Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2013, 21:48   #224
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Wanda spoglądała zdumiona na dobrze jej znane ściany pokoju, jej własnego pokoju. Według jej budzika odpłynęła na dwie godziny. Na wszelki wypadek sprawdziła godzinę na innym zegarku i otrzymała ten sam rezultat. Anioł uśpił ją aż na tyle czasu. Poczuła się dziwnie. Poza tym doskonale znał jej miejsce zamieszkania. Przypomniała sobie jak ojciec twierdził, że mieszkanie Wandy nie było bezpieczne, bo Voivorodina potrafiłaby ją tam namierzyć. Jednak teraz przespała tutaj dwie godziny i nic się nie stało. A może wcale nie spędziła tutaj tych dwóch godzin, wróciła do domu tuz przed przebudzeniem. Gdzie, zatem miałaby spędzić cały ten czas? Poczuła się jeszcze bardziej dziwnie.

Odkryła też, że anioł przeniósł razem z nią wszystkie jej rzeczy. Mógłby je sobie zabrać, sztylet, pamiętniki, fiolki z krwią a jednak oddal jej wszystko poza tym, co sama zdecydowała się oddać. Wanda czuła mętlik w głowie, ciężko jej było poskładać myśli w sensowną całość. Siedziała rozbita i wylękniona wpatrując się w ścianę. Kiedyś to miejsce było jej schronieniem, azylem, dawało jej poczucie bezpieczeństwa, a teraz odczuwała tutaj tylko strach. W końcu dziewczyna przerwała ten moment apatii i samo użalania. Ruszyła do telefonu i zaczęła wybierać kolejne numery i najczęściej odpowiadała jej głucha cisza. Rozczarowana takimi rezultatami zrzuciła z siebie ciuchy i upchnęła je byle jak w koszu na brudną bieliznę. Wyciągnęła z szafy czyste rzeczy i szybko się ubrała nie zwracając większej uwagi na to, co zakładała sprawdzając tylko by było wystarczająco ciepłe na obecną pogodę. Później przejrzała szafki w kuchni i lodówkę, spakowała trochę zapasów jedzenia. Nie było tego za wiele. Nic dziwnego w końcu dawno nie zrobiła zakupów. Gdyby jej się ktoś zapytał jak dawno, nie potrafiłaby odpowiedzieć.

Złapała swoje podrzucone przez anioła rzeczy i szybko opuściła mieszkanie.

Taksówka wiozła ją w stronę szpitala a Wandzia czuła wyrzuty sumienia. Wiedziała, że powinna sprawdzić dom Agnieszki, ale nie potrafiła się zdobyć na to żeby tam pojechać. Zamiast tego skorzystała z budki telefonicznej pod szpitalem. Najpierw zasłaniając usta chusteczką i czując się przez to głupio i absurdalnie zadzwoniła na policję, podała adres przyjaciółki i nazmyślała dyżurnemu, który odebrał telefon, że słyszała tam jakieś wrzaski i być może nawet strzały z pistoletu. Potem po krótkim namyśle wykonała jeszcze telefon na pogotowie tym razem zmyślając historyjkę jak to pan Michał, ojciec Agnieszki nagle zasłabł chwytając się za serce i także podała adres Agnieszki. Nieco uspokojona faktem, że wysłała tam potencjalną pomoc sama skierowała się do sali szpitalnej, w której powinna znaleźć Tereskę.

Skorzystała z tego samego pomysłu, co wcześniej, kiedy pierwszy raz odwiedziła tajemniczy pokój w hotelu „Piast”. Udała się najpierw do hotelowej restauracji gdzie zjadła i wypiła coś ciepłego i dopiero stamtąd wewnętrznymi schodami weszła na piętro. W ten sposób recepcjonistka powinna pomyśleć, że Wanda korzystała tylko z jadłodajni i nie kręciła się po samym hotelu.

Ukryty pokój w hotelu doskonale tłumił wszystkie dźwięki, a elektryczność w nim działała z zakłóceniami. Czasami światło migotało, rzucając na ściany rozedrgane cienie. Kilka pierwszych takich wydarzeń o mało nie spowodowało, że serce Wandy wyskoczyło z piersi. Potem już przywykła. A może to lektura, którą czytała, spowodowała, że jej myśli podążyły w zupełnie innym kierunku. Wanda przeglądała notatniki metodycznie. Tak jak planowała zabrała się tylko za ostatni zeszyt pamiętników. Zdecydowała się zacząć czytać od roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego. Tuż przed urodzeniem się najstarszego z naznaczonych dzieci z Węglowej.

Powoli, z mozołem, poznawała fragmenty sekretów Wolniewicza, Taterki oraz tego wszystkiego, co działo się wokół nich od kilkunastu dni. I coraz bardziej zbierało się jej na mdłości i na płacz.

Nawet nie zauważyła, że otoczyły ją pająki spod łóżka. Siedziały wokół niej, bez ruchu, wpatrzone w nią, wydające się niegroźne. Ale nadal przerażające na swój ohydny sposób.

To było jak zagłębianie się w cudzy koszmar. W echa jakiejś okropnej wojny. Niekoniecznie II Wojny Światowej, lecz jakiejś starszej. Możliwe, że wyjaśnienie genezy konfliktu znajdowało się we wcześniejszych zeszytach, ale nie miała na razie ochoty ich czytać. Wystarczyło jej to, co znalazła w ostatnim zeszycie.

Toczono wojnę. Voivorodina, nazywana często Legionem Voivorodiny, musiała z jakiś powodów uciekać do Polski. Przewodził jej ktoś, kogo Wolniewicz nazywał Trutniem lub niekiedy Kazdeją. Ów Kazdeja miał niejako przewodzić Voivorodinie. Taterka był jego „najwyższym kapłanem” posłanym pośród Uśpionych (tym terminem określał Wolniewicz ludzi) by wybrać Krąg. I ów Kazdeja próbował uwolnić kogoś, kogo Wolniewicz nazywał „generałem Legionów”. Potężnego Mastemę.

Krąg to było zło. Zły rytuał, którego dokonali ich rodzice. Taterka wpełzł w ich dusze, zatruł je powoli, udając dobrego sąsiada. Wolniewicz, jak to pisał, zawalił swoją misję obserwatora. Jak pisał:

„ .... pewnej nocy wszyscy wybrani przez najwyższego kapłana pojechali gdzieś na całą noc, a wrócili odmienieni. Wiedziałem wtedy, że zawiodłem. Wiedziałem, że zawiodłem moją Panią. Krąg został zawiązany. Niewinni Uśpieni splamili go krwią. Nie wiedziałem gdzie to się stało. Ale wiedziałem, że trzeba odnaleźć ołtarz i go zniszczyć, nim zacznie się cykl. Wcześniejsze nigdy się nie udawały. Nigdy nie kończyły się sukcesem, ale generał Legionów szarpał się w swoich łańcuchach. Uwięziony, pozostawał niegroźny. Osłabiony zdradą Voivorodiny.”

Potem Wolniewicz opisywał, jak musiał działać w ukryciu. Nie zdradzić się Taterce, że wiedział o nim. Wolniewicz próbował wyciągnąć od rodziców Wandy i reszty lokatorów sekret nocy, której znikli, ale „ani magija, ani hipnoza, ani zwykłe rozmowy nie pomogły”. Zrozumiał, że Wróg zaigrał z niego i najzwyczajniej w świecie wkomponował w „Uśpionych” fałszywe wspomnienia. Nawet nie wiedzieli, co uczynili i jakie moce mogli przez to uwolnić.

Pewnej nocy Wolniewicz wkradł się do mieszkania Taterki, wykorzystując moment, w którym ten zniknął na krótko.

„Odkryłem, że gromadzą się w starym domostwie na Krakowskiej. Niedobitki Voivorodiny. Że tam oddają się swoim rytuałom, pod płaszczykiem ruchu wyzwoleńczego, walczącego z komunistycznym systemem represji. Omamieni ideą, jak kiedyś. Nieświadomi tego, jak zbrukali czystość ustaszy. Ideę Wielkiej Binach. Zdrajcy”

Po kilku następnych stronach Wanda zrozumiała, że Wolniewicz był równie potworny, jak Taterka. Że ustasze mordowali podczas wojny innowierców, w imieniu wielkiej Czarnej Madonny – Binach. Z jakiś jednak powodów przeszli na stronę jej wroga, – którego imię padło raz tylko: Chagidiel. To jemu miał służyć ów Mastema. Uwięziony. Którego rytuał Kręgu miał uwolnić z okowów. To zapewne było właśnie pokłosie wojny, prawdziwej wojny pomiędzy aniołami i demonami, która trwała na Ziemi już od wieków. Wojny, w którą wplatano mieszkańców kamienicy oraz kilku ochotników. Bo właśnie kilka osób wiedziało, co stało się gdzieś tam, podczas deszczowej nocy i gdzie stworzono ten tak zwany ołtarz. Ale Wolniewicz nie potrafił powiedzieć, co to za osoby.

Potem Wanda dowiedziała się, jak sztandar Voivorodiny trafił do pokoju hotelowego. Wykradła go babcia Wiadomoskiego. Klara Wiadomska. Staruszka, która nawiedziła ją najpierw w tramwaju. A Wolniewicz zabrał go i ukrył wraz z „krwią Mastemy” i „krwią Kazdeji” przed Voivorodiną, w pokoju „pomiędzy Iluzją i Prawdą”. Dodał do niego drzewce, które zazwyczaj wyglądało jak potężny sztylet i w istocie było włócznią, którą władał Mastema podczas wojny w Niebie, oraz szat kapłańskich, które mogły przydać się, by „wejść do siedziby” Voivorodiny. Dziewczyna zrozumiała, że nieświadomie oszukała Tharmiela, ale skąd mogła wiedzieć, iż włócznia, której poszukiwał dla niej wyglądała jak sztylet.

Na koniec pojawiła się istota tego, co szukała Wanda.

„Aby przerwać krąg Cierpienia, który prędzej czy później da wolność Mastemie, trzeba wpierw odszukać ołtarz i go zniszczyć, a potem – najpóźniej w trzy noce, bowiem przez tyle czasu wróg będzie osłabiony ciosem i naprawdę słaby – wkroczyć do jego siedziby i drzewcem sztandaru przebić pierś potwornego Kazdeji. Krew jego Pana wtarta w powieki pozwoli ujrzeć Prawdę i uodporni na moce Kazdeji, a krew samego Mastemy oszuka wszelkie sługi Voivorodiny. A kiedy padnie Kazdeja, można w końcu będzie zniszczyć sztandar zdradzieckiego Legionu, składając go u stóp Pani.”

„Będę ich obserwował. Dzieci Hioba. Te, naznaczone cierpieniem, które wybrano jako ofiarę próby. Będę obserwował ich rodziny, może ktoś pod wpływem bólu, alkoholu lub innych wydarzeń zdoła sobie przypomnieć, gdzie zawiązano krąg.”

Wanda zadrżała.

I wtedy nadeszły słowa ojca, te z komisariatu, wcześniej przez nią zapomniane.

- Zabiliśmy szóstkę niewinnych dzieci porwanych z sierocińca przy Wąskiej. Czekały na nas w Zalesiu. Tam, na cmentarzu, Taterka i my złożyliśmy je w ofierze. Piliśmy ich krew. Jedliśmy ich serca. A potem szczątki zostały zagrzebane w starej, opuszczonym magazynie na paszę dla chlewni, blisko tego cmentarza. Stróż jest strażnikiem. Nazywa się Adam Cichocki. Wiem to, wiem. Zabijałem i jadłem. Jak świnia.

I potem ujrzała koło siebie Tharmiela. Tam. Na komisariacie. Dotknął jej czoła niewidzialną dłonią i wtedy ocknęła się na ulicy.

Pytania, kłębiące się w głowie niespokojne myśli. Zalesie. Skąd Teresa i reszta wiedzieli? Czemu anioł usunął z jej pamięci słowa ojca? Dlaczego Wolniewicz właśnie jej zapisał to wszystko w spadku? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Wanda poczuła chęć, aby zagłębić się we wszystkie zeszyty, żeby odciąć się od całego świata i nie opuszczać tego pokoju dopóki nie przeczyta wszystkiego.

Wtedy zdała sobie sprawę z tego, że od pewnego już czasu odczuwała dziwne drżenia. To ziemia drżała, jak przy trzęsieniu ziemi. Za oknami, których szyby zamalowano czarną farbą i pokryto czerwoną siecią misternych znaków okultystycznych, słyszała potężny łoskot. Jakby waliły się budynki.

Nim zdążyła ochłonąć, ktoś zaczął dobijać się do drzwi.

- Wando – usłyszała mocny, nieznany jej głos. – Otwórz! Wiem, że tam jesteś!

Nie było w nim gniewu, ale jakaś groźba. Ślad emocji, świadczący o tym, że dobijający się do drzwi z trudem skrywał swoje emocje.

Wanda zastygła ze strachu siedziała nieruchomo przyciskając czytany brulion do piersi. Przecież nikt nie powinien wiedzieć gdzie była. Nikt nie powinien jej tutaj znaleźć.

Nie odzywała się i starała się nie oddychać. Zawsze robiła tak jako dziecko, kiedy była sama w domu a do drzwi dobijał się ktoś, kogo nie chciała wpuścić. Udawała, że w domu nikogo nie było. Zazwyczaj to skutkowało. Może zadziała i tym razem.
 
Ravanesh jest offline