Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2013, 11:23   #5
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-Pójdę do enklawy. Weźcie niewolników i posprzątajcie tą porażkę. Nie wiadomo kiedy Cień znów będzie chciał wznowić próby. Jego irytacja narasta, najlepiej zatem być gotowym od razu.
Keelsoron spojrzał na Akormyra i coś miał powiedzieć, ale zmienił zdanie. Po czym machnął ręką.- Chyba ogrze truchła nam się kończą. Zostały może ze dwa. Potem trzeba będzie zaaranżować jakiś wypadek, by zdobyć kolejne.
-Miejmy nadzieję, że do tego czasu nam się uda-wzruszył ramionami.-Mam własne zakupy w enklawie, więc załatwie wszystko naraz.- po czym wyszedł uśmiechając się do Inyndy, gdy był plecami do Keelsorona.

To Akormyr był uczniem który robił zakupy w Enklawie. Głownie dlatego, że był najdłużej "pobierał nauki" u Cienia. Fakty były jednak takie, że trójka uczniów robiła za sługi dla najpotężniejszego maga w mieście. Owszem od czasu do czasu coś nowego u niego podpatrzyli. Głównie jednak wyręczali go w przyziemnych sprawach. Każde z nich natomiast mogłoby kandydować nawet na stanowisko maga domu, naturalnie w innym rodzie mniej obsadzonym talentami niż Shi'quos. Jeśli chodzi o zakupy wycieczka do Enklawy również zajmowała czas. Rozkazanie zaś niewolnikom sprzątnąć czy wykonać jakieś inne polecenie w katedrze, było o wiele prostsze. Więc po co się kłopotać? Akormyr naturalnie nie robił tego bez powodu. Spacer do Enklawy zawsze dostarczał przyjemności dla ciała, w karczmach. Dla ducha były plotki, a jeszcze zawsze zostawały mu pewne sumki w sakiewce. Znajomość z Mistrzem Handlu Ychtarionem od lat dawała pewne korzyści im obu. Tak było i tym razem.

Najpierw usłyszał trochę plotek, które przewijały się najczęściej w karczmach. Ciekawsza była na temat legionu Bane’a który ma się zjawić w enklawie, by wspomóc ich siły. Jedni plotce nie wierzą, inni mówią że matka opiekunka Tormtor nie pozwoli na takie wzmocnienie enklawy. Kilku osób narzekało na to, że ceny u krasnoludów podskoczyły nagle. Choć gdy Akormyr się przysłuchał, to nie u wszystkich duergarów i tylko w przypadku sprzedaży materiałów niektórym domom. Tradycyjnie Aleval i niespodzianka... Vae. Najwyraźniej handlarze niewolników podpadli czymś szarakom.
Były też plotki o jakiejś rzezi wśród najemników i morderstwie na kultyście.

Gdy dokonał zakupów zgodnie z życzeniami mistrza wpadł jeszcze do Ychtariona. Zawodowa grzeczność nakazywała odwiedzić go od czasu do czasu. A godzina była już odpowiednia. Ten sam cykl ciągnący się od lat. Spotkać mistrza Ychtariona, nie było bowiem łatwo podczas dnia. Niemniej w porze posiłków, zawsze zjawiał się w swoim gabinecie, gdzie podawano mu najwyszukańsze potrawy z powierzchni. Ychtarion był dość grubym i łysym czerwonym czarodziejem o kilku podbródkach z których jeden zakończony był kozią bródką i palcach jak serdelki. Był bardzo wylewny wobec przyjaciół, co zważywszy że nie miał żadnych przyjaciółek i nie odwiedzał zamtuzów z ladacznicami, rodziło różne plotki. Co prawda zamtuzów z towarem męskim też nie odwiedzał, ale...
Jak zwykle Ychtarion ubrany w nieco brudną szatę czerwonego maga zajadał się przy posiłku, gdy strażnicy wpuścili Akormyra do niego. Musiał chwilę poczekać, jak zawsze nim to zrobią. Jednak znali go i nie trwało to zbyt długo.

-Witaj przyjacielu, dokonałem właśnie drobnych zakupów w imieniu katedry w jednym z twoich sklepów.-Akormyr dosiadł się do maga. Podkreślił jak zawsze przywiązanie do towarów od Ychtariona- Stwierdziłem, że niegrzecznie będzie się nie przywitać osobiście.
-Ach witaj mój przyjacielu, witaj, witaj.- rzekł śpiewnym głosem stary mag dodając.- Rozgość się proszę.
Akormyr poczęstował się kilkoma winogronami.
-To słodkie małe i zielone zawsze mi smakowało. Dziwne te rzeczy z powierzchni ale u ciebie wszystko wyborne. Jak tam samopoczucie i interesy, bo apetyt widzę dopisuje.-powiedział czarodziej widząc ilości potraw. Pod ciężarem których stół się niemal uginał.
-Nie narzekam, nie narzekam. A jak twoje ? Mistrz nie dociska za bardzo?- rzekł z pobłażliwym uśmiechem Ychtarion.
Akormyr wzruszył ramionami
-Nie bardziej niż zawsze.- również się uśmiechał- Słyszałem, że do enklay ma zawitać legion Bane’a. Czyżby enklawa potrzebowała kolejnych sił? Jak dla mnie jest tu już ich dość sporo.-przeszedł od razu do konkretnej plotki. Gdyby okazała się prawdziwa być może będzie mógł pomóc przyjacielowi. Oznaczało by to bowiem, że Enklawa zbroi się. Wtedy pomocna dłoń z cienia mogłaby zażegnać zagrożenia. Akormyr miał wszak wielu przyjaciół, a ci przyjaciele mieli przyjaciół...
-Przydałaby się wzmocnienia ochrony transportów z enklawy i do enklawy. To prawda.- ripostował czarodziej, po chwili sięgając widelcem po mięsiwo.- Ale skąd ten pomysł z legionem? No i czemuż to cię tak trwoży? Twój Dom nie ma aż takich problemów z istnieniem enklawy, prawda? Chyba, że coś się zmieniło?- potok pytań wylewał się z ust czerwonego maga. Cóż każde pytanie ma swoją cenę. Wymiana informacji u tej dwójki, zawsze polegała na zaspokojeniu ciekawości obu stron.
-Spokojnie dla mnie i mojego domu obecna sytuacja jest dobra. Choć znam nie jednego drowa który wasz sukces jest nie w smak. Pytam z grzeczności, skoro bowiem wezwaliście legion oznacza to kłopoty. Którym być może ja lub ktoś kogo znam, sam wiesz jak to działa.
-Nie wezwaliśmy legionu, nie wiem skąd taki dziwny pomysł.- zaśmiał się Ychtarion. Sięgnął po kielich wina.- A może są jakieś powody, dla których enklawa powinna wzmocnić swe siły?
-Żaden nie przychodzi mi do głowy-Akormyr miał słabość do przysmaków więc częstował się do woli-Są jakieś sprawy w których była potrzeba dyskretnej pomocy? Może szykuje się jakaś dobra okazja handlowa-po czym po chwili dodał- lub innej natury?
-W naszych sklepach są zawsze dobre okazje.- odparł kulturalnie Ychtarion. - I zawsze jesteśmy zainteresowani, rzadką magią. Za którą możemy wiele zapłacić.
Akormyr jedynie przewrócił oczami. -Naturalnie, oczywiście. Wiesz jednak przyjacielu, że są okazje i okazje. Gdyby miały trafić się te drugie. Prześlij mi magiczną wiadomość.
-Chciałbym też zapytać o warunki pewnego przedsięwzięcia, naturalnie w imieniu przyjaciół...

Gdy Akormyr wychodził potem od Ychtariona był syty. Zarówno pod względem jedzenia jak i informacji. Możliwość handlu pewnymi specyfikami w Enklawie istniała. Dostałby nawet naturalnie korzystniejsze warunki niż zwykli petenci. Teraz pozostawało czekać na efekty pracy pewnego czarodzieja mówił, że jest już blisko końca. Jego rozważania przerwało dostrzeżenie pewnej drowki. Han'kah Tormtor jego ulubiona pani pułkownik. Jako do jednej z nielicznych przyjaciółek Akormyr czuł do niej pewien sentyment.

-Witaj piękna, co cie sprowadza do enklawy? Pewnie konieczność.-Akormyr pokiwał głową wiedział, że w takim miejscu porucznik pewnie średnio się odnajduje. -Już się nie uganiasz za goblinoidami? Jak wam poszło?-zapytał z uśmiechem na twarzy, jakby od niechcenia.

- Goblinoidy mnie nużą. Za szybko tracą dla mnie głowę - jeden kącik jej wąskich warg zadrżał nieznacznie. - Muszę kupić parę pierdół - zerknęła w stronę wystawionych na sprzedaż niewolników. - A ty?

-Arcymag naszego ukochanego miasta, potrzebuje trochę zwojów. Ja zaś przy okazji nadstawiam ucha co się dzieje w koło nas. Informacje jak zawsze są ważne. Ponoć kontyngent Bane'a może wzmocnić enklawe. Jednak nie wierz w to za bardzo. Słyszałem też coś o rzezi wśród najemników. Jak zawsze zarżnęli jakiegoś kultystę. Nic porywającego. Może przedstawicielka domu rządzącego, wie coś ciekawego?-spojrzał mrużąc oczy w żarcie.

- Zwojów? - Han'kah uczepiła się tego słowa pośród całej tyrady towarzysza. - Wobec tego możemy iść razem. Dopilnujesz by nie wyżymali ze mnie za dużo złota. Ruszyła z buta, mocnym żołnierskim krokiem zmuszając go tym samym aby przyjął narzucone przez nią tempo.

- A co do kultystów... Jakie to znowu bóstwo wchodzi w paradę naszej umiłowanej Lolth?

- Tego nie wiem - mocno nadganiał towarzyszkę.- Ty i zwoje? - podniósł jedną brew do góry.

- To na bardzo wszelki wypadek... - skwitowała niezbyt jednoznacznie i wzruszyła ramionami. - Kiedy już załatwimy te magiczne dyrdymały pójdziemy na napitek - nie wydawało się żeby pytała.

Akormyr tylko kiwnął głową na znak potwierdzenia. Po chwili jednak zapytał.- Potrzebna ci będzie pomoc w tym wszelakim wypadku?

- Jeszcze nie wiem - odparła. - Jeśli okaże się, że wdepnęłam w łajno niewykluczone, że przybliżę ci temat.

Następnie udali się na zakupy. Obecność Akormyra pozwoliła zaoszczędzić jak zawsze trochę złota. Nie tylko nie oszukano pani Pułkownik na cenach, zostało jej również trochę dodatkowych monet. Nekromanta poinformował ile wynoszą normalne ceny i ile wyciśnięto by z żołnierza. Jeśli wydatek był z funduszy domu, trochę zarobiła. W przypadku własnej sakiewki-zaoszczędziła.

Potem zgodnie z życzeniem Han'kah udali się do karczmy. Wybrali stolik na uboczu z dala od wścibskich uczu.

- Posłuchaj Akormyrze... - zaczęła Han'kah pochylając się nad stołem w jego kierunku i mrużąc drapieżnie oczy. - Prawdopodobnie powinnam trzymać język za zębami... - westchnęła. Jej smukłe palce zadudniły o blat stołu. - Doszły mnie pewne słuchy... Ktoś chce oddzielić twoją skórę od mięsa. Chowa jakąś urazę za to co zdarzyło się w domu Shi'ques podczas ostatniej wymiany władzy. Ja natomiast jestem zadowolona z naszej współpracy i twoje wylane na bruk flaki niekoniecznie mnie ucieszą. Po prostu... uważaj na siebie. Jestem niemal pewna, że w ciągu następnych pięciu dni ktoś może zechcieć wbić nóż w twoje gładkie plecy.

Gdyby był to ktoś inny Akormyr wpadłby w udawaną mieszankę zdziwienia i oburzenia. Do Han'kah rzekł jednak bez żadnych ceregieli

-Wiem kto może żywić urazę. Pytanie czy twoje źródło może zamienić się w trop którym podążę. Miałabyś coś przeciw?

- Nie wiem. Nie wszystko jest proste jak orczy fiut Akormyrze. I tak powiedziałam już za dużo. Jutro wyruszam poza miasto. Poślę ci wiadomość i spotkamy się kiedy wrócę. A ty postaraj się dożyć do tej chwili.

-Powiedz skąd to wiesz. Daj mi punkt zaczepienia, żebym mógł za nim podążyć. Wtedy to może ja zajdę kogoś a nie ktoś mnie. Chyba, że źródło ma dla ciebie wyjątkowe znaczenie. Wtedy mogę się wstrzymać...-dodał asekuracyjnie.

- Wiesz jak to działa - Han'kah opróżniła kubek do dna i podsniosła się z krzesła. - Dając ci to czego chcesz dużo ryzykuję nic nie zyskawszy. Walić takie biznesy. - Na odchodnym zatopiła w jego włosach dłoń obleczoną w skórzaną rękawicę i podrapała niemal z czułością. Jej wąskie wargi zadrgały w sugestii uśmiechu. - Na twą korzyść przemawia użyteczność i sentyment. Ale decyzję podejmę dopiero jak powrócę do Elerhei-Cinlu.

-Jak zginę tylko stracisz-uśmiechnął się od ucha do ucha- Dług wdzięczności w moim przypadku, ma znaczenie i wiesz o tym. Jak sobie wolisz-niemal się śmiał- poczekam aż wrócisz. O ile dożyję- dodał po chwili, ciągle się uśmiechając. Wiedział, że wiedza jaką mu dano była już i tak bezcenna. Pani pułkownik już się nie odwracała, wyszła zostawiając go z myślami. Cóż mógł się spodziewać, że Kiaransalee kiedyś spróbują go dorwać.
Na Arcymaga były za krótkie, zostawał im zatem tylko on. Szalone suki z pewnością dyszały chęcią zemsty. Co w połączeniu z ich nie do końca normalnym bóstwem... Dawało nadzieję, że popełnią błąd. Wystarczy, że zapewni sobie ochronę na kilka dni. Miał już pewien pomysł...
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 12-02-2013 o 14:07.
Icarius jest offline