Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-02-2013, 00:09   #11
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Minął blisko rok nim widzieli się ostatnio… nie zmienili się nic. No prawie nic. Mimo okoliczności z całą pewnością spotkanie z Fanny i Mikkelem było jedną z milszych niespodzianek w ostatnich tygodniach jaka spotkała Pszczelarza. – A niech mnie. Nigdy nie wyglądaliście jak dwie turkaweczki ale dziś to nawet porównanie do dwóch zmokłych kur jest dla was komplementem. Szczerze się roześmiał i nie zważając na to iż moczy sobie przyodzianie wyściskał Bardingów. Pomógł wyciągnąć łódź na brzeg ale potem zajął się bardziej przyziemnymi kwestiami. Zdawkowo tylko witając się z resztą. Na gołowąsa popatrzył tylko z góry. Na elfkę… cóż, omiótł ją wzrokiem. Dostrzegając to co kazała mu dostrzec jego męska natura, a co przemoczone ubranie pozwalało dostrzec. Omiatał nazbyt długo by to mogło komuś umknąć. Cóż jednak rycerzem nigdy nie był i nie musiał udawać że nie widzi tego co widzieć wszyscy mogli. Wrócił po swój dobytek rozrzucony podczas biegu nad brzeg jeziora. Bo może nie miał ze sobą wozu to jednak parę przydatnych teraz rzeczy tam było. Suche ubrania przede wszystkim.

Wytargał jakieś swoje zapasowe łachy i zaproponował je niedoszłym topielcom. Nie miał tego dużo ale płaszcz podszyty futrem czy wełniany sweter spokojnie mogły więcej zakryć tych niewiast niż pozostawiać odkrytego. Nie wspominając o jakimś pledzie czy bliższej ciała garderobie jak koszuli czy portkach. – Zmieńcie przyodziewek nim złapie was jakaś gorączka… Zaraz rozpalę ognisko i się to wysuszy. Długo nie trzeba było zresztą czekać aby słowa wcielił w życie. Sam jednak został w przemoczonych do połowy uda portkach nie bardzo się tym przejmując. Wysuszy na sobie. Nazbierał chrustu. Potem nieco większych kawałków drewna… sporo tego było wyrzuconego z jeziora. Takie zbutwiałe i łatwo palne. Po kwadransie ogień już wesoło trzaskał dając sporo ciepła. W czasie kiedy co poniektórzy przyglądali się uszkodzeniom łodzi i zastanawiali nad ewentualnymi naprawami on coś majstrował przy zapasach. Co mocno rozbawiło Leśnego Człowieka to, to że prym wiodła tam Fanny która chyba o drewnie wiedziała tyle co on o pszczołach… Ustawił kociołek do którego wlał zawartość małego bukłaczka. Od biedy trzy litry… ale od dużej biedy. Ostatnie zapasy z domu. Ale i okazja była nielicha a i potrzeba nie mała. Potem jeszcze wsypał dwie szczypty czegoś i trzy szczypty czegoś innego. Nikogo specjalnie nie musiał spraszać do ognia… i miodu. Gorący dwójniak zaprawiony ziołami.

Wzniósł toast za spotkanie a kiedy już pierwsze krople trunku rozgrzewały ich od środka dopełnił prezentacji. W końcu wychodziło na to że to on zna większość z obecnych tutaj ludzi. Dlatego Fanny córka Kolbeinna nie była już tylko mokrą kurą znającą się na drewnie a kronikarką i łuczniczką jakich mało. Mikkel syn Thoralda nie był ponurakiem a kompanem którego słowo było warte tyle co cały miód na świecie, a dowcip nie był nawet trzy grosze. Rathar Wszędobylski nie był groźnym i wielkim niczym niedźwiedź Beornigiem tylko serdecznym druhem z którym to można zbierać kwiecie na bagnach… tfuuu znaczy zioła… Rad był też poznać nieznaną mu wcześniej dwójkę. Chłopaka o dziewczęcych rysach co to zdaje się lepiej prezentował się w łodzi niż nią sterował… i elfkę co to też prezentowała się nieźle.

Gdyby nie Bursztyn to i może by coś ta więcej poopowiadał jednak pies już wyczuł pozostawioną w krzakach małą łanię i począł tarmosić zdobycz. Jako, że ogień ładnie trzaskał a i nie wiadomo było czy i kiedy łódź uda im się naprawić tedy można było coś mieć w zanadrzu aby napełnić brzuchy. Chcąc nie chcąc ktoś musiał oprawić zwierzynę i ten obowiązek spadł na myśliwego – czyli jego samego. Mała to była sztuka bo jeszcze mleczne cielę więc ledwo parę kilo mięsa z niej będzie… a i szybko się z tym uporać powinien. Zabrał tedy ostry jak brzytwa nóż myśliwski i odciągną nieco zwierzaka w krzaki. Tak aby nie razić co wrażliwszych. Z patroszeniem uporał się dość sprawnie. Kilkoma pewnymi cięciami odciął przełyk i tchawicę razem z krtanią a wyciągnięty kawałek przełyku przewiązał tak aby zawartość żołądka się nie wylała potem przeszedł do jamy brzusznej… klatki piersiowej… a kiedy już ją otworzył do końca wyciągnął narogi oraz patrochy… a na sam koniec przetarł wnętrze trawą aby pozbyć się nadmiaru krwi. Rozwiesił ją jednak czasu na obielanie nie było bo cały ten proceder zburzył pojawiający się chłopak.

***

Specjalnie nie myśleli nad tym czy udzielić pomocy potrzebującym czy też nie. Wyszło to dość naturalnie. Ruszyli. Iwgar dość sprawnie i cicho mknął we wskazanym kierunku z łukiem w dłoni i strzałą na cięciwie. Przez plecy miał przewieszony wieli topór. Kiedy do jego uszu dobiegły pokrzykiwania wydał z siebie znajmy co poniektórym dźwięk leśnego ptaka. Kiedy spojrzeli na niego pokazał gestem, iż zajdzie z flanki. Po czym mocno odbił w lewą stronę.

Nie widział całej przemowy jaką wygłosił Svein… część z niej słyszał. Jednak jako że zdecydował się zajść rabusiów nieco z boku a i nie chciał być zauważonym musiało mu to zająć więcej czasu niż głównej grupie. Był nie dalej jak kilkanaście metrów od centrum wydarzeń. Widział doskonale jak to wygląda. Napiął łuk i przymierzył w najbliższego kupca napastnika. Póki co się nie ujawniał. Czekał. Czekał na ruch. Na drugą część. Młodzian użył dobrego argumentu… zidentyfikował napadających to jednak mogło być za mało. Tutaj był potrzebny głos woja takiego jak Mikkel czy Rathar… może nawet lepiej ten drugiego, bardziej dzikiego. Kilka twardych słów z ust kogoś kto stanowił poważne zagrożenie dla zdrowia i życia… a nie gładkiego niczym dziewka młodzika. Wtedy to właśnie Iwgar nie dostrzegając w pobliżu innego zagrożenia miał zamiar się pokazać. Miał zamiar dać sygnał tym trzem że nim zdążą się ruszyć i zaatakować. Któryś z nich skończy ze strzałą w brzuchu. Nie chciał się odzywać. Nie miał zamiaru tego robić. Łuk w jego okrwawionych dłoniach był wystarczającą groźbą.

***

W tym czasie dwa lisy radowały się ucztą jaką pozostawili ludzie bez opieki… ze smakiem pochłaniały wątrobę, serce i inne wnętrzności małej łani jakie bezpańskie leżały na trawie i tylko prosiły się o to aby je zjeść.
 
baltazar jest offline  
Stary 10-02-2013, 10:45   #12
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Lina się jednak przydała, chociaż akurat nie do wyciągania tych co znaleźli się pod wodą, topielcy bowiem coś za szybko pojawili się na powierzchni jak na topielców. Pewnie wcale się nie topili. Rathar wzruszył ramionami, wody to on nie rozumiał i rozumieć nie chciał, za to doskonale odgadł zamysł młodzieńca, napinając mięśnie i z całych sił próbując wyciągnąć rozbitą jego łódź na brzeg. I choć wrażenia może takiego nie sprawiała, to te pozbijane kawałeczki drewna wcale ciężkie były i Beorning musiał z pomocy innych skorzystać, aby wyciągnąć całość na bezpieczny i twardy ląd, na którym to i on sam zdecydowanie wolał stać, niźli moczyć się w wodzie. Dobrze, że chociaż górę ubrania miał względnie suchą. Mimo tego, zaraz po zapoznaniu się ze wszystkim - pozwolił Iwgarowi przedstawić się swoim znajomym, zanim sam przywitał się z pozostałą dwójką, z której to elfka przyciągała wzrok zdecydowanie mocniej - zdjął z siebie kolczugę, wyjmując ściereczkę z plecaka i z nieco ponurą miną zabierając się do osuszania metalu. Mokre portki same miały wyschnąć, zwłaszcza, że już ruchliwy Pszczelarz zabrał się za ognisko, wszystko co zawierało metal wymagało jednakże sporo uwagi, w tym również topór i długi nóż.

Rathar pozwalał sobie na tę chwilę względnej bezczynności, nie uważając, by w tej chwili miał coś innego do zrobienia. Tym razem to Leśny Człowiek mówił, a Beorning słuchał, nie tylko jego, ale i nieznajomych, ciekawy w jaki sposób tu trafili. Jego samego jednakże intrygowało coś innego, szybko więc zwrócił swoją uwagę ku elfce. Uniósł wysoko brwi, nie ukrywając, że dokładnie się niezwyklej kobiecie przygląda i jednocześnie - dziwi.
- Zielone włosy i męski strój? Czy jesteś typową przedstawicielką elfiej rasy? Nie miałem z wami wcześniej do czynienia.
Nelise w odpowiedzi również uniosła, ale tylko jedną brew, uważnie wpatrując się w Rathara, jakby zaskoczona jego słowami, i ostatecznie uśmiechając nimi rozbawiona.
- *Ah* .. To nie jest męski strój! - Odparła stanowczo, ale neutralnym tonem. Wciąż zaskoczona faktem że ktoś mógł tak pomyśleć.
Wielkolud zaśmiał się krótko, basowym tonem, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Musisz pochodzić z daleka, prawda? We wszystkich miejscach, w których obracałem się ja, naturalnym strojem dla kobiety była spódnica lub sukienka. Nie męskie spodnie. To naturalne w twoich stronach?

Elfka wywinęła oczami odpowiadając krótkim nieśmiałym uśmiechem który po chwili nabrał pewniejszej i przyjemniejszej barwy.
- Pochodzę z Mrocznego Lasu, a jeśli to coś zmienia to w pewnym sensie jestem też wojowniczką. Suknie są piękne, ale niekoniecznie praktyczne. Większość mojego życia było bieganiną po lesie. W naszej kulturze nie wymusza się aż tak drastycznie okazywać odmienności płci, panuje równość w wielu szczeblach. - elfka wstała i zaczęła wyzbywać się przyklejonego do mokrego ubrania piasku. - To są damskie spodnie mój drogi, szyte do kobiecych bioder i zaprojektowane dla ich wygody. Odpowiedź na twoje pytanie brzmi "tak". Wiele kobiet nosi oprócz sukienek, czy sukni także spodnie. Choć głównie te które są w podróży. Suknie po prostu nie nadają się do choćby wchodzenia na drzewa.
W odpowiedzi mężczyzny niewiele wskazywało na to, że jej w pełni uwierzył.
- W mojej kulturze kobiety prawie nigdy nie sięgają po broń. Od walki są mężczyźni, zwłaszcza, gdy nie ma jakiejś większej konieczności.

Rathar wzruszył ramionami, ciągle przyglądając się elfce z wielką ciekawością.
- Szyta na miarę i przyciągające męski wzrok. Jakiś rodzaj taktyki rozpraszającej? - wydawał się szczerze zainteresowany, za to kompletnie nie onieśmielony. Najwyraźniej też nie miał pojęcia czy przy elfach powinien się zachowywać jakoś inaczej. Wypowiadał te myśli, które przyszły mu do głowy.
- A te włosy?
Na jego słowa elfka umknęła wzrokiem nieco na bok i uśmiechnęła się szeroko, lekko zarumieniona na policzkach. Jej oczy śmiały się wesoło i szczerze.
- Ah nie sądziłam że ktoś tak szybko rozpracuje mój plan walki. Może powinnam obrać inną taktykę? - Odpowiedziała żartem, z tajemniczym uśmiechem. - Jesteś nas bardzo ciekawy.. cóż moje włosy.. - Uchwyciła je z boku głowy i poczęła skrupulatnie wyżynać z wody. - Lubię je, to ich naturalny kolor, ale rzeczywiście mam takie nietypowe szczęście - uśmiechnęła się miękko, zaciekawiona rozmową z nieznajomym.
W tej właśnie chwili pies zaczął szczekać, przerywając nietypową dyskusję o elfiej rasie.

***

Jeszcze w chwili, gdy chłopak mówił, Beorning poderwał się na nogi, nagle czujny i gotowy do działania. Szybko włożył przez głowę kolczugę, nie dbając o dokładne ściąganie rzemieni i pasków. Już dawno zauważył, że rozbitkowie z łodzi nie mają zbyt wiele oręża, więc rzucił Mikkelowi włócznię. Nawet jeśli mężczyzna nie umiał się nią posługiwać, to zawsze mógł kłuć zza czyichś pleców czy nawet cisnąć nią we wroga, choć oręż ten nie do tego był przeznaczony i latał bardzo marnie. Rathar chwycił jeszcze tarczę i topór i już był w biegu, podobnie jak inni, jednomyślnie i bez zbędnych słów podejmujący decyzję.
To lubił.

Konieczność pośpiechu, zachowanie części towarzyszy i fakt, że to on miał tu najcięższe uzbrojenie sprawiły, że nie próbował być cicho i się ukrywać. Doświadczenie bojowe powiedziało mu, że Iwgar ruszył bokiem. Co robili inni już nie wiedział, bo wybiegał właśnie prosto na bandytów, nie mających najmniejszych nawet problemów z dojrzeniem jego wielkiej, pobrzękującej lekko metalem sylwetki i całkiem sporego uśmiechu, jaki pojawił się na jego ustach. Chociaż nie, bardziej grymasu. Coś jak szczerzenie zębów drapieżnika właśnie dopadającego swojej ofiary. I byłby coś jeszcze warknął na dokładkę, gdyby obok nie odezwał się Svein, prowadząc całkiem długi monolog, pełen werwy i złości.
I niestety raczej popsuł całe przedstawienie, bo wielki Beorning krztusić się zaczął, jakby mu coś do gardła wpadło. Zerknął jeszcze raz na młodzieńca, gdy ten kazał trzem uzbrojonym bandziorom rzucić broń. Wrócił wzrokiem do tamtych. W oczach pojawiły mu się na chwilę ogniki rozbawienia, szybko gasnąc, zastąpione czymś znacznie ostrzejszym.

Rathar poprawił tarczę na ramieniu i mocniej chwycił topór, wznawiając swój przerwany przemową marsz. I zbliżał się całkiem pewnie. Warknął.
- Dobra, koniec gadania. Zmywać się stąd.
Olbrzym w przysłowiowym tyłku miał rzucanie broni i inne formy poddaństwa. Splunął na ziemię. On się nie bawił w mielenie ozorem.
- Albo poleje się krew.
Obrał na cel najbliższego z nich, unosząc tarczę i topór, w typowej pozie do krótkiej szarży. Nie musiał dodawać, o czyją krew mu chodziło.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 10-02-2013 o 20:16.
Sekal jest offline  
Stary 10-02-2013, 19:58   #13
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Kiedy Mikkel do niej podpłynął Fanny poczuła, że odzyskuje kontrolę nad sobą i całą sytuacją. Potem niedokładnie wiedziała, co się działo, nadal była spokojna, cieszyła się na widok Iwgara, trochę dziwiła widokiem elfki, wielkiego Boerninga przywitała nieprzytomnym uśmiechem, machnęła ręką na przeprosiny Sveina, zupełnie odruchowo, choć szczerze zapewniając, że wcale się nie gniewają. Nawet Bursztyna głaskała jakby machinalnie.

Tam pod wodą wydarzyło się coś, co powinna rozważyć, ale działo się tak wiele, że nie miała czasu uporządkować własnych myśli. Coś istotnego wymykało się teraz jej rozumieniu, błądziło tuż pod powierzchnią świadomości, wynurzając się i zaraz znikając, jakby nie chciało zostać nazwane. Dlaczego tak łatwo, tak szybko przestała się bać?

Rubaszne żarty Iwgara sprowadziły ją z powrotem między ludzi, na tę małą plażę i Fanny odzyskała panowanie nad sobą. Zaraz też zdjął ją nieprzemożny lęk o karty Kronik i o Mękę. Futerał, w którym schowany był długi łuk, nadal unosił się na wodzie. Fanny pokazała go tańczącemu wokół siebie Bursztynowi. Rozradowany pies szczekał i skakał tak podniecony, że niezdolny do zrozumienia zdenerwowanej Fanny. Powtórzyła polecenie kilka razy i niewiele brakowało, żeby zdeterminowana za wszelką cenę „uratować” swój łuk, sama na nowo weszła do wody, ale gdy zrobiła kilka kroków Bursztyn jakby nagle dostał najistotniejszą wskazówkę radośnie popłynął po przedmiot.
Fanny ułożyła Mękę na suchej trawie, zdjęła cięciwę i założyła zapasową, co mogła to wytarła kocem, który dostała od Pszczelarza, sprawdziła wszystkie strzały i ustawiła je pod drzewem w pewnym oddaleniu od ogniska.

Jednocześnie zajmowała się tubą. Ostrożnie otworzyła zamknięcie i wyciągnęła na wierzch jej zawartość. Karty, zapisane jej starannym pismem, ostatnie dwa miesiące Dziejów Bardyjczyków, pisane w Mieście na Jeziorze. Ułożyła każdą stronicę oddzielnie, sprawdziła tubę w środku, i odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że mocna impregnowana skóra zatrzymała wodę. Tylko na obrzeżach ostatniej, niezapisanej strony pojawiła się mokra plama i Fanny nagle rozpromieniona pomyślała, że to znak i że na tej stronie opisze to wydarzenie: Jak Mikkel uratował mi życie. Zarumieniła się od tej myśli i poszukała wzrokiem męża.

Ale jeszcze jeden pomysł uparcie mościł sobie miejsce w przemoczonej głowie Fanny Kronikarki. Ta lina, czy raczej gałąź, czy ona nie wystrzeliła ku Bardyjce specjalnie? Jak drapieżnik ku upatrzonej ofierze? Wyobraźnię Fanny od zawsze zaludniały niezwykłe opowieści. Grozy i piękna świata doświadczyła już trochę w swoim własnym życiu, ale nadal przed nią pozostały całe niezbadane obszary cudów i niezwykłości. I teraz Fanny po tej krótkiej, i trochę strasznej przygodzie, z niezwykłą łatwością dopasowała do wydarzeń smocze czary i zdrzewiałe enty o spaczonych Cieniem resztkach duszy. Czy to nie było najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie całego wypadku? Drzewo, co nagle wyłoniło się z jeziora, tak, że musieli się wywrócić, i żywa gałąź, która oplotła kostkę Fanny.

Dopiero, gdy zajęła się Męką i Kronikami sama mogła się przebrać. Schowana za krzakami zrzuciła mokre suknie. Potem z wdzięcznością przyjęła napitek od Pszczelarza, bo, mimo że opatuliła się ciepłym płaszczem myśliwego, cały czas drżała i szczękała zębami, i z pewnością miała sine usta, blade policzki i czerwony nos. Myśl o tym jak brzydko wygląda, niby nienatrętna, bolała ją jednak coraz dokuczliwiej i ona zapewne była powodem, dla którego Fanny poza podziękowaniami do pięknej elfki nie odzywała się w ogóle. Za to napinając i opuszczając cięciwę Męki uważnie przysłuchiwała się rozmowie Rathara i Nelise, wpatrzona w spodnie nowej znajomej, jakby były czymś niezwykle istotnym. Trwała tak dopóki Mikkel kładąc rękę na jej ramieniu nie przerwał tego dziwnego skupienia.

Potem znowu była zajęta i tylko tęsknie spoglądała na rozpalone przez Iwgara ognisko, chętnie usiadłaby przy nim, potrzęsła się trochę, może nawet odrobinkę popłakała od tych wszystkich emocji, ale zamiast tego pomagała przy naprawie łodzi. Iwgara to bawiło, ale prawdą jest, że to Fanny patrząc na deskę wiedziała najlepiej gdzie i jak uderzyć siekierą żeby stworzyć pasujący do dziury klin. Zresztą wcale nie było z tą łodzią tak źle jak to wyglądało w pierwszej chwili. Do napraw za namową Fanny użyto deski z siedzenia dla pasażerów, która była tak samo jak cała łódź wykonana z dębu pokrytego drzewem modrzewiowym. Cała naprawa w rezultacie wciągnęła Fanny, która zafascynowana całkiem nowym zastosowaniem swoich umiejętności, mówiła do Sveina z rumieńcem na policzkach.
-Wydaje mi się, że poradziłabym sobie ze zrobieniem takiej łodzi. No nie takiej samej –poprawiła się zaraz, zarumieniona tym razem ze zmieszania, że palnęła głupstwo, które może urazić chłopaka z rodziny z długimi szkutniczymi tradycjami. – Na pewno nie byłaby tak udana i musiałabym jeszcze trochę poczytać, o zanurzeniu i o masztach i dokładnie przemyśleć jak drzewo pracuje w wodzie. Poeksperymentować – Fanny lubiła wielce to słowo - Żeby łódź była szczelna przez lata, no bo ile Twój Łabędź ma lat? Deski są mocne, bez śladów gnicia, to na pewno nie takie proste, może jednak nie dałabym rady, albo pierwsza by się szybko utopiła, ale mogłabym spróbować, może kiedyś, jak wrócimy z Mikkelem do Dali, na Bystrej Rzece buduje się teraz Przystań, wiesz, że wśród Bardyjczyków właściwie nie ma szkutników?, choć dwie rodziny zajęły się tym po osiedleniu się w Waszym Mieście, ale obie nie wróciły do domu. Namawialiśmy starszego syna Brana Wioślarza, to rówieśnik Mikkela, żeby wrócił, tam na Przystani, brakuje kogoś takiego i to przecież nasz dom. Musisz kiedyś wybrać się do Dali. Jest taka piękna.

Rozgadała się straszliwie, Svein co i raz oglądał się na piękną Nelise jakby już miał dość trajkotania swojej pomocnicy, Iwgar żartujący nawet w trakcie oprawiania sarny też co i raz obdarzał elfkę przeciągłym spojrzeniem, podobnie jak skupiony na kobiecych spodniach Rathar. Fanny postanowiła, że nie spojrzy, co robi i gdzie patrzy Mikkel, bo to przecież wcale nieważne i w ogóle nic takiego. W konsekwencji zamęczała paplaniną Sveina.

***

Fanny biegła przez las ostatnia. Na szczęście lekko podsuszone buty wciągnęła na nogi już wcześniej, zmieszana, gdy czyjś wzrok zahaczył o jej bose stopy. Męka też była przygotowana do walki. Najpierw Kronikarka pobiegła bokiem za Iwgarem, ale Leśny Człowiek poruszał się tak cicho, że zdała sobie sprawę, że hałasuje i niepotrzebnie zwraca uwagę na ten kierunek. Skróciła więc drogę i ruszyła za resztą. Zatrzymała się w dużej odległości, ale tak żeby mieć czystą linie strzału. Napastnicy nie mieli stalowych pancerzy, a takiego przeciwnika Męka była w stanie zestrzelić nawet czterystu metrów. Fanny założyła na cięciwę strzałę o lancetowatym grocie, te były najszybsze i najcelniejsze, za pasek zetknęła dwie kolejne, jedną taką samą, drugą z krótszym grotem czworokątnym, gdyby skóry, w które byli odziani okazały się jednak niezwykle grube. Bursztyn wysunął się przed nią, zerkając to na Mikkela to na Fanny powarkiwał z głębi gardła. Fanny czekała. Ogarnęło ją uczucie, które już znała, choć nie doświadczała go od dawna. Spokój przed walką. Takie skupienie, w którym odczuwa się najlżejszy podmuch wiatru i słyszy się szelest każdego źdźbła trawy oddzielnie.

Gdy Rathar wypowiedział swoje groźby, uświadomiła sobie, że do walki może nie dojść. I chyba wtedy po raz pierwszy poczuła, że Mikkel i ona znaleźli nie tylko Iwgara, ale w ogóle, całą kompanię wymarzonych towarzyszy podróży.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 10-02-2013 o 20:01.
Hellian jest offline  
Stary 12-02-2013, 15:04   #14
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Fanny była bezpieczna. Patrzył przez krótką chwilę jak dziewczyna wydostaje się na powierzchnię jeziora. Jak młody Svein podaje jej swoje ramię. Nogami rozbijali wodę te kilka metrów nad nim. Było po wszystkim. A wszystko przez jakąś zabłąkaną wodorośl.
Obejrzał się w kierunku dna. Podwodny dywan jeziornych traw i roślin falował delikatnie. Niepozornie. Uspokajająco. Jakby złudnie. Wbrew słońcu, które sięgało do tej głębokości rozświetlając mroki jeziora. Miało się wrażenie, że tam na dnie kryje się jakaś zła wola. Coś w co Cień tchnął swoją moc. Coś co broniło się przez energicznymi cięciami ereborskiej stali jego sztyletu. I zgodnie ze swoją plugawą naturą ostatecznie uległo i pierzchło w głębiny. Tam gdzie zostać powinno. Pytanie na jak długo.
Unosząc się nieruchomo w toni przez jeszcze kilka uderzeń serca, bardyjski szlachcic odepchnął się po chwili ramionami w kierunku powierzchni. Nim jednak przepłynął choć metr zatrzymał się w pół ruchu. Pierścień... Nadal tam był. Nie wołał już Mikkela. Nie wyglądał też tak dostojnie jak za pierwszym razem. A jednak... Przyciągnął jego wzrok. Spojrzał raz jeszcze w górę. Fanny i Svein docierali do brzegu. Było też słychać pełne radości i wyrzutu szczekanie Bursztyna. I jeszcze ktoś. Smukła sylwetka jakby wyprofilowana przez wodę. Elfka?
Bardyjczyk miał jeszcze w płucach wystarczająco powietrza. Koścista dłoń nie zaprotestowała wobec grabieży. Rubin zniknął w jego zaciśniętej dłoni gdy silnymi wymachami ramion wybijał się na powierzchnię Długiego Jeziora.

Iwgar. Valarowie miejcie w opiece sioła i ruczaje, do których nogi zaprowadzą tego puszczyka.
Rodzina Mikkela znała Pszczelarza można spokojnie powiedzieć, że od dawna. Do znajdującego się na skraju Mrocznej Puszczy Gródka leśni ludzie łatwo znajdywali drogę i zdarzało się, że odwiedzali. Czasem z jakąś sprawą, lub propozycją, wspólnego zadziałania na obrzeżach kniei. Czasem by sprawdzić, jak gospodarstwo majętne i zdolne do obronienia się w razie napaści. A czasem zwyczajnie po sąsiedzku by zwiedzieć kto zacz tu pomieszkuje i czy wróg, czy przyjaciel. Pan Gródka, Thorald zarówno pierwszych jak i drugich grzecznie, bo zaledwie przy akompaniamencie grania sfory, odsyłał w dzicz. Z tymi trzecimi bywało, że zamieniał parę słów. W komitywę głębszą jednak nigdy z leśnymi ludźmi nie wchodził. Młodego wówczas Pszczelarza jeszcze Pszczelarzem nie zwany, który przez język prędki i przez to niezbyt rozważny dobrego wrażenia na srogim Bardyjczyku nie zrobił, z miejsca jako przybłędę i obdartusa w tych złych czasach przegonił. Ponieważ jednak droga Iwgara chwilowo zapętliła się w okolicy, synowie Thoralda mieli okazje częstszego go widywania. I rychło się przekonali o tym, że ojciec źle ocenił przybysza. Mikkelowi chyba z nich wszystkich najbardziej przypadł do gustu. Być może wbrew temu, że urągał on samą swoją osobą wszelkim możliwym zwyczajom o jakich uczył go ojciec. A być może właśnie dlatego. Miał w sobie jednak Pszczelarz coś takiego, że na sam widok jego kudłatej głowy, oblicze choćby nie wiedzieć jak zatroskane, parsknąć śmiechem chciało. W efekcie więc zaliczyli kilka wspólnych polowań, usunęli świeżo założone pajęcze gniazdo z bukowego jaru, a nawet kilka razy odwiedzili pobliską osadę puszczyków gdzie pieśni owszem, śpiewano, ale w zupełnie inną nutę uderzające od tych nawet najbardziej swobodnych, których nauczył ich Thorald.
Potem droga Iwgara się rozpętliła i gdzieś go wywiało na kilka lat. Spotkali się dopiero na weselu Mikkela. I to trochę przypadkiem, bo, o Valarowie, zaprosiła go na nie Fanny, która jak się okazało, Pszczelarza również znała. Po zabawie oczywiście jej tego nie powiedział, ale był wdzięczny, że go zaprosiła. Obecny tam król Bard nie bez przyczyny znany był jako człek raczej ponury. Do tego dziwna okoliczność... Obecność Iwgara i kilkunastu antałków miodu, które zawitały na stole, może nie wywróciła domu do góry nogami, ale z pewnością podziałała łagodząco na całość hołdującej zwyczajom ceremonii.
Później znów im przepadł. I znów się pojawił. Wyściskując jedno i drugie na brzegu Długiego Jeziora.

Iwgar jednak nie był tu sam. Towarzyszył mu mężczyzna wyższy od niego chyba o głowę. Zdecydowanie też bardziej patrzący swego bezpieczeństwa, bo podczas gdy Pszczelarz w skórach samych i toporkiem, tamten w zbroi kolczej i orężem, jak na bój lub jaką dłuższą wyprawę przygotowanym. Gdy Iwgar więc przedstawiał nieznajomych nie szczędząc słów, tamten milczał po krótce się przywitawszy. Tylko zarośnięty był niemal tak samo jak Pszczelarza. Należał do rodu Beorna, jak się okazało po kilku słowach. Mikkel mocno uścisnął jego wielką rękę.

Na brzegu była też istota najbardziej ze wszystkich przyciągająca spojrzenia i najbardziej jak się Mikkelowi teraz zdawało, poniekąd winna całemu incydentowi. To ją zapewne słyszeli na jeziorze. Ona zwabiła poniekąd Sveina. I ją też musiał Mikkel widzieć tam w głębinach. Ukłonił przed elfką głowę w bardyjskim geście powitania damy. Bursztyn gdy go głaskała machał ogonem co mu się rzadko zdarzało wobec nieznajomych. No ale ona była elfką. I była bardzo piękna. W sposób w jaki piękne są alabastrowe pomniki pałacu Barda. Nie dało się winić młodego Sveina gdy dostrzegło się jakim spojrzeniem odprowadza jej ruchy. Toteż gdy żeglarz złożył im swoje przeprosiny, Mikkel tylko uśmiechnął się nieznacznie i bez słowa poklepał chłopaka po ramieniu. Nie miał zamiaru żywić do niego urazy za kilka mokrych ubrań. Co nie zmieniało faktu, że chłopak ze swoim błędem powinien zmierzyć się sam miast szukać uspokojenia u nich. Wszak gdyby Fanny coś się stało jego przeprosiny byłyby nie bardziej bez znaczenia niż teraz. Fanny...

Kronikarka własnie pokazywała Bursztynowi unoszący się na wodzie futerał z łukiem. Pies nadal szczęśliwy z takiego obrotu całej sytuacji chyba nie do końca wiedział, co pani chce mu opowiedzieć, ale w końcu załapał. Wskoczył w wodę. Czekała aż wróci. Z troską wpatrzona w skórzane zawiniątko gdzie spoczywała jej Męka. Z łuku nauczył się strzelać gdy podarowała mu swój pierwszy Melieraxa. Właściwie nawet to nie była tylko broń, ale i pamiątka rodzinna. Wspomnienie Bitwy Pięciu Armii i upadku złych czasów. Broń dostojna. Bardyjska w pełnym słowa tego znaczeniu. Nie przyznał się, że nie umiał strzelać. Ale miał dość czasu na opanowanie podstaw i choć mierzyć się z nią nie mógł, dobrze już się czuł z Melieraxem w dłoni. Melieraxem, którego opatrzność kazała mu zostawić w gospodzie w Esgaroth.
Oczywiście zamiast się przebrać zajęła się wpierw Męką, a potem tubą ze zwojami. Uśmiechnął się zostawiając jej trochę iwgarowego odzienia, które pożyczył im Pszczelarz.
- Wszystko w porządku? - spytał kucając obok niej.
Nie spojrzała na niego, ale się uśmiechnęła i szybko jakby by w obawie, że mógłby pomyśleć że jest inaczej, kiwnęła głową. Przez chwilę milczał patrząc jak starannie osusza zamoczoną cięciwę Męki. A potem wstając już zrobił coś co robił rzadko. I najczęściej gdy uważał, że jest smutna, lub niepotrzebnie rozeźlona. Pocałował niespodziewanie w policzek.
- Chodź się napić miodu jak skończysz - powiedział - Iwgar z tego co widzę już go czymś zaprawia.

Potem pomógł Sveinowi i Ratharowi odwrócić i wydobyć z wody łódź i dopiero wówczas się przebrał. Bardyjczyk w puszczańskich skórzniach. Przykrótkie rękawy i nogawki. W piersi trochę za dużo miejsca... Wyglądał jakby z jakiejś bajki się urwał. Fanny okryta solidną easterlińską pałatką prezentowała się znacznie lepiej. Oboje stwierdzili, że nie wypada zostawić Sveina samego ze swoją uszkodzoną łodzią i zajęli się pracą stolarską. Fanny głównie podpowiadała obu mężczyznom co robić. A że podpowiadała dobrze, to poszycie szybko zostało załatane.

Ubrania więc schły, łódź Sveina czekała naprawiona, miód przyjemnie rozgrzewał trzewia, a Iwgar biorący na siebie obowiązki gospodarza dziczy, zaczął przygotowywać chyba posiłek. I wtedy na polanę wpadł chmyz o bardyjskich rysach twarzy i ubiorze.

***

Rathar bez słowa rzucił mu swoją włócznię. Lepiej utrafić nie mógł, bo z taką bronią Mikkel iście i nawet w tak śmiesznym stroju, był nielada przeciwnikiem. Uchwycił pewnie drzewce broni. Cięższa. Żeleźce wydłużone. Dobra broń. Skinął głową w geście podziękowania. Ruszyli.
O Fanny się nie bał. Dziewczyna szybko znalazła miejsce dla siebie. Widział jak zabiera ze sobą Mękę. Jak pozostaje trochę z tyłu. Szuka dla siebie dobrej pozycji strzeleckiej...
- Jakby podnieśli broń, albo jeszcze pyskowali, wystrzel ostrzeżenie - powiedział dziewczynie - Żeby się nie łudzili...
Skinęła głową. To jednak nie zawsze znaczyło, że zrobi to o co ją prosił.
- Bursztyn! - zawołał psa by ten ruszył z nim do przodu.
Jak się sięgało po stal, trzeba się było liczyć, że poleje się krew. A to nikomu nie było potrzebne. Trzech łotrów swój pomyślunek też miało i liczyć do pięciu umiało. Warto było więc przedstawić im konsekwencje do jakich głupota może teraz doprowadzić ich żałosne żywoty.
Gdy Svein i Rathar wygłosili, każdy na swój sposób, tę samą groźbę, nie było sensu by i Mikkel dodawał coś więcej. Toteż z powarkującym koło nóg Bursztynem ruszył za Ratharem na zbirów. Beorning może i był wielki, ale sam na trzech nie powinien iść. A przynajmniej tamci nie powinni tak tego widzieć.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 12-02-2013, 20:42   #15
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Chaos bijącego śpiesznie serca ustępował uldze gdy nieznajomi wychodzili z wody, cali i zdrowi. Nelise uśmiechnęła się delikatnie na ten widok, ale zaraz poczuła nieco niezręcznie nie wiedząc czy ktoś nie posądzi jej o spowodowanie całego tego bałaganu. Myśl ta ostudziła ją nico, bo elfka gdzieś w głębi niepotrzebnie sama się o całe to zdarzenie obwiniła. Nie wiedziała nic o żadnym zwalonym drzewie, być może przepłynęła obok ale umknęło jej to podczas kąpieli. Młodzieniec który sterował łodzią zdawało się bardzo łatwo zniósł jej stratę, a bynajmniej wtedy elfce wydawało się że nie ma już dla niej ratunku. Oczy dziewczyny powiodły po lesie i niebie upewniając się że hałas jaki narobili wypłoszył zwierzęta sprawiając iż te ukryły się przezornie w bezpiecznej odległości.
Szczęście w nieszczęściu, zdawało się że ludzie których dopiero co poznała znają się już od dawna, o ile około dwadzieścia lat można tak nazywać. Niechcący myślą tą zagłębiła się za daleko, w rejony jej świadomości której miała dać spokój. Której miała unikać.
Wykorzystała moment gdy reszta była zajęta sobą i po cichu poszła po swoje rzeczy, które zostawiła niedaleko. Nie było tego wiele, gdyż reszta została w jej pokoju w nawodnym mieście. Stara gitara na skórzanym pasie, kamizelka, pas ze sztyletem, mały bukłak i zawiniątko.

Gdy wróciła pierwszy przywitał ją młody sternik imieniem Svein. Ten chłopiec, czy też młody mężczyzna który tak uroczy miał głos gdy wcześniej śpiewał. Nelise nie była pewna kiedy w ludzkiej kulturze kończy się okres dzieciństwa a zaczyna dorosłości. Różnie było w różnych kulturach. Bardzo miłym zaskoczeniem było gdy młodzieniec powitał ją w jej ojczystej mowie. „Ai! Êl sila erin lû e-govaned vîn” co w tłumaczeniu znaczyło „Witaj, Gwiazda błyszczy nad godziną naszego spotkania”. W ich wypadku chyba była to jednak czarna gwiazda, a mimo to wszystko skończyło się przecież dobrze. Elfka rozpromieniała delikatnym uśmiechem i równie melodyjnym głosem jak podczas śpiewu wyszeptała Sveinowi kilka ciepło brzmiących słów. Nikt z nich nie mógł ich rozumieć, ale brzmiały tak naturalnie jakby były częścią wiatru, bryzy i szumu fali. Była to stara elfia mowa, w większości zapomniana nawet pośród nich samych. Nie zdradziła młodzieńcowi znaczenia tych słów, ale na koniec uśmiechnęła się wesoło. Być może kiedyś mu powie.

Nelise spojrzała teraz po reszcie spoglądających ku niej osób, po ich ciekawych jej osoby twarzach. Uwielbiała je. Nie wiedzieć czemu ona której skóra jest wiecznie gładka i piękna lubiła wpatrywać się w te ludzkie twarze. Tam często każda zmarszczka, każda blizna była niczym zapisana strona księgi, opowiadająca coś z przeszłości. Była historią i wspomnieniem. To wydawało jej się niesamowite i po części czegoś ludziom zazdrościła. Jej własna twarz choć zawsze piękna i nieskalana wydawała się zaledwie stroną z księgi, stroną której słowa przeminą gdy nastanie nowy dzień, jakby jej kartki gubił wiatr.

- Witajcie. Na imię mi Nelise, ja… Przepraszam, nie chciałam tego wszystkiego. – Elfka westchnęła niepewnie ściskając swoje tobołki w dłoni i nieco gorzko się uśmiechnęła. – A teraz czuję się niczym ta syrena, ściągająca żeglarzy na skały i źle mi z tym. – Opuściła wzrok i nabrała powietrza w płuca. – Może mogłabym jakoś pomóc?


***

Elfka zawiesiła swoje zamyślone spojrzenie na Fanny, jakby szukając w niej jakiegoś zabezpieczenia. Zainteresowało ją też to co znajduje się w tubie. Wydawała się ona dla bardki bardzo ważna, ale nie tylko ona zwróciła uwagę elfki. Nelise wodziła wzrokiem zaciekawiona jej ubiorem i fryzurą która bardzo podobnie do jej własnej była naturalna bez zbędnych udziwnień. Mikkel chyba był dla niej kimś bliskim, widziała ich spojrzenia, gesty i przypominało jej to o czymś z przeszłości. Na chwilę zupełnie odpłynęła myślami, wspominając jak to było gdy ona była mężatką. Prawie utopiła się w tych wspomnieniach gdy z tego stanu wybiło ją drobne ukłucie w kąciku oka. To nie był moment na płacz i gdy tylko poczuła że zmierza w tym kierunku postanowiła się czymś zająć, czymkolwiek innym.

Na budowie i naprawie łodzi Nelise nie znała się zupełnie więc tak też wyszło że elfka pomogła Iwgarowi pozbierać drewna do ogniska i choć na początku całe swoje skupienie poświęciła tej właśnie czynności, to przy którymś z kolei pochyleniu się nie umknął jej błądzący po jej ciele wzrok mężczyzny. Elfka na chwilę zamarła w bezruchu by zaraz wrócić do zbierania drewna, unikając spoglądania w stronę Pszczelarza. Serce i tak biło jej już nieco szybciej. Znów się spłoszyła i nie wiedziała do czego to może prowadzić. Niby powinna już przywyknąć do tego że mimo że nie jest człowiekiem najwyraźniej wielu ludziom wydaje się atrakcyjna, a jednak wciąż nie nauczyła się jak rozpoznawać ich intencje. Ostatnim razem gdy w tawernie pozwoliła jednemu podobnie na nią patrzącemu przysiąść się do stolika, skończyło się tym że położył swoje łapska na jej kolanie. Postanowiła nie kusić losu i umknęła do ogniska nim atmosfera stałaby się bardziej niezręczna.
Dopiero od tego momentu zdała sobie sprawę z tego że w zasadzie wszyscy mężczyźni mniej lub bardziej rzucają na nią okiem i poczuła się nieco skrępowana, ale postanowiła bardzo tego nie okazywać. Dopiero gdy Pszczelarz zaproponował swoje zapasowe ubrania jej i Fanny, Nelise zupełnie niepotrzebnie ofertę tą nadinterpretowała. W głowie zapanował jej chaos i mnożyły się bezsensowne pytania i domysły. „Mam się rozebrać? Tutaj? Gorączka? Ale.. my nie chorujemy”. Zimno też jej nie było, mokre ubranie mogło wydawać się co najwyżej nieco niekomfortowe. Elfce jednak brakowało odwagi by rozbierać się zaraz przy tylu nowo poznanych osobach. Zresztą i tak nie chciała by jej ubrania pachniały ogniskiem, zapach ten był łatwy do wyczucia z dużej odległości. Tak, to na pewno był ten powód – wmawiała sobie.

- Ja.. dziękuję. – Odmówiła grzecznie, nieco niepewnym tonem, patrząc jak Fanny czmycha za krzak, zmienić ubranie. – O mnie się nie martwcie.. Okryjcie lepiej swoją znajomą. Wysuszę się sama..

Nelise nieco zmarkotniała, siadając przy ognisku tak aby jak najbardziej uniknąć dymu. Nim Fanny wróciła przebrana, elfka bardzo chętnie sięgnęła po specjał Iwgara. Czuła że właśnie teraz wybitnie potrzebuje czegoś na rozluźnienie i choć nie wiedziała co też mężczyzna stworzył, teraz jak nic miała ochotę zaryzykować. Wypiła łyk wielki jakby przez ostanie miesiące wędrowała tylko po pustyni i zaraz tego żałowała. Zapiekło ją w gardle i odjęła napój od ust głośno pokasłując z kwaśnym uśmiechem. Przywykła głównie do delikatnych elfich win i nawet ten nie najmocniejszy napój zaskoczył ją wrażeniami smakowymi.

- Naprawdę dobre! – Jeszcze raz odkasłała zawstydzona i spróbowała się bardziej uśmiechnąć. – Aż przypomniała mi się piosenka której nauczyłam się w jednej tawernie…

Chwilę później przysiadł się Rathar zagadując ciekawą rozmową podczas gdy Iwgar poszedł zająć się ich przyszłym posiłkiem. Nelise nie miała nic przeciw polowaniom na zwierzęta, elfy nie żywiły się tylko korzonkami. Żyjąc jednak w zgodzie z naturą starali się nie zaburzyć jej porządku, polować na stare i słabe zwierzęta, oszczędzając młode, jak ta którą upolował Pszczelarz. Dyskutując na tematy elfio-ludzkiej kultury z Ratharem elfka zaczęła się śmiać rozbawiona jego słowami. Przypadkiem dostrzegła wzrok Fanny błądzący tu i tam i mimo że wywodziła się z innej kultury od razu zrozumiała jego znaczenie, w końcu ona też była kobietą. Chwilę później już, młoda dziewczyna o pięknym uśmiechu i blond włosach wydawała się zupełnie pochłonięta zagadywaniem Sveina.

Rozmowę przerwał im mały chłopiec który z płaczem przybiegł prosząc o ratunek. Być może Nelise miała po prostu słabość do dzieci, ale jego łzy sprawiły że gdzieś wewnątrz poczuła ból i złość. Przyklękła na jednym kolanie przy chłopcu, przecierając łzy z jego policzków i czule przygłaskała go po włosach. Zapytała o miejsce gdzie jest jego tata, a gdy Belgo odpowiedział dłonią stanowczo usadziła go przy ognisku.

- Zostań tutaj, zrobimy co się da dla twojego taty. – Spojrzała w oczy chłopca i sięgnęła po swój pasek z elfim sztyletem. Zaklęła w myślach że zostawiła całe uzbrojenie w chacie. To tylko potwierdzało że jej ojciec miał zazwyczaj racje. – Zaraz wrócimy, nie ruszaj się stąd kochanie.

I wyruszyli wszyscy, jak byli przygotowani tak odziani i uzbrojeni. Nelise trzymała się z boku, bo wcale nie czuła się pewnie uzbrojona tylko w małe ostrze. Na szczęście ojciec chłopca jeszcze żył, ale dookoła groziło mu kilku uzbrojonych typków. Jak się okazało znanych Sveinowi. Neli tylko obserwowała z ukrycia rozwój sytuacji. Specjalnie oddalona od Iwgara i Fanny, których pozycji nie chciała zdradzać. Ucieszył ją fakt iż mężczyźni próbowali zażegnać to starcie bez rozlewu krwi. Napastnicy wydawało się nie posiadali broni do ostrzału, czy rzucanej więc by jeszcze bardziej złamać ich pewność siebie i ona mogła się ujawnić. Otoczeni może złożą broń lub odejdą. Elfka, wyszła powolnym krokiem spomiędzy drzew wpatrując się w osaczonych mężczyzn. Kto tu był winien? Nie była pewna, ale to oni dyktowali warunki, a bardziej ufała małemu chłopcu niż im. Postawiła na blef i to że większość ludzi bała się stawać do walki z elfami w lesie. Rzekła do nich melodyjnie, jakby pisała historię w karcie kronikarki, ale rzekła ostro, z wzgardą i stanowczo.

- Uzbrojeni w miecze trzy,
pewni siebie niczym psy!
Zamiast sami zapracować,
wolą sobie tu rabować!
Co po złocie i klejnocie,
gdy wasz plan legnie tu, na elfim grocie?


- Zmiatajcie nim mój oddział zacznie strzelać! – Dodała nie spuszczając z mężczyzn wzroku i obracając sobie powoli w palcach sztylet. Granie twardej i pewnej siebie poszło jej całkiem nieźle, choć była przygotowana by w razie czego uciekać za Sveina i Rathara gdzie łatwiej byłoby jej utrzymać na sobie jednego przeciwnika. Nelise naprawdę nie lubiła przemocy, ale krzywda słabszych wyzwalała w niej i niemałą złość.


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 13-02-2013, 08:02   #16
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





- Do ochrony karawany nająłem tych łachmytów! – gałęzią szturchnął wytykając zbirów. - Złodzieje obrócili się przeciw mnie! – odkrzyknął stary kupiec.

Trudno było orzec, czy bandyci postraszeni przez młodego Sveina postąpiliby tak samo, bez kolejnej groźby masywnej sylwetki imponującego Rathara, który na dodatek słowa poprał czynem. Jeszcze nim przebrzmiały słowa młodzieńca, byli strażnicy Z Esgaroth wyraźnie zmieszali się tracąc na buńczucznej postawie. Opuścili nieco miecze przystępując niecierpliwie z nogi na nogę. Już ich herszt odezwał się siląc na wymuszony uśmiech:

- Wzrok odwróćcie! Podzielim... -

... kiedy wszystko uciął Beorning. Rathar z orężem w ręku ruszył ku zbirom bez ceregieli.

Jonar, najwyższy z hultai, posyłał młodemu Sveinowi nieprzyjemne spojrzenie zwężonych oczu na nim zatrzymując wzrok najdłużej. Napastnicy jednomyślnie ustąpili przed grożącymi im ludźmi. Kiedy Iwgar wynurzał się z zarośli z gotowym do strzału łukiem to Jonar, Kelmund i Finnar mieli już decyzję podjętą.

Wystąpienie krótkowłosego Bardyjczyka z włócznią tylko przyspieszyło działanie oprychów. Nie wiadomo czy słowa elfki w ogóle dosięgły ich a jeśli, to czy ogarnęli ich przekaz. Być może, bo serca do walki nie mieli wcale. Wycofali się najpierw kilkoma pospiesznymi krokami, a potem już rączym biegiem zniknęli w lesie.

Bursztyn ruszył z miejsca od razu razem z Mikkelem, a potem szaleńczym pędem rzucił w pogoń za uciekającymi. Choć na idący w ślad za nim rozkaz właściciela z początku nie słuchał, lecz ostatecznie z powrotem wyskoczył zza drzewa na zarośnięty trakt. Podekscytowany zamiatał ogonem jakby w przeprosinach.

Baldor odrzucił gałąź i przytulił syna, który wpadł w szeroko otwarte ku niemu ramiona. Belgo z przyklejonym do twarzy szerokim uśmiechem przyglądał się ich obrońcom najdłużej zatrzymując wzrok na Ratharze oraz na Nelise. Na Beorning patrzył nieśmiało i z podziwem, zaś elfce rzucił niewinne, jakby przepraszające, lecz na swój sposób dumne spojrzenie.

- Dziękuję! Dziękuję! Przybyliście nam z pomocą w ostatniej chwili! – starszy mężczyzna o siwiejących, długich włosach z wdzięcznością zwrócił się łagodnie do towarzyszy Belgo. – Dłużnikiem waszym szlachetni panowie i panie będę chyba! Mnie już wiele życia na tym świecie nie zostało, lecz syn mój jedyny za młody, by sierotą zostać. Sam byłby jak palec. Bez dziedzictwa mego. – spojrzał po dobytku. - Niechaj bogowie wam wynagrodzą w życiu szczęściem! Jam jest Baldor, a to syn mój Belgo. Z Esgaroth wyruszyliśmy wraz z tymi trzema zbirami. Kupcem jestem wędrownym. Do Woodland Hall wiozę żelazne narzędzia i zabawki z Dali. Leśnym Ludziom sprzedać je zamierzam. – wskazał na objuczone konie. – Od elfów zgodę uzyskałem na przekroczenie ich królestwa. – skinął uprzejmie głową ku Nelise. - Mroczna Puszcza jest niebezpieczna. – pokiwał głową. - W mieście na Jeziorze ochroniarzy szukałem odważnych. Chętnych nająć się do takiego przedsięwzięcia... Las przekroczyć to nie spacer po ogrodzie przecie... Widać bardzo źle, oj źle sobie ochronę dobrałem... – potrząsł siwą głową.

Po przedstawieniu i zapoznaniu z wszystkimi Baldor podpierając się konarem podszedł ku wybawcom jeszcze bliżej. Patrząc po wszystkich ważył coś w myślach krótką chwilę, o czym świadczyły wykwitłe bruzdy na jego pooranym zmarszczkami czole.

- A może wy szlachetni przyjaciele, byście zechcieli nająć się do ochrony mej karawany? – zapytał spokojnie z nutą nadziei w głosie. – Zapłacę każdemu w gotówce równowartość dwóch złotych monet. Lub też w towarze, kiedy karawana dotrze do Bramy Lasu.

Rozpostarł przed drużyną zbrojnych mapę.

- Najpierw, często uczęszczanym traktem wzdłuż Leśnej Rzeki byśmy ruszyli. – pokazał sękatym palcem jakby młodzi ludzie już się zgodzili. – Tu, na skraju Mrocznej Puszczy, zostawię wóz, bo przyjaciele moi, elfy tam mieszkające, przewiozą nas razem z konikami na tratwach do Pałacu Króla. Stamtąd na zachód, szlakiem Leśnej Ścieżki Elfów, przeprawimy się przez las. Mam prowiant i wszystko co potrzebne do przekroczenia lasu. No może aż lat na mym już niemłodym karku – westchnął i wzruszył ramionami. - i tylko straży nam brakuje. Chętnie w opiekę oddam się waszą. W ręce wasze złożę bezpieczeństwo mego syna – spojrzał na Belgo z dumną i radością w oczach. - naszego majątku i me własne.

Svein, po imieniu i teraz bliższej przyjrzawszy się staremu kupcowi, odniósł wrażenie, że poznał w Baldorze bogatego niegdyś kupca ze starego Esgaroth. Właściciela kilku łodzi i sklepu, którego rodzina od pokoleń mieszkała w Mieście na Jeziorze osiedlając się tam po spalonej, ich ojczystej Dali. Widać los Baldora spotkał taki sam co przodków, oraz w tym ataku Smauga i wielu innych mieszkańców Esgaroth. Stracił fortunę i już się do dawnej pozycji nie podniósł. Pół biedy jeśli kto w smoczym ogniu stracił tylko majątek... Baldor przed laty zdążył wynieść z płomieni tylko małego jeszcze wtedy Belgo.

Bursztyn dał się pogłaskać chłopcu. W zasadzie Rudy prosił Belgo nadaremnie o podrapanie za lewym uchem, gdzie ugryzł go insekt. Usłyszała to dokładnie Nelise znowu przyłapując się na tym, że ludzie nie posiadają takich darów jak ona. Później obwąchał starego kupca. A na koniec nie odstępował od nogi Fanny.





 
Campo Viejo jest offline  
Stary 16-02-2013, 13:17   #17
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Niewątpliwie spotkanie, a raczej szereg kolejnych spotkań, stanowiło atrakcję dnia. Jeśli oczywiście także popędzenie kota kilku zakapiorom można zaliczyć do atrakcji. Ale zaczynając od pierwszego spotkania Fanny oraz jej męża Mikkela, poprzez elfią piękność, parę mocnych niczym dęby Pszczelarza i Rathara, aż do owego pechowego kupca.

Do Mikkela nic nie miał. Ani na plus, ani na minus. Ot facet jak każdy inny, pasażer, może tylko dziwił się, iż bardziej niżeli na swoja młodą żonę zerka ukradkiem na elfkę? Przekonany był bowiem, ze gdyby on miał taką dziewczynę u swojego boku, to nie rozglądałby się za nikim. Fanny bowiem także miała swój urok oraz była bardzo ładna. Rzecz oczywista, żadna ludzka kobieta nie dorówna elfiej dziewczynie gładkością lica, ale ciekawska kronikarka miała wiele wdzięku oraz energii. Posiadała także niewątpliwie niemało wiedzy, dlatego właśnie … Jednak właściwie … może mu się tylko zdawało? Może mąż Fanny tego nie robił, zaś właśnie Svein przenosił na niego własne pragnienia …

Zresztą nieważne, bowiem cóż mu do obcych, nawet sympatycznych osób. Pomimo to chętnie wytłumaczył Fanny, iż jego ojciec nie jest szkutnikiem, tylko kupcem, zaś wykonanie dobrej łodzi wymaga solidnej wiedzy, szczególnie przy wyborze oraz sezonowaniu drewna. Później jeszcze odpowiednia zaprawa, smołowanie, projekt … naprawdę wielka wiedza. Dlatego chociaż on sam nie pomoże, to może wskazać jej szkutników w Esgaroth, którzy, być może, zechcą jej zdradzić swoje sekrety. Ogólnie była to długa rozmowa, ale Svein przy wielu wadach, miał również tą zaletę, iż potrafił słuchać. Po prostu słuchał, przytakiwał, uśmiechał się, dowiadywał, wyjaśniał starając się, by jego rozmówcy było dobrze. Toteż cieszył się niemało, iż mógł wysłuchać słów nieznanej mu wszak kobiety, której ciekawość dotycząca szkutnictwa, łączyła się chyba z po prostu potrzebą rozmowy.

Igwar Pszczelarz za to wydał mu się kimś, kto może zostać świetnym kompanem. Praktyczny, serwujący świetny miód oraz wgapiający się wesoło w smukłą sylwetkę elfki. Cóż, to był ktoś, z kim chciałoby się ruszyć na wyprawę. Natomiast nie był przekonany całkiem, co do Rathara. Niewątpliwie, chłop należał do tych zaprawionych w bojach, ale chyba cierpliwości nie miał zbyt wielkiej. Dobitnie pokazał to podczas spotkania z tamtą trójką. Svein poznał ich, rzucił kilkoma konkretami, zaś Rathar olewając słowa Esgarothczyka po prostu kazał się zamknąć oraz spieprzać. Przynajmniej mniej więcej na to wychodziło. Zwyczajnie nie przepadał za gośćmi, którzy tak krewko postępują. Chociaż może jednak zwyczajnie był przewrażliwiony? Sam będąc skrupulantem niekiedy miał problem przy takim mocnym, jednoznacznym wejściu oraz negatywnie odbierał to, co wcale negatywnym nie było. Zdawał sobie sprawę ze słabości własnej pod tym względem, toteż wstrzymał się jeszcze przed jakąkolwiek opinią.

Wreszcie elfka … będąc zafascynowanym elfami od dzieciństwa nie mógł odruchowo nie spoglądać na córę Starszych Braci. Była piękna niczym marzenie, choć także, jak marzenie odległa. Jako kupiec znał podstawy elfiej mowy, którą oni nazywali sindarinem. Może niewiele, ale potrafił się przywitać oraz dogadać na stosunkowo proste tematy, kalecząc niekiedy wprawdzie gramatykę oraz wymowę. Toteż powitał ją, ona zaś co odszepnęła mu melodyjnie używając mowy, która powstała przed wiekami. Quenya, słyszał tą nazwę studiując elfie pieśni, jednak nie znał tego języka. Zresztą słyszał, że nawet wśród elfów ta umiejętność stanowiła rzadkość.


Kiedy pojawiła się konieczność pomocy, wszyscy jej udzielili na swój sposób oraz wedle możliwości. Dobrze świadczyło to niewątpliwie o nich, ale dalej … właściwie dalej była prośba kupca. Svein znał go, zacnego, uczciwego człeka, który stracił niegdyś wszystko, co posiadał, lecz jakoś próbował wielką siłą woli oraz umiejętnością odbudować własną fortunę. Niewątpliwie można podziwiać go było oraz wspomożenie takiego człeka stanowiło dobrą rzecz, nie mówiąc już, że mogło być drogą do pożądanej przygody.
- Ano szanowny Baldorze – rzekł na propozycje kupca, traktuj as starszego, dzielnego handlarza pełnymi szacunku słowami – pamiętam mości pana z Esgaroth. Nie wiem, jak inni, ale osobiście radbym panu pomóc. Podróżowałem trochę oraz potrafię robić mieczem nie gorzej, niż inni. Tyle, że łódź muszę ojcu odprowadzić do miasta, później zaś mam jeszcze kilka rodzinnych obowiązków. Toteż niestety nie mogłoby to nastąpić szybko, zaś jak rozumiem, panu, jako kupcowi, na szybkości zależy. Dlatego raczej odpadam.

Skoro sam nie planował brać udziału, pozostało zwyczajnie wziąć wracać do Esgaroth.
- Jeśli państwo tutaj – wskazał na Fanny oraz Mikkela – wyrażą zgodę, bowiem wynajęli łódź, mógłbym zabrać wszystkich, lub tych, co sobie tego życzą, wodną, więc szybszą oraz wygodniejszą drogą do Miasta.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 17-02-2013 o 15:38.
Kelly jest offline  
Stary 20-02-2013, 11:20   #18
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Obeszło się bez walki. Nelise jakby nie zauważając że to nie jej rabusie się przestraszyli, uśmiechnęła się dumnie i schowała sztylet do jaszczura. Wszyscy zebrali się przy kupcu, a razem z nimi elfka. Słuchając mężczyzny była coraz bardziej zła bo wychodziło na to że jest strasznie nieodpowiedzialnym człowiekiem. Jak mógł zaciągać za sobą małego chłopca do mrocznej puszczy?! Tak narażać małe dziecko? Jej emocje nieco ostygły, chociaż jej rodzice także tak postąpili. Zmieszała się. Faktem niezaprzeczalnym było jednak że mężczyźnie brak było oleju w głowie. Te trzy pachołki miały obronić go przed zagrożeniami spaczonego lasu?! Trzy miecze a nawet obrabować jednego kupca nie umieli, żadnej broni strzeleckiej… Na myśl jak strasznie skończyłaby ta ekspedycja aż przychodziło jej o zawrót głowy. Mimowolnie elfka powiodła wzrokiem po swoich nowo poznanych znajomych i oceniała ich szanse w tej wyprawie. W zasadzie nie przeszkadzało jej to że wydawali się w większości dość zamknięci w sobie, no może poza Ratharem który nawiązał jakąś rozmowę. Spodziewała się że ludzie „spoza lasu” będą bardziej otwarci, no ale każdy przecież jest inny. Tak, Ci mogliby dać sobie radę z przejściem przez szlak. Pomyślała.

Neli nie udzielała się zbytnio w rozmowie z handlarzem, zamiast tego usiadła na ziemi, w połowie słuchając, a w połowie podejmując decyzję co dalej. To co mówiła Ratharowi było prawdą, była wojowniczką, ale tylko z przymusu, z umiejętności.. nigdy nie miała do tego serca. Chciała odejść od tej całej śmierci, tragedii która wciąż spowijała mroczną puszczę. Przybyła do Esgaroth by posmakować życia w mieście, by osiąść wreszcie. Choćby na jakiś czas.
Niespodziewanie dla niej nagle przed elfką pojawił się Belgo i przyniósł jej mały kwiat, prawie bez żadnego oporu jak to dziecko po prostu wsunął go za jej długie uszko. Nelise odpowiedziała pięknym uśmiechem. Nie pozostało jej jednak nic jak odmówić. Taka była jej decyzja.
- Przepraszam panie Baldor, ale mnie wiatr niesie w inną stronę. Prosiłabym tylko abyś uważał na swojego syna. Mogę zobaczyć jeszcze tą mapę? – Zapytała wstając i podchodząc do kupca. – Opowiem wam nieco o trasie którą sobie wyznaczyliście, tyle mogę zrobić nim wyruszę dalej.
To nie była łatwa decyzja, ale czasem trzeba było takie podejmować. Neli liczyła jednak że choć trochę pomoże informując o zagrożeniach które wędrowcy mogą spotkać na szlaku.

Gdy wrócili do obozu przy łodzi panował tam mały bałagan, ale poza miodem niczego nie brakowało. Neli musiała się stąd zabrać, im dłużej zostawała tym bardziej rozmyślała o całej tej wyprawie. Tym bardziej to kusiło, a ona przecież chciała zapuścić korzenie. Westchnęła i wzięła swoje tobołki po czym odwróciła się do reszty którą niedawno poznała.
- Powodzenia na szlaku, dziękuję za miłe towarzystwo.
Nelise nie wróciła ze Sveinem łodzią. Po pożegnaniu się poszła w sobie tylko znaną stronę wzdłuż brzegu, nucąc jakąś pieśń pod nosem.


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 20-02-2013, 19:29   #19
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Niedoszli rabusie plan mieli może i niezgorszy, za to nie cierpieli na nadmiar szczęścia. Z drugiej strony obrobić wóz mieli ochotę zdecydowanie za szybko, jeszcze przecież dobrze Esgaroth za horyzontem nie zniknęło. Grunt to nie tracić czasu. No i teraz za swoje zapłacili, cenę niewielką, ale jednak. Skoro Svein znał tych trzech, to niewątpliwie inni mieszkańcy miasta na wodzie także niedługo poznają historię z bagien. Jak się to skończy, tym Rathar nie zaprzątał swoich myśli, przyglądając się tylko jak bandyci zmykają. Przynajmniej rozsądku mieli wystarczająco, by z liczniejszą grupą nie próbować się mierzyć, nie o wszystkich dało się to powiedzieć. Ostatecznie Beorning wzruszył ramionami i wsadził topór za pas, uznając epizod za zakończony. Zdjął tarczę z ramienia i przewiesił ja sobie przez plecy.
Uratowany, co przedstawił się jako Baldor, jął już im dziękować i kłaniać się prawie, poświęcając Ratharowi nieco zbyt dużo uwagi jak na gust samego zainteresowanego - nigdy nie lubił, gdy ktoś się na niego gapił. Miał wrażenie, że jest gdzieś wyjątkowo brudny. Dlatego odwrócił wzrok i podszedł do wozu i jucznych zwierząt, przyglądając się pakunkom.
- Miałeś szczęście, żeśmy byli niedaleko. Prawdziwe szczęście.
Cały to był komentarz Beorlinga na podziękowania. Bo i nie wymagała ta pomoc wiele wysiłku. A z przeznaczeniem nie było co dyskutować.

Gdy już obejrzał i obmacał tobołki, wysłuchując przy okazji propozycji handlarza, niezbyt zaskakującej trzeba dodać, Rathar wrócił do towarzyszy, zerkając tylko przelotnie na pokazywaną na mapie trasę. Znał ją słabo, za to już raz pokonał podobną - mimo, że kupiec szedł do Leśnych Ludzi, to ziemie Beorningów nie znajdowały się wiele dalej. Obecnie olbrzym nie miał pojęcia, czy to właśnie tam chciał wracać. Miał nadzieję przeżyć coś więcej niż dotychczas, zdobyć doświadczenie, a może i sławę, kto wie? Powrót do starych obowiązków i obyczajów, na to ciągle było zbyt szybko. Mimo, że Svein i elfka odmówili propozycji, to nie zraziło go zanadto. Przecież do osiągnięcia tego celu długa była droga, wcale nie oznaczająca na końcu, że przygoda się zakończyła.
- Ja pójdę - oznajmił w końcu.

Zdecydowane decyzje zawsze były najlepsze. Podszedł do Baldora, nachylając się raz jeszcze nad mapą.
- Tym trzem też tyle płaciłeś? - wyszczerzył się. Miał równe i białe zęby, o wyraźnych kłach, co nadawało mu drapieżnego wyglądu w takich chwilach. - Monety nie są bardzo ważne, tyle, że bez nich trudno przeżyć. Zgodzę się na ofertę, ale może dorzucisz na koniec jeden z przedmiotów, które wieziesz? No i nie pójdę sam.
Tu spojrzał na pozostałą trójkę towarzyszy. Ich decyzja, taka lub inna, nie zmieniała kolejnego istotnego faktu.
- Poza tym, mimo, że ja sam gotowy jestem do drogi, to podejrzewam, że tylko ja mógłbym ruszyć od razu. Musimy powrócić do Esgaroth na dzień czy dwa, kiedy wszyscy pozałatwiają swoje sprawy, przygotują. Lub,jeśli pójść nie zechcą, to spędzimy je na poszukiwaniu innych odważnych.
Było jasne, że szans wielkich na uścisk dłoni i wejście na dalszą drogę ku elfim terenom nie było w tej chwili.

Rathar nie miał interesu w powrocie do Esgaroth. Nie przypadło mu do gustu. Nie dość, że pływało, to jeszcze pełno tam było ludzi. Opuścił je przecież ledwie chwilę temu! Nie miał też pojęcia, czy Iwgar nadal chce szukać ziół, zaproponował więc, że w razie czego mu w tym pomoże. Zdecydowanie odmówił od razu propozycji Sveina.
- Pojadę z Baldorem. Na łodzi tylko cieniutka warstwa drewna oddziela od wody. Lub z Pszczelarzem, jeśli ciągle chce ziół szukać.
Nie czuł wstydu ze swojej niechęci do pływania, bo i dlaczego by miał? Każdy człowiek miał słabości, a tej jego wystarczyło unikać tak często, jak to było możliwe. Wjechanie do miasta mostem wydawało się lepszym pomysłem. Nie potrzebował tam nic kupować, za to zastanawiał się nad dodatkowym zajęciem na czas tej długiej drogi. Podszedł do Mikkela, wskazując na swoją włócznią.
- Wyglądasz na pewnego w jej używaniu. Ja się dopiero uczę. Znasz się na nich? To standardowa broń, ja chciałbym wykonać swoją. Kowalem nie jestem, grotu nie wykuję. Co najwyżej drzewce mógłbym zrobić. Jeśli także byście zdecydowali się wyruszyć, to zawsze to jakaś rozrywka, potrenować.
Pozostawił tę kwestię otwartą. Postanowił zaczekać na decyzje pozostałej trójki.
 
Sekal jest offline  
Stary 20-02-2013, 23:43   #20
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Jak się okazało spotkany kupiec był chyba kąpany w tej gorącej części jeziora… Ledwo co pozbył się jednych ochroniarzy mało nie przypłacając tego utratą życia i dobytku, a już chciał najmować kolejnych na wyprawę na kraniec świata. Wykazując się przy tym iście dziecinną naiwnością i ufnością. Iwgar trochę to postanowił ostudzić – Spokojnie mości Baldorze… jak to się mówi co nagle to i po diable. Chyba jakżeś się przygotowywał tygodniami do tej wyprawy to i parę dni zwłoki ci nie zawadzi. A i nie masz nas zapewne za takich co jak stoją tak wszystko rzucą i pojadą w niebezpieczne regiony gdzie mogą przepaść bez wieści i nikt o ich losie wiedzieć nie będzie.

- Poza tym nie godzi się nikogo nie powiadomić o dokonaniach tych chwostów co to rozboju nie wstydzą się imać. A jak mi się zdaje takie występki karane są gardłem. Zatem też trzeba by było o tym jakimś stróżom prawa powiedzieć nim ktoś inny będzie miał mniej szczęścia niż wy… panie Baldorze.

Wprawdzie Iwgar miał już parę wartościowych „kwiatuszków” jak żartobliwie nazywał te zioła Rathar ale tego głównego. Tego po którego zmierzał jeszcze nie miał. Właściwie to w dalszym ciągu nie ubabrał butów błockiem z bagna. A tutejsze kryły naprawdę wiele skarbów. Mało tego, że w jego rodzinnych stronach ciężko było o takie roślinki to i na upartego mógł nawet pokusić się o przehandlowanie ich. Problem w tym, że to wymagało czasu. A oferta kupca Baldora go tego czasu pozbawiła… a właściwie mocno mu go skracała. Dwa dni to było absolutne minimum jakie potrzebował aby dotrzeć tam gdzie chciał. Moczarowy Zagajnik… to był cel jego wędrówki. Olszowy las na skraju bagniska. Drzewa stare i mocno chylące się już do wody… korzenie słabe nie trzymające pni prost… i w takich okolicznościach powinien znaleźć to czego szukał.

***

Wszędobylski się zgodził… Fanny też… jemy nie wypadało postąpić inaczej. Chociaż nie podzielał aż tak wielkiego entuzjazmu jak ta druga to niewątpliwie kroiło się coś naprawdę wielkiego. Nie tam byle jaka robota. Nie tam taka wyprawa za przewodnika takiego czy innego kupca. Mapy już same przez się pokazywały wyjątkowość tego przedsięwzięcia.

Baldor zgodził się wstrzymać z wyprawą przez parę dni. To dobrze. Bardzo dobrze. Iwgar musiał się jeszcze upewnić czy ich poprzednicy dali drapaka na dobre czy wóz i kupiec dalej są w niebezpieczeństwie. Kiedy jednak ich ślady nie pozostawiały już złudzeń mógł myśleć o kontynuowaniu wędrówki.


Gdy wrócili do Esgaroth było po nich widać i można było wyczuć ścieżkę jaką przebyli. Chcąc nie chcąc bagno zostawiło na nich swoje opary… a ubrania nosiły liczne ślady błota i innych zabrudzeń. Do tego twarz Iwgara była pięknie przyozdobiona bąblami po kontakcie z jakimiś cholernym latajcami. Właściwie to na lewym policzku miał bąbel na bąblu a na tym wszystkim jakąś zgniło brunatną papkę o woni tak intensywnej, że aż dziwne że mu nos nie uciekł na drugą stronę głowy. Mimo wszystko wyglądał na dość zadowolonego.

Właściwie to z dwóch płóciennych worków jakie ze sobą taszczył wyłaziły różnej maści chwasty. Jedne o dziwnych kolorach inne o dziwnych liściach a większość z nich wydzielała bardzo intensywny zapach taki że dało się ich wyczuć z odległości kilku metrów. Jego skarby wymagały dość gruntownej opieki… a on kąpieli i porządnej przepierki. Dwie przypadkowe kąpiele jakie zaliczył w bagnie zostawiły na ubraniu bardzo nieprzyjemnie wspomnienie procesu rozkładu pomieszanego z jakimiś dziwnymi wyziewami ziemi.

Właściciel gospody nie okazywał zbyt wielkiego entuzjazmu na jego widok.

***

Pomimo starań Pszczelarz wiedział, że nie będzie w stanie odpowiednio wszystkiego przygotować i zabezpieczyć przed wyjazdem. Zrobił parę naparów, cześć ziół przygotował do suszenia, część poszatkował i poubijał moździerzem na papkę… ale sporo by się zmarnowało więc postanowił to sprzedać lub rozdać tutejszym zielarzom czy aptekarzom. Rzecz jasna większość z tego co miał była dość pospolita – bardzo użyteczna w lecznictwie roślinność ale mimo wszystko pospolita. Ale miał tam kilka rarytasów… i z tego faktu był bardzo zadowolony.

Właściwie to ekwipunek miał sprawdzony i brakowało mu dosłownie kilku drobiazgów… postanowił je uzupełnić na wodnym bazarze. Zaliczka jaką dostali od Baldora dawała szansę też na zakup czegoś wyjątkowego… tym bardziej, towar do tutejszych straganów był zwożony z najodleglejszych zakątków Śródziemia.
 
baltazar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172