłonić ich do współpracy czy powinienem się sam tym zająć?
- Są tu nowi... ciężko będzie znaleźć haczyk. Wymyśl coś stary dusigroszu a załatwię Ci z nimi kontrakt na wyłączność jeżeli chodzi o to kolej. -stwierdził z uśmiechem burmistrz dopijając drinka.
- W takim razie masz to jak w banku, że coś wymyślę - John uśmiechnął się kończąc drinka - Skontaktuję się jakoś z nimi i nakłonię ich by zajęli się sprawą wysypiska. Powiedz mi tylko co z tunelami? Część szaleńców z wysypiska może używać ich jako bazy wypadowej
- Nie może. -odparł burmistrz z uśmiechem.- Nie pamiętasz jak kiedyś mówiłem ci o synchronizacji bram? Po aktywacji wieży na wysypisku, żeby otworzyć bramę do tuneli trzeba w przeciągu półgodziny aktywować obie bramy, inaczej te się nie otworzą. Dzięki temu mieliśmy pewność że nikt nieproszony nie wkradnie się do tuneli. -stwierdził niebieskowłosy z duma w głosie. - Dziwne że o tym nie pamiętałeś, interesowałeś się kiedyś tym projektem. Ale pewnie masz tyle ich na głowie, że czasem zdarzą się luki w pamięci co?-dodał ze śmiechem i gestem zapytał czy John życzy sobie jeszcze trunku.

John zaś z przyjemnością skinął głową, trunek stanowczo przypadł mu do gustu. Jego teść gustował w wysokogatunkowych alkoholach i nieco się to Anonimowi w trakcie rodzinnych spotkań udzieliło

- To nawet nie kwestia luk w pamięci, co faktu że szaleńcy z wysypiska sami są wynalazcami, obawiałem się że od momentu zamknięcia wrót mogli się dostać do tuneli. Sam system jest bardzo dobry i można go wykorzystać przy zabezpieczaniu nie tylko tutaj, ale patent jakoś się nie przyjął. Ludzie poza Wiltover nie zawsze potrafią docenić dobre rozwiązania techniczne. Co do tych dokumentów, to będę mógł je pożyczyć do jutra? Chciałbym przejrzeć je na spokojnie wieczorem, dobrze byłoby dowiedzieć się czegoś więcej o naszych nieświadomych jeszcze wolontariuszach. Ludzie obsługujący bramę nie padli ofiarą szaleństwa?
- Pewnie, bierz i tak mam tego masę w biurku. -stwierdził burmistrz i machnął ręką od niechcenia. - Straciliśmy kontakt z tymi którzy pilnowali wejścia do tuneli, więc albo oszaleli albo zginęli, od naszej strony wszystko jest w porządku, brama jest pilnowana bez przerwy. -stwierdził mężczyzna i ponownie pociągnął ze szklanki. - Zastanawiam się czy Ci “wolontariusze” podołają wyzwaniu, z tego co słyszałem szaleńcy wcale nie stracili na kreatywności w swych wynalazkach tylko, że ruszyli w bardziej bojowym kierunku.
- To tylko kolejny powód by wykorzystać ich zamiast lokalnych żołnierzy, a zostawienie sytuacji taką jaka jest teraz nie jest najlepszym pomysłem. Jeśli jednak nie podołają to pozostanie tylko zostawienie zamkniętych wrót i oczekiwanie aż szaleńcy wykończą się nawzajem, co niestety może trochę potrwać. Jeśli natomiast im się to powiedzie to warto będzie przyjrzeć się bliżej nowym wynalazkom, nawet jeśli powstały pod wpływem choroby, nie sądzisz?
Burmistrz przejechał zamyślony po swej niedogolonej brodzie. - Coś w tym jest... -mruknął w końcu z aprobatą. - Będą Ci potrzebne mapy wysypiska? Czy wolisz tylko przedstawić im ogólną wersje a po szczegóły przysłać do mnie?
- Mapa im się przyda, możesz mi ją dać na wszelki wypadek. W pierwszej kolejności będę musiał wybadać grunt, bo nie wiem jeszcze czy przedstawię im to zadanie jako oficjalnie zlecone przez miasto czy jako działania w półlegalnej sferze. Zawsze to lepiej żeby burmistrz nie był oficjalnie zaangażowany w projekt jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli natomiast się uda to wtedy dla opinii publicznej przedstawi się zgodną z prawdą wersję że działali w twoim imieniu. W ten sposób niezależnie od rezultatu zawsze wygrywasz - John mrugnął porozumiewawczo
Burmistrz uśmiechnął się połowicznie i pokiwał palcem - Ty to masz łeb stary, ty to masz łeb. -mówiąc to wydobył z szafki mapę, widać niedawno ją przeglądał, bowiem leżała na samym wierzchu góry papierów w szafce. Burmistrz chwycił w dłoń ołówek i strona pozbawioną rysika począł wskazywać na poszczególne punkty. - Żebyś był wiarygodniejszy warto byś znał kilka szczegółów, a więc tak po pierwsze wieża synchronizacyjna.- -mówiąc to wskazał kwadracik przy wschodniej ścianie jaskini która tworzyła wysypisko. - Trzeba w niej wpisać kod, a następnie odpalić największym z dostępnych przycisków, kod brzmiał bodaj5-5-8-0-0-9. -powiedział zapisując cyfry u dołu kartki. - Od odpalenia tego przycisku ma się trzydzieści minut na odpalenie guzików przy bramach, spowoduje to otwarcie obu wrót jeżeli nie uda się tego zrobić w tym czasie system zawiesi się i będzie nieaktywny przez następne parę godzin. Najszybciej dotrzeć do bramy z wieży tym mostem.-mówiąc to wskazał na linie przebiegająca nad potężną szczeliną która przecinała jaskinie niemal na pół. Widać była to naturalna wyrwa w ziemi a technicy postanowili ją wykorzystać do zrzucania nadmiaru śmieci w głąb matki ziemi. - Problem z tym, że nawet biegiem ciężko byłoby dostać się z wieży do bramy w ciągu półgodziny, a ponadto z tego co wiem most jest jednym z miejsc okupowanych przez szaleńców. -burmistrz postukał ołówkiem w zęby zamyślony. - Kolejna ważna sprawa to drugi limit czasowy. By kogokolwiek wpuścić teraz na wysypisko, będzie trzeba użyć systemu awaryjnego wrót, otwierając tylko te od strony miasta, jeżeli w ciągu dwóch godzin od jego aktywacji wieżą i drugie wrota pozostaną nieaktywne ten automatycznie zarygluje obie bramy na najbliższe dwadzieściacztery godziny. Takie stare zabezpieczenie na wypadek sabotażu. -wytłumaczył burmistrz po czym zaczął sunąć ołówkiem po ścieżce prowadzącej od głównej bramy do tej prowadzącej do tuneli. - To najkrótsza droga, godzina marszu spokojnym tempem i już jesteś przy drugiej bramie, problem w tym, że tutaj jest największy obóz szaleńców, a przynajmniej największy o którym wiemy. -mówiąc to zrobił na mapie kółko gdzieś w połowie traktu. - Jeżeli mam być szczery gdy rozważałem odbicie wysypiska uwzględniałem trzy grupy uderzeniowe, jedna chciałem posłać do wieży, jedną mostem, a druga głównym traktem. Dzięki temu dotarcie do bramy na czas stawało się bardziej prawdopodobne, może przyda Ci się to do czegoś. -stwierdził z uśmiechem i zwinąwszy mapę podał ją Johnowi.

John uważnie studiował mapę słuchając wyjaśnień burmistrza

- Czyli w przypadku zaryglowania wrót jedynym sposobem na opuszczenie wysypiska będzie albo odczekanie aż czas blokady minie albo udanie się do tuneli? I druga sprawa, mówiąc obóz szaleńców masz na myśli że większa ich grupa współpracuje ze sobą mimo dręczącej ich choroby czy po prostu wcześniej znajdowało się tam obozowisko?
- Zarygluja sie też wrota do tuneli, oba mechanizmy działają synchronicznie, wtedy osoby znajdujące sie na wysypisku zostaną w nim uwięzione. -wyjaśnił burmistrz i zmoczył wyschnięte gardło trunkiem, po czym mówił dalej. - Co dziwne współpracują, moi ludzie stwierdzili, że występują jak gdyby dwa zupełnie różne szaleństwa. -mówiąc to mężczyzna ważył każde słowo, jak gdyby nie był pewny swych słów. - Niektórzy po prostu chwycili za pręty i poczęli się nimi okładać jak banda idiotów inni zaś po prostu zaczęli myśleć w inny sposób, jak gdyby odrzucili moralność i zdrowy rozsądek, ale po części zachowując umiejętność pracy w grupie czy nawet jako takiego rozumowania. Robią po prostu rzeczy od których zwykłą ludzią włosy stają dęba... jak na przykład z ta biedną dziewczyną. -westchnął na koniec burmistrz wyraźnie strapionym głosem.

John zmarszczył brzwi słysząc słowa burmistrza

- Powiedziałbym, że to niepokojące... Do tej pory myślałem że szaleństwo objawia się w jeden tylko sposób, jednak widzę że w tym przypadku jest dużo gorzej niż mogłem się spodziewać. Nasi wolontariusze muszą zatem skorzystać z synchronizacji albo najbliższą dobę spędzą w uroczym towarzystwie szalonych wynalazców. Nie jestem jednak pewien czy powinienem zdradzać im ten szczegół, nie chcielibyśmy chyba aby ktoś niepowołany dostał się do tuneli a sądzę że jeśli zostaną zatrzaśnięci przez dobę na wysypisku to będą mieli wybór rozwiązać nasz problem albo mieć poważne kłopoty. Tyle tylko, że nie nazwałbym tego rozwiązania zbyt moralnym - John westchnął ciężko by zaznaczyć jak skomplikowane moralne wybory stawiało przed nim życie.
Burmistrz przytaknął. - Liczę na twój giętki język chłopie, ty umiesz przekonywać ludzi do wielu rzeczy więc myślę, że i z tym sobie poradzisz. -stwierdził niebieskowłosy z ciepłym uśmiechem.
- Sądzę, że nakłonienie ich do współpracy nie będzie aż tak wielkim problemem, trochę ich postraszę, trochę im obiecam i będą mi jeść z ręki. Gorzej, bo jeśli jednak nie zdecydujemy się ich zatrzasnąć na wysypisku to będę musiał im towarzyszyć przynajmniej do pierwszej wieży, bo zdradzenie im kodu może nie być najrozsądniejszym pomysłem
- Nie sądzisz, że to trochę za niebezpieczne Bob? -zapytał zmartwiony burmistrz. - Wiem , że chcesz pomóc, ale to naprawdę duże ryzyko...-dodał zmartwiony. - Saly by mnie poćwiartowała gdyby się dowiedziała, że Ci na to pozwoliłem.
- Przyjaciele są po to, by sobie pomagać. Nie mam zamiaru zapuszczać się zbyt daleko ani narażać się bezsensownie, raczej po aktywowaniu wieży wycofam się poza wysypisko. Z drugiej strony cały czas kusi mnie technologia którą mogli opracować szaleńcy, słyszałem wielokrotnie że pełny potencjał twórczy objawia się właśnie w szaleństwie. Nie chodziło co prawda o chorobę, jednak efekt może być podobny, a takie wynalazki w niepowołanych rękach mogą zdziałać wiele złego. Co do Saly, to czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Jeśli ty jej nie wspomnisz o tej sytuacji możesz być pewny że i ja tego nie zrobię
Burmistrz przygryzł wargi zmartiowny, ale po dłuższej chwili popijania ze szklanki w kocu przytaknął. - Dobrze mieć takie przyjaciele jak ty. Ale żeby mieć czyste sumienie przydziele Ci swojego najlepszego człowieka do ochrony i nie przyjmuje sprzeciwu. -stwierdził hardo niebieskowłosy.
- Nie widzę powodu, dla którego miałbym się sprzeciwiać - odpowiedział John sącząc powoli alkohol - Skoro ty mówisz że jest najlepszy, to znaczy że musi być naprawdę dobry. Trochę obawiałem się tego wypadu, ale teraz sądzę że wszystko będzie dobrze. Tak z innej beczki, słyszałem że Toka Monue daje w najbliższym czasie koncert
- A owszem, mimo że nie przepadam za takim typem muzyki to wielkie wydarzenie dla Wtlover, naprawdę sporo grubych ryb ze stolicy zjechało się by go zobaczyć. -stwierdził palcami pocierając niewidzialne pieniądze. - Zresztą dodaje to trochę otuchy w tych ciężkich czasach.
- Po prostu ostatnio w mieście mówi się głównie o latającej kolejce i tym koncercie, a ja lubię wiedzieć co w trawie piszczy. Pojawienie się kilku bogatszych gości ze stolicy dobrze wpłynie na miasto, zwłaszcza od kiedy przez tych szaleńców jest problem z karawanami. Tymczasem jeśli wybaczysz będę się powoli zbierał, trzeba zorganizować wolontariuszy. Wpadnę jutro, oddam przy okazji dokumentację - John dopił resztę drinka i wstał planując powoli opuścić ratusz
- Bob...zaczekaj!- burmistrz zatrzymał Johna nim tez zdążył nacisnąć klamkę od jego gabinetu. - Wiem że i tak już mi pomagasz, ale mam do Ciebie jeszcze jedna prośbę. -powiedział strapionym głosem i z wewnętrznej kieszeni swej marynarki wydobył portret.



Obrazek przedstawiał metalową dziewczynę, wykonaną jednak z niezwykłą dbałością o detale, jak gdyby była prawdziwa żywa istotą.
- Jeżeli natknąłbyś się na nią na wysypisku...mógłbyś zadbać by bezpiecznie wróciła do miasta? -poprosił łamiącym się głosem mężczyzna.
- Dla ciebie wszystko druhu. Czy to ta ,,dziewczyna” o której wspominałeś wcześniej mówiąc o bestialstwie szaleńców?
- Dokładnie ona...albo to co z niej zrobili. -westchnął burmistrz.- Nie wiem co dokładnie się stało, ale nim nastało szaleństwo była zwykłą dziewczyną mieszkająca z ojcem na wysypisku. bardzo często odwiedzała miasto, bardzo ją lubiłem świetnie potrafiła mnie rozbawić gdy miałem dni pełne papierkowej roboty. -burmistrz haustem opróżnił szklankę i kontynuował.- Ale kiedy pojawiło sie szaleństwo nie byliśmy wstanie odnaleźć jej na wysypisku, aż w końcu zmuszeni byliśmy je zamknąć, ostatnimi czasy zaś zaczęła pojawiać się w mieści i okradać ludzi, tylko że nie była już człowiekiem z krwi i kości a tym metalowym tworem. -burmistrzowi załamał się głos. - Ale ty powinieneś wiedzieć jako żonaty facet, że czasem czuje się, że ktoś mimo zmian dalej jest tą sama osoba którą się poznało. Ja zaś czuje, że ona dalej jest sobą tylko coś, albo ktoś zrobiło jej wielka krzywdę... -po tych słowach mężczyzna nie był w stanie kontynuować chowając twarz w i tak już lekko drżących dłoniach.
- Rozumiem o czym mówisz i współczuję. Zrobię co tylko będę w stanie by sprowadzić ją do domu, jednak musisz mi obiecać że będziesz ostrożny. Szaleństwo może objawiać się w różny sposób, a z tego co mówisz była narażona na jego wpływ przez dłuższy czas, nie mówiąc już o tym co stało się z jej ciałem
- Po prostu zadbaj by była bezpieczna... -westchnął burmistrz z twarzą schowaną w dłoniach.
John podszedł do burmistrza kładąc mu rękę na ramieniu
- Wyobrażam sobie co czujesz... I tak jak mówiłem obiecuję, że zrobię wszystko co będzie w mojej mocy

Skończywszy w ten sposób rozmowę John opuścił ratusz. Planował trochę pospacerować po świeżym powietrzu, wmieszać się na powrót w tłum by rozmyć tożsamość Boba powracając do stanu anonimowości. Jeśli wpadnie na kogoś z drużyny poza budzącym grozę czarnoskórym piratem to podzieli się częścią informacji, w przeciwnym razie wróci do hotelu by umyć się jeszcze przed wieczornym koncertem
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline