Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2013, 21:55   #112
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Konkurs wina. Przykrywka dla wielkiego zjazdu snobów. Stoły uginały się pod butelkami, kelnerzy roznosili napełnione czerwonym płynem kielichy. A na specjalnym podeście kwartet smyczkowy pod batutą jakiegoś magnackiego pieczeniarza “grał do kotleta”.


Bo tak jak łachmaniarze w zaułkach nie obalają butelki sikacza bez zakąski, tak wysoce urodzeni lub po prostu bogaci opoje nie piją publicznie bez muzyki grającej w tle. Co z tego że zagłuszanej przez chór plotkarzy z wyższych sfer.
Muzycy nie byli tu od tego by się popisywać talentem, tylko by nadać zwykłemu targowi win pozór ekskluzywnej imprezy dla wyższych sfer. Kulturalnej imprezy.
Na której wpuszczano tylko wyjątkowo bogatych snobów. Wina... lały się strumieniami.


W dodatku wyjątkowe dobre wina, co Jean potwierdził próbując swego ulubionej odmiany wina, Côtes du Rhône. W dodatku mógł smakować go sam. Sargas bowiem postanowił na własną rękę poszukać rozrywki i znikł w tłumie. Co zresztą Jean Battiste w niczym nie przeszkadzało. Przechadzał się po terenie imprezy szukając czegoś interesującego. Najlepiej madae Roques, ale... Jean nie był wybredny. Wszak równie dobrze mógł nie złowić nic. Pozostało więc liczyć na uśmiech Olidammary.

I taki uśmiech nastąpił.

Mignięcie obcasów, to wystarczyło Jeanowi, by niczym chart myśliwski podążyć na poszukiwanie zdobyczy ciekawszej niż żona Roquesa. Ten rodzaj obuwia kojarzył się gnomowi nader przyjemnie, co przekładało się na chęć zidentyfikowania ich właścicielki.
Ich stukot był wyraźny, ich błysk tuż przy podłodze kolił w oko niczym światło poranka w twarz kogoś po całonocnej libacji. A Jean... Jean naprawę zmienił się w charta, bezbłędnie podążając za właścicielką tej jakże niebezpiecznej parki butów.

Krążąc między gośćmi i kołując niczym pies myśliwski, powoli zbliżał się do swojego celu by w końcu zobaczyć parę opiętych siatkowanymi pończochami łydek, znikającą za parawanem prowadzącym na zaplecze jednego ze stanowisk winiarskich.

Kilkoro elfów wykłócało się o coś przy stole zastawionym wyszukanymi trunkami, nie zwróciwszy nawet uwagi na drobnego intruza który wkradł się do ich miejsca pracy.

Jean zaczął się skradać... wszak nogi na których były owe obcasy mogły należeć do innej kobiety, a nie do jego ulubionej złodziejki. Więc w milczeniu i ostrożnie skradał się do tego stanowiska, by... rozpoznać właścicielkę owych bucików. I by w przypadku pomyłki dyskretnie się wycofać.
-Mówię ci! Najpierw wystawimy Kwiatowy Strumień a dopiero potem Czerwony Specjał! A Lodowe zostawimy na koniec! Niczym finał w operze!

-Braciszku, twoje muzyczne porównania są dobre gdy miażdżysz kogoś w swojej recenzji ale nie gdy przychodzi do wystawiania win! Ojcze, powiedz mu coś!

- Uspokójcie się obaj!


Jean miał dość łatwe zadanie, jeśli jego główną częścią miało być bezszelestne zbliżenie się do celu. Elfia rodzinka winiarska była głośna niczym jakaś Westaliańska familia i do tego się z tym nie kryli.
Dlatego też Jean bez trudu podkradł się do kurtyny i rozchylił ją ostrożnie, by do środka wściubić tylko twarz. Kapelusz z szerokim rondem był swego rodzaju utrudnieniem, lecz dla chcącego nic trudnego.

Zaskoczeniem był natomiast widok pustej przestrzeni działowej, gdzie stały w równych rzędach butle i buteleczki. Gnom zamarł jednak kiedy tuż nad jego uchem rozległ się śpiewny głos, poprzedzony szczękiem odbezpieczanego mechanizmu spustowego.
-Milcz, właź do środka i wstawaj z klęczek...
Jean przez chwilę zamarł, po czym posłusznie wszedł za kurtynę. Nie ma co bowiem dyskutować z orężem niemalże przystawionym do głowy, nieważne jak szybkim się jest.
Dziewczyna westchnęła z irytacją, zasuwając kotarę aż zadzwoniły kółka na której była zawieszona.
-Mówiłam, wstań z.... kolan?- tajemnicza panna jakby zaniemówiła, by następnie obejść Jeana na około by finalnie stanąć przed nim, prezentując zgrabne łydki oraz kolana ukryte częściowo pod mocno wciętą suknią.

Gnom z trudem skupił się na swojej nieciekawej sytuacji, mając takie perspektywy przed oczami lecz jakimś cudem zachował zimną krew.
Zachował ją również wtedy gdy mała, ręczna kusza ładowana na długie szpilki podhaczyła rondo jego kapelusza i uniosła go do góry.
-Jean?- dziewczyna znana gnomowi jako Seravine Savoy opuściła broń, opierając dłoń na biodrze i przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą.- Naprawdę, czemu zawsze cię spotykam kiedy mam robotę na głowie?

Dziś również była ubrana w czarno-czerwony zestaw, poprzetykany srebrem i złotem. Jednoczęściowa suknia balowa podkreślała jej kobieca sylwetką a jedwabna pelerynka miała najpewniej za cel chociaż częściowo osłonić jej nagie plecy. Długie, czarne włosy zaś splecione miała w warkocz opadający na ramię, zakończony kryształową szpilką mogącą od biedy służyć za broń... Ale kto myśli o broni, przy takiej kobiecie jak niesławna Seravine Savoy w swym zgrabniejszym i bardziej niecnym wydaniu?

Złodziejka uśmiechnęła się lekko.
-Jak mnie tu znalazłeś?
-Mam nosa do pięknych kobiet, więc nic dziwnego, że ciągle na ciebie wpadam Seravine.-
uśmiechnął się bezczelnie Jean, poprawił kapelusz dodając żartobliwie.- Chyba że dziś nazywasz się inaczej?
-Zawsze lubiłam imię Seravine więc możesz mnie tak nazywać.-
dziewczyna zaśmiała się cicho, składając kuszę i doczepiając ją do wielowarstwowego, wieloczęściowego naszyjnika opadającego na jej piersi. Złożona kusza wyglądała jak jego część, nie zwracając szczególnie niczyjej uwagi.- Mam nadzieję że nie jesteś tutaj żeby powstrzymać mnie od wykonywania mojego niecnego zawodu...

Uśmiechnęła się zalotnie do gnoma, bawiąc się ozdobnym wachlarzem.

-Właściwie to powinienem cię powstrzymać z jakiegoś...- gnom wzruszył ramionami uśmiechając się ironicznie i mówiąc żartobliwie.-... Na pewno jest jakiś sensowny powód, ale w tej chwili jedyne co mi przychodzi do głowy to spora ilość niecnych myśli... i fantazji.
Podrapał się za uchem.- Poza tym poluję na kontakt z żoną Roqersa, ale to mało istotny w tej chwili detal. Co takiego zamierzasz ukraść?
-Zamierzam? W sumie to już ukradłam.-
mówiąc to, podwinęła lekko sukienkę ukazując dość zmyślną konstrukcję z pasków i linek, pozwalającą na umieszczenie w luźnej części jej kreacji jednej, konkretnej butelki zdaniem Seravine, wartej ukradzenia.

Sam gnom raczej nie zwrócił jednak uwagi na wartościowy trunek, gdyż z podwinięciem sukienki wiązały się widoki które oderwałyby każdego mężczyznę od niemal dowolnej czynności.
-No, bo się przeziębię.- rzuciła po kilku sekundach zadzierania kiecki, które dla Jeana mogłyby trwać wieczność.- A teraz wybacz Jean, ale ja też mam swego rodzaju... Obowiązki...
Podeszła do gnoma i pochyliła się do jego ucha, otaczając go zapachem różanych perfum.
-Biała kamienica przy placu Vindicara, drugie piętro, wieczór.- szepnęła głosem, od którego Jean dostał ciarek na plecach.- A teraz wybacz...
Zaklinacz poczuł jeszcze muśnięcie jej warg na policzku po czym zapach róż zaczął powoli rozwiewać się, wraz z wyjściem dziewczyny zza parawanu.

Ludzi było dużo. Chociaż określenie "ludzie" było dość pobłażliwe w stosunku do barwnej menażerii maniaków dobrych trunków wszelkich ras, płci oraz wieku. Jean minął na spokojnie krasnoludzkie stoisko gdzie brodacze zachwalali swój dwójniak, przy niziołkach chwalących się winem agrestowym był myślami przy podwiązce na udzie Seravine a kiedy zderzył się z czymś twardym na swojej drodze, w głowie miał obraz fragmentu jej koronkowej bielizny.
Gnom zatoczył się, poprawił kapelusz na głowie i uniósł przepraszająco dłoń.

-Pardon...

-Ty na mnie wpaść...

-Tak, przepraszam...

-Ja cię zjeść.


Gnom zamarł zaskoczony, ciałem będąc na bankiecie lecz myślami w znacznie przyjemniejszym miejscu. Z zamyślenia wyrwał go znajomo brzmiący, rubaszny rechot.
-Jestem niestrawny i wywołuje bóle przy próbie skonsumowania.- odparł Jean poprawiając kapelusz.- No, chyba że jesteś nadobną dziewicą, to wtedy konsumpcja... Nieważne zresztą.
Zorientowawszy się po chwili z kim ma do czynienia, gnom rzekł z uśmiechem.-Jaś... Ty też w pracy, czy dla rozrywki się tu kręcisz?
Półork wyszczerzył się, ubrany w dobrej roboty biała koszulę, czarne spodnie i... o zgrozo! Łydki miał opięte czerwonymi pończochami, na stopach zaś skórzane trzewiki z wielkimi klamrami. Słowem... Jasiek ubrany został wedle najświeższej, męskiej mody z A'loues.
-Szczerze? Nie jestem pewien...

-Ale ja jestem.-
zza masywnego ochroniarza wyłonił się jego pracodawca, czyli nikt inny jak Jacoppo. Niziołek uśmiechnął się lekko, ubrany w błękitny surdut i spiczasty kapelusz z pawim piórem.- Miło cię widzieć, Jean. Dowiedziałeś się czegoś na temat tej naszej paczuszki?
-W zasadzie, ktoś tu się bawi w alchemię najwyższej próby. W paczuszce był oricharcon.-
rzekł w odpowiedzi gnom. -Nie wiadomo skąd zdobyli taką jego ilość.
-Gdybym jeszcze wiedział co to takiego...-
niziołek uśmiechnął się krzywo, trącił kelnera w kolano i zmusił żeby pochylił się, by złodziej mógł zgarnąć z tacy kieliszek. Kiedy chłopak zaczął się prostować, Jasiek zgarnął kolejne trzy, by zostawić młodziaka z jednym, żałośnie wyglądającym kieliszkiem na tacce.- Nie wiedziałem że jesteś amatorem win...

Uśmiechnął się, uśmiechem mówiącym: "A teraz śpiewaj co tu robisz bo się cholernie nudzę".
-Bardziej amatorem żon. Słyszałeś może o Roquesach?- spytał nonszalanckim tonem Jean, wiedząc że Jacoppo musiał słyszeć. Gnom wręcz spodziewał się zszokowania z jego strony.
Niziołek nie wydawał z siebie dźwięków świadczących o zaskoczeniu. Zamiast tego zaśmiał się cicho i upił łyk wina.
-No, przyjacielu, wysoko celujesz. Chociaż nie powiem, ładna to bestyjka i warta zachodu... Zwłaszcza że jej mąż ma dość luźne podejście do instytucji małżeństwa i od żonki nie wymaga jakiegoś szczególnego konserwatyzmu.

Po chwili przestał żartować i dopił wino.

-Ale zakładam że nie chodzi ci o uwiedzenie jej? A może chodzi... ?
-Cóż... Nie jestem elfem, żeby ślicznotki padały przede mną pokotem na sam mój widok , więc trudno wymagać, by legnięcie w jej alkowie było moim celem.-
zaśmiała Kot podkręcając zawadiacko wąsa.- Ale taka znajomość może mi się przydać w przyszłości. Ostatnio zalegam w rodzinie, jeśli chodzi o obowiązki towarzyskie. Uznałem że w jej przypadku połączę obowiązki wobec rodu z przyjemnością względem siebie. Lepsze to niż kadzić starym matronom, lub lizać buty upudrowanym pyszałkom. A ty tu też w celach towarzyskich?
Jacoppo słuchał całego wywodu z miną: "Tia, wierze bo muszę...". Finalnie zaśmiał się cicho.
-Nie nie... Mamy tu coś w rodzaju... Testu.- rozejrzał się po sali.- Jest tu kilkunastu moich znajomych, pilnujących całego procesu. Sprawdzamy kilka młodych talentów przed wydaniem im... "koncesji".
Znów zmusił jakiegoś kelnerzynę do gięcia się, by mógł zgarnąć kolejny kieliszek.-A tak przy okazji... Skoro tylko o towarzystwo pani Roques tu chodzi, to czemu kilku naszych chłopaków pilnuje jej domu?

No tak, Jacoppo i jego chłopaki...
-Czy powinienem mówić ? - spytał gnom, biorąc jeden z kieliszków z winem i upijając z niego trochę.- Wiesz kim są Roquesowie? To chyba wystarczy, by nie pytać z czystej ciekawości, prawda?
Zerknął z ukosa.- Chyba, że... twoje interesy są powiązane jakąś z tą rodziną? Wszak powiadają, że Robert musi mieć jakieś brudne interesy na boku.
Niziołek uśmiechnął się, wodząc palcem po brzegu kieliszka i wywołując ten charakterystyczny dźwięk. Podobno niektórzy potrafili tworzyć symfonie, grając na kieliszkach w różnym stopniu napełnionych wodą.

Tak czy inaczej złodziej upił w końcu łyk i westchnął.
-Cholera, to chyba krasnoludzkie, bo siekło... Jeśli idzie zaś o Roberta, rozczaruję cię. Szef samemu zaczął rozpracowywać jego osobę, szukając jakiegoś haka do wykorzystania w przyszłości. Niestety, Roques odziedziczył majątek po ojcu, który odziedziczył go po swoim ojcu, który odziedziczył go po swoim ojcu, który...

-Odziedziczył go po swoim ojcu?- Jasiek uśmiechnął się lekko, wchodząc Jacoppo w środek zdania.

Niziołek pokręcił głową.-Akurat nie. Pradziadek Roberta Roquesa otrzymał ogromne nadania ziemskie gdy w czasie bitwy pod o Szary Wąwóz celnym strzałem z trebusza zmiażdżył namiot dowodzenia Middenlandziej armii, w którym znajdował się cały sztab...- zmarszczył brwi, widząc zaskoczenie Jeana.- No co? Facet jest tak czysty ze musiałem szukać machlojek w dość odległych konarach jego drzewa genealogicznego... Nie zmienia to jednak faktu że Robert ma za uszami nie tyle prawnie, co moralnie.
-Tu się nie zgodzę. Hak jest.- odparł cicho gnom.- A raczej malutki haczyk. Nic na to nie złowisz, ale możesz podrażnić. Tyle że nie ma sensu robić sobie z Roberta wroga mając blotki w rękawie, nieprawdaż?

-Może... Ale straszny z niego gaduła, wiesz? Uwielbia paplać o wszystkim, zwłaszcza gdy ma dobry nastrój, lub gdy wypije troszeczkę za dużo. Sam się o tym przekonałem. Niestety, nie powiedział niczego wartego uwagi.-
niziołek westchnął cicho.- Chociaż może nie spotkałem go w chwili prawdziwego szczęścia... O ile wiesz co mam na myśli?

Jacoppo spojrzał wymownie na rozmówcę, jedną ręką wykonując bardzo jednoznaczny gest umiejętnie zamaskowany poprawieniem sprzączki u pasa.
-A ta niemoralność Roberta, pewnie kojarzona jest z cnotami satyrów?- spytał ironicznie gnom.
-Powiedzmy... A że nasz drogi Robert lubi usystematyzowany styl życia, romanse w czystej postaci zdarzają mu się nieczęsto... Ale jest pewne miejsce gdzie mężczyzna z dużym zasobem złota może pozwalać sobie na chwile... relaksu i radości.
Ta wieść zdegustowała gnoma... Taka stabilizacja to oznaka bycia pantoflarzem, któremu wydaje się że jest pogromcą kobiecych serc. Żałosna iluzja w której toną często bogaci ludzie. Toż to niemal jakby miał kilka żon... które się pindrzą dla niego każdej nocy. Nuda.
-A jego żona? Też taka wielbicielka ustabilizowanego życia łóżkowego? A można cnotka, bądź miłośniczka flirtu?- spytał zaciekawiony Jean Battiste.
-I tu jest problem... Nie udało mi się do niej zbliżyć, a wszyscy zalotnicy opłacani z kasy mojego pracodawcy okazji się nie sprostać jej... osobowości? Bo ja wiem, nie wiem co ona robi z tymi facetami. Jeden popadł w depresję, drugi w alkoholizm a trzeci, o zgrozo, zakochał się w niej bez pamięci...
-Niech zgadnę, sami przystojni, uwodzicielsko romantyczni i... o elfim typie urody?-
spytał retorycznie gnom popijając wino.
-Ten którego doprowadziła do depresji był półelfem, bardem. Nieszczęśnik który popadł w alkoholizm był pierwszym mieczem morskiego barona z Ardentes, na pewno nie elfiak, a trzeci to jakiś młodzian, znany z miłosnych wyczynów w stolicy...- Jacoppo bezradnie wzruszył ramionami.
-Może cię to zdziwi, ale nie które kobiety przekładają mięśnie nad urodę. Inne...- szpieg wzdrygnął się na wspomnienie pewnej niemiłej przygody z pewną z pozoru uroczą szlachcianką.-...obijanie kochanków w alkowie biczem.
-To obijanie nie musi być takie złe, jeśli operatorka bicza zna się na rzeczy.-
niziołek zaśmiał się i zmarszczył brwi, kiedy podszedł do niego szlachcic niczym nie wyróżniający się z tłumu. Mężczyzna pochylił się do złodzieja i powiedział mu coś na ucho.

De Barill skrzywił się i łypnął na niego wrogo.

-Jak to "nie ma"?!- syknął przez zęby.- Miałeś mieć na nią oko...

-Miałem, szefie...

-Chcesz mi powiedzieć że któryś z tych żółtodziobów cię obszedł?!

-Na to wygląda...-
mężczyzna pochylił głowę, skruszony. Jacoppo zas przejechał dłonią po twarzy.

-Świetnie. W takim razie twoja głowa w tym, żeby ustalić który z nich cię wykiwał.

-Ale szefie...

-Jazda i bez gadania!


Przebrany złodziej, bo nim najpewniej był szlachcic, skinął głową i z podkulonym ogonem zniknął w tłumie.

-Dobre, czy złe wiadomości?-
spytał uprzejmie gnom maskując swą ciekawość uprzejmym uśmieszkiem.
-Idioci pozwolili by obiekt egzaminu został skradziony bez ich wiedzy.- uśmiechnął się krzywo, znów zgarniając kieliszek wina z pobliskiej tacy. Tym razem gotowy na to kelner niósł ją dość nisko.
Gnom zaśmiał się głośno słysząc te słowa.- No cóż... Widać trafiła kosa na kamień i przecięła go. A wracając do żony Roquesa, wiesz gdzie ona lubi bywać o tej porze?
-I tu jest pies pogrzebany, bo bez bezpośredniego kontaktu z obserwatorami nie pomogę w tej kwestii. Jest młoda, z minimalnymi zobowiązaniami i bogata. Robi to na co aktualnie ma ochotę. Jedyne co jest dość regularne, to odbieranie przez nią syna z lekcji u jednej ze starszych guwernantek.
-Zawsze mogę uderzyć bezpośrednio. Wysyłając miłosny liścik.
- rzekł pod nosem Jean. Ale wolał tak desperackie zagranie zostawić na ostateczność. Zresztą, nie było powodu do pośpiechu. Po utracie wspierającego ich gangu, oraz zniknięciu metalurga którego "zatrudnili" spiskowcy zapewne potrzebowali czasu na wylizanie się z ran. A i Robert Roques się nigdzie nie wybierał. -A ulubiony zamtuz Roberta i ulubione dziewczynki, to pewnie znasz?-Jest tylko jeden zamtuz dość dobry dla kogoś z taką kasą.

No tak. Jeśli szło o płatną miłość, w Periquex były dwa typy dziewczyn. Dziwki i kurtyzany. Te pierwsze usługiwały żeglarzom, najemnikom i mniej zamożnym mieszkańcom stolicy. Pracowały w małych, często nielegalnych burdelach i nie miały co liczyć na jako taki poziom życia.
Kurtyzany zaś, bez wyjątku, pracowały w Gildii Negocjowalnego Afektu. Małym pałacu w centrum dzielnicy kupieckiej, będącym najlepszym domem nocy po tej stronie morza.

-A jak z tymi twoimi wielbicielami żony Roquesa, da się z którymś z nich pogadać?- spytał Jean podkręcając wąsa zawadiacko.
-Jasne, jasne... Zajrzyj do mnie wieczorem do karczmy, to dam ci na nich namiary.
-Jutro raczej, na dziś wieczór mam już plany.
-rzekł w odpowiedzi Jean znacząco mrugając okiem.
-Ech... W imię króla i A'loues, agenci korony wiecznie na posterunku.- rzucił ironicznie Jacoppo, kręcąc głową.- Dobrze, do jutra. Pozwól że teraz zajmę się czymś innym niż pogaduchy i picie wina...

Niziołek skinął rozmówcy głową, trącił Jasia w kolano i ruszył pomiędzy gośćmi, dość szybko wtapiając się w tłum.

A gnom został sam w tłumie, zadowolony i uśmiechnięty. Sytuacja robiła się z każdą chwilą ciekawsza. Co prawda zapewne już nic interesującego gnoma nie czekało na tym przyjęciu, a i nasycił swe uszy ciekawymi informacjami, to jednak Jean Battiste postanowił jeszcze się tu pokręcić.
Do spotkania w białej kamienicy miał jeszcze z dwie-trzy godziny. Wystarczająco by znaleźć wśród tych butelek jakąś wartą grzechu. Idealną na spotkanie we dwoje. Gnomy wszak mają nosa nie tylko do kobiet.
Poza tym... Jeanowi nie chciało się już biegać jak kot z pęcherzem po mieście za Marią Roques. Jak kocha to poczeka, a że pewnie nie kocha (no bo jak może skoro pewnie jeśli zna to tylko z widzenie), to tym bardziej nie było potrzeby tracenia świetnie się zapowiadającego wieczoru na nią.
Tak więc dziś Seravine, a jutro pogaduchy z Jacoppo, a potem... się zobaczy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline