Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2013, 15:46   #1
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
[GS - Sz] Okiem Pozyskiwacza - szkolenie (behe)


Planeta nawet jako ruina nadal była imponująca. Ciągnące się przez kontynenty lasy betonu, pozostałość dawnej chwały z czasów Pierwszej i Drugiej Republiki. Obecnie porzucone, zniszczone, oszpecone, zapomniane... tak jak sny snute przez pierwszych kolonistów. Kolonia miała być rajem wolnych ludzi, dziełem wszystkich obywateli, bez reżimu finansujących eksplorację innych planet konglomeratów. Ale coś poszło nie tak. Bo prócz snów, koloniści przywieźli coś jeszcze.

Nieliczni z mnichów, którzy w brew logicę nauczali na planecie rządząnej przez Ligę, powiadali, że to wina grzechu, ludzkiej pychy i chciwości. Która z czasem zmieniła raj w piekło przed, którym uciekali. Czasy zmieniały się. Pierwsza Republika upadła, skolonizowane światy pogrążyły się w wojnach lub w najlepszym razie Separacji. Aż wreszcie Prorok Zebulon na powrót zjednoczył ludzkość. A na podwalinach jego dzieła, choć już po jego czasach zrodziła się Druga Republika, czas tak gwałtownego rozwoju, że zaczął on przerażać samych ludzi. Ale i ona upadła tak jak poprzedniczka. Kto mógł chwytał kawałek rozpadającego się ciała i ogłaszał je swoim.

Zaskakiwać mogło, że choć Liga nie słynęła z dewocji, to Katedra na planecie była niezwykle okazało. Choć nie powinno to dziwić. Wszystko na Ligeheim było olbrzymie. Od budowli na chaosie kończąc. Katedra była stworzona na planie okręgu, lub może kwadratu, krzyża czy gwiazdy, gdyż była konstrukcją warstwową. Gdzie każda kolejna otaczała starszą, choć razem nadal tworzyły stabilną całość. Z zewnątrz wyglądała jak kopuła betonowego kosmodromu, lecz w środku... zapierała dech w piersiach strzelistością pilarów, gdzie każdy pokryty był detalami naniesionymi przez pokolenia twórców. Opowiadając przez rzeźbę, ilustrację, bądź zagięcia światła historię Proroka Zebulona i jego Apostołów, a także inne opowieści, które twórcy uznali za warte przekazania potomnym. Choć nie wszystkie zachowały się w pełnej krasie. Tak jak pomnik apostołki Maji zrywającej łańcuchy, przez jej wypalone oczy można było obserwować szare niebo nad Kasparatem. A przez okrągłą twarz wokół pełnych warg ciągnęły się deszczowe nacieki.
Za to z pomnikiem apostołki Almatei czas obszedł się łaskwiej. Jej smukła twarz nadal patrzyła na przechodzących z góry z życzliwym uśmiechem. Zaś z trzymanego w dłoniach kielicha od tysiącleci ciurkała woda. Uliczne karaluchy przychodziły do niej jak do studni, z butlami i wiadrami. W Kasparacie woda, która nie skręcała wnętrzności i nie wypalała trzewi, była skarbem na wagę życia. .


Podobnie naturalny wzrost był udziałem planetarnej agory, wygodnie łączącej w sobie funcje portu kosmicznego i targu. Bo o ile wieść o tym co wydarzyło się w Emporium pozostawała tamże, o tyle towary które trafiły do portu, zwykle nie pozostawały tam długo, tylko trafiały na kolejny frachtowiec przewoźników. Podobnie rzecz miała się z informacjami o wydarzeniach na innych planetach. Emporium rozciągała się wzwyż i w głąb ziemi, a na każdym poziomie rozrastało się na boki, by same ponownie rosnąć wertykalnie. Tworzyło to labirynt w którym przyjezdni zwykle się gubili, tracili sakiewkę, czasem przytomność, uzębienie i kilka z bardziej chodliwych organów.

Zawsze jednak można skorzystać z usług ulicznych wiewiórek jak nazywano bezpańską dzieciarnie żyjącą na ulicach i nocujących w kanałach wentylacyjnych, wiecznie zabrudzonych rdzą - stąd też nazwa. Wiewiórki zwykle prowadziły zdala od niebezpiecznych szlaków, a czasem nawet prowadziły tam gdzie klient chciał. Zawsze też można było skorzystać z usług profesjalnego przewodnika, który zwykle zaklinał się na wszystkie świętości i własne gardło, że zna samego konsula i wszystko da się załatwić za garś feniksów, wiewiórki rzadko brały więcej niż szpona. Przewodnicy czasem nawet tytułowali się nową gildią, ale nikt ich nie traktował poważnie, więć dla rozładowania frustracji urządzali polowanie na wiewiórki z ogarami i bronią palną.

Dzieciarnia, której bycie zwierzyną łowną zbrzydło czasem wracała do “Ogrodów Maji” - Avestianskich przytułków dla sierot. Ale Avestiański rygor i asceza dość szybko dawały się we znaki i sieroty wracały do ogarów. Inną ścieżką była służba dla Pozyskiwaczy. Każda z koterii Gildi Oka utrzymywała własny legion nieletnich przeczesujących miasto wypatrując istotnych wydarzeń, a czasem przywłaszczając coś co należało do innych gildii. Legendy mówiły, że ci mający talent trafiali z czasem pod skrzydła jednej z bardziej szacowanych gild. Ale jak to zwykle ma miejsce z legendami, niewielu to naprawdę widziało. Często jednak ci najbardziej wyrośli i brutalni przechodzili do Kajdaniarzy. Bo żeby trafić do Akademi Sędziów lub Zakonu inżynierów zwykle należało mieć poparcie feniksów. Jeśli jakaś wiewiórka przeżyła wystartaczająco długo, zwykle awansowała w ramach gildi pozyskiwaczu, wykonując różne potrzebne czynności jak: pozyskiwanie informacji, wydobycie, wykopaliska, zapewnianie nieprzyzwoitej oraz nielegalnej rozrywki, szmugiel oraz okazyjne nadstawianie karku gdy kajdaniarze byli zbyt drodzy.

Tego dnia Emporium było zatłoczona jak zawsze. Ludzie i obcy płyneli jak rzeka między straganami. Tym razem jednak w ławicy zapanowało poruszenie, gdyż do emporium bez wkroczył drapieżnik. Mężczyzna był już niemłody, miał krótkie białe włosy i twarz poznaczoną bruzdami i szramami. Mimo to sylwetkę miał zapaśnika. A na domiar tego zapleciony łańcuch wokół przedramienia - znak Pośredników, a do tego sporych rozmiarów pistolet plazmowy - jeden z tych, które nie tylko był w stanie wyleczyć męskie kompleksy, ale też reumatyzm i wszelkie życiowe bóle. Jedno oko miał ceramicznie białe, szklista gałka drgała nerwowo zapewne napędzana silnikiem cybernetycznego implantu. Przechodnie więc rozstępowali się. Cyborgi miały zasłużoną opinię psycholi. Niektórzy nawet rozpoznawali gościa bo krążyły o nim opowieści. Był seryjnym mordercą lub płatnym zabójcą. I chciał się napić, więc zmierzał do Dżungla.

Dżungla była jedną z kantyn Emporium prowadził ją Kudłaty Joe - Vorox choć karłowaty jak na przedstawiciela swojej rasy, to nadal zabójczo silny, zaś cztery włochate ramiona były równie przydatne za barem co na polu bitwy. Lokal ten upodobali sobie pozyskiwacze, ze względu na niskie ceny i odpowiednio szemraną atmosferę. Klienci nawet nie drganli na widok cyborga, choć z pewnością zanotowali i wycenili w pamięci. Przybysz zamówił beniak piwa i zaszył przy jednym ze stołów, chwilę później zjawił kolejny człowiek. Równie stary, choć o wiele wątlejszej budowie. Odłożył kapelusz na skraju stołu i przez chwilę rozmawiali. Do czujnie nadstawianych uszu trafiały strzępki rozmów, te które chcieli by stały się znane:
- Szukam zwierzaka, prawdziwego psa na plotki. Na własny użytek, pełna konspiracja, bezpieczna robota, ja zamę się strzelaniem, a potrzebuje kogoś kto nie rzuca się w oczy i potrafi słuchać. Przewiduje podróże. Pandemoniium to wspaniałe miejsce.
- Jeśli pominąć Decadosów i codzienne trzęsienia ziemi lub anomalie atmosferyczne.
- Przynajmniej nie jest nudno.
- Trochę szkoda, bo sam szukam ludzi. Stare, dobre rycie w ziemi na Kadyksie. Do tego ostatnio kręcił się tu jeden z Rycerzy Poszukujących werbujący do wyprawy poza wrota Vera Cruz.
- Pomiędzy Kurgan i Hazatów, aż żałuje że nie skorzystam, nie chce wyjść z wprawy. Rozumiem, że będzie ciężko. Że też musiałem trafić na sezon.
- po tym zdaniu wyraźnie przycichli.

Dżungla nie była jedynym miejscem pozyskiwaczy, ani nawet najpopularniejszym. Palma pierwszeństwa należała do kasyna “Ciemna Strona Księżyca”, w którym zabawić się można było na wiele sposobów. Lokal ten był dość duży i popularny by uchodzić za dom gildii. Zwykle ten tytuł należał do bardziej dostojnych budowli, ale pozyskiwacze nie zważali na zwyczaje, hierarchię, organizację czy porządek. Gildia stanowiła żywioł, który trudno było okiełznać.
Nad czym ubolewał konsul DeCaprio, bo wewnętrzne podziały z zewnątrz mogły być poczytane jako słabość. A to rodziło zagrożenie.
- Zastrzelony w hotelu jak zwykły przestępca. Był tylko Joninem, ale działał w imieniu Gildi. Ktokolwiek to zrobił nie czuł strachu, czas to zmienić.
- Ci na których liczymy musza kontynuować realizację planu, zemsta choć nieuchronna musi poczekać.
- Nie tym razem. Zaufanie nie będzie konieczne, wystarczy ambicja i gotowość na ryzyko. Wszak kto z geninów nie marzy o łasce konsula? Nie zawiedź mojego uznania i znajdź kogoś.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 16-03-2013 o 18:46.
behemot jest offline