Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2013, 22:09   #73
Nasty
 
Nasty's Avatar
 
Reputacja: 1 Nasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnie
Udało się. Chodź to tylko jeden sukces. Jak dojechać do centrum by nie wpaść na więcej takich niespodzianek. Raczej niemożliwe. Katrina dojechała do szpitala. A raczej do tego co zostało. Budynek wyglądał na opuszczony. Ale tylko na pierwszy rzut oka. Na drugim pietrze świeciło się światło. Katrina nie chciała od tak zostawić na środku auta i beztrosko wejść do środka. Wiedząc że może natknąć się na wściekłych. Ale jeżeli tam pali się światło to może jest tam ktoś, kto żyje. W sensie żyje naprawdę. A nie chodzi jak robot gryząc innych. Więc cofnęła vana w jedną z bocznych uliczek. Przedtem wypatrując po dachach kładek. Takich zwykłych po których można się przedostać z dachu na dach. Jeżeli zdołała by się dostać z dachu na dach. Tak aż do dachu szpitalnego. Mogła by wejść do szpitala od góry. Zatrzymała się w bardzo wąskiej uliczce. Drzwi nie można było otworzyć ani z jednej ani z drugiej strony. Ale właśnie oto jej chodziło.

Poszła zobaczyć do brata, który się obudził. Poznał ją od razu. Rozwiązała go i wytłumaczyła co jest grane. Nie mógł uwierzyć w tę całą historię. Gdy doszedł do siebie stwierdził że pomoże. Weszli razem na drabinkę która była dokładnie nad szyberdachem vana. Idąc dalej na dach, a z dachu po kładce na następny dach. Doszli już prawie do dachu szpitala. Brakowało przejść jeszcze po dwóch kładkach by być na miejscu.

Brat spadł z kładki. Leżał na ziemi nie ruszając się. Chwilę tak leżał. Katrina miała już się cofnąć i zejść schodami przeciwpożarowymi. Ale nie zdążyła. Wściekli musieli widzieć jak spadł. Było ich pełno. Wypełzli nie wiadomo skąd. Było ich mnóstwo. Jedni się czołgali bez nóg inni odpychali się nogami bez rąk. A inni po prostu szurając nogami szli jak zaraza do nieskazitelnego człowieka. Croft zamknęła oczy roniąc łzy i zaciskając zęby. Cofnęła się na dach usiadła i zaczęła płakać. Straciła najpierw matkę, ojca a teraz jednego z braci. Zacisnęła pięści. I w myślach wypowiedziała - ojciec na pewno żyje- wstała i nie patrząc już na chordę wygłodniałych trupów zżerających jej brata, zaczęła iść dalej. Doszła już na dach szpitala. Zaczęła rozglądać się za wejściem do budynku.
 
Nasty jest offline