Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2013, 22:53   #3
Boreiro
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
12 maja 492 NI

Ja, Dancon Lynxblue, syn Petera i Evy, rodowity mieszkaniec Wiecznego Miasta, student drugiego roku Akademii Oficerskiej, w dniu 8 maja 492 NI zostałem powołany do służby swojej umiłowanej ojczyzny - Imperium. Na mój ukochany kraj niczym zaraza stoczył się korowód krwiożerczych bestii zwanych orkami, a także chmara niegodziwców z południa nikczemnie wykorzystując zaistniałą sytuację. Swój obowiązek przyjmuje z honorem i dumą, gotów oddać życie w słusznej Sprawie.

Dnia pierwszego mojej kampanii oddział doborowych żołnierzy wyrusza z moją osobą desygnowaną na ich przywódcę oraz dwoma czcigodnymi oficerami na front. Podróż odbyła się bez komplikacji, przed zmierzchem dotarliśmy do fortu, miejsca naszego odpoczynku.


Dancon ostatni raz zanurzył pióro w inkauście i dopisał datę na swoim pierwszym wpisem do dziennika oficerskiego. Nawet nieźle mu wyszyło. Z początku myślał, że pisanie takich bzdur będzie dla niego męczarnią. Jednak teraz mógł powiedzieć, że negowanie rzeczywistości w ten zabawny, kwiecisty sposób było pewno rodzaju rozrywką. Kolega opowiadał mu, że każdy dowódca jest zobowiązany prowadzić dziennik z codziennymi wpisami na temat działań oddziału. Po zakończeniu działań wojennych wyżsi przełożeni czytają wnikliwie zapiski i na ich podstawie nadają tytuły i odznaczenia. Prawda czy nie, pisać nie zaszkodzi. Ziewnął, przeciągnął się, wyjrzał na chwilę z namiotu, aby sprawdzić czy te obiboki trzymają wartę, po czym nie lada zmęczony zaległ na posłaniu i od razu zasnął.

4 dni temu podczas zajęć w Akademii cała grupa studentów, no może poza paroma szlachetkami, została wyprowadzona i poinformowana, iż w trybie natychmiastowym stali się oficerami wojsk Imperium. Nieodwołalnie. Dancon został skrupulatnie odprowadzony do obozu szkoleniowego, gdzie miał spędzić następne 4 noce na przyspieszonym szkoleniu. Wypędzili by ich stamtąd o wiele szybciej, gdyby tylko miejscy kowali i płatnerze nadążali z zamówieniami. Tak więc przydzielono mu grupę 24 młodych mieszczan (zawsze lepsi niż zawszeni wieśniacy), i gdy tylko ich sprzęt był gotowy ogłoszono wymarsz. Dodatkowo zostali mu przydzieleni dwaj błekitnokrwiści "oficerowie", a byli to Georroy Chest, nadęty cynik-szyderca i Riatom Pelston, zabawny grubasek, kuzyn Dancona.

Wyruszyli przed południem i dostali dodatkowo od dowództwa "zaszczyt" w postaci trzech wozów dla armii pod opiekę. Pogoda dopisywała i może nawet byłoby przyjemnie, gdyby w przeciwną stronę nie ciągnęły tłumu uchodźców. Brudni, śmierdzący potem i strachem, skupieni w małych grupkach ludzie. Tarasowali całą drogę tak więc Dancon musiał już na początku porządnie ustawić swój oddział. Podzielił go na dwie grupy, pośrodku dał wozy pilnowane przez Riatoma plus paru ludzi, zaś na przedzie ustawił ponurego pana Chesta, który razem z najroślejszymi rekrutami skutecznie odstraszał tłum i przepędzał na bok. Sam Lynxblue krążył po całej długości oddziału, szczególnie mając na uwadze tyły i ganił co jakiś czas swoich ludzi za ociąganie się, głośne rozmowy i wszystko inne. Stara szkoła.

Jakąś godzinę po rozpoczęciu wędrówki przydarzył się incydent. Z tłuszczy uchodźców wyrwało się dwóch chłystków, popędziło do wozu z zaopatrzeniem, zwinęło trochę prowiantu i dało dyla. Młody członek oddziału, niewiele starszy od złodziei puścił się natychmiast w pościg. Po chwili przyprowadził jednego z opryszków z podbyiym okiem i rozciętą wargą, tłumacząc, że drugi niestety zwiał. "Zwykłą kradzież, nic poważnego powiecie. NIE! Jest wojna, każda pieprzona torebka rumianku jest na wagę złota!"- słowa zramolałego wykładowcy zabrzmiały w głowie Dancona. Spojrzał na swój miecz, zawieszony przy boku i zamyślił się. Był już blisko podjęcie śmiertelnie ważnej decyzji, gdy z tłumu wybiegła matka chłopców. Prosiła go na kolanach o litość, zanosząc się szlochem przerywanym bełkotliwymi błaganiami. "Ech, to w końcu tylko dzieciak" - pomyślał dowódca. Pożyczył od jednego z woźniców gruby bat. Włoił chłopakowi 5 mocnych razów batem, doprowadzając go do przykrego stanu. Wsiadł natychmiast na konia, wygłosił krótkie kazanie o tym, że kradzież pożywienia w stanie wojny karana jest natychmiastową egzekucją i dał rozkaz do wznowienia podróży. Drugi chłopak ukradł bochen chleba i trzy paski suszonej wołowiny.

Do wieczora obyło się bez przygód, kompania niewiele się przejęła losem chłopaka. Na ulicach wielkiego miasta każdy prędzej czy później dostanie lanie. Na noc zatrzymali się w małym forcie, jednym z tych, które można spotkać w Imperium na każdym kroku. Dwie wieże, palisada dumnie zwana murem i kilka chat wewnątrz. Świeżo upieczony kapitan nadzorował ślamazarne rozkładanie namiotów, wyznaczył warty po czym zabrał się do pisania dziennika.
 
__________________
Nosce te ipsum.
Boreiro jest offline