Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2013, 17:59   #8
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Terra rozejrząła się swymi niewidzącymi oczyma po zebranych dookoła niej zwierzętach. Uśmiechnęła się lekko widząc tez helikopter, stało się tak jak chciała zobaczyli ją. Mała, ślepa dziewczynę która ma do swej dyspozycji tylko grupkę stworzeń, kto by się nie połasił na taki cel? Jednak to co teraz miała zrobić miało pozostć tajemnicą, a w tym reporterzy nie pomagali, dla tego tez nim dziewczyna przemówiła do zwierząt, uniosła dłoń i wskazała na heliktopter. Reporteży w jednej chwili mogli poczuć jak ich maszyna poczyna się cała trząść, na kamerze pojawiły sie zakłocenia, które szybko przerodziły sie w śnieg a po chwili cały sprzęt wyłączył się. Helikopter zaś przestał obracac śmigłem i powolny sposób niczym niesiony wiatrem wylądował na dachu jednego z budynków, zaś piloci odkryli że wysiadły wszelakie sprzęty w ich latający mkolosie. Terra nie chciała zabijać niewinnych dla tego uniemożliwiła im tylko oglądanie jej poczynań.
- Córeczko pozwolisz ze ja porozmawiam z naszą armią? -odezwał się w głowie Kiyomi kobiecy głos zaś dziewczyna przytaknęła w milczeniu. Poczuła wtedy niezwykłe ciepło które wypełniło ja od środka, a następnie zdała sobie sprawę, że mimo iż dalej jest w swoim ciele, to nie ma nad nim żadnej władzy, jak gdyby ktoś przyczepił jej do rąk niewidzialne sznurki. Jednak skoro jej matka potrzebowała ciała dziewczyny ta nie mogła się sprzeciwać.

Gaia otworzyła oczy, gdy przejęła ciało małej chinki, te błysnęły niczym dwa opale a starożytny duch unosząc głowę spojrzał na zebrane zwierzęta.
- Dzieci! -krzykneła głośno w starożytnym języku natury, który rozumiały tylko zwierzęta, ludzie zaś dawno już go zapomnieli. - Potrzebuje was, chce żebyście pomogły mi odzyskać to co zabrali wam wasi wyrodni bracia i siostry - ludzie!
Odzew spotkał się z wielka aprobatą, lwy zaryczały zaś małpy zaczęły wydawac głośne okrzyki bijąc sie w piersi.
- Nasi najmniejsi przyjaciele już w mieście szukają tych którzy zagrażają naszemu celowi. -to mówiąc uniosła dłoń i pokazała zebranej faunie tatuaż na dłoni. - Każdy z takim tatuażem w tym miejscu jest od teraz naszym wrogiem, każdy z wyjątkiem mej córki dzięki której teraz do was przemawiam. - po tych słowach placem wskaząła dwa rosłe goryle. - Wy moi synowie, wy których siła przewyższa wszystkich z waszego rodu, potrzebuje teraz waszej potęgi i mądrości. Czy jesteście gotowi zrobic wszystko o co poprosi was wasza matka? -zapytała po czym zamilkła czekając na odpowiedź.
Zwierzęta jednogłośnie zgodziły się zrobić wszystko, co w ich mocy. Cóż, w końcu przed chwilą nie wydaliły niepewnych po to, żeby teraz nagle się poddać i stwierdzić, że wracają do klatek, czyż nie? Zresztą, możliwość uzyskania wolności była zbyt kuszącą perspektywą, by teraz zmienić zdanie.
- Wydaj rozkazy, matko. - poprosił lew.
Matka wszechrzeczy uśmiechnęła się i zaczęła wskazywać poszczególne zwierzęta palcami. - Wy potężni synowie. -mówiąc to jej palec spoczął na słoniach i gorylach. - Przynieście tyle materiałów ile jesteście w stanie, wyrwijcie słupy których ludzie potrzebują by mieć energię, przynieście to co jest w domostwach, wszystko co wykonali wasze zdradzieckie rodzeństwo sie nam przyda, znoście to tutaj, bowiem w tym miejscu stanie monument który przyspoży nam zwycięstwa w tej wojnie. -mówiąc to Gaja spojrzała na ziemie obok siebię z której nagle wystrzeliły pędy formujące się w ...


...ludzka sywetkę która nie posiadała twarzy. W rozprutej piersi roślinnego człeka znajdowały się zaś twarze: ludzkiego dziecka, mężczyzny w średnim wieku jak i starca. Roślina urosła do rozmiarów przeciętnego osobnika rasy ludzkiej, po czym Gaja jeszcze raz na nią spojrzała, a ta nagle zatrzymała swój rozwój stojąc tuż koło swej Pani. Niemalże w tym samym momencie rozległ się głośny huk. Mniej niż sekundę później Gaia dojrzała mały, błyskawicznie poruszający się obiekt. Pocisk kalibru 7,62mm trafił prosto w czoło dziewczynki, by... po prostu się odbić.
Gaja spojrzała na metalowy obiekt który opadł obok jej stóp, prychając z zażenowaniem.
- Jak już mówiłam...- stwierdziła jak gdyby nic sie nie stało i wskazała na roślinny pomnik. - Znieście materiał, rzeczy które ludzkie dłonie zmieniły ze skarbów natury w swe niepotrzebne śmieci i zacznijcie budowę. Ludzi zjada ich pycha, to najdumniejsi i najbardziej pyszni z waszych braci, sprawmy więc by pożarli się sami. -stwierdziła i poklepała po trzech głowach wewnątrz rozprutego torsu statuy. W tym samym momencie dało się usłyszeć kilka dziwnych dźwięków, przypominających trzaski. Z pewnością łączyło się to z faktem spadnięcia w grupkę zwierząt małych, metalowych przedmiotów, przypominających puszki. Niestety, nie wydawały się one pokojowo nastawione. Szybko zaczął ulatniać się z nich gaz łzawiący.
Gaja spojrzała na metalowe puszki a następnie na zwierzęta które poczęły kasłac i dusić się od drażniącego dymu.
- Jak śmiecie krzywdzić moje dzieci! -ryknęła niczym nadchodzące trzęsienie ziemi, a puszki w tym momencie uniosły sie do góry i poszybowały poza ogrodzenie parku. Na tym jednak Gaia nie poprzestała. - Wasi bracia chcą nam przeszkodzić, nie bójcię sie jednak moi kochani, wasza matka was obroni. -mówiąc to Gaia złożyła dłonie niczym do modlitwy, zaś z ziemi na terenie całego parku poczęły wybijać potężne pędy tropikalnych ogromnych drzew, które w kilka chwil urosły do rozmiarów swych południowych kuzynów, zasłaniając wszystkie zwierzęta jak i Matke wszechrzeczy swymi potężnymi gałęziami i koronami. Ponadto liany i gałęzie wiły się lekko gdy tylko zbliżał się do nich jakis człowiek, gotowe atakować tych którzy rozłościli stworzycielkę świata.
- Broncie tego miejsca, to teraz wasza dżungla. -rozkazała najstarszemu z lwów. - Wy naś najmniejsi chodźcie tutaj. -mówiąc to wskazała na owady obserwujące ją z gałęzi nowo wyrośniętych drzew, jadowite pająki i paskudne robactwo z dalekich krajów które jeszcze chwile temu zamknięte było w szklanych więzieniach. - Wy będziecie bronić mej córki, podejdzcie do swej matki wy któych obdażyłam jadem i kwasem zdolnym powalić nawet i największych tytanów tej planety. -mówiąc to wyciągnęła dłoń w stronę nadchodzących owadów by te pooukrywały się we kieszeniach i włosach młodej chinki, gotowi by kąsić i gryźc gdyby tylko ktoś chciał skrzywdzic ukochaną córkę Gai.
- Królu dżungli. -zwróciła się do najstarszego lwa. - Prowadź mnie do miejsca gdzie wasi niegodni bracia trzymali ku swej uciesze stworzenie którym oddałam wodne królestwo. Wy chodźcie z nami. -stwierdziła wskazując małpki które pomogły uwolnić resztę zwierząt jak i krokodyle, które szczerzyły swe zębiska w wysokich trawach. - Reszta niech zabiera sie do pracy. -dodała jeszcze i zeskoczyła czekając aż lew ją poprowadzi.
Zwierzęta posłusznie zabrały się do swoich zadań, szykując początek rewolucji. Kto wie, być może już niedługo Warszawa, niczym Czarnobyl, po pozbyciu się ludzi, rozkwitnie dzikim życiem? Póki co jednak wciąż pozostawała kwestia agresorów, którzy z pewnością czaili się gdzieś za terenem zoo. Najwyraźniej nie próżnowali, gdyż rozległy się strzały z broni automatycznej.
- Podążaj za mną, matko. - lew nie wydawał się przejmować tym, co się działo poza zoo, powoli ruszając w kierunku akwarium. O ile kule padały daleko, to znacznie bliżej spadły innego typu pociski. Kilka ognistych kul wpadło w sam środek koron drzew, tworząc idealny początek dla pożaru. Większość zwierząt wpadła w panikę, jedynie lew trzymał się w miare znośnie. Strzały ucichły niemalże w tym samym momencie, rozległ się natomiast bojowy krzyk. Gaja nie mogła pozwolić na to, żeby drzewa płonęły. Chociaż kontynuowała swą podróż, dbała także o to, aby gasić pożary i odtwarzać dżunglę, którą stworzyła. Jednak z nieba spadały kolejne kule ognia, których ilość wzrastała wraz z zbliżającym się krzykiem. Gdy ten był naprawdę blisko, Gaja nie mogła go już zbagatelizować. Obejrzała się, by dostrzec...


… szarżującego hoplitę! Osobnik, który z pewnością pochodził z starożytnej Grecji, zatrzymał się gwałtownie i wykorzystując energię z biegu, cisnął włócznią.
“Czyżby inni magowie już tu przybyli? Szybciej niż się spodziewałam” - pomyślała starożytna matka a tuż przed Hoplita wyrosło nagle potężne drzewo ,które miało zatrzymac włócznię... jak i jego, obracając prędkość szarżującego żołnierza przeciwko niemu. Gdy drzewo się pojawiło, broń przyśpieszyła gwałtownie. Przebiła się przez konar niczym przez masło i poleciała dalej. Gaia miała jednak dosyć czasu, aby uniknąć ran. Tyle szczęścia nie miał lew, przez którego głowę przeleciał grot wraz z całym drzewcem, wpadając w ziemię kilka metrów dalej.
- Twój Pan szybko Cię tu przysłał. -prychnęła Gaja, po czym zerknęła na martwego lwa. - Nawet po śmierci ludzie są tylko zarazą. -warknęła po czym machnęła ręką, zaś gałęzie drzewa które pojawiło sie przed hoplita ruszyły na niego by oplątac jego ciało i zgnieść w mocarnym uścisku, magicznych pędów. Wrogi sługa nawet nie próbował przed nimi uciekać. Rośliny oplątały go i pokazały siłę natury. Trzeba przyznać, że na mężczyźnie nie zrobiło to wielkiego wrażenia. Chociaż jego tarcza pękła z głośnym brzękiem, to reszta pnączy nawet nie naruszyła skóry czy zbroi. Hoplita śmiał się przy tym głośno, jakby sprawiało mu to przyjemność. Nagle po prostu zniknął. Rechot jednak nie ustał, tylko zmienił swoje miejsce. Hoplita teraz znajdował się przy swojej włóczni, którą podnosił z ziemi.
- To wszystko co potrafisz? - zapytał z kpiącym uśmiechem.
- Nie synu, jednak żadna matka nie jest szczęśliwa gdy musi ukarać wyrodne dziecko. -stwierdziła Gaja po czym nagle zapadła się w ziemię jak gdyby ktoś wrzucił ją do wody. Chwile potem zaś wyrosła za żołnierzem, zaś jej dłonie otaczała dziwna poświata którą skierowała prosto w głowe rycerza. Jego nogi ugięły się, jednak wyglądało na to, że to był jedyny efekt. Gaja natomiast otrzymała potężny cios łokciem, który nie zranił ciała Terry, jednak odrzucił ją kawałek. Wystarczyło mu to, żeby obrócić się i z szaleńczym wręcz uśmiechem wyprowadzić pchnięcie włócznią.
Gaja postanowiła uniknąc ataku w ten sam sposób, znowu zjednoczyła się z ziemią, zas jej celem było pojawienie się obok zbrojnego... i uderzenie go otwartą dłonia w policzek, by nastepnie szybko oddalic sie od przeciwnika na bezpieczną odległość. Cios zadziałał z całą swoją skutecznością, chociaż nie było tego widać po przeciwniku. Zaraz po tym zaczęła się oddalać, jednak jej szybko było znacznie mniej szybsze, niż szybko hoplity. Wyprowadził on dwa pchnięcia, o ile pierwsze Gaia zdążyła uniknąć, to drugie ześlizgnęło się po jej biodrze.
Gaia odskoczyła kilka razy by trochę oddalić się od hoplity, po czym złożyła dłonie, a ją jak i hoplite otoczyła nagle potężna sklana skorupa, tworząc całkowicie pozbawiona światła arenę do walki, jednak to była tylko przykrywka by ukryć kilka szczelin które pojawiły się w ziemi i poczęły wypełniać to pole walki, strumieniami gazu ziemnego.
- Czy umiesz walczyć bez swych oczu synu? -zapytała matka wszechrzeczy, dla której ciemność nie stanowiła żadnej przeszkody.
- Nie spodziewałem się, że los rzuci mnie przeciwko tej, która stworzyła mój świat. - odparł, kompletnie nie na temat. Upadł na jedno kolano, opierając się przy tym o włócznie. Jego wzrok wbity był w ziemię. Wyglądało, jakby gaz ziemny znacząco utrudniał mu oddychanie. A może to było coś innego?
Zerwał się nagle i rzucił do przodu, wyprowadzając pchnięcie tam, gdzie znajdowała się Gaia gdy ostatni raz ją widział. Cóż, musiał źle pamiętać, gdyż cios wylądował z dala od jej ciała.
- Jak się zwiesz synu? -zapytała Gaja ciągle sie przemieszczając i próbując zdobyć trochę czasu by cała komora napełniła się gazem, a przynajmniej jesj spora część. W razie ataków miała zamiar po prostu chować się w ziemi i pojawiać w zupełnie innym miejscu.
Taktyka ta była całkiem skuteczna - Gaja nawet nie musiała uciekać, gdyż kolejne ciosy także trafiły w powietrze.
- Wielu drżało gdy słyszeli me imię. Jestem tym, który otrzymał boską łaskę. - wywarczał, zatrzymując się. Skierował włócznię w ziemie i uniósł ją tak wysoko, jak mógł.
- Me imię to... - wykrzyknął, by nagle cisnąć włócznią w ziemię. Gaja zareagowała błyskawicznie, unosząc się nad ziemię w magnetycie. Włócznia jednak przyśpieszyła do nadzwyczajnej prędkości, tworząc przy tym gigantyczny huk. Następne wydarzenia działo się błyskawicznie. Gdy grot zetknął się w ziemią, spowodował wybuch. Ten natomiast doprowadził do eksplozji gazu. Huk dało się usłyszeć w całej Warszawie.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline