Naczesna to była godzina, aby w chwili wolnej od pracy udać się w pieszki na obaczenie, czy aby po okolicy ziela przyprawnego kępy nie rosną. Niklaus już cieszył się na myśl o koprzyku, pietruszy i lubczyku, które stanowiły nieodzowny element jego kuchni. Naciągnął tedy swój kabat na plece i wraz ze swym krasnoludzkim kamratem ruszył na bramę, aby na okalających grodzisko łąkach ziela poszukać.
Po głowie też chodziła Niziołkowi nowa receptura na wieczerne i ranne jadło. Planował więc zawczasu sprawunki, których również pamiętać musiał. Wnet ich wędrówkę przerwał raban, jaki przy bramie się uczynił. Oto bowiem jakieś babsko o dopomożenie wołało, aby jej uczynić zadość i do grodu wpuścić. Na to ozwali się sierdziwi wojowie, co przejścia strzegli i jęli ją odganiać precz.
Nizioł, choć był dość pierzchliwy i w pierwszej myśli wziął ją za skrytego zbója, to po dalszym namyśle powziął, że kobieta ta może faktycznie ratunku jakiego szuka. Tedy to postanowił zastawić się za nią i tak oto rzekł żołdakom: -Panowie rycerzy, a od kiedy to się bab boicie do miasta puszczać? Przecie jeśliby co złego zbroiła, to zara ją na swych pałaszach rozniesiecie. Czy to wasz honor godzi się na to, aby w potrzebie istotę spod drzwi odganiać? Przeto wpuście ją jak prosi. - Niklaus wiedział, że język jego godzi niczym wojak swą szabelką, a bystrość umysłu często na różnego typu fortele mu zezwala, toteż i tym razem myślał, że tą sprytną sztuczką przekona wojaków do posłuchu. |