Tabuny kurzu, pyłu i innego syfu szczelnie wypełniały kryptę, by wraz z królującym mrokiem, skutecznie ograniczyć pole widzenia.
Gdzieniegdzie z gęstego, zdawać by się mogło nieprzeniknionego całunu, przebijały się soczyste, świeże pasma czerwieni.
Krew.
Wszędzie krew. Na ścianach, suficie, podłodze. Niektóre rozbryzgi zdawały się tworzyć coś w rodzaju wzorów. Może run? Albo liter?
Pośród chaotycznego tańca szkarłatnych plam można było dostrzec wplecione w ów dramatyczny obraz, dziesiątki nadgniłych, rozszarpanych na strzępy zwłok. Wszystkie należały do krasnoludów. Mężczyźni i kobiety. Starcy i dzieci. Smród rozprutych wnętrzności niestrudzenie wisiał w powietrzu.
Skonali w męczarniach, na pustkowiu, ledwo kilkadziesiąt stóp pod ziemią.
Teraz w ciemnych korytarzach niepodzielnie królowało milczenie, od czasu do czasu przerywane rytmicznym dudnieniem serca.
Nie trzeba było słów i wyjaśnień. Wiedzieli co tu się stało.
Ochrypły śmiech rozdarł zasłonę ciszy…
***
- List? Do mnie?
Spod krzaczastych, ciemnych brwi wyjrzała para intensywnie czarnych węglików, mieniących się blaskiem pewności i wigoru.
Dwa soczyste robale przyozdobione bujną, kasztanową brodą bezgłośnie poruszały się w takt kolejnych słów, które nakreślone wprawna ręką, zdobiły żółtawy pergamin.
Duży, bulwiasty, porowaty nochal zmarszczył się w grymasie niezadowolenia.
Tharik od małego nie przepadał za runami. Kreślenie liń i innych szlaczków nigdy nie leżało w obszarze jego zainteresowań. W czasie wolnym wolał dla relaksu i kondycji psychicznej, rozkoszować się cudownymi darami fermentacji. Był prostym krasnoludem. Całe swe życie starał się postępować podług starożytnej, krasnoludzkiej maksymy – „Głową do przodu.” Wyznawał też zasadę trzech P – Popić, popierdolić, a na koniec przypierdolić. W sumie mógłby uważać się szczęśliwego brodacza…
-
Od Hadriana. Może nie pamiętasz, ale przez ostatni tydzień towarzyszyłeś mu w drodze powrotnej do Młota I Kowadła. – Siwobrody kapłan z zażenowaniem spojrzał na młodego Holderhelka, który jakgdyby nigdy nic stał sobie nagusieńki w swej sypialni, ulokowanej na piętrze tawerny i bezwstydnie eksponował swe bujne owłosienie, jakie gęsto pokrywało jego muskularne ciało. –
Goniec miał niezwłocznie dostarczyć dla ciebie ową wiadomość. Pozwoliłem sobie zająć się tym osobiście.
Spod pierzyny wciśniętego gdzieś w kąt łóżka wysunęła się blada ręka, a następnie bezwładnie opadła na ziemię.
-
Widzę, że masz za sobą… barwną noc, THARIKU. – ostatnie słowo wymówił z wyjątkowo mocnym akcentem -
Szkoda tylko, że przez ten czas nie uraczyłeś mnie raportem z twojej misji. Czy ty aby nie zapominasz komu służysz i jaką instytucję reprezentujesz? - Nie sposób zapomnieć. – Na moment oderwał wzrok od listu. -
Ilekroć zamykam oczy, tylekroć widzę szpetną mordę tego patafiana. -Widzę, że bardzo kochasz swego brata…
-Oczywiście. Z tej miłości zadusiłbym go na śmierć.
-Dosyć bredni. Pojedziesz do tej gospody i zrobisz co Ci tam karzą. Traktuj to jako polecenie służbowe.
-Skąd wiesz, że… - Siwobrody gestem ręki nakazał milczenie.
-Zbieraj się. Raport zdasz mi w drodze.