Gdy ręce bezczynne, to w głowie lęgną się głupie myśli.
Tak i teraz - zamiast siedzieć, załamywać ręce i płakać z powodu nieszczęśliwego położenia, trzeba było zabrać się do pracy. Licząca ponad pięćdziesiąt osób załoga oblężonej karczmy mogła wiele zdziałać.
Kamienie dla procarzy? Proszę bardzo - wystarczyło wydłubać kilka kamieni tworzących podmurówkę karczmy, a potem pozamieniać je na drobne. Co prawda z narzędziami kowala byłoby to o wiele prostsze, ale i tak dało się to zrobić. Co z tego, że pociski nie były idealne. procarze też nie, i to się w sumie wyrównywało.
Strzały i bełty z nóg stołów i stołków dawało się wytwozyć bez większych problemów. Lotki z kurzych i kaczych piór były może nieco nietypowe, ale na bezrybiu... A końce strzał można było hartować w ogniu.
Oderwany od trunków Zorgen z kwaśną nieco miną zabrał się, wraz z kowalem, do kontruowania machiny, która byłaby zdolna do wysyłania pocisków na większe odległości. Większych pocisków. Jeden strzał - jeden trup mniej. Bez czaszki, z połamanymi gnatami, kościotrupy stawały się niegroźne.
Ruszyła również naprzód sprawa podkopu. Po wyłamaniu pierwszych kamieni budowniczowie wgryźli się na prawie metr w miękką ziemię. A desek na szalunki było w gospodzie dosyć. Szafy, łóżka, blaty stołów. W ostateczności - deski z podłóg.
***
Po niespokojnym śnie, który nie przyniósł zbyt wiele odpoczynku, Kyllan zerwał się na równe nogi. Wyrzutów sumienia nie miał - miał za to złe przeczucia. Nie sądził, by nekromanta zamierzał zbyt długo czekać.
- Pobudka i na stanowiska! - zawołał. - Coś mi mówi, że zaraz się zacznie!
A nawet jeśli nie... Warto było zabrać się do pracy. |