Kayle Slovinsky
Snajper momentalnie podbiegł do ciała martwego arbitra i zaczął szukać broni zdatnej do walki na krótszy dystans ewentualnie grantów, których mógłby użyć aby ułatwić sobie i pani porucznik ucieczkę w bezpieczniejsze miejsce.
-Pani porucznik, co się dzieje? Zabierz nas gdzieś gdzie będę mógł prowadzić ostrzał. Nie możemy stracić fortecy i niech ktoś zablokuje szyb zanim wrogowie nim zjadą i wyrżną nas od środka!
- KTOŚ? KTO NA IMPERATORA?! - krzyknęła kobieta i oddała serię w stronę niewidocznych oponentów po drugiej stronie mgły. Jasnym było, że w fortecy-posterunku nie było już dobrych punktów snajperskich. Kayle widział wrogów wlewających się od północnej strony przez wyrwę w murze, a także usłyszał komunikat dowodzącej obroną koroner o tym, że przez południową część ktoś się dostał. Właśnie Ci goście najpewniej opanowali Hall i w drodze na północ natrafili na korytarz, na który wychodziło wyjście windy. Martwy Arbiter musiał być z oddziału kapitana Blinta, a teraz tylko sam snajper i porucznik sędziów byli na drodze kilku, może kilkunastu żołnierzy Koryntu.
Nie minął ułamek sekundy, jak czerwony promień z karabinu laserowego rozświetlił pomieszczenie przecinając mgłę i trafił kobietę w nogę. Opadła do przyklęku z krzykiem, a tuż pod kolanem wypalony w jej nodze został dymiący otwór na wylot kończyny, o średnicy może dwóch cali. Zacisnęła zęby, ale leżąc na ziemi wciąż prowadziła ogień.
- NIE WIEM CO DALEJ! - krzyknęła do snajpera - UCIEKAJ STĄD!
- IDZIESZ ZE MNĄ! JESTEŚ JESZCZE POTRZEBNA! - wykrzykując do porucznik swoje postanowienia snajper chwycił ranną pod ramię. -Który tunel do korner? Jeśli do niej się dostaną to stracimy fortecę! Nie można na to pozwolić!
- CO TY NIE POWIESZ! - odkrzyknęła. Gdy snajper złapał ją za rękę, próbowała się szarpać - NIE MOGĘ STRZELAĆ JEDNĄ RĘKĄ!
Na końcu południowej strony korytarza, może dziesięć metrów od nich w dymie Kayle dostrzegł pięć sylwetek, które szybko przeszły na drugą stronę drzwi. Prawdopodobnie była tam cała drużyna, to jest dziesięciu, po obu stronach przejścia do korytarza. Głębiej w pomieszczeniu do korytarza strzelało jeszcze kilka niewidocznych osób. Smugi laserowe wypełniały jego nozdrza zapachem ozonu, a od gorąca i rozbłysku koło oczu pogłębiała się jego dezorientacja - nie znał wszak dobrze twierdzy, a zgiełk bitewny nie ułatwiał sprawy. Był jednak odkryty i każda sekunda tu spędzona oznaczała ryzyko trafienia.
Poza tym usłyszał w górze przetworzone przez maski gazowe głosy weteranów. Każdy jeden z nich mógł pojawić się błyskawicznie i wziąć go z zaskoczenia.
- WEŹ MOJĄ BROŃ I BIEGNIJ TAM! - wskazała na północną stronę korytarza, gdzie, wydawało mu się, że widział schody. Rada arbiterki też miała sens - jego karabin wyborowy nie był zbyt poręczną bronią w ciasnych korytarzach twierdzy-posterunku. Slovinsky wykonał polecenie i udał się w stronę, z której zdawało się, że widać schody. Całą drogę starał się pokonać jak najszybciej i pozostać jak najmniej zauważonym. Brał udział w wielu misjach ale dotychczas nie musiał się męczyć w ciasnych korytarzach pokrytych gęstym dymem. ~Jeśli z tego wyjdę, to Childan pożałuje, że się tak zapijaczył. Przydałby się teraz w pełnej kondycji~ powiedział do siebie pod nosem zanim dostał się na schody. Po dotarciu do schodów starał się pozbyć oddziału stojącego w drzwiach jednak samemu stojąc w takiej odległości było bardzo ciężko.
__________________ "Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!" |