Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2013, 15:04   #14
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Fanny była bezpieczna. Patrzył przez krótką chwilę jak dziewczyna wydostaje się na powierzchnię jeziora. Jak młody Svein podaje jej swoje ramię. Nogami rozbijali wodę te kilka metrów nad nim. Było po wszystkim. A wszystko przez jakąś zabłąkaną wodorośl.
Obejrzał się w kierunku dna. Podwodny dywan jeziornych traw i roślin falował delikatnie. Niepozornie. Uspokajająco. Jakby złudnie. Wbrew słońcu, które sięgało do tej głębokości rozświetlając mroki jeziora. Miało się wrażenie, że tam na dnie kryje się jakaś zła wola. Coś w co Cień tchnął swoją moc. Coś co broniło się przez energicznymi cięciami ereborskiej stali jego sztyletu. I zgodnie ze swoją plugawą naturą ostatecznie uległo i pierzchło w głębiny. Tam gdzie zostać powinno. Pytanie na jak długo.
Unosząc się nieruchomo w toni przez jeszcze kilka uderzeń serca, bardyjski szlachcic odepchnął się po chwili ramionami w kierunku powierzchni. Nim jednak przepłynął choć metr zatrzymał się w pół ruchu. Pierścień... Nadal tam był. Nie wołał już Mikkela. Nie wyglądał też tak dostojnie jak za pierwszym razem. A jednak... Przyciągnął jego wzrok. Spojrzał raz jeszcze w górę. Fanny i Svein docierali do brzegu. Było też słychać pełne radości i wyrzutu szczekanie Bursztyna. I jeszcze ktoś. Smukła sylwetka jakby wyprofilowana przez wodę. Elfka?
Bardyjczyk miał jeszcze w płucach wystarczająco powietrza. Koścista dłoń nie zaprotestowała wobec grabieży. Rubin zniknął w jego zaciśniętej dłoni gdy silnymi wymachami ramion wybijał się na powierzchnię Długiego Jeziora.

Iwgar. Valarowie miejcie w opiece sioła i ruczaje, do których nogi zaprowadzą tego puszczyka.
Rodzina Mikkela znała Pszczelarza można spokojnie powiedzieć, że od dawna. Do znajdującego się na skraju Mrocznej Puszczy Gródka leśni ludzie łatwo znajdywali drogę i zdarzało się, że odwiedzali. Czasem z jakąś sprawą, lub propozycją, wspólnego zadziałania na obrzeżach kniei. Czasem by sprawdzić, jak gospodarstwo majętne i zdolne do obronienia się w razie napaści. A czasem zwyczajnie po sąsiedzku by zwiedzieć kto zacz tu pomieszkuje i czy wróg, czy przyjaciel. Pan Gródka, Thorald zarówno pierwszych jak i drugich grzecznie, bo zaledwie przy akompaniamencie grania sfory, odsyłał w dzicz. Z tymi trzecimi bywało, że zamieniał parę słów. W komitywę głębszą jednak nigdy z leśnymi ludźmi nie wchodził. Młodego wówczas Pszczelarza jeszcze Pszczelarzem nie zwany, który przez język prędki i przez to niezbyt rozważny dobrego wrażenia na srogim Bardyjczyku nie zrobił, z miejsca jako przybłędę i obdartusa w tych złych czasach przegonił. Ponieważ jednak droga Iwgara chwilowo zapętliła się w okolicy, synowie Thoralda mieli okazje częstszego go widywania. I rychło się przekonali o tym, że ojciec źle ocenił przybysza. Mikkelowi chyba z nich wszystkich najbardziej przypadł do gustu. Być może wbrew temu, że urągał on samą swoją osobą wszelkim możliwym zwyczajom o jakich uczył go ojciec. A być może właśnie dlatego. Miał w sobie jednak Pszczelarz coś takiego, że na sam widok jego kudłatej głowy, oblicze choćby nie wiedzieć jak zatroskane, parsknąć śmiechem chciało. W efekcie więc zaliczyli kilka wspólnych polowań, usunęli świeżo założone pajęcze gniazdo z bukowego jaru, a nawet kilka razy odwiedzili pobliską osadę puszczyków gdzie pieśni owszem, śpiewano, ale w zupełnie inną nutę uderzające od tych nawet najbardziej swobodnych, których nauczył ich Thorald.
Potem droga Iwgara się rozpętliła i gdzieś go wywiało na kilka lat. Spotkali się dopiero na weselu Mikkela. I to trochę przypadkiem, bo, o Valarowie, zaprosiła go na nie Fanny, która jak się okazało, Pszczelarza również znała. Po zabawie oczywiście jej tego nie powiedział, ale był wdzięczny, że go zaprosiła. Obecny tam król Bard nie bez przyczyny znany był jako człek raczej ponury. Do tego dziwna okoliczność... Obecność Iwgara i kilkunastu antałków miodu, które zawitały na stole, może nie wywróciła domu do góry nogami, ale z pewnością podziałała łagodząco na całość hołdującej zwyczajom ceremonii.
Później znów im przepadł. I znów się pojawił. Wyściskując jedno i drugie na brzegu Długiego Jeziora.

Iwgar jednak nie był tu sam. Towarzyszył mu mężczyzna wyższy od niego chyba o głowę. Zdecydowanie też bardziej patrzący swego bezpieczeństwa, bo podczas gdy Pszczelarz w skórach samych i toporkiem, tamten w zbroi kolczej i orężem, jak na bój lub jaką dłuższą wyprawę przygotowanym. Gdy Iwgar więc przedstawiał nieznajomych nie szczędząc słów, tamten milczał po krótce się przywitawszy. Tylko zarośnięty był niemal tak samo jak Pszczelarza. Należał do rodu Beorna, jak się okazało po kilku słowach. Mikkel mocno uścisnął jego wielką rękę.

Na brzegu była też istota najbardziej ze wszystkich przyciągająca spojrzenia i najbardziej jak się Mikkelowi teraz zdawało, poniekąd winna całemu incydentowi. To ją zapewne słyszeli na jeziorze. Ona zwabiła poniekąd Sveina. I ją też musiał Mikkel widzieć tam w głębinach. Ukłonił przed elfką głowę w bardyjskim geście powitania damy. Bursztyn gdy go głaskała machał ogonem co mu się rzadko zdarzało wobec nieznajomych. No ale ona była elfką. I była bardzo piękna. W sposób w jaki piękne są alabastrowe pomniki pałacu Barda. Nie dało się winić młodego Sveina gdy dostrzegło się jakim spojrzeniem odprowadza jej ruchy. Toteż gdy żeglarz złożył im swoje przeprosiny, Mikkel tylko uśmiechnął się nieznacznie i bez słowa poklepał chłopaka po ramieniu. Nie miał zamiaru żywić do niego urazy za kilka mokrych ubrań. Co nie zmieniało faktu, że chłopak ze swoim błędem powinien zmierzyć się sam miast szukać uspokojenia u nich. Wszak gdyby Fanny coś się stało jego przeprosiny byłyby nie bardziej bez znaczenia niż teraz. Fanny...

Kronikarka własnie pokazywała Bursztynowi unoszący się na wodzie futerał z łukiem. Pies nadal szczęśliwy z takiego obrotu całej sytuacji chyba nie do końca wiedział, co pani chce mu opowiedzieć, ale w końcu załapał. Wskoczył w wodę. Czekała aż wróci. Z troską wpatrzona w skórzane zawiniątko gdzie spoczywała jej Męka. Z łuku nauczył się strzelać gdy podarowała mu swój pierwszy Melieraxa. Właściwie nawet to nie była tylko broń, ale i pamiątka rodzinna. Wspomnienie Bitwy Pięciu Armii i upadku złych czasów. Broń dostojna. Bardyjska w pełnym słowa tego znaczeniu. Nie przyznał się, że nie umiał strzelać. Ale miał dość czasu na opanowanie podstaw i choć mierzyć się z nią nie mógł, dobrze już się czuł z Melieraxem w dłoni. Melieraxem, którego opatrzność kazała mu zostawić w gospodzie w Esgaroth.
Oczywiście zamiast się przebrać zajęła się wpierw Męką, a potem tubą ze zwojami. Uśmiechnął się zostawiając jej trochę iwgarowego odzienia, które pożyczył im Pszczelarz.
- Wszystko w porządku? - spytał kucając obok niej.
Nie spojrzała na niego, ale się uśmiechnęła i szybko jakby by w obawie, że mógłby pomyśleć że jest inaczej, kiwnęła głową. Przez chwilę milczał patrząc jak starannie osusza zamoczoną cięciwę Męki. A potem wstając już zrobił coś co robił rzadko. I najczęściej gdy uważał, że jest smutna, lub niepotrzebnie rozeźlona. Pocałował niespodziewanie w policzek.
- Chodź się napić miodu jak skończysz - powiedział - Iwgar z tego co widzę już go czymś zaprawia.

Potem pomógł Sveinowi i Ratharowi odwrócić i wydobyć z wody łódź i dopiero wówczas się przebrał. Bardyjczyk w puszczańskich skórzniach. Przykrótkie rękawy i nogawki. W piersi trochę za dużo miejsca... Wyglądał jakby z jakiejś bajki się urwał. Fanny okryta solidną easterlińską pałatką prezentowała się znacznie lepiej. Oboje stwierdzili, że nie wypada zostawić Sveina samego ze swoją uszkodzoną łodzią i zajęli się pracą stolarską. Fanny głównie podpowiadała obu mężczyznom co robić. A że podpowiadała dobrze, to poszycie szybko zostało załatane.

Ubrania więc schły, łódź Sveina czekała naprawiona, miód przyjemnie rozgrzewał trzewia, a Iwgar biorący na siebie obowiązki gospodarza dziczy, zaczął przygotowywać chyba posiłek. I wtedy na polanę wpadł chmyz o bardyjskich rysach twarzy i ubiorze.

***

Rathar bez słowa rzucił mu swoją włócznię. Lepiej utrafić nie mógł, bo z taką bronią Mikkel iście i nawet w tak śmiesznym stroju, był nielada przeciwnikiem. Uchwycił pewnie drzewce broni. Cięższa. Żeleźce wydłużone. Dobra broń. Skinął głową w geście podziękowania. Ruszyli.
O Fanny się nie bał. Dziewczyna szybko znalazła miejsce dla siebie. Widział jak zabiera ze sobą Mękę. Jak pozostaje trochę z tyłu. Szuka dla siebie dobrej pozycji strzeleckiej...
- Jakby podnieśli broń, albo jeszcze pyskowali, wystrzel ostrzeżenie - powiedział dziewczynie - Żeby się nie łudzili...
Skinęła głową. To jednak nie zawsze znaczyło, że zrobi to o co ją prosił.
- Bursztyn! - zawołał psa by ten ruszył z nim do przodu.
Jak się sięgało po stal, trzeba się było liczyć, że poleje się krew. A to nikomu nie było potrzebne. Trzech łotrów swój pomyślunek też miało i liczyć do pięciu umiało. Warto było więc przedstawić im konsekwencje do jakich głupota może teraz doprowadzić ich żałosne żywoty.
Gdy Svein i Rathar wygłosili, każdy na swój sposób, tę samą groźbę, nie było sensu by i Mikkel dodawał coś więcej. Toteż z powarkującym koło nóg Bursztynem ruszył za Ratharem na zbirów. Beorning może i był wielki, ale sam na trzech nie powinien iść. A przynajmniej tamci nie powinni tak tego widzieć.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline