Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2013, 07:16   #6
Elas
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
[media]http://www.youtube.com/watch?v=Jm18jb4eRB8[/media]


Carl Adohs

Carl, Bruno i piękna, czerwcowa noc. Gdyby był to spacer nad Wisłę, być może można by mówić o romantycznej randce między przełożonym i poddanym. Jednak cel był zdecydowanie przeciwny. Zresztą, czy cmentarz byłby dobrym miejscem? Nie dość, że klimat "nieco" inny niż pożądany, to jeszcze przypadkiem można się natrafić na jakiegoś "wampira", którego pobiją dwa dresy – wszystko w świetle kamer. Bądź normalniej, na ekipie telewizyjną kręcącą kolejny odcinek pewnego serialu.
Jednak Carl miał szczęście i cmentarz okazał się kompletnie pusty. Żadnej żywej duszy – co raczej dosyć normalne w tego typu miejscach.
- Kop Bruno, kop. - rzucił swobodnie, podchodząc do jednego z pierwszych grobów. Usiadł swobodnie na nim, przyglądając się na budynki, znajdujące się dosyć blisko. Jakiś magazyn, kilkanaście domów – nic specjalnego. Na szczęście było dosyć ciemno i wątpliwe było, żeby ktoś cokolwiek dostrzegł. Bruno zajął się do wykopywania pierwszego nieszczęśnika, który miał stać się częścią planu wprowadzania chaosu w Warszawie. Jednak to, że musiał czekać nie znaczyło, że nie miał żadnego zajęcia. Komary rzuciły się za świeżą krwią niczym Amerykanie za pięciolitrową colą. Zanim pierwsza trumna została odkopana, Carl zdołał odesłać ponad osiem krwiopijców do krainy wiecznego bzyczenia.
Mistrz wstał powoli i dołączył do Bruna, który otworzył trumnę. W środku leżał młody mężczyzna, którego przyczynę zgonu można było określić nadzwyczaj łatwo. Dziura po pocisku na samym środku głowy dosyć jasno wskazywała, że z powodów naturalnych to on nie umarł. Niezbyt ładny widok jednak dosyć szybko został zakryty przez talizman, jaki Carl przyczepił mężczyźnie. Poklepał jeszcze kawałek papieru i odsunął się. Po chwili trup o własnych siłach opuścił trumnę i stanął niepewnie, tępym wzrokiem wpatrując się w Adohsa. Ciężko mówić o własnej woli czy inteligencji takiego tworu, jednak wyglądało to, jakby miał za złe, że jego odpoczynek został przerwany. Cóż, źle trafił – Carla ani trochę to nie obchodziło. Ani los pierwszego, ani kolejnych wykopanych trupów nie mógł wpłynąć na jego serce, liczyło się samo działanie.
Gdy wykopał zadowalającą ilość zombi, postanowił się zmyć razem z Brunem, zostawiając nieumarłych samych sobie.


Samuel Krasnowicz i Hetman

Tomasz Wilski, przez kumpli z pola walki zwany także Wilkiem. Miał zaledwie 45 lat, jednak już był na emeryturze – zalety bycia wojskowym. O ile tak można nazwać to drobne zadośćuczynienie za wszystko, czego doświadczyło się w Afganistanie i Iraku. Były wojskowy mieszkał dosyć skromnie – kawalerka na wysokim piętrze w jednym z bloków – jednak nie było to z powodów finansowych. W końcu pozwolenie na broń jak i wszystko z tym związane trochę gotówki wymaga a Wilk zdecydowanie miał się czym bronić.
Większość przyjaciół Tomasza była albo za granicą, uganiając się za talibami, albo w Polsce – kilka metrów pod ziemią. Tym samym nie była dziwna jego radość, kiedy Samuel do niego przyjechał. Przywitał go i zaprosił do środka, wraz z Hetmanem i Anitą. Cała czwórka znalazła się w czymś na kształt saloniku a Wilk wystawił na stół wódkę i kieliszki. Samuel jednak nie przyjechał tutaj, żeby pić. Od razu przeszedł do sprawy którą miał, zaczynając opowiadać o wojnie, jaka ma wybuchnąć. Emeryt wyraźnie nie dowierzał i nie był skory do współdziałania. Jednak wtedy pałeczkę przejął Hetman, udowadniając, że miano otrzymał nie bez powodu. Żołnierze nie zmienili się wiele przez ten czas, gdyż zaledwie kilkoma zdaniami zdołał przekonać Wilskiego do współpracy – nawet bez wyjawiania zbyt wielu szczegółów.
Gdy pierwszy etap planu Samuela zakończył się powodzeniem, postanowił on zostawić Hetmana z swoim starym przyjacielem, samemu wybierając się na miasto. Wilk postanowił wykorzystać okazję do zaznajomienia się z Hetmanem. Polał wódkę do kieliszków i uśmiechnął się szeroko, chwytając swój.
- Zdrowie! - wykrzyknął i wypił swoją porcje, niespecjalnie martwiąc się jakąkolwiek zapitką.

Terra

Czy mała, ślepa dziewczynka może doprowadzić do chaosu, który ogarnie znaczną część Warszawy, zamieszkiwanej przez tak wielu ludzi? Czy może sparaliżować służby bezpieczeństwa i ruch drogowy? Czy może doprowadzić do niezwykłego wydarzenia, które będzie na czołówkach gazet nie tylko Polskich, ale i światowych?
Owszem, może – jeśli tylko ma na imię Terra. Wystarczyło rzucić jeden kamyk, aby stworzyć prawdziwą lawinę. Czynnikiem, który to wszystko zapoczątkował, było otworzenie kilku klatek z małpami. Nie minęło kilkanaście minut a w całym zoo wybuchła panika. Pierwsze wypuszczone istoty, tak często porównywane do ludzi, doskonale wypełniły swoje zadanie. Żaden z pracowników nie był w stanie uchronić kluczy przed hordą bojowo nastawionych małp – bananów zresztą też nie. Kolejne klatki zaczęły być otwierane, a wszystkie zwierzęta kierowały się w jedno i to samo miejsce. Wybieg dla lwów, przed którym już czekała Terra. Kolejne żywe eksponaty dołączały do tworzącej się armii. Wszystko to zajęło kilkanaście minut. Dopiero gdy zgromadził się wszystkie zwierzęta, Terra otworzyła klatkę z lwami. Czwórka królów dżungli dostojnie ją opuściła i zatrzymała się tuż przed dziewczynką. Najstarszy z tych kotów wystąpił nieco naprzód i wydał z swojej paszczy głośny ryk.


- Hołd dla twórczyni świata, naszej matki, Gai! - można było tłumaczyć z kociego na ludzki. Króla dżungli usłuchały wszystkie zwierzęta. Cała gromada istot rzeczywiście złożyła hołd Gai jak i Terrze, w taki sposób, w jaki potrafiła.
- Niechaj wszystkie zwierzęta, które nie chcą służyć naszej matce, odejdą pókim miły. - zaryczał lew po raz kolejny. Część zwierząt rzeczywiście posłuchała tego apelu – tygrysy i gepardy najwyraźniej nie miały zamiaru oddać się pod niczyje władanie, unosząc się swą kocią dumą. Odeszły, machając przy tym ogonami. W tym samym czasie, gdzieś nad zoo pojawił się helikopter.
- Zostali ci, którzy są ci gotowi służyć, matko. Czego od nas oczekujesz? - jasne było, że lew zwraca się do samej Gai.


Carl Adohs i Geoffrey

Klimatyzacja działała na pełnych obrotach, pozwalając przeżyć w ambasadzie. Ciężko sobie wyobrazić jak gorąco i duszno byłoby, gdyby nie ten istny cud techniki. Mistrz i sługa, chociaż znajdowali się w jednym pokoju, to na dobrą sprawę każdy z nich zajmował się samym sobą.
Geoffrey studiował swoją księgę – bądź raczej próbował przywrócić ją do stanu użytkowego, gdyż najwyraźniej Graal nie był tak wspaniały jak mówiono. Rytuały wymagały jednak zarówno czasu jak i many, więc nie można było liczyć na błyskawiczne odzyskanie wartości Grimuaru.
Carl natomiast pstrykał po kanałach, jednak nie w poszukiwaniu dobrego filmu – co było i tak niemalże niemożliwe w TV – lecz wiadomości, czekając, aż efekty jego pracy się pojawią. W końcu zostawił na TVN24 i oczekiwał.
Afera, afera, kolejna afera. Wiadomości wydawały się być jedną, wielką zasłoną dymną dla kolejnych przekrętów rządzących. Z pewnością na stronie ministerstwa finansów pojawiały się kolejne informacje, jednak któż by się tym przejmował? W końcu pojawiło się coś interesującego – jednak nie było to, czego Carl się spodziewał. Relacja na żywo z zoo, gdzie dookoła jakieś dziewczynki zgromadziły się wszystkie zwierzęta, które ktoś najwyraźniej wypuścił z klatki. Reporterzy pletli jakieś bzdury, najwidoczniej nie mając pojęcia co się dzieje. Przyglądanie się wiadomościom przerwał Carlowi jeden z pracowników ambasady.


- List do pana. - oznajmił, podając białą kopertę, po czym opuścił w pośpiechu pomieszczenie. Nadawca nie uznał za potrzebne, żeby napisać kim jest, więc należało dostać się do treści. List był wydrukowany, a niósł taką oto treść:
Dosyć mało zielonowłosych osobników chodzi po tym świecie, czyż nie? To dobrze, bo tylko dzięki temu udało mi się pana znaleźć. Z pewnością zainteresuje pana fakt, że doskonale wiem, co wydarzyło się ostatniej nocy. Na szczęście udało mi się załagodzić skutki tego... jakże fatalnego wydarzenia. W związku z nim chciałbym się z panem spotkać w moim biurze.

Z niecierpliwością oczekuje na to, aby porozmawiać z panem twarzą w twarz.
XYZ

Na drugiej stronie listu napisany był adres. Z tego co Carl się orientował, był to jeden z biurowców.


Samuel Krasnowicz

Wycieczka po Warszawie odbywała się całkiem spokojnie. W sumie bardziej nudno niż spokojnie, bo korki były jeszcze większe niż zazwyczaj. Jednak każdy lokal, każdy zaułek, każda studzienka stawała się częścią planu Samuela. Jego humor mógł psuć jedynie fakt, że nie mógł się skontaktować z kuzynem. Poczta głosowa w jego prywatnym telefonie uparcie powtarzała „Jestem teraz zajęty. Zostaw wiadomość, skontaktuje się kiedy tylko będę mógł.” Numeru służbowego natomiast Samuel nie posiadał.
Mistrz wraz z Anitą zatrzymał się na jednym z parkingów. Kawałek trzeba było przejść pieszo, sprawdzając kolejny – podobno popularny – ciemny zaułek. Tajemniczości dodał fakt, że kiedy powoli wkroczyli w jego progi, minęli się z uciekającą grupką ludzie. Krzyczący i zwiewający gdzie pieprz rośnie żule to był zaprawdę rzadki widok, w przeciwieństwie do zapachu, jaki za sobą zostawili. Nie osłabiło to jednak ciekawości dwójki, która nieco zwolniła, lecz wciąż kierowała się do zakrętu w tym zaułku. Gotowi do walki w każdej chwili i spięci doszli do niego. Ich zmysły były wyczulone do granic możliwości kiedy wyjrzeli za zakręt. To, co widzieli, było naprawdę dziwne. Osobnik w dosyć zaawansowanym stadium rozkładu próbował obronić się przed... wściekłym tygrysem?! Kot chwycił za ramię truposza, prawdopodobnie samym tym faktem łamiąc kości. Krótka szarpanina i zombie mógłby starać się o rentę – o ile byłby żywy. Samuel z Anitą mogliby zapewne się wycofać, kiedy drapieżnik zajmował się swoją ofiarą. Jednak może mieli inny pomysł? Kto wie.
 

Ostatnio edytowane przez Elas : 15-02-2013 o 22:10.
Elas jest offline