Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2013, 00:53   #91
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Trójka strażników miejskich pod dowództwem rycerza w lśniącej zbroi stanęła naprzeciw wejścia do jakiegoś dworu. Widocznie nie chcieli wpuścić zielonoskórych do środka. Człowiek zakuty w płytowy pancerz wskazał na bandę chłopaków Crubnasha. Zakrzyknął coś w ich śmiesznie brzmiącym języku i trójka uzbrojownych w miecze i tarcze mężczyzn ruszyła naprzeciw orkom. Zielonoskórzy nie pozostali dłużni. Z okrzykiem Waaagh! na mordach zaszarżowali wściekle chcąc wbić swój przyszły posiłek w ziemię.

Pierwszy z ludzi obrał sobie za cel czarnego orka. Widząc jego nędzny krótki mieczyk Vagrahh nawet nie przypuszczał, że musi się przed tym bronić. Po prostu chwycił swoje toporzysko mocniej i łup!
Zdziwił się. Nożyk tego strażnika dosięgnął... czubka jego nosa. Czarny ork poczuł jak krew napływa mu do ust. To jedynie pobudziło Vagrahha. Zrobił mach! Mach zrobił trach! Ucho człowieka zrobiło łup o ziemie!
Znaczy nie łup, bo raczej plask... albo mlask?

Drugi z nędznych ludzi jednak miał więcej szczęścia niż rozumu. Machnął swoją tarczą uderzając Kogosha w nos. Orka nieco zamroczyło. Chwilę później zielonoskóry poczuł potężny ból. Jakby mu odcinano stopę... zaraz... jemu... odcięto właśnie stopę!
Padając w kałuży własnej orczej krwi oddał się łasce Gorka i Morka.
Rycerz zakrzyknął coś podchodząc bliżej. Ludzie widocznie zostali przez niego właśnie umotywowani do lepszej walki. To się chyba morały nazywa.
Gadanie tego blaszaka podziałało też na orków. Widząc padającego Kogosha na placu przed dworem rozległo się potężne WAAAGH!

Mordobij zauważył, że ktoś do niego biegnie. Widząc, że jest to człowieczek z nożykiem odsunął się tak, aby tamten wyrył o mur. Prawie się udało. Trzasku prachu i strażnik był za Mordobijem. Ork chciał to szybko załatwić i ciął dwukrotnie... o dziwo ten łamaga się wybronił! Trza było zrobić mocniejsze łup!

Śmieszna próba ostatniego ze strażników wywołała u Flakorwija atak chichotu. Ork plasnął człowieczka otwartą dłonią w hełm, a następnie rąbnął mu siekaczem po ręce. Strażnik upuścił swój miecz, a następnie przygotował się do podniesienia go. Zielonoskóry bawił się świetnie. Miał swoją własną laleczkę, którą mógł rozgramiać gołymi rękoma. Ale fajno.

Szczęk płytowej zbroi zbliżał się coraz bardziej. Zpomiędzy strażników wyłonił się ich dowódca. Z pięknie, a dla orków ohydnie zdobionym mieczem ciął potężnie czarnego orka. Ostrze przeszło przez zbroję skórową Vagrahha i dotknęło ciała. Nie było jednak to groźne dla czarnego orka, który jedynie prychnął widząc nędzną próbę pozbawienia go życia.

Gdzieś w oddali swoją walkę stoczył Ghajuk. Padł szybciutko. Nie było się co dziwić. Jakiś oszust czarodziej przeciwko goblinowi. Nawet tak potężny spryt i przebiegłość kamieniomjota nie pomogą przeciw magicznym sztuczkom. Szczęśliwie na tyłach oddziału był Bgul, który odciągnął ledwo dyszącego gobosa.

Szeregi chłopaków Crubnasha zostawały powoli uszczuplane. Wódź Htag został powalony. Jakiś krasnoludź z włosami jak kogucie grzebienie rozrąbał jego głowę. Jak on tam sięgnął? Nie było pojęcia. Przy okazji życie stracił Snuff. Ten sam niski wojownik rozciął go w pół odcinając mu uprzednio obie nogi.

Tymczasem do walki dołączała jeszcze jedna siła...
 
Aeshadiv jest offline