Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2013, 16:11   #122
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Strażnik


Gort i Faust kroczyli korytarzem wykonanym z boskiego kruszcu, ponownie nie zostawiając żadnego brudu na czarnobiałych płytach. Nic ciekawego czy niezwykłego się w tym czasie nie wydarzyło, żadnych gromów czy wybuchów zwiastujących rychły koniec. Jedynym specyficznym zjawiskiem było to co w pewnym momencie odczuł Faust, jak gdyby coś niewidzialnego przeleciało obok niego i ugryzło lekko w miejsce, w którym poprzedniego wieczoru Hana zostawiła ślad swoich ząbków. Wrażenie jednak zniknęło szybciej niż się pojawiło.

Gdy dwóch mężczyzn wkroczyło do sferycznej Sali, dostrzegli rycerza rozpaczy, który stał przed krzesłem na którym siedział związany Kronos, kończąc właśnie dyskusje z zapomnianym bogiem.

- Oh to chyba twoi dwaj metgezellen * o których mówiłeś. –powiedział radośnie Kronos gdy przybysze powoli zbliżali się do rycerza. – Aczkolwiek spodziewałem się całej armii dzielnych mężów. –stwierdził po czym jego wzrok uniósł się na most wiszący nad głowami całej czwórki. – Oh w kocu jest… długo się nie pokazywała, już miałem nadzieję… –stwierdził z wyraźnym zawodem w głosie Bóg. W tym tez momencie na pomoście strzeliły iskry a koło grupki walczących z szaleństwem otworzył się portal w postaci dwóch greckich kolumn tworzących bramę. Z tak powstałego przejścia wyłoniła się zaś kobieta o wielkiej urodzie.


Brunetka o miłej młodej twarzy, ale kształtach idealnych dla profesjonalnych modelach, o cerze gładkiej niczym aksamit a uśmiechu tak miłym, że miękły od niego kolana. Jej duże brązowe oczy przejechały po zebranych, zaś na widok uśmiechającego się Kronosa jej suta drgnęły w delikatnym grymasie obrzydzenia.
Greckie sandały stuknęły kilka razy o posadzkę gdy strażniczka przestąpiła kilka kroków a biała suknia opinająca jej zgrabne kształty, stała się oparciem dla dłoni kobiety, gdy a wylądowała na wysokości bioder. Włosy ukryte pod złotym diademem w postaci misternego koku zdawały się, górować nad całą sytuacją, niczym potężni królowie nad swym ludem.
- Witaj ojcze. –stwierdziła sucho w stronę więźnia po czym spojrzała na trójkę mężczyzn.
- Odejdźcie stąd, to nie miejsce dla ukochanych dzieci Prometeusza.

*- Towarzysze – holenderski

Martwy towarzysz i żywe zmartwienie.


Shiba powoli kroczył schodami prowadzącymi do barykady strażników, zaś poturbowanie ciało Hany bezwładnie spoczywało na jego rękach. Czarnowłosa niczym śpiąca istotka zdawała się całkowicie wyciszona i pozbawiona gniewu który targał nią podczas ostatniej walki, a może całe życie? Tego Shibie nie dane będzie się dowiedzieć, chociaż kto wie… wszak idą do najpotężniejszych wyroczni w krainie, może tam znajdzie odpowiedź na pytanie czy postąpił słusznie?

Gdy niebieskoskóry wkroczył po schodach, strażnicy wyraźnie odetchnęli z ulgą, jedynie stary kapitan zdawał się rozumieć co aktualnie dzieje się w duszy młodego przedstawiciela domu Pogody.
- Przykro mi. –powiedział i poklepał zakrwawione ramię sługi królestwa.- Nastały dni kiedy brat zabija brata, a przyjaciele stają przeciwko sobie niczym odwieczni wrogowie. … –mówiąc to zacisnął sękatą dłoń mocniej i uniósł głowę rozmówcy tak by spojrzeć mu prosto w oczy. – Dla tego nie możesz się poddać synu, jak nie wy to kto uratuje nas od takiego świata? –mówiąc to mężczyzna delikatnie zabrał Haną z rąk Shiby. – Jak się nią zajmę, ty musisz trochę odpocząć.

Gdy kapitan ruszył z martwym ciałem w tylko sobie znaną stronę, Shiba nagle został całkowicie pośród tłumu krzątających się strażników. A dokładniej praktycznie sam bowiem jeden strażnik zatrzymał się przy nim… by nagle okazać się Johnem.
Przedstawiciel handlowy który dopiero co opuścił pokój burmistrza dostrzegł Shibę który z ciałem Hany na rękach wyłonił się z podziemnych korytarzy, lecz za nim dopchał się do niego minęło kilka chwili. Teraz zaś dwójka mężczyzn stała ze sobą twarzą w twarz mając sobie wiele do wyjaśnienia, na temat Hany jak i dalszym przebiegu misji.

Człowiek do zadań specjalnych.


Elathorn siedział w swym gabinecie w ratuszu miejskim w Witlover. Był tu strażnikiem od dłuższego czasu, ale nikt by nie pomyślał by wysłać go na patrol czy też standardowe rewizję. O nie. Do niego trafiały sprawy priorytetowe, wymagające szczególnych umiejętności, a że takich dużo nie było o praca do najcięższych nie należała. Mężczyzna pochylony nad księga studiował coś zawzięcie, do tego stopnia, że nie usłyszał pukania do swego pokoju, dopiero gdy to nasiliło się, zamrugał kilka razy i otworzył zamknięte na trzy zamki drzwi.
- Witaj Elathornie. –powiedział burmistrz który wyraźnie nie był w najlepszym nastroju. Podkrążone oczy, jak gdyby długo nie spał lub dużo płakał, mas na twarzy oraz lekki odór alkoholu unoszący się dookoła niego, wskazywał na zalążki depresji. – Pozwolisz że wejdę? –stwierdził od razu pakując się do środka i opadając na krzesło. Mag westchnął tylko zamykając drzwi, jak by na to nie spojrzeć nie mógł wygonić swego pracodawcy.
- Mam dla Ciebie niezwykle ważną misję, będziesz musiał dać z siebie wszystko. –stwierdził niebiesko włosy zarządca bez ogródek zerknął na rozmówcę czekając na jego reakcję.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline