Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2013, 11:32   #20
Fenris
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
- Nie bądź śmieszny! - Robar ledwie spojrzał na wielkiego górala i spróbował przejść obok niego, ignorując go z pełna premedytacją. Alkohol wciąż krążył w jego żyłach dodając mu fałszywej odwagi, mimo tego nie bardzo miał ochotę na wzbudzanie burd tuż pod nosem starego lorda pijawki.

Nie dało się jednak Górala tak łatwo ominąć. Wielka łapa wystrzeliła i opadła ciężko na ramię Robara, który i tak już lekko podchmielony, zachwiał się pod naporem umięśnionego przydatku.

- Słuchaj no - burknął mężczyzna - Jesteś z którejś kompanii Starków? A może przypałętałeś się szpiegować dla kogoś innego? Gadaj, albo nikt nad tobą nie zapłacze.

- Idę złożyć meldunek Lordowi Pijawce. - Powiedział cedząc przez zęby. - Więc jeśli cenisz sobie swoją skórę, zabierz swoją pieprzoną łapę. - Dodał patrząc groźnie w oczy dużo większego od siebie wojownika.

Wojownik nie odwrócił wzroku, Robar mógłby przysiąc że widział w jego oczach błysk rozbawienia, ale nie miał szansy by się mu bliżej przyjrzeć, bo czoło górala z wielką siłą i szybkością uderzyło w jego własne. Bard zobaczył sklepienie niebieskie i gwiazdy, i chyba padł na ziemię, ale pewności nie miał.
Gdy mroczki przed oczami ustąpiły na tyle, że był w stanie zorientować się co się dzieje było już za późno. Pierwszym co zobaczył, była podeszwa skórzanego buta, który z wielką prędkością zbliżał się do jego głowy. Próbował, co prawda, przeturlać się, ale alkohol i wcześniejszy cios skutecznie mu to uniemożliwiły, rozpaczliwym gestem udało mu się zasłonić głowę rękami, aby choć w minimalnym stopniu złagodzić nadchodzące kopnięcie. Olbrzym się nie patyczkował, Snow przez chwilę bał się, że góral połamał mu przedramię, na którym wylądował but. Gdyby trafił w głowę, albo gdyby był podkuty...wolał o tym nie myśleć. Ból otrzeźwił go w ułamku sekundy, akurat na czas, żeby niemal odruchowo złapać powracającą stopę klanowca i wykręcić ją w próbie obalenia olbrzyma. Góral był wolny, ale nie na tyle, żeby nie zorientować się co się dzieje, wiedząc, że za chwilę straci równowagę, spróbował odwrócić sytuację na swoją korzyść i upaść prosto na Robara, z wyciągniętym do przodu kolanem mającym za zadanie zdruzgotać odsłonięte teraz żebra. Snow wiedział, że nie zdoła zatrzymać takiej siły, mógł jej jedynie uniknąć. Puścił nogę wojownika i obrócił swoje ciało na bok, dzięki czemu kolano wojownika zamiast w niego trafiło w ziemię tuż obok. Bard zrozumiał, że to nie są żarty, jedną ręką sięgnął po zatknięty za pas sztylet, a drugą zasłonił się przed uderzeniem pięścią, które nastąpiło uderzenie serca później. Góral pochłonięty walką nie zauważył wyciągniętego ostrza, rzucił się na Robara całym ciałem aby dokończyć pojedynek i to go zgubiło. Jego własny impet wbił szytlet w jego ciało aż po rękojeść. Następne co pamiętał bard to, że został wyciągnięty spod ciężkiego ciała i zawleczony przez dwóch ludzi do oficera z wyszytym na ramieniu obdartym ze skóry człowiekiem...

Oficer nie zadawał pytań i nie czekał z decyzją, bard trafił prosto przed oblicze Roosa Boltona, najbardziej kwaśnolicego męża jakiego kiedykolwiek wydała ta ziemia. Pijawka milczał i mierzył jeńca zimnym wzrokiem. W końcu gestem odprawił ludzi i podszedł bliżej. Czekał.

Robar zastanawiał się, czy Lord Bolton rozpoznał w nim dawno zaginionego syna, lecz po jego obliczu nie można było tego wywnioskować. Gorączkowo myślał co powiedzieć. Jedno nieprzemyślane słowo i będzie po nim...

- Witaj ojcze. - Powiedział z przekąsem. Brew pijawki niemal niezauważalnie drgnęła - Jestem tu, ponieważ Domeric ma kłopoty. Ponoć zabił króla i siedzi w lochu, ale o tym pewnie wiesz... - machnął ręką obejmując jej ruchem obóz i armię. - Nie wiem jak rozwinęła się ta sprawa...mam nadzieje, że jeszcze żyje. - Powiedział. - Tak czy inaczej...chcę pomóc.

Stary Bolton milczał dalej, wymownie wpatrując się w młodzieńca. Robar nie musiał zgadywać, dobrze wiedział, że ojciec nie lubi marnować słów. Czekał na dalsze wyjaśnienia, nie miał zamiaru otworzyć ust zanim nie usłyszy wszystkiego, co rozmówca ma do powiedzenia, a to był dopiero początek rozmowy.

- Mam coś dla ciebie. - Odpowiedział Snow po chwili milczenia. - Choć nie za darmo. Ja i Domeric mieliśmy umowę... - Zaczął po chwili wyjaśnienia. - Niestety, jego wycieczka do lochu przekreśliło naszą współpracę. - Chciałbym, żebyś wywiązał się z tej umowy w imieniu swego dziedzica, Domeric obiecał mi ładunek żelaza wraz z transportem na Skagos, a także kilku ludzi, którzy pomogą mi zbudować kuźnie. - Powiedział twardo. - W zamian, dam ci Tyriona Lannistera... - Zakończył swój wywód i nerwowo oczekiwał na odpowiedź. Chciał wiele, a lord Bolton, mógł nie podzielać zdania swego syna o takiej pomocy, bard mógł mieć jedynie nadzieję, że Roose wierzy w swojego syna na tyle, aby ufać, że ta transakcja nie przyniesie strat jego rodowi. Tak czy inaczej, był to moment, który miał zaważyć na jego dalszej przyszłości. Roose był człowiekiem zagadką, mógł zgodzić się na jego warunki, ale równie dobrze mógł kazać wtrącić go do jakiegoś prowizorycznego lochu, mimowolnie pomyślał o Ferro. Oby dane mi było ją jeszcze zobaczyć - Pomyślał.
 
Fenris jest offline