Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2013, 08:02   #16
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





- Do ochrony karawany nająłem tych łachmytów! – gałęzią szturchnął wytykając zbirów. - Złodzieje obrócili się przeciw mnie! – odkrzyknął stary kupiec.

Trudno było orzec, czy bandyci postraszeni przez młodego Sveina postąpiliby tak samo, bez kolejnej groźby masywnej sylwetki imponującego Rathara, który na dodatek słowa poprał czynem. Jeszcze nim przebrzmiały słowa młodzieńca, byli strażnicy Z Esgaroth wyraźnie zmieszali się tracąc na buńczucznej postawie. Opuścili nieco miecze przystępując niecierpliwie z nogi na nogę. Już ich herszt odezwał się siląc na wymuszony uśmiech:

- Wzrok odwróćcie! Podzielim... -

... kiedy wszystko uciął Beorning. Rathar z orężem w ręku ruszył ku zbirom bez ceregieli.

Jonar, najwyższy z hultai, posyłał młodemu Sveinowi nieprzyjemne spojrzenie zwężonych oczu na nim zatrzymując wzrok najdłużej. Napastnicy jednomyślnie ustąpili przed grożącymi im ludźmi. Kiedy Iwgar wynurzał się z zarośli z gotowym do strzału łukiem to Jonar, Kelmund i Finnar mieli już decyzję podjętą.

Wystąpienie krótkowłosego Bardyjczyka z włócznią tylko przyspieszyło działanie oprychów. Nie wiadomo czy słowa elfki w ogóle dosięgły ich a jeśli, to czy ogarnęli ich przekaz. Być może, bo serca do walki nie mieli wcale. Wycofali się najpierw kilkoma pospiesznymi krokami, a potem już rączym biegiem zniknęli w lesie.

Bursztyn ruszył z miejsca od razu razem z Mikkelem, a potem szaleńczym pędem rzucił w pogoń za uciekającymi. Choć na idący w ślad za nim rozkaz właściciela z początku nie słuchał, lecz ostatecznie z powrotem wyskoczył zza drzewa na zarośnięty trakt. Podekscytowany zamiatał ogonem jakby w przeprosinach.

Baldor odrzucił gałąź i przytulił syna, który wpadł w szeroko otwarte ku niemu ramiona. Belgo z przyklejonym do twarzy szerokim uśmiechem przyglądał się ich obrońcom najdłużej zatrzymując wzrok na Ratharze oraz na Nelise. Na Beorning patrzył nieśmiało i z podziwem, zaś elfce rzucił niewinne, jakby przepraszające, lecz na swój sposób dumne spojrzenie.

- Dziękuję! Dziękuję! Przybyliście nam z pomocą w ostatniej chwili! – starszy mężczyzna o siwiejących, długich włosach z wdzięcznością zwrócił się łagodnie do towarzyszy Belgo. – Dłużnikiem waszym szlachetni panowie i panie będę chyba! Mnie już wiele życia na tym świecie nie zostało, lecz syn mój jedyny za młody, by sierotą zostać. Sam byłby jak palec. Bez dziedzictwa mego. – spojrzał po dobytku. - Niechaj bogowie wam wynagrodzą w życiu szczęściem! Jam jest Baldor, a to syn mój Belgo. Z Esgaroth wyruszyliśmy wraz z tymi trzema zbirami. Kupcem jestem wędrownym. Do Woodland Hall wiozę żelazne narzędzia i zabawki z Dali. Leśnym Ludziom sprzedać je zamierzam. – wskazał na objuczone konie. – Od elfów zgodę uzyskałem na przekroczenie ich królestwa. – skinął uprzejmie głową ku Nelise. - Mroczna Puszcza jest niebezpieczna. – pokiwał głową. - W mieście na Jeziorze ochroniarzy szukałem odważnych. Chętnych nająć się do takiego przedsięwzięcia... Las przekroczyć to nie spacer po ogrodzie przecie... Widać bardzo źle, oj źle sobie ochronę dobrałem... – potrząsł siwą głową.

Po przedstawieniu i zapoznaniu z wszystkimi Baldor podpierając się konarem podszedł ku wybawcom jeszcze bliżej. Patrząc po wszystkich ważył coś w myślach krótką chwilę, o czym świadczyły wykwitłe bruzdy na jego pooranym zmarszczkami czole.

- A może wy szlachetni przyjaciele, byście zechcieli nająć się do ochrony mej karawany? – zapytał spokojnie z nutą nadziei w głosie. – Zapłacę każdemu w gotówce równowartość dwóch złotych monet. Lub też w towarze, kiedy karawana dotrze do Bramy Lasu.

Rozpostarł przed drużyną zbrojnych mapę.

- Najpierw, często uczęszczanym traktem wzdłuż Leśnej Rzeki byśmy ruszyli. – pokazał sękatym palcem jakby młodzi ludzie już się zgodzili. – Tu, na skraju Mrocznej Puszczy, zostawię wóz, bo przyjaciele moi, elfy tam mieszkające, przewiozą nas razem z konikami na tratwach do Pałacu Króla. Stamtąd na zachód, szlakiem Leśnej Ścieżki Elfów, przeprawimy się przez las. Mam prowiant i wszystko co potrzebne do przekroczenia lasu. No może aż lat na mym już niemłodym karku – westchnął i wzruszył ramionami. - i tylko straży nam brakuje. Chętnie w opiekę oddam się waszą. W ręce wasze złożę bezpieczeństwo mego syna – spojrzał na Belgo z dumną i radością w oczach. - naszego majątku i me własne.

Svein, po imieniu i teraz bliższej przyjrzawszy się staremu kupcowi, odniósł wrażenie, że poznał w Baldorze bogatego niegdyś kupca ze starego Esgaroth. Właściciela kilku łodzi i sklepu, którego rodzina od pokoleń mieszkała w Mieście na Jeziorze osiedlając się tam po spalonej, ich ojczystej Dali. Widać los Baldora spotkał taki sam co przodków, oraz w tym ataku Smauga i wielu innych mieszkańców Esgaroth. Stracił fortunę i już się do dawnej pozycji nie podniósł. Pół biedy jeśli kto w smoczym ogniu stracił tylko majątek... Baldor przed laty zdążył wynieść z płomieni tylko małego jeszcze wtedy Belgo.

Bursztyn dał się pogłaskać chłopcu. W zasadzie Rudy prosił Belgo nadaremnie o podrapanie za lewym uchem, gdzie ugryzł go insekt. Usłyszała to dokładnie Nelise znowu przyłapując się na tym, że ludzie nie posiadają takich darów jak ona. Później obwąchał starego kupca. A na koniec nie odstępował od nogi Fanny.





 
Campo Viejo jest offline