Działania łowcy czarownic nie bardzo się podobały Ketilowi, ale co mógł zrobić? To nie była jego sprawa. Współczuł zastraszonym mieszkańcom, ale to baron Eldred powinien chronić swoich ludzi, a nie Ketil i jego kompanie. Ich wynajęto do ochrony poborcy podatkowego.
Z resztą Eldred nie chciał ich pomocy i potraktował drużynę dość po chamsku. Nie pamiętając, iż w sumie z dobroci serca uratowali Tomasa i Karla, a i wiedźmiarza poszli szukać zupełnie dobrowolnie, choć wcale nie musieli.
Hurgan raczył się piwem pod „Trzema Lochami” i zagryzał chlebem z jajecznicą. Za ośmiornice grzecznie, ale stanowczo podziękował. Spojrzał na Tomasa i Emmę: - Zawsze się znajdzie taka wesz, jak ten Reizabar. Życzliwy suka jego mać. A jak to mawiają Emmo sekret, o którym wiedzą dwie osoby przestaje być sekretem. Baron Eldred poszedł się rozmówić z tym Kriegerem – przerwał by pociągnąć z kufla – ale o ile znam się na ludziach, to nic nie wskóra. Ten łowca to lepszy cwaniak. Pewnie niejedna wioskę tak załatwił. Ja widzę dwa wyjścia.
Stwierdził opierając swe szerokie plecy o ścianę gospody. - Albo szybko znajdziemy wiedźmiarza i Krieger straci powód bytności tutaj, co jednak nie jest łatwe i wiąże się z kolejną wyprawą, albo trzeba dotrzeć do jego zwierzchnika i obrobić mu rzyć, żeby go odwołali. Ale to sprawa nader śliska, długotrwała i nie wiadomo, czy skuteczna.
Myślał nadal na głos krasnolud. - Jeśli zatem ktoś z Was … - podniósł głos spoglądając na zgromadzonych ludzi – wie cokolwiek, co może pomóc w pochwyceniu wiedźmiarza, to niech lepiej nam powie nim będzie za późno.
Od kiedy dowiedział się, że miejscowi ukrywali zmutowane dziecko Eidelbroeksów to nabrał podejrzeń, że i więcej sekretów mieli za kołnierzem. - Lepiej nam, niż Kriegerowi.
Po jego słowach zapanowała grobowa cisza przerwana głośnym „gul” wydanym przez gardło krasnoluda przełykającego kolejny łyk piwa. |