Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2013, 15:27   #121
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
"Les enfants terribles"

- Przebudził... się... - mruknął cicho rycerz wspierając się na swym orężu. Nie było mowy o ucieczce, do tego nawet nie wiedział kim jest tajemniczy więzień. Postanowił więc zapytać go o to...
Calamity wyprostował się na moment a jego kości chrupnęły gdzieniegdzie, po czym zeskoczył na dół, z niemałym hukiem. W jednej dłoni trzymał miecz, a w drugiej hełm, gdy zbliżał się swymi chwiejnymi krokami do osobnika.
- Z kim... mam... nieprzyjemność? - Zapytał przewiercając, go swymi fioletowymi ślepiami, z których sporadycznie kapała dziwna ciecz. Pomimo tego, że Dzierżyciela rozpaczy niemal, nie da się przestraszyć, czuł wyraźny niepokój przed tym tajemniczym jegomościem. Miał też nadzieje, że Gort wróci tutaj z Faustem, zanim dojdzie do nieprzyjemnych sytuacji...
- Oh mon bon* jakaż straszna choroba Cię trawi, nie należysz do najprzystojniejszych, ale lepszy taki gość niż żaden.- westchnął rozmówca i łypnął okiem wesoło na rycerza. - Kim jestem? Ofiarą sentencji Inter arma silent leges** jeżeli takie wyjaśnienie jest dla Ciebie wystarczające przeklęty rycerzu. A ty kim jesteś i co Cię do mnie sprowadza? - zagadnął wesoło, a krzesło obróciło się tak by łatwiej było rozmówcą złapać kontakt.
Na komentarz o swoim wyglądzie rycerz skrzywił się nieco urażony, jednak nie zwracając na to większej uwagi zbrojny przemówił.
- Calamity... - Przedstawił się rycerz, ścierając nadmierną ilość wydzieliny z oczu.
- Jestem tutaj... przypadkiem... nie spodziewałem się... więźnia... w tym miejscu... - Dodał rycerz.Z obserwacji można było wywnioskować że ten “więzień” nie czuł sie tutaj tak źle. Wyglądało to tak jakby po prostu czekał na coś, lub na kogoś...
- O jakiej... wojnie mówisz... i kto cię... tutaj uwięził... - Nie zapowiadało się na razie na żadną walkę, więc Calamity używał swojego standardowo uprzejmego-ponurego tonu.
- Nie spodziewałeś się więźnia w celi? To dość oczywiste, że więzienia buduje się for prisoners, oczywiste nieprawdaż? -zaśmiał się wesoło zabandażowany osobnik, po raz kolejny popisując się znajomością języków. - Szlachetne imię nosisz mon bon, szlachetne... -stwierdził zamyślony osobnik. - Zapewne pochodzisz z bogatych rodów waszych ludów, prawda? Ciekawe jak rozwineliście się tam na górze...- powiedział zamyślony po czym uśmiechnął się szeroko.
- Stara to była wojna, na pewno o niej nie słyszałeś i nie dane Ci jest jej pamiętać. Мои дети postanowiły mnie tu zamknąć, twierdziły że nie jestem najlepszym Padre, więc spotkała mnie za to kara. - westchnął ze smutnym uśmiechem osobnik.
- Wybacz...źle się... wyraziłem... nie spodziewalem się tyle... więźnia... co więzienia - Rycerz bez przerwy przyglądał się więźniowi, spróbując domyślić się kim moze być, gdyż poprzednia odpowiedź na temat tożsamości osobnika była nie wystarczająca.
- Mieli racje... tamte ciała... na hakach są... twoimi dziećmi... z tego co powiedział... twój strażnik... lub sługa... - Zbrojny założył hełm i wsunął miecz do pokrowca na plecach. Mocno przygarbiony, zadał kolejne pytanie.
- Czym jesteś... chodzi mi o rasę... - uniósł nieco głowę utrzymując kontakt wzrokowy.
- Moimi dziećmi? Nie żartuj! -zaśmiał się więzień wesoło. - To są jacyś przypadkowi wieśniacy, ten czarny dziwak myślał chyba, że ludzka krew doda mi sił, cóż za bzdura. -osobnik przewrócił okiem i dodał. - Meine Kinder mnie tu zamknęły i mają się całkiem good. -stwierdził osobnik po czym zastanowił się nad drugim pytaniem. - Czy jestem? Dobre pytanie mon bon, ale czy wypada o to pytać komuś tko sam nie wie czym jest? -odparował pytanie pytaniem.
Dzierżyciel rozpaczy warknął cicho.
- Więc ty... pewnie wiesz... - Mówiąc to wskazał palcem na rozmówce.
- A skąd bym miał to wiedzieć, przecież Cię nie znam!-odparł wesoło więzień.
Calamity już się domyślił że się z nim po prostu bawi. Nie dał po sobie poznać że jest nieco zirytowany.
- Nie igraj... ze mną.... nie jesteś... w pozycji do tego.... - Zbrojny zacisnął pięść przed swoją twarzą.
- Widać ze byłeś człowiekiem. -prychnął więzień. - Zawsze uważacie, że jesteście najważniejsi, że wszystko krąży dookoła was. Siedze w tej celi od tysięcy lat a ty myślisz, że oczywiście nie miałem ciekawszych rzeczy do roboty niż obserwowanie właśnie Ciebie. Naprawdę myślisz, że jesteś so special? -zakończył z pogardą uwięziony osobnik.
- Tysięcy...lat ? Nie jesteś.... wampirem... czyżby jakimś...bożkiem?! - Kończąc zdanie zbrojny wyszarpnął Despair, z pokrowca. Końcem ostrza niemal dotykając czubka nosa rozmówcy, Calamity przemówił.
- Kiedy wrócą moi... towarzysze... zadecydujemy co... dalej.... - Rycerz miał bardzo złe przeczucia, i był niemal pewien, że niedługo wywiąże się kolejna ciężka walka.
- Bożek brzmi dość obraźliwie... -stwierdził urażony więzień. - A wielu ich przybędzie? -zainteresował się związany mężczyzna.
- Wystarczająco... - Przemówił ponuro rycerz, opierając miecz na barku. Jako że nie miał więcej pytań, ani ochoty rozmawiać, w milczeniu oczekiwał powrotu Fausta i Gorta.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline