"Les enfants terribles"
-
Przebudził... się... - mruknął cicho rycerz wspierając się na swym orężu. Nie było mowy o ucieczce, do tego nawet nie wiedział kim jest tajemniczy więzień. Postanowił więc zapytać go o to...
Calamity wyprostował się na moment a jego kości chrupnęły gdzieniegdzie, po czym zeskoczył na dół, z niemałym hukiem. W jednej dłoni trzymał miecz, a w drugiej hełm, gdy zbliżał się swymi chwiejnymi krokami do osobnika.
- Z kim... mam... nieprzyjemność? - Zapytał przewiercając, go swymi fioletowymi ślepiami, z których sporadycznie kapała dziwna ciecz. Pomimo tego, że Dzierżyciela rozpaczy niemal, nie da się przestraszyć, czuł wyraźny niepokój przed tym tajemniczym jegomościem. Miał też nadzieje, że Gort wróci tutaj z Faustem, zanim dojdzie do nieprzyjemnych sytuacji...
-
Oh mon bon* jakaż straszna choroba Cię trawi, nie należysz do najprzystojniejszych, ale lepszy taki gość niż żaden.- westchnął rozmówca i łypnął okiem wesoło na rycerza. -
Kim jestem? Ofiarą sentencji Inter arma silent leges** jeżeli takie wyjaśnienie jest dla Ciebie wystarczające przeklęty rycerzu. A ty kim jesteś i co Cię do mnie sprowadza? - zagadnął wesoło, a krzesło obróciło się tak by łatwiej było rozmówcą złapać kontakt.
Na komentarz o swoim wyglądzie rycerz skrzywił się nieco urażony, jednak nie zwracając na to większej uwagi zbrojny przemówił.
-
Calamity... - Przedstawił się rycerz, ścierając nadmierną ilość wydzieliny z oczu.
-
Jestem tutaj... przypadkiem... nie spodziewałem się... więźnia... w tym miejscu... - Dodał rycerz.Z obserwacji można było wywnioskować że ten “więzień” nie czuł sie tutaj tak źle. Wyglądało to tak jakby po prostu czekał na coś, lub na kogoś...
-
O jakiej... wojnie mówisz... i kto cię... tutaj uwięził... - Nie zapowiadało się na razie na żadną walkę, więc Calamity używał swojego standardowo uprzejmego-ponurego tonu.
-
Nie spodziewałeś się więźnia w celi? To dość oczywiste, że więzienia buduje się for prisoners, oczywiste nieprawdaż? -zaśmiał się wesoło zabandażowany osobnik, po raz kolejny popisując się znajomością języków. -
Szlachetne imię nosisz mon bon, szlachetne... -stwierdził zamyślony osobnik. -
Zapewne pochodzisz z bogatych rodów waszych ludów, prawda? Ciekawe jak rozwineliście się tam na górze...- powiedział zamyślony po czym uśmiechnął się szeroko.
-
Stara to była wojna, na pewno o niej nie słyszałeś i nie dane Ci jest jej pamiętać. Мои дети postanowiły mnie tu zamknąć, twierdziły że nie jestem najlepszym Padre, więc spotkała mnie za to kara. - westchnął ze smutnym uśmiechem osobnik.
-
Wybacz...źle się... wyraziłem... nie spodziewalem się tyle... więźnia... co więzienia - Rycerz bez przerwy przyglądał się więźniowi, spróbując domyślić się kim moze być, gdyż poprzednia odpowiedź na temat tożsamości osobnika była nie wystarczająca.
-
Mieli racje... tamte ciała... na hakach są... twoimi dziećmi... z tego co powiedział... twój strażnik... lub sługa... - Zbrojny założył hełm i wsunął miecz do pokrowca na plecach. Mocno przygarbiony, zadał kolejne pytanie.
-
Czym jesteś... chodzi mi o rasę... - uniósł nieco głowę utrzymując kontakt wzrokowy.
-
Moimi dziećmi? Nie żartuj! -zaśmiał się więzień wesoło. -
To są jacyś przypadkowi wieśniacy, ten czarny dziwak myślał chyba, że ludzka krew doda mi sił, cóż za bzdura. -osobnik przewrócił okiem i dodał. -
Meine Kinder mnie tu zamknęły i mają się całkiem good. -stwierdził osobnik po czym zastanowił się nad drugim pytaniem. -
Czy jestem? Dobre pytanie mon bon, ale czy wypada o to pytać komuś tko sam nie wie czym jest? -odparował pytanie pytaniem.
Dzierżyciel rozpaczy warknął cicho.
-
Więc ty... pewnie wiesz... - Mówiąc to wskazał palcem na rozmówce.
-
A skąd bym miał to wiedzieć, przecież Cię nie znam!-odparł wesoło więzień.
Calamity już się domyślił że się z nim po prostu bawi. Nie dał po sobie poznać że jest nieco zirytowany.
-
Nie igraj... ze mną.... nie jesteś... w pozycji do tego.... - Zbrojny zacisnął pięść przed swoją twarzą.
-
Widać ze byłeś człowiekiem. -prychnął więzień. -
Zawsze uważacie, że jesteście najważniejsi, że wszystko krąży dookoła was. Siedze w tej celi od tysięcy lat a ty myślisz, że oczywiście nie miałem ciekawszych rzeczy do roboty niż obserwowanie właśnie Ciebie. Naprawdę myślisz, że jesteś so special? -zakończył z pogardą uwięziony osobnik.
-
Tysięcy...lat ? Nie jesteś.... wampirem... czyżby jakimś...bożkiem?! - Kończąc zdanie zbrojny wyszarpnął Despair, z pokrowca. Końcem ostrza niemal dotykając czubka nosa rozmówcy, Calamity przemówił.
-
Kiedy wrócą moi... towarzysze... zadecydujemy co... dalej.... - Rycerz miał bardzo złe przeczucia, i był niemal pewien, że niedługo wywiąże się kolejna ciężka walka.
-
Bożek brzmi dość obraźliwie... -stwierdził urażony więzień. -
A wielu ich przybędzie? -zainteresował się związany mężczyzna.
-
Wystarczająco... - Przemówił ponuro rycerz, opierając miecz na barku. Jako że nie miał więcej pytań, ani ochoty rozmawiać, w milczeniu oczekiwał powrotu Fausta i Gorta.