Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2013, 00:53   #91
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Trójka strażników miejskich pod dowództwem rycerza w lśniącej zbroi stanęła naprzeciw wejścia do jakiegoś dworu. Widocznie nie chcieli wpuścić zielonoskórych do środka. Człowiek zakuty w płytowy pancerz wskazał na bandę chłopaków Crubnasha. Zakrzyknął coś w ich śmiesznie brzmiącym języku i trójka uzbrojownych w miecze i tarcze mężczyzn ruszyła naprzeciw orkom. Zielonoskórzy nie pozostali dłużni. Z okrzykiem Waaagh! na mordach zaszarżowali wściekle chcąc wbić swój przyszły posiłek w ziemię.

Pierwszy z ludzi obrał sobie za cel czarnego orka. Widząc jego nędzny krótki mieczyk Vagrahh nawet nie przypuszczał, że musi się przed tym bronić. Po prostu chwycił swoje toporzysko mocniej i łup!
Zdziwił się. Nożyk tego strażnika dosięgnął... czubka jego nosa. Czarny ork poczuł jak krew napływa mu do ust. To jedynie pobudziło Vagrahha. Zrobił mach! Mach zrobił trach! Ucho człowieka zrobiło łup o ziemie!
Znaczy nie łup, bo raczej plask... albo mlask?

Drugi z nędznych ludzi jednak miał więcej szczęścia niż rozumu. Machnął swoją tarczą uderzając Kogosha w nos. Orka nieco zamroczyło. Chwilę później zielonoskóry poczuł potężny ból. Jakby mu odcinano stopę... zaraz... jemu... odcięto właśnie stopę!
Padając w kałuży własnej orczej krwi oddał się łasce Gorka i Morka.
Rycerz zakrzyknął coś podchodząc bliżej. Ludzie widocznie zostali przez niego właśnie umotywowani do lepszej walki. To się chyba morały nazywa.
Gadanie tego blaszaka podziałało też na orków. Widząc padającego Kogosha na placu przed dworem rozległo się potężne WAAAGH!

Mordobij zauważył, że ktoś do niego biegnie. Widząc, że jest to człowieczek z nożykiem odsunął się tak, aby tamten wyrył o mur. Prawie się udało. Trzasku prachu i strażnik był za Mordobijem. Ork chciał to szybko załatwić i ciął dwukrotnie... o dziwo ten łamaga się wybronił! Trza było zrobić mocniejsze łup!

Śmieszna próba ostatniego ze strażników wywołała u Flakorwija atak chichotu. Ork plasnął człowieczka otwartą dłonią w hełm, a następnie rąbnął mu siekaczem po ręce. Strażnik upuścił swój miecz, a następnie przygotował się do podniesienia go. Zielonoskóry bawił się świetnie. Miał swoją własną laleczkę, którą mógł rozgramiać gołymi rękoma. Ale fajno.

Szczęk płytowej zbroi zbliżał się coraz bardziej. Zpomiędzy strażników wyłonił się ich dowódca. Z pięknie, a dla orków ohydnie zdobionym mieczem ciął potężnie czarnego orka. Ostrze przeszło przez zbroję skórową Vagrahha i dotknęło ciała. Nie było jednak to groźne dla czarnego orka, który jedynie prychnął widząc nędzną próbę pozbawienia go życia.

Gdzieś w oddali swoją walkę stoczył Ghajuk. Padł szybciutko. Nie było się co dziwić. Jakiś oszust czarodziej przeciwko goblinowi. Nawet tak potężny spryt i przebiegłość kamieniomjota nie pomogą przeciw magicznym sztuczkom. Szczęśliwie na tyłach oddziału był Bgul, który odciągnął ledwo dyszącego gobosa.

Szeregi chłopaków Crubnasha zostawały powoli uszczuplane. Wódź Htag został powalony. Jakiś krasnoludź z włosami jak kogucie grzebienie rozrąbał jego głowę. Jak on tam sięgnął? Nie było pojęcia. Przy okazji życie stracił Snuff. Ten sam niski wojownik rozciął go w pół odcinając mu uprzednio obie nogi.

Tymczasem do walki dołączała jeszcze jedna siła...
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 20-02-2013, 08:50   #92
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Mordobij czerpał radość z walki jak nigdy dotąd
HA HA! W końcu jakiś godny przeciwnik! HA ! Żartowałem, nie ma godnych przeciwników! Jedyni godni to ci, którzy pozwalają się prać po mordach ile wlezie HE HE HE - Zaczął wykrzykiwać w bitewnej euforii. Nie zwracał uwagi na to, że nie może trafić jakiegoś konusa. Ważne, że wkoło była krew i wszechobecne WAAAAGHH!
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 22-02-2013, 11:23   #93
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
U orków nigdy nie brakowało woli walki, chęci przyłożenia komuś z siekacza albo z tarczy, ale tym razem u ludzi sytuacja wyglądała podobnie, mimo ran walczyli dalej, do końca. Walka trwała niedługo a po obu stronach już można by liczyć straty w dziesiątkach. Jednak walka nie trwała na tyle długo, by dało się określić, kto wygrywa. Goblińscy łucznicy, ludzkie wojska dystansowe, orkowa piechota, ludzka wojska piesze, orkowa jazda i ludzka jazda, wszystko to było tak blisko Flakorwija, a jednocześnie tak daleko. Flakorwij był pochłonięty swoją walką. Nie potrafił skupić się na walce z własnym przeciwnikiem a do tego jeszcze obserwować pole bitwy.

Strażnik podniósł broń, którą wcześniej upuścił, a chwilę później oberwał z tarczy Flakorwija na tyle mocno, że ten padł na ziemie tracąc najpewniej przytomność a jeżeli jej nie stracił jeszcze, to kolejny cios, tym razem wyprowadzony z siekacza orka, pozbawił go nie tylko przytomności. Na twarzy orka ponownie zawitał uśmiech, jednak został przerwany ciosem innego ze strażników. Strażnik ciął mieczem mocno, ork bez dwóch zdań - poczuł ból. Flakorwij odwrócił się do przeciwnika twarzą, zobaczył strażnika unoszącego tarcze do góry, by zasłonić się przed ciosem orkowego siekacza.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.

Ostatnio edytowane przez wysłannik : 24-02-2013 o 08:01.
wysłannik jest offline  
Stary 23-02-2013, 23:45   #94
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Vagrahh ryczał ze wściekłości, która była zarazem oznaką świetnej zabawy i niegorszej bitki. Ruszył butnie na strażnika, który wyglądał na zdeterminowanego w swym działaniu, jednak widok orczej szarży ostudził nieco zapał ludzika. Vagrahh pobiegł i chciał staranować człowieka lecz nie spodziewał się że coś może zranić jego wspaniały orczy nos. Tego Vagrahh nie mógł wybaczyć... zresztą, Vagarhh nie wiedział nawet co słowo 'wybaczać' oznacza. Potężny zamach dwuręcznym toporem o szarpanym ostrzu... sama waga tej broni byłaby zabójcza dla człowieka... potrzeba by było dwóch żeby unieść taki kawał żelaza. Kiełrwij jednak, zamachnął się z iście wrodzonym talentem, i choć broń była powolna, nawet jeśli napedzana przez ramiona takie jak Vagrahha, to sięgnęła celu. Z dziwnym odgłosem mlasko-plasku, Blachobij oddzielił ucho strażnika od czaszki, znikneła też część hełmu który zakrywał tę część głowy. Człowiek złapał się z ucho z którego krwawił obficie. Vagrahh postanowił nie marnować czasu i wziął kolejny zamach. Gromkiego śmiechu Vagrahh już powstrzymać nie mógł. - Ludzikowy bez jednego usza, ale z czerepu mu jucha idzie jak ze źródeła. Hahaha. Vagrahh śmiał się i krzyczał głośno.

Kolejny krzyk należał jednak do Kogosha. Vagrahh zaryzykował spojrzenie w stronę z której dobiegał ryk. Sposobu nie było by nie zauważyć jak stopa Kogosha oddziela się od reszty nogi. Widząc to orki krzyknęły zgodnie - Waaagh! i zdwoiły wysiłki by pokonać rycerza i jego świtę. Vagrahh nie mógł pojąć jak to możliwe że ci ludzie wciąż żyli, już dawno powini paść pod ciosami orkowych siekaczy.

Kiełrwij skoncentrował się na rannym strażniku, któremu brak ucha najwyraźniej bardzo przeszkadzał gdyż wydawał się już martwym a zarazem smacznym kąskiem, którego kości Vagrahh planował wylizać do czysta. Cios który dosięgnął Vagrahha zadał dowódca oddziału ludzi, rycerz zakuty w stalową zbroję. Ta rana wyrwała czarnego orka z planowanego już posiłku na bezuchym człowieku. Przeklęty miecz przeszył skórznię i zadrasnął zielone cielsko Vagrahha. Czarny ork prychnął tylko i zamachnął się Blachobijem na zakuty w hełm, łeb rycerza. Machnął raz i drugi. Kiełrwij wierzył że topór przetnie na pół blaszanego ludzika.

Z oddali, z głębi uliczki dało się usłyszeć kroki, mnóstwo obutych stóp biegło w stronę walki pomiędzy chłopakami Crubnasha a oddziałem z rycerzem na czele. Vagarhh nie miał czasu by się nad tym zastanawiać...ruszył do walki z rycerzem i jego rannym przybocznym, rycząc i śliniąc się.
 
VIX jest offline  
Stary 13-04-2013, 00:32   #95
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Chłopakom Crubnasha walka wyszła fajosko. No może trochę mniej dla Vagraha. Czarny ork dostał przez łeb od tego blaszanego, tak, że aż metalowa obręcz, na której trzymała się jego futrzasta zbroja na łbie się wgięła. Vagrah usłyszał takie “trachu” i trochę go zabolało. Taki tam ból to tylko motywacja. Dwójka ocalałych strażników broniła się zaciekle. Widać największy z zielonoskórych był ich celem. Ten bardziej ranny gwardzista dźgnął mieczem w czarnego orka. Trafił potężnie. Praktycznie przebił na wylot grube udo Vagraha. Niefajno, niefajno.

Jego radość z zadania tak bolesnego ciosu nie trwała długo. Praktynie została rozdarta przez topór Flakorwija razem z jego klatką piersiową. Chlusnęło, plusnęło i po strażniku. Hehe. Widząc całe zajście jego kompan chyba się nieco speszył. Koncentrację poprawił jednak silny cios Mordobija. Bum i mednica strzeliła. Ludek jednak walczył dalej. Trzeba było poprawić. Tacy przeciwnicy to sama frajda. Widać, że twardzi, a i tak orkowe cepy ich mucą jak no... siano? Nie wiem co tam się muci cepem u ludków. Oni mają dziwne zwyczaje. Nie potrafią dobrze siepać to rośliny biją. Hehe... gupole.

Blaszany rycerzyk ciął ile mógł, został praktycznie otoczony przez orków. Walczył jak ten duży kot z grzywą. Nie wychodziło mu to jednak za dobrze. To tu to tam coś machnął przed nosem któremuś z chłopaków Crubnasha, ale ... gdy Mordobij pozbawił jednym ruchem obydwu nóg jego podwadnego to... chyba się zasmucił. Wszyscy orkowie zarechotali paskudnie. Na znak Vagraha unieśli swoje toporzyska i w jednej chwili opuścili je na łeb człowieka. No... i to by było na tyle.


Po oblężaniu... trzy dni później.

Bgul zajmował się wszystkimi. Przynosił Wam nawet obiadki zrobione z ludków i tych małych ludków. Fajosko. Dawno tyle ludków nie nażarliście siem. Kogosh był chyba na siebie zły. W końcu dał się powalić takim małym mieczykiem. Grr...! W dodatku stracił stopę. Bardzo niefajno. Przynajmniej Bgul mu zrobił taką nakładkę, co może stukać jak idzie przez ludkowe miasto. Wszyscy się wtedy śmieją, bo to śmiesznie brzmi i jest śmieszne. Hehe.

Ogólnie miasto zdobyliście. Było lekko. Jak zawsze. Siła WAAAGH przeciwko nędznemu oporowi spaczoludków i ludków to takie jak jak... jak... aaa... są słabi i tyle.
Dwóch wodzów poległo. Crubnash był ciężko ranny. Ten krasnoludziowy z czerwonymi włosami trzymał się ze trzy razy dłużej niż ta mała grupka pod dużym domem coście z nią walczyli. Sam rozwalił dwóch szefów i jednego zranił. Teraz za to fajnie smakuje. Nawet próbowaliście kawałek. Trochę żylasty, ale dużo fajoskiego czerwonego mięcha. Dobre.

Ciszę jak zwykle przerwał Crubnash.
- Chopaki! Nie ma opierdalania siem! Bo mamy kolejnego dziwnego problema! Sam ni wiem co to je.

- Hęm? Co je szefunciu? - zapytał jak zwykle Vagrahh.

Crubnash nie odpowiedział. Całą rozmowę przerwał Grabber goniący Ghajuka.

- No cho! Przydasz siem w potrafce!

- Nje ! Nie! Weście go ode mnje! - panikował gobos widzac tasak w rękach ich kucharza.

- Hue hue hue! - wszyscy orkowie jednakowo zareagowali na tę scenę.

Ghajuk wbiegł między swoich. Schował się za Vagrahem, a Grabber widząc to westchnął i wrócił do szukania kolejnej kostki goblinowej do rosołu.

- No... to sprawucha je taka. Nasze szamany mówio, rze tu je coś dziwnego w mjeście. Że czujom jak siem zblirza coś gupiego i nie wiedzom co to je. Wy bendziecie grupą, ktura to ma zbadać. Zaczaiły tempe łeby? Hę?! Podczas naszego trachu widać było jakieś zielone płomyki. Ani Chaotowe ludki, ani my nie byliśmy tam jak siem paliło. Ićcie zbadać co to je i gdzie to je i przynieście mi kawałek tego do żarcia. No!
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 13-04-2013, 20:00   #96
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Walka w której Flakorwij po raz kolejny czuł się wyśmienicie. Rozwalił paru żołnierzy Imperium ale niestety sam odniósł parę mniej i bardziej szkodliwych ran. Na całe szczęście konował orkowy dobrze wiedział jak takimi ranami się zając, dlatego ork dość szybko poczuł się lepiej. W całym zamieszaniu nie zwrócił uwagi czy zakuty w pełną płytową zbroje rycerz padł a jeżeli padł, to nie widział w jakim momencie i kto go ubił. Jednak cała ta walka i mordobicie skłoniło tępego jak przecinak Flakorwij do pewnej refleksji, którą wyraził nagłos - Od takej jatki to mi siem topur tempi. Muszem se go naoszczyć rzeby jeszcze obaczyć co ludki majom w lepkach.

***

Żarcia faktycznie było pod dostatkiem. Przez pierwszy dzień po oblężeniu Flakorwij niemalże ciągle coś żarł, chrupał, gryzł i przeżuwał. W większości były to pewnie ciała ludzi, ale nie wiadomo do końca, bo ork podnosił i wsadzał do swojej śmierdzącej gęby wszystko, co wyglądało smakowicie.

Flakorwij siedział gdzieś pod jakimś domem i rzucał swoje mało inteligentne spojrzenie na każdego przechodzącego obok orka bądź gobosa. Siedziało mu się niezwykle wygodnie, bowiem siedział swoim sporym dupskiem w starej, niedużej studni, co idealnie sprawowało funkcje wygodnego tronu. Gdy jego wódz się odezwał Flakorwij słuchał uważnie by nie zapomnieć jakiegoś szczegółu.
- Dziwnego problema? - ork podrapał się po głowie - No to suchamy wodza.
Wódz zaczął wyjaśniać sprawę.
- Ja żem mojim tempym łepem zaczaił. Wodzu daje nam kolejne barco warznowskie zadanie. Jak bendom tam jakie wrogowie do klepania to bendom mnieli wyklepane mordy w drugom strone. No i przeniesiem cosik ciekaweko do rzarcia.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 17-04-2013, 00:20   #97
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Czemu co sie dobrze bawi to szypko sie kończy ? Westchnął Mordobij bo walce. Trza bendzie znaleźć sobie inne zajencie... Gdzie tej Ghajuk polaz

*****

-Sie robi szefie, a szefie jak szefowe rogi ? Dobrze ludzik zrobił je ? Jak nie to zaras mu natrzaskam do dupy... he he he ... Tylko szef pamienta co to Mordobij i Ghajuk wpadli na pomysła co by zrobić żeby fajowsze były
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 17-04-2013, 10:23   #98
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Ghajuk słysząc te słowa błyskawicznie znalazł sie przy Mordobiju: -Tak, tak, szef pamięta bo największy, o! najsilniejszy z wszytskich był w tyj bitce. O! A teraz znajdziem tu coś i jiszcze lepij sie sprawim, o! energicznie potwierdzał
 
vanadu jest offline  
Stary 23-04-2013, 16:20   #99
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Sigmar w was bracia! Krzyczał odziany w pełną zbroję płytową rycerz. Po bujnym i kolorowym pióropuszu, który zatknięty był na szczycie hełmu rycerza, nie było już śladu... Vagrahh ściął go swym toporem. Po prawdzie celował w głowę ludzkiego wojownika, ale ścięcie tej kolorowej kity też było niezłe, szyderczy uśmiech wykwitł na gębie czarnego orka. Szkoda tylko że zaraz po tym uśmiechu, Vagrahh dostał potężny cios mieczem w łeb... świat zawirował a grupa snotlingów tańczyła frywolnie przed oczyma Kiełrwija przez klika chwil, jednak nawet wtedy dobry humor nie opuszczał orka. Vagrahh czuł obecność innych orków, zapach krwi i potu, a co najważniejsze, zapach ludzkiego strachu. Ostrze miecza które wystawało teraz z uda Kiełrwija, trzymane było przez sikającego ze strachu człowieka. Vagrahh chciał już zadać mu cios rewanżu, ale Flakorwij był szybszy... jego topór wybebeszył ludzika. - Ten był mój Flakorwij! Jesteś mi winien jednego gupiego ludzika! Wrzeszczał Vagrahh. Flakorwij nie skontrował, zajął się rąbaniem kolejnego człowieka, jak zwykle robił to bardzo dokładnie. Vagrahh odwrócił się szybko do kolejnego strażnika, który chciał podejść czarnego orka od tyłu, ale i ten padł martwy. Mordobij w swym krwawym szale zmasakrował obrońcę miasta. - Na Gorka i Morka! Wszystkie ludziki chceta mi ubić? Mordobij uśmiechnął się szeroko, był cały umazany we krwi, wyglądał jak na orczego woja przystało... strasznie znaczy w rozumowaniu Imperialnych ludzi. Kiełrwij był wściekły. To już kolejna walka gdzie nie przyszło mu się zabawić jak należy, w zamian za to jego chłopaki pozwalały sobie na folgowanie i widać bogowie im sprzyjali. Vagrahh postanowił że musi porozmawiać z szamanem Snuffem o tym wszystkim, może trza będzie złożyć jakąś ofiarę by Gorka i Morka przebłagać. Co do chłopaków jednak, to Vagrahh był z nich dumny... nie odczuwał tego tak dosłownie, ale na swój sposób rozumiał że świetni są z nich woje. Fortuna nie sprzyjała Vagrahhowi, ale Flakorwij i Mordobij dzielnie walczyli i chronili Kiełrwija, trza było to im przyznać. Kogosh zniknął gdzieś w czasie walki. ~ Pewnie już nie dycha... to samo z Ghajukiem pewno. Pomyślał czarny ork. Nawet przez myśl mu nie przeszło że szaman może nie żyć. Od tego momentu walka nie trwała już długo. Jej zakończenie przyszło wraz ze śmiercią ludzkiego rycerza. Wiele toporów i siekaczy spadło na ciało człowieka. Vagrahh ryknął tylko przeciągle i rozejrzał się po pobojowisku w poszukiwaniu łupów.

***

Trzy dni i trzy noce trwała uczta pośród ruin miasta. Przez wszystkie owe dni i noce słychać było płacz i jęki ludzi, czasem odgłosy walki. W zaułkach i piwnicach wciąż kryli się ludzie, miejsca takie były odszukiwane przez gobosy które wciąż były spragnione krwi... szczególnie tej której nikt nie bronił mieczem, krwi ludzkich dzieci, kobiet i starców, zatem przeciwników w sam raz dla goblinów. W całym tym zamieszaniu odnalazł się Ghajuk, choć ranny to wciąż ze swym ciętym i przebiegłym językiem. Vagrahh nie mógł powiedzieć że cieszy się na jego widok, ale ten gobos udowodnił już że ma mocny kark co to ten jego gobliński łeb nosi, a rada tego sprytnego pokurcza była często warta więcej niż można by przypuszczać. Kogosha wciąż nie było, ale to się mogło wkrótce zmienić, w końcu były jeszcze stosy orczych ciał do obejrzenia, może tam się jego cielsko zapodziało. Czarny ork był najbardziej zawiedziony faktem że szaman nie żyje. Pomyśleć by można że najpotężniejszy z nich wszystkich, a jednak padł pierwszy. To rzucało zupełnie nowy cień podejrzeń na moce orczych czarowników. Vagrahh zaczął zastanawiać się czy jego strach przed szamanami jest uzasadniony.

~ Może te szamany gupie som? Może bać siem ich co nie ma... może nas wszystkich oszukują by co lepsze konski żarła do gemby wchłononć? Do tego tera musiał siem Snuff zabić na mieczu tego ludzika, akuratnie jak żem go chciał o coś tam zapytolić. Vagrahh wiedział że aby zostać wodzem musi mieć szamana i to najpotężniejszego jakiego można sobie wymyślić... a bogów przebłagać? Tych ostatnich Kiełrwij postanowił sam obdarować jak się tylko sposobność nadarzy.

Podczas trzech dni odpoczynku i lizania ran, Vagrahh zdołał spłacić dług u Bgula i Grabbera. Ilość zdobyczy była spora. Grabber zadowolił się dużą ilością krasnoludzkiego mięsa które Kiełrwij mu znosił, z Bgulem było trudniej. Szczęściem Ghajuk podpowiedział Vagrahhowi co i jak. Z domu ludzika w którym dziwnie śmierdziało, Vagrahh zabrał komplet narzędzi i mnóstwo butelek z dziwnymi płynami w środku. Po drodze do dzielnicy w której obozowisko rozbił Crubnash ze swymi chłopakami, Vagrahh strzaskał połowę butelek, ale druga ich część, na szczęście zadowoliła Bgula. Orczy felczer zaczął węszyć eliksiry, kilka z nich wypił, inne dał do wypicia rannym, większość jednak zatrzymał i ukrył w swej torbie. Wyglądało na to że Vagrahh dotrzymał słowa, to jednak nie było wcale ważne bo żaden ork nie kłopota się dotrzymywaniem słowa, no chyba że czarny ork czarnemu orkowi, to co innego. Po dłuższym namyśle, Kiełrwij zrozumiał że teraz wypada dać coś Ghajukowi za pomysł z narzędziami i miksturami z domu miejskiego medyka. Okazuje się że życie to niekończące się przysługi i długi. Czarny ork postanowił zakończyć na razie ten łańcuch spłat i zadecydował że Ghajukowi po prostu daruje żywot przy następnej okazji kiedy będzie chciał go zabić. To była uczciwa wymiana według zamysłu Vagrahha, któż zresztą śmiałby zaprzeczyć? Na pewno żaden ork.

Poszukiwania Kogosha przyniosły w końcu efekt. Chciwe gobliny chciały okraść Kogosha z jego broni i ekwipunku. Tak jak Vagrahh podejrzewał, ktoś rzucił cielsko rannego orka na stos z trupami. Szczęściem ork ocknął się na czas, znaczy zaraz przed tym jak podłożono ogień pod stos orczych ciał. Najpierw gadano o tym by orki zjeść, ale że żarła było dużo postanowiono więc podziękować bogom za pomyślną walkę, a zatem spalono ciała orczych wojowników. Brak stopy zastąpiony przez metalową protezę spowodował że Kogosh co krok dostawał nowe przezwiska. Kutonogi, Rdzawostopy, Kogosh Blaszany Kulos... i podobne. Cóż taka była cena za utratę stopy i dziwną nakładkę zrobioną i założoną przez Bgula Kogoshowi. Widać było jednak że ork jest zadowolony z tej nowej wojennej rany. Vagrahh poklepał Kogosha wielką łapą i udawanie pozazdrościł blizn i chwały. Śmiechu było przy tym nie mało, Kogosh był pijany w trupa, tak działało grzybowe wino podane pacjentowi przez Bgula przed operacją zakładania protezy. Vagrahh nie zapomniał jednak doskonałego węchu Kogosha, być może dzięki niemu wszyscy żyli, kto wie. Czarny ork wyrył w pamięci że na nosie tego jednostopego orka można polegać.

Vagrahh za resztę łupów jakie zdołał zgromadzić, wymienił się z orkami martwego H'taga na parę płytowych orczych butów i kolcze nogawice. Inżynierowie żyjący na Wielką Wodą posiadali jeszcze mnóstwo innych cennych i użytecznych przedmiotów, ale Kiełrwij nie miał już nic na wymianę. To i tak było wiele, znacznie więcej niż Vagrahh kiedykolwiek posiadał. Ork odział się w czarne skórzane szarawary, kolcze nogawice i nowe pancerne buty. Zarzucił potem na siebie swe brudne i zmierzwione futro. Siekacze znalazły miejsce na plecach dzięki dwóm sznurkom. Mały tobołek zrobiony z kawałka skóry, który służył Kiełrwijowi za torbę, wypełnił się ludzkim mięsem i orczym twardym chlebem. Do pasa Vagrahh przypiął skórzanymi rzemieniami głowę Snuffa, którą odciął od ciała szamana, pierwszego dnia po bitwie. Zrobił to na znak szacunku i liczył na to że czaszka czarownika przyniesie mu szczęście i ochronę przed magią... stała się swego rodzaju talizmanem Vagrahha. Do tego wszystkiego, czarny ork założył swą futrzaną czapę, która nie pasowała już tak jak kiedyś. Była podarta i zniszczona ciosami rycerza. Metalowa obręcz czapy była skrzywiona przez potężne cięcie ludzkiego woja... kto wie, może ta czapa uchroniła Vagrahha od losu Snuffa. Potężny, dwuręczny Blachobij Vagrahh chwycił w swe potężne łapska i poszedł na naradę z Crubnashem. Wódz wzywał czarnego orka i jego chłopaków. Przeklęty spasiony Crubnash znów miał jakieś zadanie dla Kiełrwija... znów! Tak jakby tylko czarny ork, Flakorwij, Mordobij, Kogosh i Ghajuk byli w jego watasze. Vagrahh wiedział że w końcu będzie musiał się zmierzyć z Crubnashem... wcześniej czy później nadejdzie czas wodza Vagrahha Kiełrwija.

Z zamysłu wyrwał Vagrahha głos Crubnasha... wciąż żyjącego wodza, niestety. Crubnash zaczął coś gadać i wyglądało na to że tra się będzie znów po krzaczorach albo dziurach jakichś nachodzić.

- Har... a wodzu. Zrobi siem, wiadoma sprawa. Szykujta siem do drogi chłopcy. Rzucił głośno Kiełrwij w odpowiedzi do wodza i zakomenderował do swych wojowników.

- A gdzie to zieleńskie widziadeło było widoczniaste ostatnim razem? Dopytywał się Vagrahh Crubnasha.
 
VIX jest offline  
Stary 04-06-2013, 13:49   #100
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Chopaki Crubnasha szli przez ludkowe miasto. Mieli iść nad wodę i tam coś się porobiło. Całe te ludziowe mury były dziwnie skomplikowane. Nieraz orkowie pogubili się idąc to tu to tam schodami. W końcu stwierdzili, że najłatwiej będzie iść po prostu po dachach. W końcu zauważyli cel swojego spacerku. Doki. Wódź chyba nieco przesadził mówiąc o jakimś małym płomieniu. Aż dziwno, że nikt dotychczas nie zauważył wielkiej nienaturalnej łuny ze strony północy. A może dopiero teraz ogień buchnął mocniej? Niemniej jednak widok był nieco bardzo straszny.



Było jednak zadanie do wykonania. Poszli dalej.

Parę minut później dołączył do nich ktoś. Był to goblin. Wyglądał dość dziwnie, nawet jak na szamana. Miał ze sobą kij. Z takim końcem dziwnym. Jakby to była jakaś krasnoludziowa maszyna. Nauka krasnoludów jest głupia i nudna. Nie to co orkowa. Orkowie mają jedno proste narzędzie i choćby nie wiadomo co brodacze wymyślili, to siekacz będzie zawsze najlepszym rozwiązaniem na wszystkie inżynieryjne problemy. Wracając do szamana jednak. Goblin zmierzył wszystkich orków wzrokiem.
- Wuc Crubnash wysyła mje do was patałachy! Co bym wam pomókł! Tutaj czuć durzo magji! Wy głupie nie wiecie co to za magja a ja wim! No! To mnie cza ubespijeczniać i bedzie topsze! Zrozsumałycie patałahy?
Był bardzo denerwujący... nie przedstawił się nawet. Niegrzecznie. Chyba bydzie trachu!



Stanęli przed molo. Trzask łamanego drewna przerwał niezręczną ciszę. Ostatnie deski wpadały do wody z pluskiem. Ogień jednak utrzymywał się nawet na wodzie! To było dziwne.
- Prrrr! Tu jest magiczny plomień! Bo nie gasi! A duch wody gasi ducha ognia! Tak! Prrrr! Czuję! Kolory! Taaaaak! PRRRR! - wrzeszczał szaman kręcąc się wokół własnej osi i wymachując kijaszkiem, z którego czubka wylatywała para.

Było tu cicho... za cicho. Ani żywej duszy. Tylko trupy ludków.
 
Aeshadiv jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172