Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2013, 08:16   #140
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Ed wskazał wartownika przy aucie poza ogrodzeniem rezydencji. Facet palił papierosa stojąc nieruchomo z karabinem wspartym o ramię. Był niedaleko, najbliżej ze wszystkich innych ludzi z ochrony obiektu. Plecami opierał się o SUV. Walters przenikającym ciemności spojrzeniem upewnił się, czy Bullet poradzi sobie ze zdjęciem przeciwnika. Zadrutowany, jak to mawia Felipa, najemnik zamiast odpowiedzieć wziął ochroniarza na cel. Okay, Ed bez zbędnego komentarza zrobił to samo ze stojącym w oknie rezydencji.

- Teraz. – rzucił krótko po wypuszczeniu powietrza.

Wszystko potoczyło się szybko. W słuchawce słyszał potwierdzone trafienie Charlie. Dwa cele zostały zdjęte niemal jednocześnie, gdy Ed i Bullet strzelali do wziętych na muszkę, swoich przeciwników. Pociski niemal bezgłośnie opuściły lufy karabinów. Czarna sylwetka przy aucie odchyliła głowę do tyłu niespodziewanym szarpnięciem kiedy facet podnosił peta do ust. Osunął sie po bocznych drzwiach pojazdu zwiotczały jak zwis impotenta.

Cel Eda również zaliczył headshot. Wartownik stał przed balustrada balkonu na piętrze lekko cofnięty w otworze otwartych drzwi tarasowych. Za plecami miał zgaszone światło pomieszczenia, więc albo pokój był pusty, lub ktoś tam spał. Ochroniarz trafiony w czoło, pchnięty siłą pocisku, zatoczył się wokół własnej osi i poleciał twarzą do środka pokoju jak przewracający się na bok, wrzucający jaja za tapczan, mąż po ciężkim dniu pracy.

- Tu Solo. – odezwał się kobiecy głos w słuchawce nim zabity cel Walteresa wylądował na ziemi. – Done.

EMP zostało odpalone. Dał sygnał ręką dla swojej grupy. Beta schyleni do ziemi biegli w kierunku żywopłotu. Ed wiedział, że wziął na siebie dowodzenie oddziału zmechanizowanego. Najemnicy od latynoski byli prawie cyborgami. Gdyby był wierzący, to posłałby ku niebu akt akt strzelisty: „Od nienaoliwionych stawów i łożysk zachowaj nas panie!”. Jednak to nie wszczepy sprawiały, że ludzie Bulleta byli toporni i subtelni jak hamy na balu u senatora. Nie mieli przeskzolenia wojskowego a uliczne. Pewnie inaczej wyobrażali sobie zamiatanie sprawy. Tutaj wjazd na chatę nie był a raczej nie miał być wyjebaniem drzwi z zawiasów with guns blazing motherfuckers... Tutaj potrzebna była finezja puszczającego jadowite cichacze w windzie pełnej ludzi. Lecz mimo wszystko gwiazdy na niebie miasta które nigdy nie śpi, były w porządku. Każdy zadrutowany kafar spisał się na medal of honor nie wychodząc z przyjętej roli króliczka. Po kilkunastu cichych kicnięciach Beta była pod żywopłotem akurat kiedy dwie zajmujące się sobą papuszki nierozłączki pod drzewem półgłosem o czymś namiętnie rozprawiały. Jeden z nich akurat obracał głowę plując za ramię, gdy dojrzał kilka głów wystających znad żywopłotu. Plując miał i tak głupią minę, ale okazało sie, że może mieć jeszcze głupszy wyraz twarzy. Nie zdążył krzyknąć. Jeden z ludzi Bulleta z karabinku syknął krótka seryjkę, która cała zatopiła się w piersiach, szyi i twarzy ochroniarza. Z tak bliskiej odległości cybernetyczne oko Eda widziało jakie spustoszenie robiły kule najemnika. Z gęby trafionego została miazga z jego dyńka straciła potylicę. Skurwiel chyba strzelał z narzynanych kul... Dumb-dumb jak to mawiają. Walters nie miał czasu na myślenie. Widząc tańczącego króciutką lambadę towarzysz nocnej warty, obrzygany posoka i mózgiem trupa, drugi przeciwnik zamiast krzyczeć podniósł wiszący na ramieniu karabin. Ed strzelił mu nad uchem wzbijając nad krótko ostrzyżona głową mężczyzny mgiełkę z mżawki rozpryśniętej krwi.

Wszystko jest git, do czasu kiedy przestaje nim być. Kiedy wszystko się pieprzy, kończy się romantyzm a zaczyna ostra jazda. Trup facet pośmiertnym skurczem dłoni, a może po prostu odruchem mechanicznej ręki, ważnym to nie było, padając pociągnął za spust. A może zwyczajnie miał tyle w sobie sprzętu, że jedna kula nie była w stanie wysłać go w zaświaty. Przecież mogli byc tak pancerni jak shrek z przewróconej furgonetki sprzd tych kilku godzin wcześniej.

Kiedy strzały padającego na trawę wartownika rozdzierały nocną ciszę jak nagi krzyk w czarnej uliczce, ludzie Bulleta przybili rannego do gleby kolejnymi pociskami, jakby wkurwieni na jego uparte, przedśmiertne pięć centów, którymi postawił na nogi resztę kumpli.

Skończyła się zabawa w cienie. Ed zwinnie przeskoczył przez żywopłot tygryskiem, robiąc fikołka. Łamane gałęzi świadczyły o tym, że połowa ludzi Bulleta miała głęboko cackanie się z żywopłotem. Przedarli się. Co za różnica. Teraz liczył sie już tylko czas. Walters podnosząc sie do półprzysiadu lustrował okolicę. W głębi posesji przy aucie czaił sie celując w jego kierunku pochylony przeciwnik. Zdjął go chyba Bullet w momencie gdy Ed miał już naciskać na spust. Wróg padł na bok i już nie poruszył się. Za to jego kumpel zaczął zwiewać w kierunku murku. Ed bez zastanowienia posłał w ślad za nim kilka kul. Mógłby przysiąc, ze co najmniej jedna dosięgła łopatek czarnoskórego, ale równie dobrze tamten jak nie kevlar to przecież mógł mieć inne cuda na kiju pod skórą. Faktem było, że jednak stał się poza zasięgiem strzału Beta.

- Alfa, za autem przy murku. Take him out. – rzucił do mikrofonu mierząc w kierunku molo.

Tam też trup słał się do wody. Zaatakowali na pomoście rzygnęli ogniem. Kurwa, że też wszyscy prócz nas muszą robić tyle hałasu. Widać przeciwnicy mieli w dupie tłumiki. Nie bawili się tak samo jak szturmujący rezydencję. Mało tego, któryś z facetów na plaży chwycił dziewczynę i żywą tarczą cofał sie plecami zwrócony do łodzi po pomoście. Ed wziął go na celownik. Oceniał szanse czystego strzału. Dziewczyna nie nie zakrywała całego mężczyzny, ale tamten kulił sie na nią nieco a ponadto byli w ruchu.

Jebutło po drugiej stronie. Chyba Ann robiła wejście smoka. Ed nie odrywał wzroku od zakładniczki. Na chwilę wyłączył się z akcji. Trwało to sekundy a jednak przed oczami stanęła mu twarz Newt Weaver a potem Felipy. Wiedział, że z Alfa będzie bezpieczniejsza, że Ed nie będąc obok niej zrobi więcej. Że nie będzie musiał sie o nią martwić, pilnować każdego jej ruchu, bronić zamiast atakować, popełniać błędów. Nie mógł się o nią martwić. Była dużą dziewczynką. A gdyby miała zginąć, to nie chciał widzieć jej śmierci. Wolał pamiętać ją żywą. Bo Felipa choć to dragi ja nakręcały do życia, była bardziej z krwi i kości latynoskim diabłem tasmańskim niż Ed kiedykolwiek był i być będzie. Jej entuzjazm i żywiołowość wylewała się z niej jak spontanicznie i zachłannie wyskakuje się z ubrań w długiej drodze do łóżka przez sypialnię. Nie chciał pamiętać jej inaczej. Bo trupów, jeśli takie będą, nikt z nich nie pozbiera. Ktokolwiek zginie, tego Ed już więcej nie zobaczy. On miał zamiar przeżyć i wykonać zadanie nie narażając dobra sprawy.

Facet z zakładniczką był już w połowie pomostu, gdy obok Eda jebnął granat wzniecając ścianę trawy z ziemią, która go przykryła wraz z dymem. Chwile potem druga eksplozja jebutła dalej za jego plecami. Na szczęście Waltersowi nic mu się nie stało. Takiego farta nie miał jeden z ludzi Beta. Słysząc bluzgę Bulleta, Ed odetchnął z ulga. Felipa by mu łeb urwała jakby z zadrutowanego goryla o kwadratowej szczęce z akcji wrócił kadłubek. Ktoś odrzucił granat. Huk, błysk na piętrze zostawiał nadzieję, że ten co rzucał w nich granatami dostał jednym z powrotem.

Faceci z plaży, którzy nie gryźli piachu o ataku Alfy, wskoczyli na jacht, a potem pod ikrami silnego ostrzału zniknęli pod pokładem. Bohater z zakładniczką cofał się nadal. Był już niedaleko łodzi. Widać nikt nie ryzykował, aby go zdjąć. Ed klęcząc na jednym kolanie przymierzył wstrzymując oddech.

W środku rezydencji rozwył sie alarm.

Ed nie patrzył więcej na twarz dziewczyny. Nie chciał jej na wszelki wypadek pamiętać. Pan Bóg kule nosił a Waltersowi zostawały do dźwigania wyrzuty sumienia i ciężkie koszmary sprawiedliwego.

Strzelił.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline