Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2013, 18:03   #12
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Sługa postanowił zostawić mistrza samemu sobie, otrzymując dzięki temu kilkanaście minut spokoju. Jednak nic co dobre, nie trwa zbyt długo. Do pomieszczenia przyszedł jeden z pracowników ambasady, oznajmiając, że przyszedł jakiś gość. Najwyraźniej nadawca listu nie obawiał się pójścia do bazy przeciwnika. Po chwili do pomieszczenia wszedł średniego wzrostu mężczyzna w białym garniturze, bardziej jednak w oczy rzucały się jego włosy - półdługie, koloru słomy i tworzące specyficzne loczki. W lewej dłoni trzymał walizkę.


- Mam przyjemność z Carlem Adohsem? - zapytał, bacznie przyglądając się słudze. Czyżby mu coś nie pasowało?
- Tak. Czym mogę służyć? - spytał Geoffrey grzecznie, naśladując tonacje i głos swego mistrza. Był jednocześnie cały czas gotów do ataku, gdyby ich fortel nie wypalił. Nie ważne jak potężny był ten osobnik, nie mógł się mierzyć siłami ze sługą.
- Przyszedłem tu z pewną prośbą. Myślę, że tak to można określić. Z pewnością jednak nie mam wrogich zamiarów. - blondyn pozwolił sobie, żeby usiąść. Postawił na stole walizkę i otworzył ją, wyjmując z niej coś, czego Geoffrey nie znał. Średnich rozmiarów, “czarne” coś, które rozłożył. Kliknął coś i tajemniczy przedmiot - jakim był najzwyklejszy laptop - zaświecił się.
- Otóż, my, magowie, nie mamy łatwego życia. Zapewne doskonale o tym wiesz, czyż nie? - zapytał, czekając, aż jego maszynka się włączy.
- Nie, stanowczo nie. Aczkolwiek niektórzy z nas radzą sobie z nim lepiej niż inni. - odpowiedział, wyraźnie mając na myśli karierę swojego mistrza. Z tego co rozumiał ukrywał się on pod przykrywką wędrownego kuglarza. - Nie jestem jednak pewny czy możemy mówić o braku złych zamiarów w czasie Wojny. Magowie zabijają siebie nawzajem. Tak było od zawsze. - dodał, pogrążając się przez chwilę we wspomnieniach. W dalszym ciągu obserwował przybysza z pewnymi podejrzeniami, choć bez wyraźnej wrogości.
- Owszem. W pewnym momencie staniemy przeciwko sobie, o ile nie zostaniemy zabici wcześniej. Jednak teraz? Teraz przychodzę tutaj tylko i wyłącznie z dobrą radą. Bo to jest wojna magów. Jednak cóż to za wojna magów, w której uczestniczą więcej niż magowie? Tu jest właśnie problem. Doskonale powinieneś wiedzieć, że Zakon lubi wcinać swój nos w nie swoje sprawy. A to co zrobiłeś byłoby bardzo widoczne. - kilka błyskawicznych stuknięć w klawiaturę i na ekranie laptopa pojawił się film. Doskonale pokazywał on kilka wychodzących zombie z cmentarza. Później widać było na nim także twarz Carla.
- Na szczęście jedna z moich kamer zdołała to uchwycić. Cóż, obawiam się, że to działanie jest zbyt otwarte. Z drugiej strony... wybuch który był jakiś czas temu zapewne nie był wywołany przez zwykłych ludzi. - blondyn westchnął głośno. Czemu to wszystko jest takie problematyczne?
Geoffrey potarł czoło w zamyśleniu. Zakon... katolicy. Zawsze katolicy. Minęły ponad dwa millenia, miał nadzieję że ta religia dawno umarła.
- Wybuch... Zapewne miała coś z tym wspólnego ta dziewczyna z zwierzętami. Tak otwarte rzucanie wyzwania... Nierozważne. Krótkowzroczne. Głupie. - potrząsnął głową z rezygnacją - Jednakże. - odezwał się ponownie, a w jego głosie słychać było stalowe nuty - Jeśli Zakon będzie próbować mieszać się w wojnę, zostaną zniszczeni. Nie mają z nami szans w otwartej konfrontacji.
- Można tak twierdzić. Jednak Zakon ma swoją sławę nie bez powodu. Są wyspecjalizowani w zabijaniu magów i to jest fakt. Głupotą jest zapraszanie ich do tańca, bo nawet najpotężniejsza magia może zawieść przy spotkaniu z ich skrytobójcą.
Sługa uśmiechnął się, nieco krwiożerczo.
- Możliwe. Są oni jednak tylko ludźmi, nieprawdaż? A każdy człowiek... - jego uśmiech jeszcze się poszerzył - ...może umrzeć. - Jego myśli na moment powędrowały ku Skritowi. Każdy mag powinien znać swe narzędzia. - Jednakże, w dalszym ciągu nie odpowiedziałeś na najważniejsze pytanie. - nachylił się delikatnie - Co czyni cię cenniejszym żywym niż martwym?
- To, że jeśli spróbujesz mnie zabić, to nie skończy się to tylko na jednym martwym. Zapewniam, że będzie tutaj więcej niż jeden trup. A wśród nich nie koniecznie będzie mój. Czy taka odpowiedź jest zadowalająca? - odparł pewnie blondyn, wyraźnie nie obawiając się groźby.
Delikatny, bardziej ironiczny uśmiech powrócił na twarz Geoffreya.
- Oy, oy. Jeszcze jesteśmy przyjaciółmi. Masz kręgosłup, przynajmniej tyle. - Choć droga od pewności siebie do grobu jest krótka, dodał już w myślach. - Więc? Z jaką ofertą przychodzisz?
Nie odpowiedział od razu, tylko błyskawicznie wstukał kilka rzeczy w laptopie. Tym razem na ekranie wyświetlił się widok z gigantycznej sieci kamer. Wybrał jedną z nich, która pokazywała most na Wiśle. Aktualnie znajdowała się tam masa pojazdów policji, straży jak i pogotowia.
- Mam informacje. Potrzebuje kogoś, kto może je wykorzystać. - stwierdził krótko.
- W takim wypadku dwa pytania. - spojrzał przybyszowi prosto w oczy - Dlaczego ja? Dlaczego sam nie wykorzystasz tych informacji.
- Z prostego powodu. Jesteś pierwszym z mistrzów którego udało mi się odnaleźć. Zapewniam jednak, że nie ostatnim. - na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Nie jestem typem wojownika. Zdobywam wiele informacji, lecz cóż z tego, skoro nie mam możliwości by je wykorzystać?
- A więc ustaliliśmy jakie korzyści ja odniosę. A co ty z tego będziesz mieć? - zapytał, ciągle spokojny - Nie ma nic za darmo. A już na pewno nie w świecie magów.
- Co będziesz miał? Informacje. Od dawna wiadomo, że to jest najpotężniejsza z broni, że nie mam jej równych. Ja natomiast będę miał sprzymierzeńca. Czyż nie jest to dobry interes?
- W takim razie sądzę że mamy umowę. W jaki sposób będę mógł się z panem skontaktować, panie...?
- Ja będę się z panem kontaktował. Zostawię laptopa. - odparł z lekkim uśmiechem, wstając.
- Natomiast moje imię, proszę mi uwierzyć, jest absolutnie nieważne.
- W takim razie żegnam i życzę miłego dnia. Będę oczekiwać na pańskie informacje. - odezwał się Geoffrey, jednocześnie zastanawiając się przez moment. W końcu jednak postanowił zaczekać z dalszymi akcjami na wyjście gościa.
- Dziękuje, wzajemnie. Do następnego spotkania. - odparł z lekkim uśmiechem i opuścił ambasadę.
Geoffrey upewnił się że jego najnowszy współpracownik opuścił pomieszczenie, jak również budynek.
- Zakon. Hmm... - wymamrotał pod nosem. Jego mistrz ciągle nie wrócił. Wyglądało na to że wojna będzie pełna problemów. A istniało tylko jedno uniwersalne rozwiązanie na każdy problem.
Sługa wyciągnął przed siebie dłoń, w której pojawiła się księga. Otworzył ją, i w ciągu paru sekund odnalazł właściwą formułę. Zaczął szybko szeptać słowa w języku tak starym, że zapomnianym już przez wszystkich.
Gdy skończył, na stoliku pojawił się duży, szaro-czarny szczur. A na twarzy Sługi złowieszczy uśmiech.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline