Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2013, 11:08   #6
Sierak
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Po ostatniej bijatyce w murach świątyni arcykapłan sprawiał wrażenie, że Thorika rozerwie na strzępy i rzuci na niższe plany. Mimo spływających na okudlony łeb krasnoluda pochwał, talentu metalurgicznego, charyzmy, zdolności przywódczych, ten non-stop ładował się w jakieś kłopoty i to nie takie wynikające z walki o porządek na świecie. Raczej były to kłopoty rodzaju podbródkowego w zęby albo połamania komuś szczotki na łbie za krzywe spojrzenie. Hierofanta był więc uosobieniem szczęścia w dniu, w którym przyszło oficjalne wezwanie Thorika na dwór królowej jako czempiona Clangeddina i dowódcy wojennego jednego z oddziałów. Od tego czasu mistrz runów więcej czasu spędzał w polu szkoląc rekrutów, odsypiając na naradach wojennych i zdając sprawozdania królowej, co z resztą doprowadzało go do szewskiej pasji. Tyle było chociaż fajnie, że mógł się wyżyć na rekrutach, a i większość siedzących w cytadeli weteranów lubiło dać i dostać w ryj, także na brak rozrywek krasnolud nie narzekał. Wszystko pokomplikowało się nieco w dniu otrzymania kolejnego wezwania, tym razem dostarczonego w mniej oficjalnej formie, po cichu i w pełnej tajemnicy.

(...)

Hadriana kojarzył jako gołowąsa pojawiającego się czasami na dworze, kilka razy zdarzyło im się nawet zamienić parę zdań ale Thorik nie potrafił oddać należytego szacunku krasnoludowi bez brody. No po prostu nie umiał i kropka, taki tam mechanizm naturalny. Mimo wszystko królewska pieczęć to królewska pieczęć, tak więc chcąc-nie chcąc musiał stawić się na wyznaczonym stole o wyznaczonej porze. On i Storn, czempion Dumathoina, arcykapłan nalegał by Thorikowi przydzielić kogoś myślącego - o ironio dali Storna. Tak się składało, że łysy jak kolano krasnolud był dalekim kuzynem Holderhelka i w porównaniu do niego kapłan miał całkiem poukładane w głowie. Siepacz miał najebane, chwilka wróć. Siepacz miał NAJEBANE w głowie po sam łysy jej czubek i nawet gwoździe w domu wbijał swoim przeskalowanym młotem (zazwyczaj niszcząc przy okazji ściany), co nie zmieniało faktu że w wojaczce skurwysyn był z niego nie miara. Dwójka krasnali stawiła się więc w Srebrzystym Źrebaku przepychając się na sam koniec przybytku, gdzie też miało się odbyć wielce konspiracyjne spotkanie.

(...)

Drzwi otwarły się może nie z hukiem, ale na pewno też nie delikatnie, pchnięte dość mocno przez Storna obiły się o ścianę i wróciły na swoje miejsce. Wewnątrz siedziało już kilka osób: Hadrian i dwójka innych krasnoludów, jednego z nich Thorik dość często widywał na dworze królowej, rudowłosa kobieta zaś była mu nieznana. Oprócz tego wewnątrz siedziała także trójka ludzi, co zdziwiło dwójkę rębajłów jako że rzadko kiedy wpuszczano którego dalej, wgłąb Rozpadliny.
- Wybaczcie lekki poślizg, Thorik, czempion Clangeddina i Storn, czempion Dumathoina stawiają się na służbę - rozpoczął kapłan zdejmując broń i siadając do stołu.

Oboje wyglądali imponująco nawet jak na standard krasnoludzkiej braci. Thorik był średniego wzrostu i słusznej postawy, długa broda i włosy opadały mu na zbroję i kaptur płaszcza. Sam pancerz był unikatem, jednym z nielicznych egzemplarzy kamiennej zbroi dodatkowo ozdobionej lśniącymi lekko w mroku runicznymi symbolami. Na plecach wisiała pokryta piórami tarcza, zaś u boku dyndał wesoło pierwszej jakości topór. Uwieszony u przedramienia zbroi symbol dwóch skrzyżowanych toporów jasno określał preferencje religijne Thorika. Stojący za nim Storn zdawał się być powiększoną wersją kapłana. Wysoki jak na standard krasnoludów, o budowie zbrojonej szafy kuzyn Holderhelka spoglądał ponuro na zebranych. Ten też pochwalić się mógł długą brodą i włosami, z czym czubek jego głowy zdobiła łysina.

Dla widzącej magiczne aury Shaeny dwójka wyglądać mogła jak obwieszona choinka w liczbie dwóch. Silnymi aurami lśniła się zbroja, tarcza i topór Thorika, głównie transmutacji i odpychania, ale i płytówka oznaczona symbolem Dumathoina (i standardowo wyrytymi runami) oraz gigantyczny młot targany przez Storna. W przeciwieństwie do niższego z krasnoludów, te dwa ostatnie przedmioty posiadały na sobie potężne, ewidentnie ponure aury złej i nekromantycznej magii.

(...)

Z diabolicznym uśmiechem na ustach szukał karczmarza. I znalazł. Stał za ladą, nieopodal licznych stołów przy których watahy jemu podobnych ziomków, wlewały w siebie kolejne hektolitry procentów.
- Panie gospodarz! Mam do was sprawę niecierpiącą zwłoki! Pewien jegomość towarzyszący temu gładkolicemu krasnoludowi, niejaki Thorik Holderhelk, prosił aby do jego rachunku doliczyć kolejnego prosiaka, a także – zwrócił się w stronę reszty biesiadujących brodaczy – kolejkę najlepszego piwska dla wszystkich!!! Zdrowie jaśnie nam panującej!
-Thorik Holderhelk? – Oberżysta z trudem wypluwał kolejne słowa, jakby zawstydzony hojnością swego klienta.
-Tak. Wiecie… Ten taki wór kompleksów, brzydal jakich mało co to paraduje w runicznej zbroi i łysym pachołem u boku. Kapłan Srebrnobrodego.
- Ten podobny do was, panie?
- Do mnie? Na gniew Moradina! Co wy za herezje prawicie! Niedomagacie, czy co?!
- Wybaczcie panie…
- Ach zapomniałbym! Proszę przygotować jedną alkowę z wielgachną miednicą i łożem… Najlepiej małżeńskim. Dla pana Thorika rzecz jasna. A ponadto… -
Pochylił się nad ucho szynkarza - dochowacie tajemnicy?
- Oczywiście. To znaczy zależy za ile… - W oczach małego pyrlika zagościł płomyk chytrości.
W odpowiedzi Tharik wysunął pękatą sakiewką, po czym wyciągnął zeń kilka sztuk złota i dyskretnie wsunął je swemu rozmówcy do kieszeni.
- Nasz kapłan potrzebuje na noc jakiegoś młodzieńca… Do towarzystwa. Ach te klechy… Wszędzie machają swym kropidłem. Znajdziecie jakiego śmiałka?
- Da się zrobić!
- Jeno pamiętajcie! Cicho sza!
- Będę milczeć jak grób!
-Tak trzymać, tak trzymać –
młody Holderhelk odwrócił się na pięcie, starając się zamaskować kwitnący uśmiech.

Czego jednak nie mógł przewidzieć to fakt, że Tymora miała zamiar uśmiechnąć się do jego brata, jako że ten poszedł w ślad za nim. Ot dziwne przeczucie, że Tharik zbierze w zęby od pierwszego napotkanego krasnoluda przybrało wyraz o tyle inny, że...
- Patrz ci kurwa niespodzianka - mruknął kapłan zza pleców bliźniaka, po czym złapał najbliżej stojący kufel i literacko to ujmując - przypierdolił mu z całych sił w zęby, aż zadzwoniły w nich duchy przodków.
- Uważaj sobie, co innego twoje durne dogadywanie, a co innego moja reputacja jako czempiona świątyni, tak więc jak nie chcesz jeszcze dzisiaj szukać uzdrowiciela, proponuję powrót do stołu i grzeczne zaczekanie do rana - mina Thorika w moment przybrała wyraz niemal grobowej maski, błyskawicznym ruchem odwrócił się do karczmarza.
- Ty zaś, synu kurwy i elfa, ja jestem Thorik Holderhelk i jutro z samego, pierdolonego rana widzę cię w świątyni, nauczymy cię rzeczy albo dwóch.
Na odchodne odwrócił się jeszcze.
- Aha, spróbuj kurwa nie przyjść to sam przytaszczę tutaj dupę i cię tam zawlokę, a wiesz czemu? Bo ja jestem kurwa jednym z opiekunów tej świątyni!

Czerwone plwociny pociekły z ust zaskoczonego Tharika. Nie minęła chwila nim ten wypluł trzonowy ząb, który jakby w obawie przed następną serią zdarzeń opuścił swój wieczny posterunek, uciekając jak najdalej od czarnych chmur, które poczęły zbierać się nad głowami zwaśnionego rodzeństwa.
- Ty suczy synu!
Tharik doskoczył do kapłana nurkując pod jego ramieniem po czym mocnym sztychem z łokcia, posłał go na posadzkę. Pochwycił pobliskie krzesło i z dziką furią rozbił je na oszołomionym bracie.
- Nie strasz bo się zesrasz!

Krasnoludy, do tej pory gawędzące głośno między sobą, poderwały się ze swych siedzisk. Podobnie jak przed kilkoma chwilami, kiedy to jeden z gości trącił ledwie Hadriana kuflem, w ruch poszły topory, młoty i miecze. Żaden z braci nie zdążył nawet zareagować, kiedy pod ich brodami zaświeciły ostrza, nad łbami zaś zawisnęły młoty.
- Chyba mamy do pogadania, panowie - mruknął złowrogo rudobrody krasnolud, przeciskając się pomiędzy swoimi podkomendnymi. Bez ogródek chwycił rozszalałego Tharika za brodę, szarpnął mocno i pchnął na kontuar.
- Skąd przylazłeś zmarszczony knurze?

- Z rzyci Bhaala, do kurwy nędzy! - Krasnal soczyście splunał czerwienią na ryj komendanta, po czym przyjebał mu ostro z główki.
Cios okutą w stal dłonią rozniósł się echem pośród ścian gospody. Dziwaczny rezonans zrodził się zapewne w pustej głowie brodacza. Dowodzący skrzywił się jedynie bardziej, chociaż z jego nosa ciekła krew.
- Tak to mi mamuśka klapsy dawała, młokosie - tutaj poprawił dla pewności lewicą, podziwiając jak nogi miękną pod Tharikiem.
- Skąd przylazłeś moczymordo, gadaj...

- Gówno cię to obchodzi zasrańcu! Z cipami nie gadam - zanurkował przed kolejnym wymierzonym weń ciosem i odskoczył w głąb sali.
- Ehh, tacy to się nigdy nie nauczą.
- On jest od Hadriana... - Wyjaśnił cicho karczmarz.
- Ach tak? Hola, wy trzej. Zostawcie tego drugiego, zaraz się nim zajmiemy. Teraz no mi tego poturbo... Spacyfikować. Nockę spędzisz w loszku, chłodnym jak cipsko elfiej kapłanki!

- Elfia kapłanka to się spłodziła zasrany pederasto, brata tylko ja mam prawo przypierdolić w ryj! - Huknął na pół tawerny bliźniak wyrywając się (w akompaniamencie Storna, który szarpnięciem ramienia praktycznie przerzucił nad sobą jednego z oprawców) krasnoludowi i dobiegając do tego trzymającego Tharika... I dla odmiany również przypierdalając mu w ryj.
- Bić skurwysynów! - Ryknął Tharik, z radością przyjmując wybawienie brata i kolejny cios w ryj. Stare wspomnienia odżyły.
- Hejże hej, arcykapłan mnie zabije! - Wykrzyczał radośnie okrzyk bojowy Thorik wyzwalając zaklęcie, w mgnieniu oka urosło mu się z metr lub dwa, tak że teraz sięgnął rozmiarów rosłego ogra.
- Hejże... Hyj? Tak czy siak, zaraz strażaku obiję ci ryj!
Chociaż dla niektórych popisy braci i ich przydupasa byłyby niezwykłym widowiskiem, na królewskiej gwardii bynajmniej wrażenia zrobić nie mogły. Rudobrody krasnolud, dowodzący oddziałem, bez większego entuzjazmu podziwiał skoki, pchnięcia i wszelakie ewolucje Throrika, którego tak zwana selekcja naturalna zapewne ominęła, po czym bez ogródek, gdy ten wylądował, zdzielił wydobytym zza pasa młotem w potylicę.
Kapłan finezyjnie, niczym ścięte drzewo, padł na kant kontuaru, tracąc przy tym kilka zębów. Kolejne ciosy upadły już na kulącego się niczym pies przy kupci Tharika. Zręczny cios młotem, obuchem topora i drugi z braci ułożył się do snu na zasyfionej podłodze.
- Jegomość chce dołączyć czy odbierze ich rano z lochu? - Rzucił w kierunku Storna.
- Ssij kij, za rodzinę spuszczę wpierdol i twojej matce, a większego trolla w Dolinach nie znajdziesz - odrzekł Storn łapiąc mocniej za młot.
- Słyszeliście, on chce w kij.
Jak na życzenie Storna, stojący za jego plecami krasnolud uderzył młotem od dołu, prosto między rozstawione szerzej do ataku, nogi. Ten właśnie wylądował najgłośniej na podłogę, bo z piskiem i łzami płynącymi strumieniami z oczu.

Obudzili się w celi, Thorik przetarł solidnie łeb i sprawdził stan swojego uzębienia.
- Kurwa mać, znowu... - Mruknął szukając srebrnego łańcuszka z symbolem Clangeddina.
- Jak mateczkę kocham, chyba tylko krasnoludzkie bóstwo zdzierży używanie zaklęć leczących do wprawiania sobie zębów...
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline