Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2013, 16:36   #96
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Pospiesznie uprzątnąwszy ciała wrócił do willi i przymknął za sobą frontowe drzwi. Ciało wartownika, wciągnięte uprzednio pod schody by nie rzucać się w oczy komuś schodzącemu z góry, spoglądało na niego z wyrzutem swoim krwawym, trzecim oczodołem pośrodku czoła.

Beniaminek rozejrzał się po wnętrzu z wyciągniętą przed siebie bronią, po czym -mając na oku górę klatki schodowej -ponownie ruszył wgłąb domu.

Na schodach dostrzegł jakieś poruszenie. Na piętrze u podstawy schodów. Tak! Gwałtowny ruch w tył. Ktoś tam był i skrył się w głębi korytarza na górze.

Kurtuazja i westernowa poetyka wymagałyby od Beniaminka schowania się w ciemnym kącie przedpokoju i ostrzeliwania się z przeciwnikiem w eleganckim pojedynku 1 na 1. Musiał jednak zrobić coś znacznie mniej estetycznego. Facet mógł tam u góry w minutę postawić na nogi cały pozostały przy życiu oddział, mógł też spojrzeć przez okno i odstrzelić Tunię i Doktorka.

Musiał zrobić ostatnią rzecz, której tamten mógł się spodziewać i modlić się by zaskoczenie i umiejętności strzeleckie były wystarczającą przewagą.

Gdy zerwał się do biegu pospiesznie przeliczył wytrzelone naboje. Dwa w płaszcz, jeden w potylicę. Sześć do przeładowania. Już pięć, ostrzegawczy strzal w okolice w krytej schował się przeciwnik, powinno zapewnić mu dwie sekundy przewagi. Z bronią wyciągniętą przed siebie i gotową do strzału ruszył w górę schodów gotów odstrzelić wszystko, co poruszy się w zasięgu jego wzroku.

Sforsował schody kilkoma susami, czując lekką zadyszkę. Nikogo jednak nie ujrzał, nikt do niego nie strzelił. Schody na górze jak i korytarz wydawały się być puste. Gdzieś na końcu korytarza wiatr szarpał okiennicą. Ten dźwięk był bardzo niepokojący. A potem nagle zobaczył coś na końcu korytarza. Na tle ściany. Nie! W zasadzie na ścianie! Tak! Coś szło po ścianie. Wygadało, jak przemieszczająca się plama ciemnia, wylana czarna farba, która jednak w przerażający sposób przypominała ludzką postać.

Zwieńczona czarnym cylindrem tłumika lufa automatycznie skierowała się w stronę postaci... cienia, zjawiska, procesu, czegoś na ścianie. Palec zawisł nad spustem. Za lufą powędrowało światło z wyszarpniętej z kieszeni latarki.

Trafiona snopem światła plama przestała przypominać ludzki kształt, rozeszła się na boki. Ciemność płynęła w stronę Beniaminka, niczym strumienie brudu. Jakby woda, lub jakaś inna brudna ciesz, czy bardziej gęsty szlam, przesuwał się wbrew prawom fizyki w stronę coraz bardziej oszołomionego zjawiskiem żołnierza AK.

Cień. Tak to sobie roboczo nazwał. Nie rozumiał, nie umiał pojąć natury Cienia, ale mógł domyślić się jego funkcji. Strażnik, wabik... może oba. Nie opuszczając światła i broni cofnął się do połowy wysokości schodów, czekając co zrobi przeciwnik.

Cień przesuwał się. Powoli. Stojąc na schodach Beniaminek poczuł, że ktoś stoi za jego plecami. To było intensywne i potężne uczucie. Prawie, jakby czuł czyjś oddech.

Zadziałał automatycznie, płynnie obrócił się o 90 stopni. Plecy przy barierce, światło wciąż celuje w Cień, prawa uzbrojona dłoń celuje w dół schodów.

Zobaczył... siebie. Samego siebie! Z twarzą wykrzywioną w grymasie szaleństwa i gniewu. Wyszczerzone zęby. Błyszczące obłędem oczy. Ręce wyciągnęły się w stronę jego szyi. Jak kleszcze.

Strzal. Jeden. Wymierzony między przerażająco znajome oczy. Kula przeszła, jak przez dym. Przez ułudę lub miraż. Nagłe uderzenie, jak podmuch wiatru, popchnęło Beniaminkiem w bok. Stracił równowagę i po chwili leciał już: na łeb, na szyję, na złamanie karku po schodach. Na szczęście nie było wysoko, lecz i tak lądując na dole czuł się dość solidnie posiniaczony, chociaż chyba nic sobie nie złamał. I nie wypuścił pistoletu z ręki! Instynkt żołnierza!

Nie zatrzymując siły rozpędu odtoczył się pod ścianę. Przykucnął i znieruchomiał. Przez chwilę po prostu zastygł patrząc, nasłuchując i czekając aż oddech i łomoczące serce wrócą do swojego zwykłego rytmu.

Schody były puste. Nic na nich nie wdział. Żadnych cieni, żadnych płynących po ścianach “niby szlamów”. Nic. Tylko gęstą, niemal namacalną czerń. Ale coś tam było. W tej ciemnosci na szczycie schodów. Baniaminek to wiedział. Czuł, podobnie jak dzisiaj w kanałach prowadzących do tego leża faszystów. Było tam, gapiło się na niego.. ale z jakiegoś powodu nie zeszło za nim na dół. Bało się światła? Symboli na ścianach? Nie było czasu na analizy. Cień przerażał Beniaminka jak jasna cholera, ale - przynajmniej póki co - nie strzelał i nie robił hałasu. - Jebał cię pies, gnij tam. - szepnął Mazur pod nosem robiąc w powietrzu znak krzyża. Po tym rzeczowym żołnierskim egzorcyzmie postanowił skupić się na tym, co przerwała mu interwencja sił nadprzyrodzonych: przeczesaniu gabinetu w poszukiwaniu dziennika.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline