Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2013, 13:22   #2
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
*Kilka godzin wcześniej*
Poranek był ciężki. John wstał z lekkim kacem, twarz zarośnięta kilkudniowym zarostem i włosy w nieładzie. Wyjrzał z łazienki spoglądając na śpiącą dziewczynę. Mindy, Mandy, Marta.. Jakoś tak. Zabalował ostatniej nocy, świętując nowy przydział. NYPD. Trafił tam gdzie chciał całe życie. Uśmiechnął się. Wrócił do łazienki i zaczął się golić. Starannie i powoli. Potem weźmie kąpiel. Obudzi damę i zjedzą śniadanie. Potem 3 kilometry po Central Parku i uda się na posterunek. Trzeba poznać ludzi, a potem wziąć się do pracy. Marzył o tym od kiedy poznał Kapitana Bellsa.

* Na posterunku*
Wysoki szatyn mierzący prawie 190 cm wzrostu o śniadej cerze i niebiesko-szarych oczach, który na pewno mógł imponować tężyzną fizyczną wyciągnął rękę do “szefa” i rzekł:
- John Renner, miło mi poznać szefie - uśmiechnął się
Mężczyzna miał na sobie luźną, brązową skórzaną kurtkę, oraz niebieskie dżinsy. Odznaka zwisała, przewieszona na łańcuszku, na wysokości klatki piersiowej. John ubierał się dość luźno, i na pewno nie wyglądał jak typowy glina. Miał w sobie coś z Włocha.

- Czym dokładnie się będziemy zajmować, jeśli można wiedzieć ? I gdzie się spotykamy, tu czy na miejscu ? - zapytał.

- Spotkamy się tutaj, a potem was zaprowadzę na miejsce przestępstwa. Proste włamanie.

Peter pospiesznie zaczął chować kanapkę, ale po zastanowieniu wrzucił ją sobie na raz i przełknął. Przy okazji upaprał sobie koszulę. Wytarł dłonie w spodnie opięte na pokaźnym tyłku i podał prawicę Willisowi.

-Witam. Jestem Peter Carlton jakbyś pan nie wiedział. Pytań nie mam, wszystko skumałem.

Szczupły mężczyzna o stereotypowych francuskich rysach, dość niski, na oko metr siedemdziesiąt, skinął tylko głową na słowa Millera. Czuł lekkie podniecenie w środku ale nie warto było tego pokazywać. Nie przy dopiero co poznanych osłach.
“Kurwa, osiłek i spaślak. Super. Istny dream team. Rozwiązanie sprawy... Chyba napadu na sklep z odżywkami albo morderstwo Ronalda Mcdonalda.”
Czarnowłosy mężczyzna patrzył na współ-detektywów spod okularów. Twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Beznamiętnie siedział na swoim miejscu i czekał. Z tego co mówił Miller to nie było sensu nic przyspieszać. Jutro będzie wszystko przedstawione tak jak należy. Do tego czasu należy się przygotować. Lub zapoznać. Lub obie rzeczy na raz.

- Ach, zapomniałem wspomnieć, - Willis szybko zerknął na notatki. - włamanie z prawdopodobnym zastrzeleniem, - krótka pauza - albo morderstwem, będzie bardziej dramatycznie. - Uśmiechnął się (takim uśmiechem mordercy, czy kogoś).

Cain siedział wygodnie. Lekko przekrzywił głowę i obserwował kolegów.
"Czterech?" - pomyślał - "Aż czterech do jednej sprawy?".
" Czy NYPD zaczyna się bawić w przedszkole i organizowanie klas?"
"Czemu? - Czy dlatego, że nie ma kolorowych? I dorzucili, rzutem na taśmę, Meksykańca. Żeby nikt się nie czepiał?"l
Był ubrany w zwykły t - shirt i dżinsy. Kaburę z pistoletem skrywała narzucona niedbale marynarka. Portfel i odznakę nosił w kieszeni.

"-Cześć szefie." - zwrócił się do Williamsa - "- Wszyscy tutaj" - rozejrzał się po sali - "- Będziemy działać w jednym zespole?"

- Nie jesteście dziećmi, więc nikt wam nie zabrania samemu się przejść po miejscu przestępstwa... I pomyśleć przy okazji. Pewnie się domyślacie dlaczego jest was tylu do jednej sprawy. Po prostu na początek będzie to jedna sprawa, ale ja sobie tłumaczę to dotacjami na nowych.

"Ugryź się w język." - pomyślał Cain. "Milczenie jest złotem."
Patrzył na Willisa. " Dziadek zapewne odlicza dnie do emerytury. Ale doświadczeniem mógłby obdzielić całą czeredę początkujących gliniarzy."

"- Tak jest. Rozumiem." - powiedział. Chociaż wcale nie rozumiał. Czemu aż tylu.

"Poczekajmy na rozwój wydarzeń".
John wysłuchał co każdy miał do powiedzenia. Przywitał się z nimi i ruszył do swojego biurka w pokoju B5. Pokój nie był zbyt duży, jednak większy niż przypuszczał. Zajął miejsce w rogu i włączył komputer. Skoro miał na nim pracować wolał pewne rzeczy sobie już przygotować. Potem pójdzie na strzelnicę postrzelać. Jutro pójdzie wraz z ich “niańką” na miejsce i zacznie się zabawa.

-Proponuję, - odezwał się Francuz z lekko francuskim akcentem - na miejsce zbrodni iść dopiero jutro. A dziś wybrać się na piwo, coby się poznać i przedstawić swoje oczekiwania. Lepiej będzie jutro zacząć pracę jeśli coś już o sobie będziemy wiedzieć i odrobinę się znać. A żadna znajomość jeszcze nie zaczęła się od “poszliśmy na sałatkę”.

-Co Wy na to? - podjął po chwili.

Błysnął białymi zębami w zawadiackim uśmiechu i iskrą w oku.
- Ja jestem za - Peter spojrzał przyjaźnie na swój brzuch - Pod warunkiem, że będzie można wrzucić tam coś na ząb - dodał i uśmiechnął się błogo.

John stwierdził że chłopaki wyglądają na równych gości:
- Pewnie, skoro mamy razem pracować..Piwo i coś do żarcia. Nieźle się zapowiada - uśmiechnął się - Znacie jakieś fajne miejsce - zapytał

- Znam fajną knajpę. To tuż za rogiem. Domowe jedzenie, miła atmosfera, piwo też rzecz jasna się znajdzie. Jeśli nikt nie ma nic przeciwko meksykańskiemu żarciu - To chodźmy.
Rozejrzał się po kolegach - “To będzie świetna okazja na przełamanie lodów” - pomyślał.

-A więc do dzieła panowie! - wstał, wziął swoją kurtkę. Zmierzał do drzwi.
“Zamówię sobie tacos i kufel piwska. To mi dobrze zrobi.”

- No to w drogę. Mam ochotę na zimne piwo i pizzę -Johny rzekł i ruszył za swoimi nowymi “partnerami”
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline