- To "Kot Bury", a nie "Złoty Pstrąg" - burknął karczmarz pod nosem, słysząc wyrafinowane zamówienia nowo przybyłych. - Zobaczę co się znajdzie w kuchni - dodał głośniej. - KAARL! - Co tu tak cuchnie? - Zapytał sam siebie po odejściu klientów.
Po dłuższej chwili do ich stolika podszedł jasnowłosy chłopak, zwany przez właściciela Karlem. Jak się dowiedzieli z tego co mówił karczmarz, imieniem Ambrose, był jego ojcem.
Przyniósł im zamówione alkohole - to jest piwo, wino (niestety, nie tileańskie) oraz gorzałkę, a także dwa bochenki twardego chleba, cztery miski stygnącej już potrawki, a na drugie danie kaszę ze skwarkami.
Jedzenie, choć proste było smaczne i sycące. - Balie z wodą są już gotowe - rzekł Karl podchodząc do ich stolika, zbierając miski i puste kufle. - Pokoje również. Niemal wszystkie są puste... - Rozejrzał się dookoła czy aby nikt nie podsłuchuje. - Wiecie... - zaczął teatralnym szeptem. - Gościmy dziś jeno jakiegoś dziwnego, małomównego mężczyznę i kupca, którego... uważajcie! Żona wyrzuciła z domu!
Najemnicy zdali sobie sprawę, że chłopak może być dobrym źródłem informacji, o ile oczywiście zechcą go o coś zapytać. |