Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2013, 21:21   #2
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Kiyomi Zhang stała w ciemny magazynie otoczona dymem, który powoli rozwiewał się, opuszczając pomieszczenie przez system starej wentylacji. Świeczki zapłonęły na nowo, ponownie zalewając pomieszczenie światłem, nie żeby to jakoś młodej Chince pomogło, w końcu zawsze żyła w ciemności. Kiyomi, albo Terra jak lubiła o sobie mówić, była ślepa od urodzenia, jej oczy nigdy nie pozwoliły jej zobaczyć piękna tego świata, aczkolwiek nie przeszkadzało to nastolatce funkcjonować w świecie. Była to niewysoka dziewczyna która niedawno skończyła szesnaście lat, jej czarne włosy zawsze spięte były w duży kok, a skóra dziewczyny była brudna od ziemi. Cóż trudno dbać o higienę i piękny wygląd gdy jest się bezdomną biedaczką, są ważniejsze rzeczy od mydła, które należy kupić za z trudem zdobyte pieniądze. Terra jak zawsze ubrana w swój zieloną tunikę i luźne spodnie tego samego koloru, zmarszczyła swój mały nosek od zapachu dymu i ugięła nogi dając znać, że w razie czegoś jest gotowa komuś przyłożyć


- Jaki sługa…? –mruknęła dziewczyna pod nosem nieufnym tonem, ale po chwili zdała sobie sprawę że dobrze wie o czym dziwny głos mówi. – W sensie masz pomóc mi w tej wonie która niebawem się zacznie? –zapytała powoli opuszczając ręce.
- Dokładnie. –odezwał się kobiecy głos w głowie Kiyomi. – Jestem tu by pomóc Ci zwyciężyć, byś to ty zdobyła Grala córeczko.
Niewidoma dziewczyna uniosła lekko brwi zaskoczona, nikt nigdy nie mówiło niej per ”córeczko” była sierotą niemal od początku życia, jej rodzina zmarła w wypadku gdy miała roczek, ona sama cudem przeżyła.
- Mamo… –dziewczyna zwróciła się niepewnie w myślach do głosu. Już wiedziała, że jej nowy sługa jest albo zwykłym duchem, albo czymś co nie potrzebuje materializacji w tym świecie. Sprawdziła to, w tym krótkim momencie zawahania, przeanalizowała każde miejsce w magazynie, była tu tylko ona i mała kolonia szczurów. – Woja wiąże się zawsze ze śmiercią, życie to zas największy dar nie chce go odbierać innym. –mówiąc to przysiadła na podłodze magazynku z rękoma na kolanach.
- Wiem moje dziecko… dobrze to wiem. –głos odparł w myślach, zaś Kiyomi poczuła lekki powiew ciepła, jak dyby ktoś delikatnie przytulił ją do siebie. – Ale ludzie przestali szanować życie, broń, wojny, bezcelowa przemoc to wszystko twory cywilizacji. Czasem dla większego dobra trzeba odebrać dar tym którzy chcą przeszkodzić w ratowaniu tego świata. Powiedz mi córeczko, jakie jest twoje marzenie, co byś chciała osiągnąć przy użyciu Grala?- w tonie matczynego głosu czuć było pewna nutkę wyczekiwania, jak gdyby spodziewała się odpowiedzi.
Kiyomi nie musiała długo się zastanawiać, zawsze miała jedno i tylko wyłącznie jedno marzenie. – Dać światu druga szansę. Pozwolić mu zacząć żyć od nowa, sprawić by stał się lepszym miejscem, takim jakim powinien być. Zlikwidować chorobę jaka jest postęp, technologia i nauka, sprawić by każdy wrócił do tego co najważniejsze, by na powrót ludzie i natura żyli w harmonii. –stwierdziła uśmiechając się na sama myśl o takim świecie.
- Czyli dzielimy te same marzenie córeczko. –stwierdziła radosnym głosem Matka wszechrzeczy, niczym rodzic dowiadujący się że jego dziecko dostało najwyższe stopnie. – Nie bój się wojny kochanie, jestem tu po to by Cię ochronić, nie pozwolę by ktokolwiek Ci coś zrobił.- dodała jeszcze a Terra poczuła jak gdyby ktoś składał całusa na jej policzku.

Chinka uśmiechnęła się, pierwszy raz w jej życiu ktoś się o nią troszczył, traktował jak swoje dziecko. Skoro jej nowa matka miała takie same marzenia jak i dziewczyna, to Kiyomi miała zamiar za wszelką cenę je spełnić .

- A jeżeli wygramy… –Kiyomi zamyśliła się, trudno było jej pomyśleć co zrobi jeżeli odpowiedź będzie przecząca. – To zostaniesz ze mną w tym nowym świecie?
Sługa dziewczyny uśmiechnął się w swym ukryciu ciepło, cieszyła się, że dziewczynie tak na niej zależy, była jednak dobrą matką. – Tak kochanie, na zawsze.
Kiyomi rozpromieniła się na te słowa. – Czyli na pewno wygram! –krzyknęła wesoło mimo że niepotrzebowała słów by ze sługa rozmawiać. – Ale nie ma co biec przed siebie i rzucać zaklęciami na lewo i prawo… –stwierdziła zamyślona a głosik w jej głowie zaśmiał się cicho na potwierdzenie tych słów. Kiyomi zamyśliła się w między czasie układając lewa dłoń poziomo nad betonowa posadzka magazynu. Po chwili ta pękła, a z nowo powstałego otworu wyrosły zielone pędy na których wisiały świeże czerwone truskawki.


- Jak masz ochotę to się częstuj. –stwierdziła niewidomo dziewczynka nie wiedząc czy jej sługa musi jeść czy też nie, sama zaś z ochota poczęła skubać owoce, zaś gdy tylko jakaś truskawka została zerwana jej miejsce zostawało zastąpione przez kolejną. – Nie rozumiem czemu ludzie potrzebują tego jedzenia w puszkach… natura daje wszystko co potrzebne, po co sztucznie ulepszać coś co jest doskonałe. –stwierdziła czarnowłosa między jednym kęsem a drugim.
- Masz rację córeczko, nigdy nie zrozumiem idei tych całych fastfodów. –stwierdził głos wewnątrz jej głowy, a jednak z truskawek zaczęła kurczyć się powoli jak dyby coś wsysało ją od środka przez słomkę. Widać sługa połasił się na pyszny smak czerwonego owocu.
- Córciu wytrzyj się… –stwierdziła jeszcze matka wszechrzeczy z westchnięciem, widząc jak usta dziewczyny otacza czerwona plama z soku.
Kiyomi wyszczerzyła zęby po czym rękawem obtarła twarz, sprawiając tym samym że jeszcze większa jej powierzchnia stała się lepka i umorusana. Matka westchnęła, a Chinka poczuła jak po policzkach i twarzy przelatuje jej wilgotny wiaterek, który niczym najlepszy środek czyszczący przywrócił jej twarz do porządku.
- Od razu lepiej. –stwierdził matczyny głosik, po czym taki sam wietrzyk zajął się czyszczeniem włosów Kiyomi, która uśmiechała się przy tym wesoło.
- A tak właściwie matko co potrafisz? Jesteś w stanie walczyć z innymi sługami? To w końcu wojna… –zapytała dziewczyno, która szybko przyzwyczaiła się do nowego określenia swego sługi. Szczerze wydawało się jej całkowicie naturalne by tak zwracać się do tego niewidzialnego bytu.
- Oczywiście, że potrafię kochanie, będę Ci służyć radą jak i swoją siłą. Gdy będziesz mnie potrzebowała wtedy zawsze się pojawię by zniszczyć tych którzy będą Ci zagrażać. – odparł duch akcentując ostatnie słowa w taki sposób, że Kiyomi od razu poczuła się bezpieczniej. Jej włosy zaś w magiczny sposób odzyskały połysk i czystość tak samo jak i reszta ciała. Dziewczyna pierwszy raz od kilku dni czuła się porządnie odświeżona i pełna werwy, niczym po kąpieli w leśnym strumyku.

-Przydałoby się zdobyć jakieś informacje o tych którzy biorą udział w wojnie. –stwierdziła Kiyomi wyciągając dłoń na której pojawił się tatuaż przed swe niewidzące oczy. – Potrafiłabyś to zrobić mamo?
- Niestety córeczko, ale nie jestem w stanie spełnić tej prośby. –stwierdziła ze smutkiem w głosie sługa. – Nie jestem w stanie zlokalizować tych którzy też walczą o Grala, a przynajmniej nie gdy ukrywają swe magiczne zdolności.
- Nie szkodzi. –stwierdziła wesoło Terra. – Każdy kto otrzymał sługę ma taki tatuaż?
- Tak córciu, znaczy się, nie są one identyczne, ale zawsze znajdują się na dłoni mistrza.- wytłumaczył głosik.
- No to już wiem jak ich odnaleźć… a przynajmniej stwierdzić gdzie ich nie ma. –stwierdziła z szerokim uśmiechem na twarzy dziewczyna. Następnie wstała z miejsca i otrzepała tyłek z kurzu.
- Gdzie idziemy? –zainteresował się jej duch stróż.
- Na razie na zewnątrz, nie lubię siedzieć w takich ponurych betonowych więzieniach. –odparła Chinka przeciągając się, zaś krzak truskawek zniknął w ziemi, jedynym śladem po nim była dziura w podłodze magazynu.

Terra wyszła przed magazyn, a słońce swymi ciepłymi promieniami otuliło jej ciało, był to piękny czerwcowy dzień. Gdyby nie tatuaż na jej dłoni ,pewnie spędziłaby go leżąc w parku i zajadając jagody, jednak teraz musiała pogodzić się z tym, że przez najbliższe dni będzie musiała zrezygnować z tego typu rozrywek. Dla dobra tego świata, by móc zmienić go w lepsze miejsce.
- Trzeba zlokalizować przeciwników a potem wywabić ich z ukrycia. –stwierdziła Terra wystawiając palec w stronę nieba i stając bez ruchu czekając na coś.
Po chwili stało się to czego dziewczyna się spodziewała, cos zabzyczało, a na jej palcu zasiadło małe stworzonko, malutki skarb tej planety, tak bardzo znienawidzony przez szarych obywateli.


Komar zasiadał na palcu małej Chinki, ale z jakiegoś powodu nie począł pić jej krwi, niczym zwierzątko domowe obrócił swój mały łepek w jej stronę, kiedy ta przysunęła palec do ust.
-Słuchaj malutki mam dla Ciebie ważne zadanie. –stwierdziła dziewczyna, a komar przysłuchiwał się jej uważnie. Dla postronnego jednak zupełnie niezrozumiałym były by słowa dziewczyny. Z jej ust bowiem wydobywały się tylko świsty, jak gdyby ta próbowała się bezskutecznie nauczyć gwizdania. Po chwili gdy skończyła tłumaczyć stworzonku co to ma zrobić, uniosła ponownie palec w górę a owad zatrzepotał skrzydełkami i wbił się w powietrze. Począł szybować w stronę zabudować a zewsząd nadlatywali jego mali kompani, chmura komarów rosła z każdą chwilą w której ten zbliżał się do miasta.
- Sprytnie córeczko. –przyznała matka z uznaniem. – Wiedziałam, że mądra z Ciebie dziewczyna. To gdzie teraz kochanie?
- Tam gdzie kazałam im przylecieć gdy już załatwia ta sprawę. –stwierdziła wesoło niewidoma dziewczynka, poprawiając worek ze swym skromnym dobytkiem na ramieniu. – Czas na wycieczkę do Zoo! –zawołała radośnie. – Piechotą będzie jednak trochę za wolno… –stwierdziła czarnowłosa i pogrzebała w śmieciach opartych o bok magazynu. – O to się nada! –stwierdziła chwytając podłużny kawałek blachy i kółka od starego wózka sklepowego. Machnęła ręką, a z ziemi wyrosły zielone młode pędy które bez problemu złączyły elementy w najbardziej niekonwencjonalną, deskorolkę.
- To jedziemy mamuś! –stwierdziła dziewczyna wskakując bez strachu na konstrukcję, z której korzystała dosyć często.
- Przecież to niebezpiecznie! Gdzie masz kask i ochraniacze! –zaczął wykrzykiwać głosik gdy Chinka odepchnęła się stopa od ziemi i ruszyła przed siebie. – Doigrasz się młoda damo, zobaczysz że to nie skończy się dobrzeeeeee! –odgrażała się matka wszechrzeczy kończąc wypowiedź piskiem przerażenia gdy Terra wskoczyła na metalową barierkę otaczającą magazyny, by wprawnie przejechać po rampie krzesząc przy tym iskry, a następnie upaść na chodni po drugiej stronie, nie tracąc w ogóle na prędkości.
- Ale z Ciebie strachliwy dzieciak. –stwierdziła Kiyomi z szerokim uśmiechem jadąc w stronę Warszawskiego Zoo.

~*~

Dziewczyna porzuciła swoja tandetną deskę niedaleko parku zoologicznego i z uśmiechem ruszyła do głównego wejścia.
- Mogę…jużeż…otwrzyććć…oczyyy? –zapytał drżącym głosem jej sługa, który przez całą drogę był dziwnie milczący.
- Bez przesady nie było tak źle! Jestem w tym coraz lepsza. –stwierdziła niewidoma dziewczyna prychając cicho. – Potrafię na niej wyczyniać o wiele więcej.-dodała z satysfakcją.
- Wole chyba tego nie oglądać. –odparła matka wszechrzeczy głosem wskazującym na chorobę morską. – Jak masz zamiar wejść do środka, masz pieniądze na bilet?
- Patrz i ucz się mamuś! –odparła wesoło dziewczynka i podeszła do sprzedającego bilety starszego znudzonego życiem Pana.

Dziewczyna podciągnęła się na blacie budki z biletami i swoimi wielkimi niewidzącymi oczyma spojrzała na lekko zdziwionego mężczyznę. – Czy to Zoo? –zapytała słodkim głosem, sprawiając by mówić całkowicie płynnie po polsku.
- Um, tak młoda damo. Gdzie twoim rodzice?- zapytał mężczyzna lekko speszonym głosem.
- Pracują, tatuś mówił że w końcu mają z mamusia pracę. Stwierdził że dziś chyba w końcu zjemy porządny obiad. –stwierdziła niewinnym głosem, uśmiechając się przy tym. – Ale ja się nudzę gdy ich nie ma. A zawsze chciałam pogłaskać małpkę, można tutaj głaskać zwierzątka? –zapytała, a gdy mężczyzna spojrzał na nią smutnym głosem nie pozwoliła mu przejąć inicjatywy. – Tylko że nie mam pieniążków, ale mogę tutaj pomóc. Mogę posprzątać w klatce małpek to je wtedy pogłaskam! –stwierdziła z szerokim uśmiechem.
Mężczyzna sprzedający bilety zaś poczuł jak ktoś gra całą serenadę smutnych piosenek na jego uczuciach. Nie dość, że dziewczynka była ślepa to jeszcze taka biedna, nie mógł przecież niszczyć jej marzeń.

Po chwili Terra wkroczyła do Zoo z biletem w dłoni i z paroma złotymi w kieszeni na cukierki, dobry człowiek był z tego sprzedawcy nie ma co. Czarnowłosa powoli udała się do wspomnianego wybiegu dla małp, było zaprojektowanie całkiem zmyślnie. Wysepki z poszczególnymi rodzajami rozrabiaków otoczone wodą jeziorka na którym się znajdowały, trzeba było przyznać że Kiyomi się to podobało. Oparła się o barierkę jednego z wybiegów, tak że jej nos niemal przechodził na drugą stronę, po chwili zaś do jej twarzy podeszła małpka wraz ze swym młodym.


Gibon spojrzał na Terrę i przechylił zaciekawiony głowę na bok.
- Mam nadzieje że synek zdrowy? –zapytała Terra w języku małp swego dalekiego kuzyna, który wyszczerzył zęby wesoło.
- Bardzo panienko, czym możemy służyć córce matki? –zapytała małpa podskakując wesoło.
- Idzie wojna, bitwa która zaważy o losie tego świata, walka która zdecyduje czy dalej na całym wiecie ludzie będą trzymać zwierzęta za klatkami niczym zabawki… –stwierdziła dziewczyna wsuwając dłoń między kraty i głaszcząc małpkę po głowie. – Potrzebuję was by wygrać tę walkę.
- Zawsze staniemy po stronie matki. –stwierdziła małpka łaszcząc się do dłoni Terry. – Co mamy zrobić?
- Trzeba uwolnić wszystkie zwierzęta, potrzebuje do tego waszej pomocy kuzyni. Waszej zręczności i pomysłowości, otworzę waszą klatkę jak i innych waszych braci, wy zaś rozkradniecie klucze i wypuścicie inne zwierzęta. –mówiąc to dziewczyna spojrzała na kraty klatki, które nagle wygięły się niczym pręty z papieru tworząc otwór którym każda małpa będzie zdolna przejść. – Spotkamy się przy wybiegu lwów, w końcu to miejsce królów dżungli. –stwierdziła z uśmiechem i pogłaskała jeszcze raz małpę która ruszyła powiadomić swoich braci o ich nowym zadaniu.

Kiyomi zaś ruszyła dalej, przekazując wszystkim zwierzętom gdzie mają zebrać się po uwolnieniu, tam miała zamiar poczekać na powrót jej małych komarzych zwiadowców i wydać dalsze rozkazy swojej nowej armii. Po drodze wygięła jeszcze kraty od klatek z innymi rodzajami małp, była pewna, że te poradzą sobie w zdobyciu kluczy do innych klatek, wszak nikt nie powstrzyma siły przyrody. W razie zaś gdyby jakimś cudem im się nie udało, miała zamiar użyć trochę więcej swej mocy by samodzielnie uwolnić wszystkie zwierzęta, po prostu tworząc otwory we wszystkich klatkach naraz.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 13-02-2013 o 03:49.
Ajas jest offline