Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-02-2013, 22:28   #11
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
[media]http://www.youtube.com/watch?v=XPiWUq5DUjE[/media]

Terra

Wybuchy były dwa, co Gaja była w stanie odczuć w dosyć prosty sposób – głównie dlatego, że drugi jej nie zranił, a jedynie wypchnął. Jednak pierwszy to było coś innego. Ciężko powiedzieć, co konkretnie zrobił Hoplita, ale z pewnością miało to gigantyczną moc. Gdy fala uderzeniowa, wywołana przez uderzenie włóczni, w mniej niż kilka setnych dotarła do Matki Wszechrzeczy. Ilość many jaka wprowadzona była w atak była porażająca. Tarcza, która chroniła Terre, została niemalże zniszczona, zostawiając sługę na resztkach many. Także ziemna kopuła nie wytrzymała starcia z umiejętnością Hoplity, rozpadając się na malutkie kawałki. Ciężko było to dostrzec, gdyż zaraz po tym doszło do eksplozji dachu, co wystrzeliło Gaje wysoko w niebo. Lecąc mogła jedynie podziwiać sporych rozmiarów dziurę w ziemie i jej płonące dzieło. Wybuch bezproblemowo zmiótł z Terry wszystko, co nie było chronione magią – zarówno skryte zwierzęta jak i odzienie.


Gdyby nie to, że grawitacja jest bezlitosna, zapewne leciałaby sobie w nieskończoność, jednak siła przyciąganai ziemskiego dotyczyła także sług i dosyć szybko Gaja zaczęła opadać. Na dodatek, zgodnie z prawami fizyki, przyśpieszała z każdą sekundą. Mimo dosyć niespodziewanego lotu, zdołała ona zachować na tyle trzeźwości umysłu, by wytworzyć w miejscu swojego upadku warstwę roślinności, która pozwoliła zamortyzować upadek. Matka wszechrzeczy wylądowała na samym środku czyjegoś podwórka. Od widoku z zewnątrz osłonięta była żywopłotem jak i domem. Krótkie spojrzenie po oknach pokazało, że nikt niczego nie dostrzegł – bądź przynajmniej nie lampił się centralnie przez okno. Bądź raczej to co z nich zostało, bo szyby były w szczątkach. Tym samym jeśli mieszkańcy byli w domu, to prawdopodobnie biegli w drugą stronę, patrząc na powoli unoszącą się ku niebu kulę ognia, za którą podążał gęsty dym. A byli w domu z pewnością, o czym świadczyła głośna muzyka, oznajmiająca właśnie:
Jestem bogiem, uświadom to sobie sobie
Ty też jesteś bogiem, tylko wyobraź to sobie sobie

Gaja miała resztki sił. Większość energii magicznej pochłonęła ochrona przed oboma wybuchami, przez co jej mana była na wyczerpaniu. Trzeba było działać szybko – w końcu nie wiadome było, czy ktoś dostrzegł jej lot.


Geoffrey

Farbowanie włosów na nowy kolor poszło całkiem sprawnie, chociaż Geoffrey nie mógł przyzwyczaić się do swojego nowego wyglądu. Jednak wojna wymaga wielu poświęceń a dziwny wygląd nie był jakoś szczególnie wielkim. Ale zielony?! Jak widać, konflikty stały się jeszcze brutalniejsze niż w zamierzchłych czasach.
Geoffrey nie oczekiwał jednak bezczynnie. Wciąż próbował doprowadzić swoją tajną broń do użytku, z zadowalającymi efektami, jednak z pewnością czekało go jeszcze dużo pracy. Jednak jego starania przerwało pewne, niezbyt spodziewane, wydarzenie. Wpierw do jego uszu doszedł głośny huk, następnie zatrzęsły się wszystkie szyby w pomieszczeniu w którym się znajdował. Cóż, ktoś musiał się nieźle zabawiać. Jednak jakieś dziwne uczucie sprawiało, że Geoffrey martwił się o Carla. Czyżby coś mu zagrażało?

Rzuć mi na PW informacje czy Geoffrey dalej czeka czy nie, kontynuacja będzie na docu.



Carl Adohs

Póki co wojna – przynajmniej dla Carla – była strasznie gówniana. Kanały, kanały i jeszcze raz kanały. Jeszcze trochę i do CV śmiało będzie mógł sobie wpisać "doskonała znajomość Warszawskiej kanalizacji" – o ile po końcu wojny cokolwiek z tego miasta zostanie. Biorąc pod uwagę zdolności destrukcyjne zwykłego maga – nawet nie wspominając o sługach! - była to dosyć wątpliwa kwestia. Zapewne kwestią czasu było, aż to wszystko pierdolnie. Lecz póki co miasto było w dobrym stanie. Jeszcze.
Dosyć spokojną podróż przerwało spotkanie kogoś innego. W samym środku kanałów? Cóż, to było podejrzane, tym bardziej, że nie był to żaden z pracowników miejskich. Coś podpowiadało Carlowi, że to w ogóle nie był człowiek. Dobył swej broni i ukryty w ciemnościach, powoli zaczął się zbliżać. Istota dyszała dosyć głośno i przypominała zniekształconego człowieka. Przeczucie kazało Carlowi atakować – skoczył do przodu i wyprowadził czysty sztych w klatkę piersiową. Przeciwnik jedynie zaczął kłapać zębami i próbował się obrócić. Ostrze szybko wysunęło się z ciała i wykonało cięcie – na tyle szerokie ile to możliwe w kanałach – które pozbawiło go głowy. To było już wystarczająco skuteczne by pozbawić "to coś" życia.
Niezrażony tym drobnym incydentem, Carl kontynuował. Przez kilka minut szedł w spokoju – o ile ten można utrzymać w tak okropnym zapachu. Jednak szczęście nie wydawało mu się dopisywać. Eksplozacja która musiała mieć miejsce na powierzchni zdecydowanie popsuła jego plany. Huk został spotęgowany przez ciasnotę kanałów, pozbawiając Carla na kilkanaście minut słuchu. Natomiast jakieś piętnaście metrów przed nim ziemia dosłownie się zapadła, tworząc sporych rozmiarów dziurę. Całe podziemia zadrżały, kilkanaście kamieni spadło z sufitu, jeden całkiem blisko mistrza. Fala uderzeniowa rzuciła go prosto w ścieki, co z pewnością nie było miłym przeżyciem. Kiedy zdołał już otrzeć oczy z gówna, dostrzegł kolejny, ważny fakt. Do powstałej dziury zeskoczył mężczyzna w greckiej zbroi, z włócznią w ręce. Jego skóra wyglądała na nienaruszoną pomimo wybuchu, jedynie zbroja była cała od sadzy.
Wyglądało na to, że trafił w sam środek imprezy.


Hetman

Mina Wilskiego w momencie, kiedy Hetman wyskoczył przez okno, była jedną z tych, których się nie zapomina. Gdyby ktoś w tym momencie zrobił mu zdjęcie, z pewnością stałaby się ona kompletnym hitem internetu a w przyszłości zapewne sławnym memem. Jednak nikt nie wykorzystał tej niepowtarzalnej okazji, a sam sługa wzbijał się w powietrze. Wyglądało to, jakby unosił się na czymś niewidzialnym, ludzkie oko jednak nie było w stanie określić co to.
Hetman poleciał w kierunku z którego doszedł dźwięk eksplozji. Nawet z góry widać było gigantyczne pobojowisko. Puszcza, która zajęła cały teren zoo, płonęła, wznosząc w górę gęste kłęby dymu. Gdzieś pomiędzy nimi dało się dojrzeć wielką dziurę w samym jej centrum, jednak jego wzrok nie był w stanie określić niczego dokładniej, poza faktem, że coś takiego było.
Natomiast przed głównym wejściem do zoo musiała odbyć się istna masakra. Masa martwych antyterrorystów i ich płonące pojazdy. Ktoś dokonał sporego mordu, nie zostawiając nikogo żywego. Jednak żeby powiedzieć coś dokładniej, Hetman musiałby podlecieć bliżej.


Samuel Krasnowicz

Wybuch słychać było w całej Warszawie, więc Samuel i jego asystentka nie byli wyjątkami. Wiele się nie zastanawiając, wcisnęli gaz do dechy i ruszyli w kierunku mieszkania Wilka, pewni, że ten już zaczął działać. Trzeba przyznać, że mieli pełną rację, jednak o tym mieli dowiedzieć się dopiero za chwile. Zajechanie pod blok zajęło sporo czasu, gdyż eksplozja wywołała nadzwyczajną ilość korków. Łamiąc w kilku miejscach przepisy, Anita w zadowalającym czasie doprowadziła ich pod blok. Nawet nie musieli się fatygować na górę, ledwo wyszli z samochodu a Wilski już był na dole, poprawiając kaburę z pistoletem.
- CO TO KURWA BYŁO?! - wydarł się, wskazując przy tym palcem na Samuela.
- Będziesz mi musiał wiele wyjaśnić! Naprawdę wiele! Jakim cudem twój kumpel wyskoczył i przeżył? Kurwa, to, że przeżył, to chuj! ON ODLECIAŁ! ODLECIAŁ KURWA! I ta eksplozja! Prawdopodobnie zdziesiątkowana antyterrorka! Sam, co tutaj, kurwa, się dzieje?! - zdecydowanie nie wyglądało na to, żeby Wilski miał zamiar wejść do samochodu bez jakichkolwiek wyjaśnień.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=kvKXt3Surlk[/media]

Inari Magare i Kapłan

Motel na przedmieściach był idealnym miejscem – przynajmniej według Inariego – do przyzwania sługi. W końcu kto szukałby w tak spokojnym miejscu przeciwnika, skoro mógł to robić w tłocznym centrum miasta, niszcząc przy okazji połowę dzielnic, Pałac Kultury i Nauki czy jakieś zoo? Z pewnością większość walk skupi się w samej Warszawie, przez co po wojnie wiele z niej nie zostanie, jednak w tej chwili pasowało to magowi. Szansa, że wpadnie ktoś do niego wymachując mieczem była dosyć znikoma, więc mógł skupić się na swoim celu. Zamknął drzwi na klucz, zasłonił okna i przeszedł z oświetlania elektrycznego na świeczki, które i tak były potrzebne w rytuale. Ten sam w sobie nie należał do szczególnie skomplikowanych – bądź raczej takie wrażenie sprawił. Pieczęcie rozkazu wydawały się same kierować magiem, który kolejne znaki rozrysowywał niemalże bez udziału świadomości. Gdy wszystko zostało ukończone, została do wymówienia formułka, którą Inari wyrecytował bez większych problemów.
Gdy wypowiedział ostatnie słowa, światła zgasły. Po chwili świeczki same z siebie zapłonęły ponownie, jednak pomieszczenie wypełnione było dymem. Jego woń była całkiem przyjemna, jednak on powoli upadał, odsłaniając postać sługi.
- Sługa Kapłan melduje się na rozkaz. - oznajmił głos przyzwanego.

// Aktualnie jesteście do tyłu z czasem akcji. Zapoznajcie się i potem opisze wam co dalej. //


Aleksander Wilk & Jackie

Jedno to pojechanie na urlop w zwykłej pracy, drugie w pracy Aleksandra. Trzeba przyznać, że musiał się sporo nagimnastykować, aby takowy mu przydzielono. „Będziemy mieli dużo pracy”, mówili, jednak jakoś magowi udało się namówić zarząd, żeby pozwolił mu odpocząć. Jeszcze większym wyzwaniem było takie zaangażowanie się w wojnę, żeby nikt nie dowiedział się o tym, że on w niej uczestniczy. Jego przełożeni mieli oczy w wielu miejscach i z pewnością nie byliby zadowoleni, gdyby dojrzeli go z jakimiś czarodziejami. To źle wpływa na image!
Jednak udało mu się to wszystko. Wysiadł z samolotu w Warszawe i mógł zająć się tym, czym powinienem. Czyli na dobry początek, przyzwaniem sługi. Wpierw jednak trzeba było znaleźć ustronne miejsce, co już nie było takie łatwe, szczególnie, nie znając zbytnio miasta.
Błąkał się tak do późnego wieczora, aż dojrzał dom z pięknym napisem „na sprzedaż”. Wyglądało na to, że właściciel zdążył się przenieść, gdyż w otoczonej żywopłotem rezydencji nie było zapalone żadne światło. Ba, nawet furtka była otwarta! Najwyraźniej szczęście uśmiechnęło się do Wilka, który wolnym krokiem skierował się do drzwi frontowych. Nie przejmował się kluczami – zrobił dziurę w drewnie, przez którą przeszedł. Znalazł pomieszczenie z najmniejszą ilością okien, zasłonił żaluzje i wziął się do roboty. Mieszanka substancji chemicznych wylądowała na podłodze, tworząc różne znaki. Gdzieniegdzie stały świeczki, ustawione według woli zaklęć rozkazu. Następnie Aleksander zaczął recytować formułkę, której kolejne słowa same wychodziły z jego ust. Gdy skończył, światło nagle zgasło. Powróciło po chwili, wraz z gęstym dymem. Dopiero po chwili wyłoniła się z niego żeńska sylwetka.
- Sługa Jackie melduje się na rozkaz. - oznajmił kobiecy głos.

// Aktualnie jesteście do tyłu z czasem akcji. Zapoznajcie się i potem opisze wam co dalej. Karmazyn, przypomnij mi, żebym Ci opisał kilka rzeczy związanych z historią Twojej postaci. Chyba, że nie chcesz darmowych informacji //


Baron

- Sługa Baron melduje się na rozkaz. - tak brzmiały pierwsze słowa sługi po przyzwaniu. Zresztą, nie było to nic specjalnie indywidualnego, gdyż Graal zmuszał do wypowiedzenia tej formułki każdego z nich. W świetle świec i powoli rzednącym dymie dostrzegł on wysokiego mężczyznę w czarnym płaszczu i szerokim kapeluszu w tej samej barwie. Po twarzy Baron mógł ocenić, że jego mistrz był Słowianinem, zapewne Polakiem.
- Carski generał? - zapytał cicho, unosząc przy tym lekko brwi. Pytanie jednak było wyraźnie retoryczne.
- Ciekawie, ciekawie. Mundur zapewne z okresu pierwszej wojny światowej, jednak pewności nie mam. Patrząc na to, że pojawiłeś się w takiej formie, pewnie zginąłeś na froncie wschodnim. Albo w trakcie rewolucji, walcząc z tymi przeklętymi komunistami. Przynajmniej taką mam nadzieje. - Baron poczuł dziwne uczucie, przypominające mrowienie w tyle głowy. Wyglądało to, jakby jego mistrz szykował się do użycia zaklęcia rozkazu. Najwyraźniej od odpowiedzi na to pytanie mógł zależeć jego dawny udział w wojnie.
 
Elas jest offline  
Stary 18-02-2013, 18:03   #12
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Sługa postanowił zostawić mistrza samemu sobie, otrzymując dzięki temu kilkanaście minut spokoju. Jednak nic co dobre, nie trwa zbyt długo. Do pomieszczenia przyszedł jeden z pracowników ambasady, oznajmiając, że przyszedł jakiś gość. Najwyraźniej nadawca listu nie obawiał się pójścia do bazy przeciwnika. Po chwili do pomieszczenia wszedł średniego wzrostu mężczyzna w białym garniturze, bardziej jednak w oczy rzucały się jego włosy - półdługie, koloru słomy i tworzące specyficzne loczki. W lewej dłoni trzymał walizkę.


- Mam przyjemność z Carlem Adohsem? - zapytał, bacznie przyglądając się słudze. Czyżby mu coś nie pasowało?
- Tak. Czym mogę służyć? - spytał Geoffrey grzecznie, naśladując tonacje i głos swego mistrza. Był jednocześnie cały czas gotów do ataku, gdyby ich fortel nie wypalił. Nie ważne jak potężny był ten osobnik, nie mógł się mierzyć siłami ze sługą.
- Przyszedłem tu z pewną prośbą. Myślę, że tak to można określić. Z pewnością jednak nie mam wrogich zamiarów. - blondyn pozwolił sobie, żeby usiąść. Postawił na stole walizkę i otworzył ją, wyjmując z niej coś, czego Geoffrey nie znał. Średnich rozmiarów, “czarne” coś, które rozłożył. Kliknął coś i tajemniczy przedmiot - jakim był najzwyklejszy laptop - zaświecił się.
- Otóż, my, magowie, nie mamy łatwego życia. Zapewne doskonale o tym wiesz, czyż nie? - zapytał, czekając, aż jego maszynka się włączy.
- Nie, stanowczo nie. Aczkolwiek niektórzy z nas radzą sobie z nim lepiej niż inni. - odpowiedział, wyraźnie mając na myśli karierę swojego mistrza. Z tego co rozumiał ukrywał się on pod przykrywką wędrownego kuglarza. - Nie jestem jednak pewny czy możemy mówić o braku złych zamiarów w czasie Wojny. Magowie zabijają siebie nawzajem. Tak było od zawsze. - dodał, pogrążając się przez chwilę we wspomnieniach. W dalszym ciągu obserwował przybysza z pewnymi podejrzeniami, choć bez wyraźnej wrogości.
- Owszem. W pewnym momencie staniemy przeciwko sobie, o ile nie zostaniemy zabici wcześniej. Jednak teraz? Teraz przychodzę tutaj tylko i wyłącznie z dobrą radą. Bo to jest wojna magów. Jednak cóż to za wojna magów, w której uczestniczą więcej niż magowie? Tu jest właśnie problem. Doskonale powinieneś wiedzieć, że Zakon lubi wcinać swój nos w nie swoje sprawy. A to co zrobiłeś byłoby bardzo widoczne. - kilka błyskawicznych stuknięć w klawiaturę i na ekranie laptopa pojawił się film. Doskonale pokazywał on kilka wychodzących zombie z cmentarza. Później widać było na nim także twarz Carla.
- Na szczęście jedna z moich kamer zdołała to uchwycić. Cóż, obawiam się, że to działanie jest zbyt otwarte. Z drugiej strony... wybuch który był jakiś czas temu zapewne nie był wywołany przez zwykłych ludzi. - blondyn westchnął głośno. Czemu to wszystko jest takie problematyczne?
Geoffrey potarł czoło w zamyśleniu. Zakon... katolicy. Zawsze katolicy. Minęły ponad dwa millenia, miał nadzieję że ta religia dawno umarła.
- Wybuch... Zapewne miała coś z tym wspólnego ta dziewczyna z zwierzętami. Tak otwarte rzucanie wyzwania... Nierozważne. Krótkowzroczne. Głupie. - potrząsnął głową z rezygnacją - Jednakże. - odezwał się ponownie, a w jego głosie słychać było stalowe nuty - Jeśli Zakon będzie próbować mieszać się w wojnę, zostaną zniszczeni. Nie mają z nami szans w otwartej konfrontacji.
- Można tak twierdzić. Jednak Zakon ma swoją sławę nie bez powodu. Są wyspecjalizowani w zabijaniu magów i to jest fakt. Głupotą jest zapraszanie ich do tańca, bo nawet najpotężniejsza magia może zawieść przy spotkaniu z ich skrytobójcą.
Sługa uśmiechnął się, nieco krwiożerczo.
- Możliwe. Są oni jednak tylko ludźmi, nieprawdaż? A każdy człowiek... - jego uśmiech jeszcze się poszerzył - ...może umrzeć. - Jego myśli na moment powędrowały ku Skritowi. Każdy mag powinien znać swe narzędzia. - Jednakże, w dalszym ciągu nie odpowiedziałeś na najważniejsze pytanie. - nachylił się delikatnie - Co czyni cię cenniejszym żywym niż martwym?
- To, że jeśli spróbujesz mnie zabić, to nie skończy się to tylko na jednym martwym. Zapewniam, że będzie tutaj więcej niż jeden trup. A wśród nich nie koniecznie będzie mój. Czy taka odpowiedź jest zadowalająca? - odparł pewnie blondyn, wyraźnie nie obawiając się groźby.
Delikatny, bardziej ironiczny uśmiech powrócił na twarz Geoffreya.
- Oy, oy. Jeszcze jesteśmy przyjaciółmi. Masz kręgosłup, przynajmniej tyle. - Choć droga od pewności siebie do grobu jest krótka, dodał już w myślach. - Więc? Z jaką ofertą przychodzisz?
Nie odpowiedział od razu, tylko błyskawicznie wstukał kilka rzeczy w laptopie. Tym razem na ekranie wyświetlił się widok z gigantycznej sieci kamer. Wybrał jedną z nich, która pokazywała most na Wiśle. Aktualnie znajdowała się tam masa pojazdów policji, straży jak i pogotowia.
- Mam informacje. Potrzebuje kogoś, kto może je wykorzystać. - stwierdził krótko.
- W takim wypadku dwa pytania. - spojrzał przybyszowi prosto w oczy - Dlaczego ja? Dlaczego sam nie wykorzystasz tych informacji.
- Z prostego powodu. Jesteś pierwszym z mistrzów którego udało mi się odnaleźć. Zapewniam jednak, że nie ostatnim. - na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Nie jestem typem wojownika. Zdobywam wiele informacji, lecz cóż z tego, skoro nie mam możliwości by je wykorzystać?
- A więc ustaliliśmy jakie korzyści ja odniosę. A co ty z tego będziesz mieć? - zapytał, ciągle spokojny - Nie ma nic za darmo. A już na pewno nie w świecie magów.
- Co będziesz miał? Informacje. Od dawna wiadomo, że to jest najpotężniejsza z broni, że nie mam jej równych. Ja natomiast będę miał sprzymierzeńca. Czyż nie jest to dobry interes?
- W takim razie sądzę że mamy umowę. W jaki sposób będę mógł się z panem skontaktować, panie...?
- Ja będę się z panem kontaktował. Zostawię laptopa. - odparł z lekkim uśmiechem, wstając.
- Natomiast moje imię, proszę mi uwierzyć, jest absolutnie nieważne.
- W takim razie żegnam i życzę miłego dnia. Będę oczekiwać na pańskie informacje. - odezwał się Geoffrey, jednocześnie zastanawiając się przez moment. W końcu jednak postanowił zaczekać z dalszymi akcjami na wyjście gościa.
- Dziękuje, wzajemnie. Do następnego spotkania. - odparł z lekkim uśmiechem i opuścił ambasadę.
Geoffrey upewnił się że jego najnowszy współpracownik opuścił pomieszczenie, jak również budynek.
- Zakon. Hmm... - wymamrotał pod nosem. Jego mistrz ciągle nie wrócił. Wyglądało na to że wojna będzie pełna problemów. A istniało tylko jedno uniwersalne rozwiązanie na każdy problem.
Sługa wyciągnął przed siebie dłoń, w której pojawiła się księga. Otworzył ją, i w ciągu paru sekund odnalazł właściwą formułę. Zaczął szybko szeptać słowa w języku tak starym, że zapomnianym już przez wszystkich.
Gdy skończył, na stoliku pojawił się duży, szaro-czarny szczur. A na twarzy Sługi złowieszczy uśmiech.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 18-02-2013, 18:27   #13
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Słyszał kiedyś o greckiej sałatce ale tak gównianą widział po raz pierwszy. Garnitur do wyrzucenia.
Osunął się do tyłu wyjmując z kieszeni talizman. Pojawił się na nim napis "cień". Chciał go przylepić do ściany i oprzeć się o nią.
Póki co miał nadzieję, że grek go nie spostrzegł. Z drugiej strony chyba oprócz drogi w górę nie ma tu żadnej innej więc ostatecznie będzie musiał skorzystać z linki aby stąd wylecieć.
Znalezienie zaczepu nie było już tak proste. Ostatecznie Carl postanowił zaryzykować i wystrzelić w niezbyt pewnie wyglądającą ziemię, tuż przy początku dziury. Linka wystrzeliła i - ku szczęściu Adohsa - zaklinowała się na tyle, żeby mógł się wciągnąć na powierzchnie. Z deszczu pod rynne, ponieważ trafił wprost w strefe gorącego powietrza i szalejącego dookoła pożaru. Przynajmniej garnitur wyschnie, a może nawet gówno z niego odpadnie?
Udało mu się dostać na kawałek doszczętnie spalonej ziemi, znajdujący się dookoła całej dziury na długość jakiś pięciu metrów. Dalej znajdowała się puszcza - i to dosyć niecodzienna, gdyż całą płonęła.
- Czy ja aż tak wolno biegam, że nawet na imprezę nie zdążę? - wciąż jednak interesującym było spostrzec efekty tego małego wydarzenia. Dla pewności obrócił się na pięcie aby sprawdzić czy hoplita za nim nie lezie po czym rozpoczął poszukiwanie jakiś śladów po bitwie. Liczył na to, że nie wszystko spłonęło. Wie, że dziewczyna była druidką. Ciekawił go bardziej hoplita oraz źródło pożaru. Miło by było odkryć co go spowodowało.
Zgadywał, że źródło było raczej na tym oto fragmencie ziemi. Ogień musiał pochłonąć wszystko potwornie szybko. Przyglądając się efektom wybuchu jak i przypominając sobie to, co sam widział, miał pewność, że doszło tutaj do eksplozji. Carl jednak nie był w stanie dowiedzieć się co dokładnie eksplodowało.
- Duuuupa. Lepiej stąd spadać zanim mnie nagrają. - powiedział już na głos z zarzutem. Podszedł do kanałów i przyklęknął przed zejściem. Po chwili namysłu podniósł dłonie i zagwizdał.
Bezkształtne stworzenia zaczęły formować się wokół niego.

Z czasem zaczęły formować się w postaci... lisie.
- szukajcie hoplity, tam, na dole. - rozkazał z lekkim zainteresowaniem. Po chwili i sam zeskoczył, oczekując aż któryś wróci i pokaże mu drogę. W międzyczasie może zrobić Vortal. Kto wie, czy winny nie wróci na miejsce zbrodni. Bramka do zoo nie musi być najgorszym pomysłem.
Lisy ruszyły na poszukiwania, rozbiegając się w poszukiwaniu hoplity. Minęło kilka minut, aż jeden z nich wrócił i zaczął wskazywać drogę. Carl ruszył za nim i trzeba przyznać, że tempo musiał wyciągnąć całkiem spore - nawet jak na niego. Szybko okazało się, że musi biec i to całkiem na poważnie. W końcu w ciemności zaczął słyszeć kolejne uderzenia stóp, tym razem nie jego. Czyżby Hoplita?
Zwolnił tempa, przyległ do ściany i skinął lisowi aby patrzył czy nic za nimi nie ma.
Sam zaczął powoli kroczyć wzdłuż ściany, lekko się pochylając. Szpiegowanie było całkiem interesującym zajęciem.
Co prawda nie zdziwi się jeżeli nie zobaczy hoplity a kogoś zupełnie innego, ale wciąż może to być jakiś sukces.
Jakby o tym pomyśleć grek pewnie już dawno się zdematerializował. Chociaż?
Trzeba przyznać, że pomysł ten nie okazał się nadzwyczajnie dobry. Głównie dla tego, że Carl zdążył jedynie dostrzec, że ktoś znika za jednym z zakrętów kanalizacji, jednak nie był w stanie stwierdzić, kto to dokładnie był. Ruszył sprintem, żeby nadgonić ściganą osobę, po czym zrobił to samo. Wyjrzał ponownie zza rogu, tym razem dostrzegając Hoplite. Trzeba przyznać, że drań był strasznie szybki, a biegł zaledwie truchtem.
To było dobre i złe.
Dobre, ponieważ w tym tempie nawet nie zda sobie sprawy, że jakaś myszka biegnie za nim.
Złe bo jak już go dojrzy, to Carl jest skończony. Trudno.
Oglądanie tyłka samego Hoplity to za mało aby nazwać jakimkolwiek sukcesem. Łaził już przez tyle gówna, że chciał chociaż zobaczyć jak Hoplita jedna się z swoim panem.
Postanowił, że będzie go w ten sposób szpiegował aż się zmęczy na tyle, że z irytacji nie da rady biec dalej. Daleko dalej jednak biec nie musiał, gdyż kilka “przecznic” kanalizacji dalej, Hoplita zatrzymał się przy drabince, po której zaczął się wydostawać na powierzchnie.
"Raz, dwa, trzy" liczył w myślach Carl mając na uwadze szybkość Hoplity "Osiem, dziewięć, dziesięć..." - Lecisz. - powiedział do lisa i machnął ręką na kanalizację.
No przecież nie wystawi głowy pierwszy aby sprawdzić, czy jest bezpiecznie. Choć raczej było.
- Co się tak patrzysz? Młodszy brata nie chcesz się słuchać! No!
Lis powoli wspinał się po drabinkach, najwyraźniej mając złe przeczucia. Cóż, miał absolutną racje, gdyż kiedy już wystawiał głowe, pokrywa od kanalizacji wróciła na swoje miejsce, zrzucając go na dół.
Na wszelki wypadek Carl oddalił się nieco od drabiny i przykucnął w głębokim cieniu.
- Spróbuj jeszcze raz. - poprosił lisa.
Magiczne zwierze zaprotestowało jednak, ruchem głowy pokazując, że nie ma zamiaru ryzykować kolejnego guza.
- Oj tam. - Carl poprawił kapelusz szukając argumentów. - Poboli, poboli i przestanie! Ja mogę zginąć, pamiętasz? - przekonywał lisa. - Powyjemy do księżyca jak znajdziesz tam coś ciekawego...Albo cośtam. Nie wiem, odwdzięczę się! - zaproponował.
Lis wciąż nie wydawał się zadowolony z takiej umowy. Otarł się jedynie o noge Carla, pobierając przy tym nieco many.
Wstał i przeciągnął się, z dziwnym wrażeniem, że po prostu są pod środkiem ulicy albo parku budowy.
Gwizdnął aby przywołać pozostałą dwójkę.
- Oy, potrzeba aby ktoś sprawdził co jest nad tą klapą. - wskazał palcem. - I czy bezpiecznie jest wyjść.
Z pewnego rodzaju przyzwyczajeniem do warunków z powrotem siadł w gównie i zaczął głaskać pierwsze z zwierząt, które mu tutaj pomogło.
Dwójka lisów całkiem ochoczo ruszyła na górę i podniosła klape. Wyjrzały i - co można uznać za sukces - nic ich nie zabiło. Z drugiej strony, znajdowały się w środku jakieś zaułka, pustego. No, może nie licząc jednego, martwego już, człowieka.
- Oooh. - westchnął Carl wdrapując się na powierzchnię. - To przez niego masz guza. - wskazał palcem na zwłok wpatrując się w lisa który również opuszcza kanalizację.
Zaczął oglądać zwłoki w poszukiwaniu ran po włóczni lub śladu jakiegoś silnego uderzenia w głowę. - Sprawdźcie, czy nie da się go jeszcze znaleźć. - poprosił lisy lekko wątpiąc aby Hoplita gdzieś nie zwiał przy krzątaninie którą mieli na dole. Choć kto wie, może zostawił ślady krwi czy gówna podczas swojej ucieczki.
Carl zajął się przyglądaniem trupowi. Trzeba przyznać, że capił conajmniej tak źle jak kanały, które przed chwilą opuścił. Nieszczęsny bezdomny musiał mieć na tyle pecha, żeby trafić na Hoplite, wskazywała na to spora rana po włóczni w klatce piersiowej. Ostrze musiało przebić się przez mostek i sięgnąć serca.
Lisy wróciły z informacjami dosyć szybko, meldując, że w pewnym miejscu trop rozmył się w powietrzu.
- Hoplita: Szybki w nogach, silny z włócznią i wolny w myśleniu. - podsumował. Zdziwiło go, że dopiero po tak długiej ucieczce grek wpadł na pomysł aby zdematerializować swoją postać.
- No nic. Do laboratorium, ambasady a potem szafy z ubraniami. Dzięki za pomoc. - pogłaskał lisy zadowolony z ich współpracy...raczej. - Możecie już iść gdzie chcecie.
 
Fiath jest offline  
Stary 18-02-2013, 20:02   #14
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Spokojnie, przyjacielu - rzekł Samuel do Tomasza stoickim głosem. - Przecież cię ostrzegałem, prawda? Nadchodzi wojna, a to dopiero jej początek. Przyrzekam ci że dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. Na razie jednak jeśli chcesz ograniczyć rozlew krwi, będziesz musiał mi pomóc. Skontaktowałem się już z Hetmanem. Powiedział że przeprowadzi rekonesans, zaś my musimy czym prędzej dotrzeć na miejsce zdarzenia i przekonać wojsko, że jesteśmy po ich stronie. Jeśli pozwolą swobodnie działać naszej trójce, to obiecuję ci że zrobię wszystko by zminimalizować zniszczenia i straty w ludziach.
Staruch podszedł do samochodu i otworzył drzwi, uprzejmie zapraszając Wilka do środka.
- W trakcie jazdy wyjaśnię ci kim jest Hetman i w jakim celu powrócił do tego świata. Co ty na to? - zaoferował Samuel.
- Studiowaliśmy razem, ale jak robisz mnie w chuja, to będziesz pierwszym nie arabem któremu odstrzelę łeb! - ostrzegł gniewnie, jednak ostatecznie skierował się do samochodu. Wsiadł przez otwarte drzwi i kolejny raz poprawił kabure.
- Jedźmy w końcu i zacznij wyjaśniać co tu się kurwa dzieje.
Czarodziej wsiadł do cadillaca zaraz za Wilkiem i usadowił się wygodnie na tylnym siedzeniu, a po chwili Anita wrzuciła gaz do dechy i samochód z piskiem opon ruszył w kierunku zoo.
- Wiesz że w takiej sprawie bym cię nie okłamywał - stwierdził Samuel. - Cóż, od czego by tu zacząć? To bardzo zawiła sprawa, więc jak powiedziałem, zacznę może od tego kim jest mój latający kolega.
Wcześniej Samuel upewnił się że w samochodzie nie ma żadnych magicznych pluskw. Chciał być szczery z Tomaszem, więc zaczął od tego kim są słudzy i w jakim celu przybyli do tego świata. "Już przekonałeś się na własne oczy iż nie są oni zwykłymi ludźmi" - mówił. - "W dużym uproszczeniu są oni bohaterami z przeszłości... i każdy z nich ma swój własny cel który pragnie zrealizować. Jednak by pozostać w tym świecie, jak każda żywa istota, potrzebują nieprzerwanych dostaw energii. W tym miejscu wkraczają magowie..."
Staruch opowiadał nieprzerwanie niemal przez całą drogę, rozwodząc się na temat roli magów i ich sług. Był to jedynie czubek góry lodowej, aczkolwiek powinien wystarczyć Wilskiemu by przygotować go na to z czym będą mieli do czynienia.
- Więc teraz, czy znając te wszystkie fakty zgodzisz się nam pomóc? - zapytał, podobnie jak wcześniej Hetmanowi, dając swemu przyjacielowi wolny wybór. - A jeśli nie jesteś w stanie uwierzyć w moją historię i potrzebujesz więcej dowodów, to możesz spróbować mnie zastrzelić tu i teraz. Wtedy nie będziesz miał już żadnych wątpliwości, że wszystko co ci powiedziałem jest prawdą.
- Ja pierdole. - skomentował krótko Wilski. Dawka informacji widocznie była zbyt duża, rujnując cały świat jaki znał. Bo cóż on, żołnierz i medyk, miał wiedzieć o magii? Świat, który był tak blisko niego, był mu kompletnie nieznany.
- Muszę się napić... - wyznał po chwili, jednak weteran nie miał przy sobie alkoholu. Cóż, nieszczęścia chodzą parami.
- Jeden, wielki syf. Naprawdę. Ale po tym co widziałem... kurwa, ty musisz mówić prawdę. Dobra. Mogę postarać się ci pomóc. Tylko trzymaj mnie z dala od tej całej... magi. I tych wszystkich sług. Chce być z dala od tego wszystkiego. Rozumiesz?
- Ależ oczywiście - zgodził się Samuel. - Zwykli ludzie i tak nie są w stanie mierzyć się ze sługami. Postaram się jednak zapewnić ci bezpieczeństwo. W obliczu tej wojny z pewnością lepiej jest mieć po swojej stronie maga, niż być niczego nieświadomym obywatelem, nie sądzisz?
Czaordziej uśmiechnął się pocieszająco i kontynuował:
- Jak już mówiłem, zginie jeszcze wielu niewinnych ludzi nim ta wojna dobiegnie końca. Kto wie czy przetrwa ją sama Warszawa? Ty jednak masz okazję przygotować się na najgorsze i wesprzeć nas swoimi znajomościami, jeśli zależy ci na tym mieście i jego ludziach. O nic więcej cię nie proszę.
- Zrobię co w mojej mocy. Zdążyłem wykonać kilka telefonów. Wygląda na to, że nikt nie wie co dokładnie się dzieje. Część moich znajomości nie jest tak dobra jak wcześniej, ale jak dojedziemy na miejsce nikt nie powinien nam przeszkadzać. - zapewnił Wilk.
Gdy tylko Samuel dotarł na miejsce i załatwił wszystkie formalności z oddziałami policji, stwierdził że znajomość z Tomaszem rzeczywiście mu się opłaciła. Mógł okazać się jeszcze dla niego przydatny w tej wojnie. Teraz wszak mógł poruszać się swobodnie dookoła miejsca w którym rozgorzała bitwa i nikt nie wchodził mu w droge. Wilk przedstawił go jako prywatnego detektywa i poręczył za niego, dzięki czemu Samuel mógł poruszać się w tłumie strażaków, policjantów i sanitariuszy bez zwracania na siebie szczególnej uwagi. Nikt nie zdziwiłby się nawet gdyby zauważył że ma ukryty pod płaszczem pistolet... którego jednak nie było sensu uzywać, chyba że nie chciał by przeciwnik poznał jego prawdziwą tożsamość jako czarnoksiężnika.
- להדריך את צעדיי כלפי המיסטיקה - wyszeptał zaklęcie, a w dłoni skrytej pod szatą pojawiła się kartka papieru z wypisanymi na niej hebrajskimi symbolami i natychmiast pociągnęła go w odpowiednim kierunku niczym igła w kompasie, wskazująca linię ziemskiego pola magnetycznego. Natomiast w drugiej dłoni Samuel ściskał kryształową kulę przez którą przekazywał Hetmanowi informacje o miejscu w którym się znajduje i polecił mu mieć oczy szeroko otwarte, by nie przegapił wrogiego sługi czy też maga.
Anita tymczasem poinstruowała Tomasza by zanadto się nie oddalał, gdyż mogą jeszcze potrzebować jego pomocy, a chwilę później podążyła za swym pracodawcą, zadowolona z tego, że wciąż mogła odgrywać swoją rolę uroczej asystentki.
Specyficzny kompas okazał się znikomą pomocą. Bo cóż z tego, że coś pokazywał, skoro była tam pustka? Powoli przenosił się w stronę Wisły, jednak ani Hetman ani Samuel nie widzieli nikogo, kto by tam się poruszał. Poza tym, nic konkretnego się nie działo - jedynie strażacy próbowali opanować pożar a policja zabezpieczała ciała.
- Skoro nie widać nikogo na powierzchni, to może są pod nią? - zapytał sam siebie Samuel, po czym zbliżył się do jednej ze studzienek ściekowych i niepostrzeżenie zrzucił do środka kilka białych nasion wielkości grochu.
 
Tropby jest offline  
Stary 18-02-2013, 20:24   #15
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
- Bugger... moje włosy... - przemówiła Jackie oglądając się w lusterku. Jej głos był kobiecy i głęboki, jednocześnie przyprawiony angielskim akcentem. Siedząc na podłodze odwróciła się w stronę mistrza, przemawiając oschle.


- Slav? Tch... lepiej niż negro... - Podniosła się powoli otrzepując z pyłu ubranie, po czym ponownie wyciągnęła lusterko, aby spróbować naprawić swoją fryzurę.
Aleks przyglądał się z lekkim zaskoczeniem przywołanej istocie i jej zawołaniu. Spodziewał się nieco innego Sługi. Współpraca z kobietą nie była tym o czym marzył. Wiedział jednak, że i tak będzie łatwiej niż w przypadku gdyby trafił na berserkera.
- Witaj w Warszawie Jackie. – Aleks ukłonił się lekko - Jestem Aleksander Wilk i jestem Twoim Mistrzem. Jeśli Ci to nie przeszkadza przejdziemy od razu do konkretów.
Mężczyzna spojrzał na kobietę wyczekując jej odpowiedzi.
Czerwonowłosa rzuciła za siebie lusterko, i gwałtownie zbliżyła się do Aleksa. Bez pardonu złapała go za głowę i zaczęła...obwąchiwać.
- Jesteś mordercą Aleks? - Zapytała, ogladając jego twarz z każdej strony. Z jej krwisto czerwonych oczu nie dało się wyczytać żadnych intencji.
- Tak. Jestem mordercą.
Mężczyzna nie widział sensu w ukrywaniu bądź co bądź podstawowej informacji o sobie.
- Chociaż może nie mordercą. Bardziej zabójcą. Nie morduję niewinnych... Jeśli nie przeszkadzają mi w zlikwidowaniu mojego celu. Masz z tym jakiś szczególny problem?
Powieka dziewczyny zadrżała lekko, po czym ukazała szereg ząbków w upiornym uśmieszku.
- Not at all...master... - Opuściła dłonie i odwórciła się na pięcie. Krążyła dookoła pokoju, szukając rzeczy której tutaj nigdy nie znajdzie. - A więc... do konkretów... - Klasnęła w dłonie, aby zaraz krokiem baletnicy ponownie stanąć przed Wilkiem.
- Im all ears... cupcake... - Po tych słowach uśmiechnęła się niewinnie, choć w jej źrenicach zapłonęły iskry nieceirpliwości.
Nieczęste kontakty z kobietami nauczyły Aleksa, że o pewnych rzeczach lepiej nie mówić na głos. Gdy jego oczy śledziły ruchy Jackie w jego umyśle powstała myśl, że w tym przypadku takich przemilczeń będzie sporo.
- Tak... konkrety... Twój cel? Czemu bierzesz udział w wojnie? - zapytał przyglądając się kobiecie swoimi oczami o niebieskich białkach.
Dziewczyna uniosła nieco brwi, udając zaskoczenie tym pytaniem.
- Don’t be silly.... Graal mnie wybrał. - Odrzekła nieco wymijająco, składjąc ręce za plecami.
- Jak każdego z biorących udział w wojnie. - mężczyzna uśmiechnął się lekko - Tylko wiesz, Graal nie wybiera byle kogo. Każdy musi mieć jakąś motywację. Silne pragnienie do spełnienia. I musi mieć szczęście. Jak się domyślam Ty masz szczęście, więc chciałbym poznać Twoją motywację.
- Tsk...Tsk... nie dajesz za wygraną. Dobrze więc... - Jackie wyciągnęła dłonie do góry, rozciągając się nieco.
- Historia zapamiętała mnie jako ikonę... A nie osobę... Założe się że nie masz pojęcia nawet kim moge być, pumpkin! - Z tymi słowami puknęła palcem w nos Aleksa. - W dodatku mogę robić to co uwielbiam... Mówiąc o szczęściu... mogłam trafić na jakiegoś trędowatego żydo-negro-dzikusa... a tu takie ciacho! Lucky.... Odwajemniła uśmiech.
- Z tego co kojarzę mówiłem o konkretach - z twarzy mężczyzny momentalnie zniknęły wszelkie emocje. - Twoje wypowiedzi są ogólnikowe. I mógłbym się pokusić nawet o stwierdzenie, że wymijające.
Mężczyzna stwierdził, że lepiej dla niego będzie jeśli trochę odsunie się od kobiety. I jeśli będzie to robić za każdym razem gdy ta będzie chciała się do niego zbliżyć. W końcu zabicie własnego Sługi było głupim wykuczeniem się z wojny.
- Co do tego kim jesteś... Szczerze to mnie ani trochę nie obchodzi kim jesteś. Interesują mnie Twoje motywy i umiejętności. Bądź tak miłą dziewczynką i odpowiadaj na zadane pytania. W sposób krótki, zwięzły i zgodny z prawdą.
- Lubie podrzynać ludziom gardła... do szczęścia mi potrzeba tylko ilosci gardeł. A moje umiejetności? - Jackie spojrzała w sufit, stukając się palcem w policzek. - Można powiedzieć, że jeżeli chcę kogoś znaleść to go znajde...jeśli chcę gdzieś wejść... to tam wejde... jeżeli chcę... lub ty “Master”... kogoś zabić, zabijam.... w dodatku bardzo to lubie. - Czerwonowłosa przybrała kamienny wyraz twarzy. - Happy now? - Końcowe słowa przypomniały suchy trzask.
- No prawie zadowolony. Masz ciekawe umiejętności muszę przyznać.[i/] - twarz Wilka przybrała wyraz stanowczości - O mordowaniu kogo popadnie zapomnij. Kilku magów i kilka Sług. Najlepiej jeśli będzie jeden mag i jego Sługa. Reszta zginie jeśli nie będzie chciała współpracować. Takie są moje zasady. I radzę ich przestrzegać... - mężczyzna podszedł do dziewczyny, gwałtownym ruchem chwycił ją za podbródek i spojrzał jej w oczy. Potrafię być bardzo stanowczy w egzekwowaniu swoich postanowień. Zapewniam cię, że nie chcesz przekonać się o tym na własnej skórze.
Aleks puścił czerwonowłosą i wrócił na zajmowane wcześniej miejsce.
- Ostatnie pytanie. W przypadku wygranej, życzenie jakie spełni Graal dla ciebie to...
- Jeżeli poczuje się zagrożona to zabije... - Uśmiechnęła się wesoło.
- A co do życzenia... trudne pytanie... sama jeszcze nie jestem pewna o co poproszę Graal. Ale ty z pewnością masz już jakieś na myśli, pumpkin...[/i] Kończąc zdanie zatrzepotała rzęsami kilkakrotnie.
- Magia. Ludzie nie powinni mieć z nią najmniejszego kontaktu. Przynosi tylko śmierć i zniszczenie. - w głosie Wilka dało się słyszeć smutek - Gdy wygram tą przeklętą wojnę sprawię, że wszelka magia zniknie z tego świata. Magowie stracą powód by wywyższać się nad zwykłych ludzi. Już żadne dziecko nieświadome swoich mocy nie zabije... - mężczyzna przerwał w pół słowa i widać było, że nie zamierza kontynuować.
- Personal Vendetta? Jestem z tobą... nie że nie mam wyjścia... po prostu lubię pomagać... - Uśmiechnęła się słodko. - Zaczynamy poszukiwania? Znam kogoś kto nam pomoże... - Uśmiechnęła się ponownie, z tym że bardziej upiornie.
- Nie. Poszukiwania nie. Obserwację tak. - mężczyzna przez chwilę patrzył nieobecnym wzrokiem przed siebie - Najpierw jednak musimy się zabezpieczyć. Nie chcemy przecież by wróg zaatakował nas bez ostrzeżenia. Tym jednak zajmę się po zapoznaniu się z Twoim znajomym...
Wilk przemilczał jedno z pytań cisnących się samoistnie na usta. Po tej krótkiej rozmowie z Jackie jakoś wolał się nie zagłębiać w jej sprawy osobiste. Mag zabrał się za zbieranie swojego uzbrojenia ułożonego w pobliżu drzwi.
- Ruszajmy. Tylko po cichu i bez fajerwerków. - powiedział gdy wszystko znalazło się na swoim miejscu, z czarnym płaszczem na samym wierzchu.
- Wait! chciałeś przecież poznać mojego znajomego... - Jackie odwróciła się w stronę, ściany, cmoknęła dwa razy i rzekła.
- Basky! C’mere boy! Come to Mommy!- Ściana dziwnie zabulgotała, po czym pojawił się w niej portal. W nim widać było setki czerwonych ślepi każde z nich patrzące w inną stronę. Spośród tych wszystkich patrzałek, osiem z nich spojrzało na czerwonowłosą. Z portalu zaczeło się coś wyłaniać, zdecydowanie mialo psie łapy, i futro, jednak było rozmiarów konia.


Z paszczy bestii kapała ślina, wściekle patrząc na Jackie. Nagle w ułamek sekundy ogromne psisko powaliło czerwonowłosą masywnymi łapami na podłogę, sekundę później wesoło merdając ogonem, zaczął lizać dziewczynę po twarzy.
- Haha! Tickles! Stop! Down boy! - Ogar usłużnie szszedł ze swej pani i przysiadł obok, drapiąc się tylnią łapą po brzuchu.
- Aleks... poznaj Baskiego... Potrafi wywęszyć kurwisko trzęsące się ze strachu z parunastu kilometrów. Mało tego ma fotograficzną pamięć. Pamięta twarze, symbole, obrazy i miejsca w których był. - Mówiąc to czerwonowłosa drapała swego pupila za uchem.
- Reguła numer dwa. Informuj mnie dokładniej o swoich “znajomościach”. - mężczyzna schował wyjęte w czasie powitania “zwierzęcia” i dziewczyny dwa rewolwery 44 Magnum. - Oszczędzisz nerwów sobie a mnie niepotrzebnego wydawania pieniędzy na amunicję.
Aleks zamilkł przyglądając się uważnie ogarowi.
- Wiesz ta Twoja psinka strasznie rzuca się w oczy. Potrafi zmieniać postać?
- Nie... ale moge go zawołać i odwołać kiedy chcę... - Jackie pstryknęła palcami, a Basker wyparował.
- W ogóle nie rozumiem po co miałby... i tak tutaj niedługo będzie war zone... - Dziewczyna wzruszyła ramionami kontynuując. - Ale jak tak bardzo ci zależy na dyskrecji, bedzie siedział w swoim wymiarze. - Po tych słowach Czerwonowłosa zaczęła układac włosy.
- Żeby przetrać w tej strefie wojny musimy mieć informacje o przeciwnikach. Trzeba je jednak pozyskać w sposób uniemożliwiający przeciwnikom zdobycie informacji o nas. - odparł mężczyzna wzdychając na widok zachowania dziewczyny - Dużo musicie wiedzieć o kimś aby go znaleźć?
- Znaki szczególne... zapach... rzecz należąca do niego lub niej oraz miejsce gdzie można znaleść pechowca... - Wymieniała Jackie. - A nawet pieprzone zdjęcie czasem wystarcza... - Kończąc zdanie skrzyżowała ręce pod piersiami.
- Domyślam się, że to, że każda z naszych ofiar ma tatuaż na nadgarstu nie wystarczy? - zapytał Aleks rozmyślając nad tym od kogo w Warszawie mógłby pozyskać informacje.
- Jeżeli są na tyle zidiociali że paradują ze znakiem na wierzchu... w innym wypadku we need more info... - Rozłożyła ręce, by zaraz po tym oprzeć je na biodrach.
- Różni bywają magowie. No cóż na razie musimy jakoś się zabezpieczyć przed nieproszonymi gośćmi. Później odwiedzę... a może odwiedzimy parę osób.
Mężczyzna ruszył w stronę drzwi. Musiał dokładniej zbadać najbliższą okolicę. Tą dalszą z resztą też.
- Dasz zaprosić się na spacer? - rzucił do swojego Sługi.
- Już myślałam że nie zapytasz... ale pod jednym warunkiem... Tu dziewczyna spojrzała na swoje stopy, i poruszała ich palcami. - Musisz mi kupić jakieś ładne buty... - Uśmiechnęła się szeroko, kołysając się nieco na boki.
- Jeśli pod pojęciem ładne nie skrywa się kilkucyfrowa cena to nie ma najmniejszego problemu - Aleks przystanął przed drzwiami - Panie przodem.
- Jak chcesz potrafisz być miły, Master... - Z tymi słowami już miała mijać Aleksa gdy nagle się coś jej przypomniało.
- Może zostawimy tu Baskiego na straży? Jeżeli to przypadkowa meta a nie nasze HQ to zapomnij że pytałam. - Jackie zerknęła na mistrza wyczekując odpowiedzi.
- Mój słownik nie zawiera w sobie słowa “miły”. Kilku innych o podobnym zabarwieniu emocjonalnym - odparł mężczyzna - Co do Twojego pytania... Twój pupil potrafi w razie czego wyparować? Ewentualnie zregenerować się?
- Nie mam pojęcia... nikt nigdy nie miał okazji się obronić przed nim... - Rzekła szczerze.
- A zniknąć... zniknie gdy wydam mu takie polecenie A więc? - Uniosła brwi, przyglądając się Wilkowi.
- Jeśli potrafisz odwołać go na odległość możemy zastawić pułapkę na jakiegoś zadufanego maga, byśmy mogli zdobyć o nim informacje. - Aleks zamyślił się na chwilę - Użyję trochę magii by zwabić tutaj kogoś a Baski gdyby się ktoś zjawił zapamięta jego zapach. Co ty na to?
- NIe tylko przystojny ale też inteligentny... impressive master. - rzekła bedąc pod wrażeniem pomyśłu mistrza. Nie czekając dłużej Jackie wykonałą kilkanaście ruchów rękoma, co jakiś czas obracając się wokół siebie, z dużą prędkością. Każdemu wymachowi towarzyszyło zmaterializowanie noża, który z impetem wbił się w ścianę. Końcowym efektem było duży wzór na ścianie w kształcie serca, ale nie takiego jakie widuje się w walentynki, tylko w kształcie organu. Po tym zabiegu Jackie ukłoniła się nisko.
- Tadaa! - Rzuciła radośnie po czym gwizdnęła na palcach. Nie minęło nawet pare sekund a Basky był już przy niej.
- Be a good boy and stay here to sniff out some very bad mages... do it for mommy. - Ogar znalazł sobie miejsce w kącie pokoju i rozpoczął wartę.
- Widzę to co on widzi... więc jeżeli przylezie tu jakiś mag będziemy wiedzieć. - Jackie puściła oczko Aleksowi.
- Grzeczna dziewczynka - Wilk poklepał czerwonowłosą po głowie. - A teraz chodźmy po buty dla ciebie.
Gdy znaleźli się na zewnątrz mag zatrzymał się około pół metra od ściany budynku i uklęknął. Przyłożywszy ręce do ziemi zamienił ją w bagnistą breję. Zabieg ten powtórzył kilkukrotnie sprawiając, że dom z każdej strony został otoczony niewielkim pasem bagna. Jedynie nienaruszony został niewielki odcinek ziemi prowadzący do drzwi.
- No gotowe. Powinno wystarczyć by ściągnąć tu zbyt pewnego siebie maga.
Upewniwszy się, że płaszcz skrywa jego uzbrojenie, a bandaże zasłaniają jego znak ruszył w stronę furtki.
- Tylko pamiętaj. Nie zabijamy niewinnych. Niewinnym jest każdy, kto nie stoi nam na drodze do osiągnięcia celu.
- Fine... - rzekła, nieco zniesmaczona faktem, że nie może się zabawić, z jakimś przypadkowym dzieckiem. - Jeśli chodzi o buty... - Zaczęła, lecz zamilkła na moment próbując sobie przypomnieć jak się nazywał ich rodzaj.
- Glany...Glany! Tak chcę glany... takie jak noszą ci co stal grają! -
- Masz na myśli metal. Może się coś znajdzie. Jak nie to możemy ponegocjować nad niewinnością kogoś posiadającego je na nogach.
Jackie zaśmiała się gardłowo - Więc miejmy nadzieję, że nie znajdą się w sklepie... - Po tych słowach przez dłuższą chwilę upiorny uśmieszek nie znikał z jej twarzy.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 18-02-2013, 20:29   #16
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Zanosiło się, że nadzieje Jackie zostaną spełnione. Sklepu z glanami w tej części Warszawy nie znaleźli, a na włóczenie się po całym mieście nie mieli ani czasu, ani ochoty. Jakiś ćpun będzie miał pecha (a może szczęście) pożegnać się z życiem. Mówiło się trudno.
- Coś mi mówi, że masz jakieś względy u Boga. Wolę nie wiedzieć czym sobie na nie zasłużyłaś. - Aleks zwrócił się do dziewczyny z lekkim niesmakiem w głosie - Ćpun. Jeden. W ciemnym zaułku. Bez świadków.
- Ja i względy u Boga? - Jackie parsknęła śmiechem - Myślałam że jesteś już duży i nie wierzysz w cieśle ze stajni. - Dziewczyna rozejrzała się za swoim celem, który rzeczywiście miał na stopach to czego chciała Czerwonowłosa. A może rzeczywiście Bóg miał dziwne poczucie humoru.
- To będzie miłe... I can’t wait... - Wyszczerzyła zęby i skierowała się powoli w stronę zaułka.
Na miejscu podeszła powoli do osobnika, który po wyglądzie i zapachu przypominał Punka.
- Potrzebujesz czegoś siostro? Amfa? Kwas? Czy może masz ochotę na trawkę? - Przemówił osobnik nieco przyciszonym głosem. Jackie przekręciła głowę w bok przewiercając delikwenta na wylot swymi krwistoczerwonymi oczkami.
- Potrzebuje hemoglobiny... -
Osobnik, dziwnie zmierzył dziewczynę, kompletnie nie wiedząc o co jej chodzi.
- Co kurwa? Jakiś nowy shit- Zapytał drapiąc się po głowie, z której posypało się nieco łupieżu.

Moron... - Burknęła ozięble po czym, w mgnieniu oka w jej dłoni pojawił się jeden z noży jakie widział Aleks w mieszkaniu.
- Kultura wymaga byś najpierw zaproponowała wymianę. - wtrącił Wilk, którego większa część uwagi skupiona była na obserwacji otoczenia w poszukiwaniu ewentualnych świadków.
- Right... so selfish of me... - Złapała się za głowę z miną dziecka które coś przeskrobało.
- Dostaniesz w zamian to... - Zanim nieszczęśnik zdążył się połapać jego gardło otworzyło się, po wpływem błyskawicznie szybkiego cięcia. Punk chwycił się za szyję, bulgocząc przy tym nieprzyjemnie. Gdy opadał na kolana, Jackie przykucnęła patrząc mu w oczy.
- No jeszcze troszkę.. może zdążysz złapać chociaż odrobinę... - Jej mina w tamtym momencie była pozbawiona wszelkiego współczucia, czy też poczucia winy. Patrzyła jak nieszczęśnik się wykrwawia z delikatnym i ciepłym uśmiechem. Gdy już przestał się ruszać, Jackie jak gdyby nigdy nic zaczęła ściągać jego buty. Pasowały idealnie pomimo, że zazwyczaj kobiety mają mniejsze stopy od mężczyzn. Zaraz po tym wzdrygnęła się z rozkoszy i zdematerializowała zwój nożyk.

- Dziękuje... - Rzekła choć nie było wiadomo do kogo to mówiła.
Aleks pokręcił z dezaprobatą głową.
- ZA-PRO-PO-NO-WAĆ. Miałaś mu zaoferować wymianę butów za życie. Przynajmniej by to jakoś wyglądało. A tak... - wypowiedź mężczyzny została przerwana przez wyraźnie odczuwalny wstrząs i dźwięk wybuchu. - Zaczęła się ta Twoja “war zone”. Znajdźmy jakiś telewizor czy coś. Dziennikarze na pewno się tym zainteresują, a my skorzystamy z ich pracy, nie ryzykując spotkania z innymi uczestnikami wojny.
- About damn time... - Rzekła ponuro, zawiązując sznurowadła i dopinając klamry na butach.
- Możemy po prostu wejść do czyjegoś mieszkania i zaproponować im “wymianę” ? - zapytała lecz i tak była pewna, że Wilk nie zgodzi się na kolejną zbędną w jego mniemaniu ofiarę.
- Nie wiem czy wiesz, ale wymiana polega na wzięciu tego czego się chce pozostawiając ofiarę żywą. Z reguły na tym polega a my się tych reguł trzymać będziemy. -
Mag doskonale sobie zdawał sprawę, że współpraca między nimi będzie co najmniej “ciekawa”.
- Możemy odwiedzić jakieś centrum handlowe lub... Nie, nie centrum handlowe. Bar. Odwiedzimy bar. Powinien być tam telewizor a od odpowiednio poczęstowanych alkoholem ludzi też możemy się czegoś dowiedzieć.
- Mam nadzieję że mnie też poczęstujesz, chcę spróbować alkoholu z tych czasów. - Rzekła, w taki sposób jakby nie brała odmowy pod uwagę. Zanim ruszyła z miejsca, przeczesała włosy dłonią. - Zastanawiam się tylko, dlaczego ktoś miałby robić tyle hałasu, naprawdę ten ktoś myślał że jesteśmy tak głupi żeby pognać tam na złamanie karku? Oczywista, oczywistość że osobnik chce zebrać magów w jedno miejsce... - Wyraziła swoją opinię Jackie.
- Mógł to równie dobrze być wypadek. Co nie zmienia faktu, że pokazywanie się na miejscu wybuchu do najmądrzejszych moim zdaniem nie należy. Lepiej niech ktoś inny odwali za nas robotę a my tylko obejrzymy raport szukając osób wyróżniających się z tłumu.
- A więc do tawerny! Znaczy baru... eh potato... tomato... - Ostatnie ze słów mało miało sensu. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że jest nieco podekscytowana rozwojem wydarzeń i tym że tak szybko coś się zaczęło dziać.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 18-02-2013 o 20:54.
Karmazyn jest offline  
Stary 22-02-2013, 17:27   #17
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Hetman wylądował. Ale bynajmniej nie w pobliżu zniszczonego obszaru, a dwa budynki dalej. Nie chciał się rzucać w oczy zwłaszcza sfruwając z nocnego nieba. Dlatego też do obszaru zniszczeń skradał się z wyciągniętą szablą i bacznie się rozglądając. Miasto różniło się od pól bitewnych, miasto różniło się od lasów. Ale reguły zasadzki nie zmieniały się... Trzymać się nocnych cieni i zbliżać powoli. I przede wszystkim rozejrzeć bez nawiązywania kontaktu z wrogiem, lub wrogami. Trochę się niecierpliwił, ciekawość co do innych sług sprawiała, że nie chciał czekać. Ale zgodził się przeprowadzić rekonesans, starając się być jak najmniej widocznym. Niestety, jego skuteczność nie była zbyt wysoka. Dym, odległość czy zwykły brak ruchu nie pozwalał dostrzec nic ciekawego. Nawet dachy pobliskich budynków wydawały się być puste. Nawet to, że Samuel poprzez kule przekazywał informacje o przybliżonej lokalizacji celów nie pomagało. Tam, gdzie powinni oni być, był albo pusty ląd albo Wisła.
Szlachcic wzruszył ramionami... Albo Samuel był zbyt pewny swych umiejętności, albo też przeciwnicy umieli zamaskować swą obecność.

Tak czy siak...dyskretne sposoby zawiodły. Wykorzystując dymy pożaru, jako osłonę hetman podkradł się bliżej z obnażoną szablą. Zniszczone pojazdy i masa trupów wywołały u niego jedynie smętne westchnięcie.- Tak to jest, gdy się pacholęta wysyła do zadań mężom przeznaczonych.
Szlachcica zmartwiły te niepotrzebne śmierci. Ale takież też są realia wojen. Czasami ktoś ginie nieświadomie wchodząc między dwie wrogie armie. Hetman rozpoczął poszukiwania śladów, które mogły by rozjaśnić nieco sytuację. I nie znalazł nic konkretnego... Poza bronią martwych antyterrorystów. Wziął jeden karabinek HK 416 wraz z amunicją, wychodząc z założenia, że nawet jeśli broń ta jest nieskuteczna przeciw słudze, to mag nie jest już tak niewrażliwy na ostrzał.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 24-02-2013, 18:44   #18
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Gaja leżała przez chwilę z rozłożonymi szeroko rękoma, pozwalając by szok odpłynął z jej myśli. Fakt spodziewała się, że plan jej córki przyciągnie magów (wszak o to w nim chodziło) ale nie sądziła, że pojawią się oni tak szybko, ani że przyjdzie jej zmierzyć się z tak potężnym ze swoich synów. Przeciwnik był silny co zresztą pokazał, ale nie był niepokonany następnym razem Gaia nie zlekceważy wroga, żadnego. Kobieta podźwignęła się z ziemi, a młode piersi ciała z którego teraz korzystała podskoczyły wesoło dając znac o całkowitym braku odzienia.
- Moja kochana córeczka na pewno nie będzię chodzić goła po mieście.- prychnał starożytny duch, a resztkami many sprawił by na ciele dziewczyny pojawiło się bikini z roślin. Następnie zaś Gaia westchnęła cicho a jej oczy zgasły.
Terra zamrugała kilka razy zdając sobię sprawę, że ponownie odzyskała władze nad swym ciałem, była świadkiem całej walki.
- Było gorąco mamuś. -stwierdziła pół żartem i ruszyła w stronę najbliższego bloku by znaleźc w nim jakies pożądne ciuchy. - Tylko w tym wybuchu straciłam swoje skrzypce... -powiedziała smutno.
- Załatwimy Ci nowe kochanie, obiecuję. -powiedziała czule Gaja w myślach dziewczyny, gdy ta wkroczyła do najbliższego wyglądającego na aktualnie opustoszałego domu. Pojawiła się w czymś w rodzaju przedsionka, z którego widać było drugie drzwi wejściowe. W oczy rzucało się także kilka par butów, co zapewne oznaczało, że dom jednak opuszczony nie jest. Dało się to zresztą dostrzec także przez parę otwartych drzwi - rodzina modelu 2+3 wyglądała ciekawsko przez okno, przyglądając się kłębom dymu. Dało się z tego miejsca dojrzeć także kuchnie oraz jeszcze jedną prawę drzwi - przynajmniej z lewej strony. Z prawej były jedynie schody na góre.
Terra spojarzała na rodzinę, po czym najciszej jak umiała ruszyła schodami na wyższe piętro, nie chciała nikomu sprawiac kłopotu, jedynie miała zamiar zabrac kilka ubrań o ile takie znajdzie. Trafiła na piętro z kilkoma sypialniami, więc nie było to aż tak dużym problemem. Przynajmniej jeśli chodzi o samo znalezienie odzieży, ponieważ z jej pasowaniem sprawa była kompletnie inna. Najmniejsze znalezione ubrania i tak były na nią nieco za duże - ale czy to czasem nie pasuje do skateowskiego stylu, który one reprezentowały?
Terra uśmiechnęła się i szybko zarzuciła na siebie trochę przydługie spodnie, jak i bluzę, typową z kapturem i jakimś nieznacznym nadrukiem. Nie miała czasu by bawić się w przymierzanie, dla tego też chwyciła jeszcze parę ciuchów, trochę bielizny, a wszystko to zapakowała w worek zrobiony pospiesznie z prześcieradła. Już miała opuszczać pokój gdy zdała sobie sprawę iż oparta o ścianę...


... stoi deskorolka. Widać ktoś tutaj uczył się jeździć, jednak mała czarodziejka musiała mu trochę to utrudnić zabierając sprzęt ze sobą. Tak też przygotowana dziewczyna opuściła mieszkanie przez okno, zgrabnie wyskakując na desce, upadek spowalniając swymi zdolnościami.

Gdy już znalazła się na ziemi, ruszyła alejkami w stronę garaży parę dzielnic od Zoo. Plan był prosty, dostać się do jakiegoś garażu podziemnym tunelem (który od razu potem zlikwiduje) i tam odpocząć pozwalając matce wszechrzeczy na regeneracje mocy, ponadto należało poczekać na powrót komarów z informacjami, wtedy dziewczyna postanowi co dalej.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 24-02-2013, 18:53   #19
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Sługa który zmaterializował się w kręgu wypowiadając zwyczajową formułę był średniego wzrostu mężczyzną, nie cechowała go nadnaturalna muskulatura jednak widać było że w jego szczupłej sylwetce tkwi wypracowana przez lata trudów i niewygód siła. Był blondynem, o typowo aryjskich rysach twarzy nieco tylko zniekształconych przez widoczną na czole bliznę, ślad po jednym z licznych pojedynków w których brał udział. Jego bladoniebieskie oczy zdawały się płonąć dziwnym blaskiem gdy dosłownie przewiercał nimi swojego rozmówcę. Ubrany w mundur armii carskiej, z dystynkcjami generalskimi, do piersi miał przypięty krzyż Zasługi Wojskowego orderu Świętego Jerzego który jednak jak wiadomo przyznawany był za szczególne męstwo szeregowym żołnierzom i podoficerom. Na słowa swojego mistrza odpowiedział dumnym tonem

- Przeżyłem zarówno wojnę którą określasz jako ,,światową” jak i rewolucję w trakcie której upadł stary porządek i nastały smutne dla mojego kraju czasy. Nie mylisz się również sądząc, że zginąłem walcząc z bolszewickim ścierwem, jak przystało na generała armii carskiej. To, że car nie żył i nie zapowiadało się na to że prędko będzie mianowany nowy nie zwolniło mnie ze służby

Dziwne uczucie minęło jakby ręką odjął. Najwyraźniej mistrz też nie pałał sympatią do czerwonych, co potwierdził swoimi następnymi słowami.

- Dobrze. Nie jesteś komunistą, można więc mieć nadzieje, że coś jesteś warty. Na dodatek żołnierz. Domyślam się, że umiesz wykonywać rozkazy, generale. Mam racje? - mężczyzna zadał pytanie z lekkim uśmiechem, jednak z pewnością nie był to jeden z tych pozytywnych gestów.
- Przywykłem by wydawać rozkazy, nie je wykonywać. Jeśli jednak będą zgodnie z moimi przekonaniami, to przez wzgląd na nasz kontrakt wykonam je... o ile okażesz się godzien być moim mistrzem, człowieku ukrywający swoją twarz.
- Twoimi przekonaniami, tak? Jakie to są twoje przekonania? Oraz ile są warte w tym świecie, gdzie nie jesteś niczym więcej jak reinkarnacją ducha z przeszłości, który został rzucony w sam wir wojny, żeby otrzymać swoją nagrodę - o ile przeżyje. A jeśli nie? Któż go będzie opłakiwał? - mężczyzna zdjął po tych słowach kapelusz, ukazując łysą głowę.
- Mam powody, żeby dbać o swoją anonimowość. Zapewniam cie, że ty także będziesz musiał o to zadbać. - dodał, wbijając swój wzrok w oczy sługi. Jego oczy były typowe dla pewnej klasy ludzi. Tych, którzy nie raz widzieli śmierć, którzy ją zadawali - ba, którzy żyli z tego, że mordowali kolejnych ludzi. To były te oczy, które nie znały litości ani poczucia winy.
- Nie zależy mi na głupcach którzy będą płakać po mojej śmierci, tylko na tych którzy zamiast rozpaczać potrafią działać. Przekonań człowieka nie da się zreferować w paru słowach, warto byś wiedział jednak że nie będę działał na korzyść bolszewickiej zarazy ani nikogo kto ma z nimi coś wspólnego. Jeśli jesteś żydem albo działasz w ich imieniu lepiej zakończ to już teraz zaklęciem rozkazu albo zabiję cię przy pierwszej nadarzającej się okazji. Na drodze do celu nie da się uniknąć ofiar, chociaż na szczęście nie wyglądasz mi na głupca który życie innych ceni ponad własne dobro. Jeśli jednak uda nam się zwyciężyć w nadchodzącej wojnie chcę byś wiedział że ten zgniły duchowo i moralnie świat w którym masz nieszczęście żyć zniknie, chciałbym więc wiedzieć czy twoje pragnienie nie przeciwstawia się temu

Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech, najwyraźniej odpowiedź go usatysfakcjonowała.

- Czerwonych nie cierpie z powodów ideologicznych. Bliżej mi do drugiej strony barykady, niż do tej bandy utopijnych idiotów. W tej kwestii więc będziemy się dogadywać. Także i żydzi są mi bardziej wrodzy niż bliscy, jako wierzącemu katolikowi. Domyślam się, że jesteś prawosławny, jednak odstawmy na bok spór, jaki zapoczątkowała wielka schizma wschodnia. To, że ja podlegam papieżowi, nie znaczy, że i ty musisz. W końcu “wasal mego wasala nie jest moim wasalem”, jak to mawiano w średniowieczu.

Po tych słowach mistrz Barona zamilkł na chwilę i wypuścił cicho resztę powietrza z płuc. Najwyraźniej też w pewien sposób zaufał swojemu słudze, gdyż odwrócił się do niego plecami i przeszedł kilka kroków. Dopiero teraz sługa mógł się dokładniej rozejrzeć po piwnicy - gdyż to w niej właśnie się znajdowali. Kilka kartonów, jakaś szafka z gratami na niej i długa, drewniana skrzynia. Mężczyzna powoli zdjął z niej górę, ukazując wnętrze wypełnione jakimś materiałem.

- Mój cel? Jest on prosty. Chce tego, co niektórzy nazywają przekleństwem. Chce tego o czym marzyło już wielu. Chce tego, co pozwoli mi zrealizować moje wszystkie inne plany, dojść do samej perfekcji. Chce tego, co pozwoli mi przewyższyć każdego człowieka na tym świecie. Wiesz co to, Baronie?

Baron uśmiechnął się słysząc słowa swojego mistrza. Doskonale znał odpowiedź na to pytanie, sam rozpoczął zgłębianie okultystycznych pism i studiowanie różnych religii by spełnić odwieczne marzenie wszystkich ludzi, szybko jednak doszedł do wniosku że nie jest to warte swojej ceny. Ludzie nie byli stworzeni do nieśmiertelności i właśnie ulotność życia była tym co popychało ich do najwspanialszych czynów

- Nieśmiertelność... Czy to nie oznaczałoby bycia na wieczność oddzielonym od Boga?
- Tak. To nieśmiertelność. Jednak nie taka zwykła nieśmiertelność. Otóż, stałaby się ona pułapką dla mojego umysłu, gdybym tak po prostu o nią poprosił. Byłoby to głupotą i, jak sam zauważyłeś, oddzieliłbym się na zawsze od boga. Dlatego też pamiętam o tym, żeby poprosić o sposób, którym będę mógł ją cofnąć, zakończyć swój żywot kiedy uznam, że jestem gotów do śmierci i spotkania z nim. Jednak wpierw... wpierw wygrajmy tą wojnę. Pochodzisz z dawnych czasów z naszego punktu widzenia. Nawet nie sto lat, lecz technika naprawdę posunęła się do przodu. Wiele wiesz o współczesnym świecie, Baronie?
- Wiem, że nie jest miejscem w którym chciałbym żyć. Wiem, że stało się dokładnie to, czego się obawiałem, rozkład duchowy i moralny przeżarły ludzi od wewnątrz zostawiając puste skorupy którym tylko wydaje się, że rzeczywiście żyją. Wiem, że wiara głupców przekonanych że nie wierzą w nic triumfuje, a ci którzy z dumą deklarują swoją wiarę uznawani są za zacofanych. Jestem jednak żołnierzem i żyję wojną, wszystko co zostało stworzone by zabijać drugiego człowieka nie będzie miało przede mną żadnych tajemnic, podobnie jak każdy środek którym można dostać się na pole bitwy lub uzyskać za jego pomocą przewagę mobilności. A przede wszystkim z tych paru słów dowiedziałem się, że mój mistrz nie jest głupcem... co daje mi największą przewagę z wymienionych czynników.
- Nie musisz mi słodzić. W wojnie chodzi o skuteczność. Jeśli będziemy mieli zostać przyjaciółmi, to i tak staniemy się nimi w trakcie wspólnej walki. Lecz póki co, ja potrzebuje ciebie, ty potrzebujesz mnie. Bądźmy szczerzy, te trzy znaki na mojej ręce to jedyne co póki co sprawia, że współpracujemy. Więc odpuśćmy sobie takie niepotrzebne... przyjemności. - mistrz wyraźnie chciał podejść do tego czysto zawodowo.
- To nie był komplement, tylko stwierdzenie faktu. Oznacza to, że będę od ciebie odpowiednio dużo oczekiwał, nie sądzę też by w naszych wzajemnych relacjach było miejsce na przyjaźń. W końcu przyjaciel w krytycznym momencie może wbić nóż w plecy, a w tym wypadku wolałbym tego uniknąć
- Rozsądne podejście. - skomentował krótko, obracając się z powrotem do skrzyni.
- Cóż, pozostaje mi zadać jedno, dosyć ważne pytanie. Jesteś typem strzelca wyborowego czy wolisz zwykły karabin?
- Dobór uzbrojenia zależeć będzie od sytuacji, chociaż wolę spoglądać w oczy swojemu przeciwnikowi gdy pozbawiam go życia to strzał oddany z większej odległości jest bezpieczniejszy. Skoro priorytetem jest eliminacja mistrzów a nie sług to karabin o dużym zasięgu będzie lepszym wyborem
- Póki co skupimy się na spokojnym działaniu. Powinniśmy omijać otwartych walk do pewnego momentu. Powiedzmy, że... istnieje pewna kwestia, która blokuje moje ręce. Póki się nią nie zajme, będziemy działać osobno i spotykać się po kryjomu. Ale to objaśnie ci dokładnie za chwile. Zajmijmy się uzbrojeniem. Podejdź tu.
- W pierwszej kolejności i tak będę musiał poznać pole bitwy, dopiero wtedy będę mógł przystąpić do działań wojennych - odpowiedział Baron zbliżając się do swojego mistrza
- Będziemy mieli na to czas. Ale nie mogę cię puścić z jednym przeżytkiem, który w dzisiejszych czasach ma nikłą wartość bojową. Broń z tamtego okresu w większości wypadków nie jest już skuteczna. Ale mam do dyspozycji mały arsenał. - mężczyzna zdjął materiał, odsłaniając dwa karabiny: SWU i M4. Wyjął ten pierwszy i podał go słudze.
- Ta broń nie powinna mieć przed tobą tajemnic, czyż nie? - zapytał, wyraźnie nawiązując do jego słów.

Baron przyjął broń i przez chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu. Nim jednak mistrz zdążył się zniecierpliwić powolnym ruchem wysunął magazynek sprawdzając stan amunicji, po wsunięciu magazynka sprawdził bezpiecznik i skomentował

- Półautomatyczny karabin snajperski. Duży zasięg, co najwyżej akceptowalna siła rażenia jak na aktualne standardy, jednak wystarczająca jeśli nie mam strzelać do opancerzonego celu. Mieć taką broń w moich czasach...
- Ciężko spotkać opancerzonego mistrza. Przynajmniej w sposób naturalny. Jeśli chodzi o magię, amunicja jest zaklęta. Co prawda zaklęcie jest za słabe, by kompletnie omijać magiczne tarcze, ale potrafi się przebić. Drugą sprawą jaką będzie trzeba załatwić, to twój ubiór. Nie możesz po Warszawie chodzić w mundurze z okresu carskiej Rosji. Trzeba będzie znaleźć coś innego. Masz jakiś ulubiony strój?
- O magiczną ochronę zatroszczę się sam, połączenie broni z tych czasów z nieco przestarzałymi jak byście to dziś określili zdolnościami pozwoli mi znaleźć luki w ich obronie. Jeśli chodzi o ubiór to przede wszystkim musi być wygodny i nie krępować ruchów. Po drugie muszę być w stanie przenieść broń, więc naturalnym jego elementem musi być odpowiednio duży plecak. Najlepiej czułbym się w mundurze, jednak zakładam że mogłoby to sprawić że rzucałbym się w oczy - Baron przez chwilę zastanowił się po czym dokończył - Sądzę, że dobrym wyborem byłby mundur ochrany, czy raczej służby która pełni u was jej odpowiednik
- Mundur wojskowy, tak? Wbrew pozorom, nie byłby to aż taki zły pomysł. W tych czasach wielu cywilów chodzi w umundurowaniu. Wciąż nie jest to widok jakoś szczególnie częsty, jednak nie będzie tragicznie. Mundur policyjny także byłby możliwy do zdobycia, jednak nie jestem pewien na ile pasowałby do niego jakikolwiek plecak. Prędzej walizka. Broń zawsze można rozłożyć, lecz to też jest niebezpieczne. Cóż, twój wybór.
- Przydałaby mi się zatem broń krótka, z którą mógłbym chodzić bezpiecznie przy mundurze nie ryzykując aż tak wiele. Co do broni wyborowej to nie planuję chodzić mając ją cały czas przy sobie, zamiast tego lepiej znaleźć odpowiednie miejsce z którego będę mógł prowadzić ostrzał i tam ją ukryć
- Będziemy mogli tak to załatwić, ale będę potrzebował nieco czasu. Z broni krótkiej przy sobie mam tylko moją osobistą, jednak nie powinno być problemem zdobycie munduru policji jak i ich broni krótkiej. Może nawet uda się sfałszować dokumenty... tak, wtedy mógłbyś się podawać za policjanta. To jest, funkcjonariusza współczesnego odpowiednika ochrany.
- Właśnie o coś takiego mi chodziło. Jeśli nie będę na siebie zwracał zbyt dużej uwagi to pozostali mistrzowie i ich słudzy nawet jeśli mnie zobaczą to niekoniecznie rozpoznają we mnie sługę. Dodatkowo umożliwi mi to dostęp do obszarów do których zwykli cywile dostępu nie mają, prawda?

Mistrz przytaknął jedynie skinięciem głowy, a Baron zastanowił się przez chwilę. Kwestię uzbrojenia jak na razie miał rozwiązaną, chociaż wiedząc jak bardzo technika poszła do przodu domyślał się że ten wiek ma mu jeszcze wiele do zaoferowania w dziedzinie zabijania drugiego człowieka

- Będę też potrzebował dostępu do książek, głównie interesują mnie to o współczesnym uzbrojeniu ale również materiały historyczne mogą być potrzebne gdy przyjdzie mi odnaleźć słabe punkty pozostałych sług. Przydadzą się także plany miasta, najlepiej sztabówki. Trudno jest walczyć gdy nie zna się dokładnie terenu
- Myślę, że zrobimy to w nieco inny sposób. To, czego poszukujesz, byłoby porozrzucane po całym mieście i nie mam pewności, czy byłoby łatwo dostać mapy sztabowe. Jednak jest pewien sposób, by mieć to pod ręką i to w niemalże każdym miejscu. Tylko będę musiał cię nauzyć obsługi komputera. - na twarzy mistrza pojawił się lekki uśmiech.
- Szybko się uczę, a wszystko co może mi zapewnić przewagę nad pozostałymi ma szanse okazać się kluczowym czynnikiem w nadciągającej wojnie. Zatem im szybciej przystąpimy do tej nauki, tym lepiej
- Więc zapraszam na górę. Broń możesz zostawić tutaj, jesteśmy w moim prywatnym mieszkaniu. Albo raczej, jednym z kilku. - mężczyzna powoli ruszył po schodach, następnie wszedł do właściwej części domu. Cóż, dom jak dom - to, co najbardziej rzucało się w oczy, to porządek, jakby niemalże nikt tu nie mieszkał. Jak i fakt, że wszystkie okna były zasłonięte. Mistrz zaprowadził swego sługę do jednego z pomieszczeń, gdzie znajdował się komputer.
- Więc... - zaczął tłumaczyć.

***

- A więc chcesz mi powiedzieć - zaczął Baron gdy wreszcie udało mu się pojąć podstawy obsługi komputera i internetu - - Że zdecydowana większość ludzi od tak po prostu ma dostęp do prawie całej wiedzy jaką ludzkość zdołała do tej pory zgromadzić, bez żmudnego przebijania się przez wielotysięczne tomy w zapomnianych bibliotekach? I mając do dyspozycji tak ogromny potencjał niemalże z niego nie korzystają?
- Na szczęście dla nas, tak. Chociaż trzeba przyznać, że jest to dosyć smutne. Ale zawsze większość ludzi odznaczała się idotyzmem, czyż nie? Wątpię, aby było inaczej w twoich czasach niż moich pod tym względem. Pewnie sam Napoleon czy Cezar narzekali na to, że są otoczeni przez debili. Taki już jest gatunek ludzki.
- Domyślałem się że świat przez te lata zmienił się, ale nie podejrzewałem że aż tak drastycznie - skomentował Baron chciwie wczytując się w kolejne wiadomości ze świata. W pewnej chwili zamarł i z mozołem stukając w klawiaturę wprowadził kolejne hasło, tym razem szukając informacji o samym sobie. Nie znalazł tego zbyt dużo, książka napisana przez jego przyjaciela, inna pozycja autorstwa kogoś kto wyraźnie wolał od wiarygodnych źródeł propagandę komunistow, garść króciutkich artykułów oraz coś określanego w internecie jako ,,sesja rpg” gdzie ktoś podszywał się pod niego posługując się pseudonimem ,,Baron”
- Postęp. - odparł mistrz z pewną dozą ironii.
- Zostawiam cie sam na sam z komputerem. Nie opuszczaj domostwa, najlepiej w ogóle nie opuszczaj tego pomieszczenia. Wrócę jutro z tym, co potrzebujesz. - dodał jeszcze, wpatrując się przez chwile w monitor, po czym opuścił pokój zostawiając Barona sam na sam z fascynującym urządzeniem

Noc minęła Generałowi dosłownie w mgnieniu oka gdy jego palce z coraz większą wprawą wystukiwały kolejne hasła. Dostęp do tak ogromnej krynicy wiedzy, zważywszy na zdolności językowe Barona nie ograniczony w żaden sposób przez kraj jej pochodzenia pochłonął go bez reszty i dopiero po pewnym czasie z dużym trudem zdołał sobie narzucić pewien rygor. W pierwszej kolejności zajął się informacjami historycznymi, które z punktu widzenia nadciągającego konfliktu były najmniej przydadne, jednak nie dawały mu spokoju i rozpraszały uwagę którą potrzebował w pełni skoncentrować później. Utwierdził się tylko w swoich dotychczasowych przekonaniach widząc jak jego klęska nie zauważona zbytnio przez historię przyczyniła się do upadku zarówno Europy i Azji; czytał też o odzyskaniu przez Polskę niepodległości oraz upadku kominizmu europejskiego. Już za czasów carskich wraz ze swoim przyjacielem i przez pewien czas dowódcą byli zdania że zarówno Polaków i Ukraińców lepiej mieć za wolnych sojuszników niż za zniewolonych, cichych wrogów i miał rację. Mając w pamięci pogrom bolszewickiego ścierwa jaki Polacy zafundowali w bitwie Warszawskiej nie zdziwił się zbytnio widząc że wyzwalanie się z okowów komunizmu również zaczęło się w tym kraju. Zdobył również, po nieco dłuższych poszukiwaniach książkę swojego przyjaciela dotyczącą własnej osoby i obiecał sobie w wolnym czasie ją przeczytać, dopiero później mógł rozpocząć faktyczne przygotowania do nadciągającej wojny. Rozwój techniki przerósł jego najśmielsze oczekiwania, powstało tyle nowych fascynujących sposobów odbierania życia drugiemu człowiekowi że trudno byłoby wykorzystać je wszystkie. Baron skoncentrował się na tych najefektywniejszych, zarówno pod względem broni palnej,i broni dalekiego zasięgu oraz masowego rażenia. Później, by uzupełnić swoje przebranie przeglądał materiały dotyczące służb mundurowych zarówno w polsce jak i w krajach sąsiednich, chociaż nieco pomieszały mu się informacje zdobyte w ten sposób z tymi które widział na wyławianych pojedynczo scenach z filmów akcji. Później przeszedł do konkretów, szukał planów miasta zarówno aktualnych jak i starszych, wiedząc że część architektury przykryta nowszymi warstwami wciąż może istnieć. Nie były to jedyne informacje jakie wyszukiwał, trwało to aż do świtu gdy jego mistrz pojawił się ponownie i pozwoliło Baronowi opracować pierwsze, na razie dość ostrożne plany...


***

Zgodnie z obietnicą, mistrz wrócił następnego dnia, targając z sobą kartonowe pudło. Postawił je w rogu pomieszczenia i otworzył. Pierwsze co z niego wyjął, to kabura z Glockiem 17 w środku. Następnie wyciągnął dokumenty oraz odznakę. Wszystko to położył na biurku.

- Będziemy musieli zrobić ci zdjęcie. W środku masz kilka par butów jak i kilka par ubioru, każde innego rozmiaru. Uznałem, że stratą czasu byłby powrót tutaj tylko po to, żeby cie zmierzyć. Znajdź coś co będzie ci pasować.

Chociaż po słudze trudno było wypatrzyć ślady zmęczenia to poukładane w zgrabne stosiki zadrukowane kartki oraz szybkość z jaką palce Barona wystukiwały rytm na klawiaturze trudna do porównania z tym jak wyglądało to jeszcze dzień wcześniej świadczyły że sługa pracowicie spędził ten czas. Szczególną uwagą Barona cieszyła się broń masowego rażenia, chociaż trudno było stwierdzić czy działo się tak ze względu na plany jej wykorzystania w nadchodzącym konflikcie czy czysta ciekawość tego jak bardzo zmieniło się oblicze świata. Drugi temat w kolejności zainteresowania stanowiły mapy, wśród których widać było zarówno te historyczne jak i współczesne, na wielu z nich zaznaczone były jakieś punkty przy których widniały opisy cyrylicą. Gdy mistrz zaczął rozpakowywać przyniesione przez siebie pudło Baron oderwał się jednak od komputera by wyjąć broń z kabury i przyjrzeć się jej bliżej

- Glock 17, broń lekka o niezbyt imponującym kalibrze, ale za to łatwo dostępnej amunicji. W użyciu sił policyjnych, więc nie będzie budzić zastrzeżeń. Jak na razie powinna wystarczyć

Nie tracąc czasu zaczął się również przebierać w mundur policyjny, swój poprzedni strój troskliwie składając w jednym miejscu. Jedynym elementem z którym wyraźnie nie chciał się rozstać był krzyż za zasługi, który po chwili namysłu przypiął do koszuli ukrywając go pod marynarką.

- Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, to przed wyruszeniem w teren poszukaj informacji o policji. Procedury, typowe zachowania i tym podobne. Byłoby nieciekawie, gdyby ktoś zauważył, że nie jesteś policjantem. Tym bardziej, że dokumenty będziesz miał fałszywe. - mistrz zamyślił się na chwile.
- Czytałem o procedurach, uprawnieniach i regulaminach, oglądałem zdjęcia i filmy, jednak nie daje mi to pewności czy będę się zachowywał wystarczająco naturalnie. Sądzę jednak, że jeśli nie trafię na kogoś wyjątkowo dociekliwego to powinienem sobie poradzić

Mężczyzna skinął głową, wyraźnie zadowolony.

- Poczekaj. - rzucił krótko i wyszedł z pomieszczenia. Wrócił po kilku dłuższych chwilach, trzymając w ręku aparat.
- Dosyć kiepskie światło, ale damy sobie rade. Ustaw się pod tamtą ścianą. - wskazał na jednolitą i pustą ściane, po czym poczekał, aż sługa się ustawi. Pstryk i fotografia była zrobiona. Kilka następnych chwil i powędrowała na komputer, skąd wyszła jako zdjęcie. To po chwili zostało przymocowane do legitymacji.
- To nie jest najlepsza robota, więc nie pokazuj jej za długo. Przeważnie wystarczy, że tylko ją wyciągniesz, pokazując napis policja. - poinstruował Barona.

Generał skinął głową potwierdzając że zrozumiał instrukcję po czym sprawdził pod jakim imieniem i nazwiskiem figuruje w dokumentach. Nie sądził by pomyłka przy przedstawianiu się dodała jego przebraniu wiarygodności. Roman Nowak. Nie było zbyt trudne do zapamiętania, mógł mieć jedynie nadzieję że nikt nie będzie zbyt dokładnie sprawdzał dokumentów lub nie popełni jakiejś istotnej gafy która mogłaby zepsuć przebranie

- Sądzę, że w takim razie jestem gotowy by ruszyć w teren
- Więc idź poznawaj Warszawe. Prawdpodobnie będę mógł się z tobą kontaktować przez pieczęcie rozkazu, ale jeszcze nie mam pewności. Nie miałem dosyć czasu by to porządnie sprawdzić. W każdym razie, masz wolną rękę. Liczę na twój rozsądek.
- Przydałoby mi się trochę pieniędzy, na wszelki wypadek. Planuję kupić turystyczny plan miasta, może iść w parę miejsc gdzie dostęp może być płatny. Plus, zawsze mogą zajść nieprzewidziane okoliczności w których będę potrzebował trochę gotówki
- Zbankrutuje. - stwierdził mężczyzna pół żartem pół serio i dobył portfela. Po chwili w ręce sługi powędrowało dwa tysiące złotych.
- Póki co mogę dać ci tyle. Wątpie, abym otrzymał szybko kolejną wypłate, więc nie licz na więcej.
- Nie sądzę, bym potrzebował aż tyle. Czy masz jakieś cele operacyjne na ten moment czy mogę spokojnie poświęcić trochę czasu na zapoznanie się z miastem? Oraz jeśli nie będziesz w stanie skontaktować się przez pieczęcie to gdzie i kiedy spotkamy się następnym razem?
- Zapoznaj się z miastem. Póki co muszę uwolnić swoje ręce z kajdan, jakie mnie krępują. Jeśli nie będę się w stanie z tobą skontaktować, to spotkamy się tutaj jutro wieczorem.

Baron opuścił mieszkanie starając się wczuć w fałszywą tożsamość jaką przybrał. Mieszkanie w którym przebywał wcześniej wyznaczył tymczasem na punkt dowodzenia, swój pobyt w Warszawie rozpoczął od spaceru po okolicy. Nietrudno było zaobserwować pierwsze oznaki tego że wojna się rozpoczęła, wmieszany w grupę policjantów oglądał ślady pierwszej potyczki w Zoo zastanawiając się jak głupi musieli być słudzy i ich mistrzowie którzy rozpoczynali swe działania tak jawnie. Głównie jednak skoncentrował się na zwiedzaniu miasta, dbając by jego tożsamość jako sługi nie została wykryta nawet przez osoby znajdujące się w najbliższym otoczeniu. Podtrzymując obraz jaki stworzył sobie w myślach oglądając filmy w ramach przerwy trafił do kawiarni na kawę i pączka, które zresztą okazały się naprawdę smaczne. Od jakiegoś cwaniaczka na bazarze kupił nawet ładny, skórzany portfel a w galanterii skórzanej zaopatrzył się w gustowną dość sporych rozmiarów teczkę. Ogólnie rzecz biorąc Baron początek wojny spędzał w sposób który można by nazwać pokojowym, w formie spaceru zapoznając się z areną swoich działać i tylko od czasu do czasu zatrzymując się na chwilę dłużej by zostawić w swojej pamięci dokładniejszy obraz danego miejsca, co mogło mu być potrzebne później. Do mieszkania wrócił dopiero następnego dnia by ponownie za pomocą komputera zająć się gromadzeniem informacji i oglądając zdjęcia kotów oczekiwać na przybycie swojego mistrza
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 27-02-2013, 20:35   #20
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
Są drogi, którymi nie należy podążać, armie, których nie należy atakować, fortece, których nie należy oblegać, terytoria, o które nie należy walczyć, zarządzenia, których nie należy wykonywać. – Sun Tzu



Popołudnie było nadzwyczajnie spokojne, szczególnie jak na stan wojny. Być może nie tradycyjnej, lecz wciąż wojny. Jednak kto wie, czy nie jest to burza przed burzą? W końcu istniała szansa, że wszyscy zbierali siły jak i informacji przed przystąpieniem do kolejnego ataku.
A było co robić. Pierwsze otwarte starcie w tej wojnie wywołało dużo zamieszania, chaosu i pochłonęła sporo ofiar. Mimo to, wyglądało na to, że wszystko udało się zatuszować. Media owszem, trąbiły – ale o tajemniczej eksplozji gazu a nie walce dwóch servantów. Jak widać, cenzura działa doskonale. Pytanie brzmi – z czyjego polecenia.
Miasto jednak wydawało się żyć normalnie. Brakowało masowej paniki, wzmożonej aktywności policji czy wojska, ot – jakby nic się nie działo. No, może helikoptery wydawały się latać częściej niż zwykle, jednak z pewnością każda stacja telewizyjna chciała mieć swoje własne ujęcie pobojowiska w zoo, tym bardziej, że dopiero późnym wieczorem pozwolono kręcić cokolwiek w tamtych okolicach.
Ten pozornie spokojny okres pokazał także, że informacja jest znacznie cenniejsza niż mogłoby się zdarzyć. O ile część magów oczekiwała bądź ostrożnie działała, to inni otrzymywali całkiem przyzwoite informacje. Cóż, trzeba wiedzieć jak się w życiu ustawić.
Jednak godzinę po zmroku wszyscy stali się bogatsi o jedną, oczywistą informacje.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Q2I7FN7fiKU[/media]



Młody chłopak jechał powoli windą, bujając się przy tym lekko – to w przód, to w tył, trzymając się przy tym za szary kaptur. Minę miał dosyć poważną, jakby planował coś niezwykle skomplikowanego. Jednak pewna rzecz go rozpraszała. Im dłużej patrzył w lustro, tym bardziej go to irytowało. W końcu nie wytrzymał i oblizał palec wskazujący, by z pomocą śliny i własnej skóry zacząć walczyć z całkiem sporą plamą, która znajdowała się na lustrze.
- Czemu musisz zawsze tak brudzić? Czasem naprawdę chciałbym się skupić, zamiast sprzątać. Rodzice nie nauczyli cię niczego pożytecznego? - marudził, kierując słowa do swojego towarzysza. Cóż, najwyraźniej miał trochę racji, bo plama lustra opuścić nie chciała, rozmazywała się jedynie po nim. Jednak chłopak miał sporo czasu – jeszcze wiele pięter brakowało do punktu docelowego. Cóż, zawsze to lepsze niż spacer po schodach.
Z drugiej strony, tam nie byłoby usyfionego lustra.
Chłopak burknął cicho. Ta drobna rzecz naprawdę bardzo go irytowała. Nawet bardziej niż muzyczka płynąca z głośniczków, która miała umilać podróż. Umilać. Ta, jasne. Jedynie szarpała jego nerwy i wprowadzała w nastrój w którym ma ochotę popsuć cokolwiek, byle tylko znaleźć chociaż odrobinę ulgi. Tu trzeba przyznać, że chłopak miał do tego predyspozycje. Mimo młodego wieku, śmiało można było opisać go jako wysportowanego. Szpagat prawdopodobnie nie byłby dla niego specjalnym problemem, w przeciwieństwie do wyczyszczenia lustra.
- Następnym razem zabijaj jakoś... bardziej estetycznie. - skarcił swojego towarzysza, odsuwając piętą zwłoki bardziej na bok, szczególnie uważając na to, żeby nie pobrudzić swoich adidasów. Przecież musi porządnie wyglądać!
Po chwili chłopak w końcu usłyszał upragnione DING. Dach, tego dnia pusty ze względu na „alarm gazowy”, stał przed nim i jego towarzyszem otworem.


[media]http://www.youtube.com/watch?v=791hYtRQ46g[/media]



Fajerwerki! Czyż nie są piękne? Wystrzeliwane prosto z dachu Pałacu Kultury i Nauki wybuchały, mieniąc się przy tym wieloma kolorami. Ciężko powiedzieć, cóż to miało być za święto, jednak ktoś najwyraźniej postanowił bawić się na całego. Pierwsza, druga, trzecia, aż w końcu dotarło do trzynastej. Trzeba przyznać, że musiały być one drogie, bo chociaż było ich mało, to tak dobrej jakości fajerwerków Warszawa nie widziała od '44. Rozświetlały całe miasto - jednak nie to było w nich najdziwniejsze. Bardziej podejrzany był fakt, że prześwitywały przez każdą ścianę czy zasłonę, będąc doskonale widocznymi w calutkim mieście. Już samo to wystarczyło, żeby mieć pewność, że to twór magiczny. Jednak, jeżeli ktoś był bardzo nieufny, drugim dowodem było to, że śmierdziały magią.
Kilka sekund po tym, jak ucichły, w niebo wystrzeliło kilka naraz. Tym razem ułożyły się one w napis: Przyjdźcie i walczcie. Chwile później ich twórca postanowił pokazać część swojej osobowości, dodając kolejny napis. Frajerzy mogą sobie odpuścić.
I tyle z magicznego pokazu.
Jednak, czy ten znak nie był aż nadto oczywisty? Najwyraźniej osoba, która dostała się na dach Pałacu Kultury i Nauki nie należała do zbyt cierpliwych.

// Jak ktoś chce wbić bezpośrednio na PKiN: dział „walczący” w docu. Obserwatorzy czy olewający zakładają sobie własny dział i tam się bawią. //

Aleksander

Magia. Cel Aleksandra był aż nadto prosty – znaleźć i zlikwidować tego, kto tak otwarcie jej użył. Zawsze to jeden idiota mniej w drodze do osiągnięcia celu. Biegł więc w tamtym kierunku, chociaż gdzieś głęboko w sercu miał obawę. Absolutnie słuszną zresztą – przed jakimś czasem rozdzielił się z swoim sługą i kij wie, czy Jackie zdąży dołączyć, bądź, czy w ogóle to zrobi. Kto wie kobiety? Nawet jeśli dasz jej zdobyć glany to taka i tak może się odwrócić plecami. Pół biedy, jeśli jest jeszcze na co popatrzeć.
Jednak został zatrzymany dosyć szybko – bądź raczej sam to zrobił. Zauważył, jak jakiś mężczyzna za pomocą magii pozbywa się przeszkody, jaką była kłódka. Zaraz po tym wszedł na jakąś klatkę schodową. Aleksander wiele nie myśląc, ruszył za nim, dosyć powoli i ostrożnie, trzymając broń w pogotowiu. Twarzą w twarz spotkał się z nim dopiero na płaskim dachu bloku.


Uśmiechnięta twarz blondyna w loczkach przypatrywała mu się, unosząc przy tym prawą rękę. Jednak nie pokazywał on opaski usztywniającej nadgarstek i jego okolice, lecz czarował. Cienka błyskawica wystrzeliła z jego palca, jednak Aleksander popisał się refleksem, unikając tego zaklęcia. Wyglądało na to, że trzeba zacząć działać.
 
Elas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172