Przez całą drogę do karczmy, krasnolud rozglądał się nerwowo i co chwila patrzył przez ramię, czy aby ktoś za nimi nie idzie. Oczywiście najbardziej obawiał się ktosiów w postaci strażników miejskich, którzy mieliby zamiar wymierzyć sprawiedliwość za zabicie złodziejaszka.
Na szczęście nikt za nimi nie szedł i do gospody dotarli bez przeszkód. Skalfkragowi od razu nie spodobał się oberżysta - był zbyt miły i schludny, miał wszystkie zęby i zachowywał się zbyt uprzejmie. Co gorsza khazad nigdzie nie dojrzał obowiązkowego w takich przybytkach garłacza niezbędnego do zaprowadzania porządku.
- Wina. Najlepiej tileańskiego - burknął tylko zapytany o to co chce. - Miskę baraniny z czosnkiem i kaszy ze skwarkami. Ino żeby ich sporo było. Izdebkę na noc.
- Szarpidrucie - zwrócił się do Schmidta wyciągając rękę. - Moja działka... |