Jhebbal Sag posłusznie zabrał się do wykonania woli Wszechojca. W niewytłumaczalny sposób przeniósł się do swej krainy, a trwało to krócej niż mrugniecie powieką. Pan dziczy stał teraz rozglądając się po swej pustej i jałowej ziemi. Jeszcze niczego tu nie ma, jeszcze nic tu nie żyje- ale to się zmieni. Oczami wyobraźni widział lasy, rzeki i bagna. Tam, gdzie teraz był tylko pył, on widział łańcuchy gór. W miejscu, gdzie leżał szorstki kurz, planował stworzyć krainę, która stanie się domem dla wielu stworzeń.
Jhebbal Sag marzył tylko o jednego rodzaju siedzibie. W głowie ujrzał jaskinię. Mroczna pieczarę, wyrastającą u stóp wzgórza okalanego moczarami. Sieć grot miałaby ciągnąć się głęboko pod ziemię, posiadać liczne odnogi i wiele wyjść. Jej ściany miały być twarde i surowe. W nielicznych miejscach porośnięte mchem i skalnymi grzybami. Jaskinia ta budziłaby grozę i niepokój, a w jej najgłębszym tunelu miałby swoje leże Jhebbal Sag.
Władca zwierząt otworzył oczy, których źrenice rozszerzyły się ze zdumienia i podziwu. Oto przed nim rozwierała się paszcza jaskini, ciemna i najeżona stalaktytami i stalagmitami, niczym zęby olbrzymiej bestii. Z jej wnętrza zionął smród śmierci, a porozrzucane w bezładzie kości trzaskały pod opatrzonymi w pazury łapskami.
Wszędzie też unosiły się mgły i opary z okalających jaskinię mokradeł. Gęsta ich chmura przysłaniała światło otulając wszystko półmrokiem i chłodną wilgocią. |