Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2013, 01:25   #9
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Srebrzyste Źrebie. Narada.

- Czy cokolwiek wiadomo o tej zarazie? - spytał Torst widząc, że nikt się nie przymierza do zabrania głosu. - Ktoś doszedł do tego, jak się jedni od drugich zarażają?
Gospodarze popatrzyli po sobie. Po dłuższej chwili milczenia Hadrian pokręcił beznadziejnie głową.
- Będę z wami szczery... Całkowicie szczery. - dodał z obawą w głosie. - Nie będziemy pierwszą ekspedycją wysłaną z ramienia królowej. Przed nami posłano tam dwóch kapłanów, którzy mieli dowiedzieć się, cóż takiego zarazę powoduje. Odnaleźć jej źródło... Nie wiemy jednak, co się z nimi stało.
- Zatem musita i ich znaleźć, dopytać kogo trzeba. Może trafili na jakiś trop i za nim pognali w czeluści? Kto wie, kapłani to zawsze o tu mieli... -
trzasnął nadgarstkiem w przyłbicę. - Jeśli nie...
- Będziemy musieli rozpocząć poszukiwania serca plagi na własną rękę. - dokończył Hadrian.
- Owe ekspedycje... Mieli swoje zapasy jedzenia? - spytał Torst.
- Niewielkie. Jednak z tego co mi wiadomo, kapłani są w mocy tworzyć strawę i wodę z łaski swych bogów.
- Taaa... Kapłanów nie ma, to i strawa zniknie - powiedział Torst. - Notatki będziemy zostawiać po drodze - mówił dalej.- Hadrianie - zwrócił się do wodza ich ekspedycji - trzeba będzie ustalić, gdzie pierwsze wieści się zostawi, wraz z kierunkiem dalszej marszruty.
- No i boję się, że trza będzie pozbyć się każdego, kogo na drodze spotkamy - dodał. - Albo i z dala ominąć. Od żywych zarażać się można, jak przy zwykłej chorobie. Albo po ugryzieniu, jak wścieklizna, czy, ponoć, likantropia. Woda skażona zarazę nieść może. A może to być i magia plugawa.
Hadrian ponownie uśmiechnął się lekko.
- Przez twe słowa Torście rozumiem, że wyruszysz ze mną? - w głosie tliła się radość.- Z tego co wiadomo, wiele osób jest też zdrowych. Przynajmniej jeśli chodzi o Poddom, tuż za Wrotami. Tam zaraza zebrała małe żniwo, mimo to ciotka nakazała otwierać przejście jak najrzadziej. Tak by nie kusić pozostających pod ziemią lordów. Nie można na razie pozwolić, by ktokolwiek opuścił Królestwo w Czeluściach. Również z decyzją o postępowaniu wobec ludności radzę sie wstrzymać, dopóki na własne oczy nie przekonamy się, jak wygląda sytuacja... - żal wlał się na jego twarz. - Musimy, muszę pamietać, że schodzimy tam przede wszystkim po to, by im pomóc, nie cierpień dodawać.
- Izolowano tych, których o chorobę podejrzewano? -
spytał Torst. - Ile czasu mija, nim się zaraza ujawni?
- Oczywiście, starano się. Dbać o to mieli lordowie czeluści, powołując odpowiednie służby. Jak sytuacja się rozwinęła... Dowiemy się dopiero pod ziemią.
- A co do tego moru... -
warknął Goberrad.- W głowie człekowi się robi gorzej ponoć już od pierwszego dnia... Twarz nawiedza cień, z oczu znika iskra rozwagi. Jak u zwierza, co to go zaszczuć pod ścianą. A reszta - gorąc i wrzody pojawiają się... Cholera wie. - wzruszył rozbudowanymi ramionami. - Czasami szybko, bardzo szybko, a czasami taki jegomośc zdąży rozczłonkować swoją rodzinę, rodzinę sąsiada, jego wnuków i wtedy dopada go zmęczenie.
- Po oczach patrzeć ryzykowną jest rzeczą. -
Torst pokręcił głową. - A pewnie i magia umysłu na nich źle działać może.
Dziewczyna przysłuchiwała się z zainteresowaniem rozmowie. Podobał jej się tok rozumowania Torsta. Zadawał bardzo dobre pytania.
~ Pamiętasz Neverwinter, Shaeno? ~ melodyjna myśl Astry zakwitła w głowie czarodziejki.
~ Mhmmm, ale tam to przebiegało nieco inaczej... ~ odparła niechętnie.
~ Co nie znaczy, że nie można znaleźć wspólnych czynników.
Astra jaka by nie była, to jednak bywała bardzo przydatna. Shaena odchrząknęła cicho i odezwała się, podpierając brodę dłonią:
- Myślę, że warto wspomnieć, iż z opisanych symptomów ciężko znaleźć w historii przypadek, do którego pasowałoby wszystko na raz. Nie wiemy jeszcze co prawda zbyt wiele, ale można zauważyć pewne podobieństwa... - spojrzała w sufit w chwilowym zamyśleniu - Istnieją grzyby głębinowe, których zarodniki roznoszące się w jaskiniach, wywołują halucynacje, zmiany w zachowaniu i gorączkę. Z kolei na zachodnich wybrzeżach Faerunu istniała lata temu plaga rozsiewana przez gobliny... Do tego wielka zaraza w Neverwinter... Trudno ocenić skalę zarazy przy tak niewielu informacjach...
~ Ale wiesz, że to w zasadzie nie bardzo jest na temat i niewiele daje całej reszcie? ~ Astra znów wtrąciła się w jej myśli.
- Ten... - Shaena zgubiła na moment wątek, rozproszona przez srebrnołuską - W każdym razie... Cokolwiek to jest może być z dużym prawdopodobieństwem rozprowadzane umyślnie i nie tylko przez zarodniki czy żywe istoty. Zatem im szybciej zajmiemy się tą sprawą, tym lepiej... A i oczywiście... Nie mówiłam chyba o tym jeszcze... Jestem z wami i służę pomocą. - Hadrian wiedział, ale warto było to potwierdzić.
Czarodziejka w końcu umilkła. Cóż... Nie było tajemnicą, że dużo gadała.
- Wszystko zostanie wam wynagrodzone. Dziękuję, panno Ardalan. - uśmiechnął się Hadrian, po czym zerknął na lorda Czeluści. - Może warto wysłać posłów na zachód, do miejsc wspomnianych przez pannę Ardalan? Kto wie, może będą potrafili pomóc nam po własnych tragediach?
- Zapłacić grupie twych przyjaciół możemy, ale chciwość lordów sięga czasem pod niebiosa... -
siwobrody splunął przez ramię. - Poza tym, jak roześlemy ludzi po Faerunie z taką wiadomością, zaraz u naszych bram stanie jaka armia. Albo dwie... Nie, nie, nie. Musimy poradzić sobie z tym sami, psia mać.
~ Czujesz to, Astro?
~ Ale co? Nic specjalnego nie wyczuwam...
~ No właśnie... O to chodzi.
- Przepraszam, może trochę nie w temacie. Ale skoro tak boicie się, że sprawa dojdzie do niepowołanych uszu, dlaczego nie przebywamy w miejscu, które utrudniałoby magiczne śledzenie? Magia pozwala słuchać i widzieć na daleko większe odległości, niż...
~ Starczy. ~ pseudosmoczyca przywołała ją do porządku.
Shaena umilkła w pół zdania.
- Spokojnie, panno Ardalan. Wątpię, by kotokolwiek śmiał zbliżyć się do miejsca wypchanego obrońcami, nie mówiąc o tym, że leży ono w sercu Poddomu. - uspokoił ją gestem dłoni. - Na powierzchni, póki co, nie musimy się niczego obawiać.
~ Ignorant! ~
Ardalan także miała ochotę nagadać co nieco krasnoludowi na ten temat, ale jej zamiar przerwało:
- Pierdolenie! - Krzyknął Thorik waląc kuflem w stół, oblewając przy okazji siebie, siedzącego obok niego łysego krasnoluda i pechowca goszczącego po jego drugiej stronie.
- Tak to jest, jak się kurwa ludziom da za dużo gadać, planowanie, pierdolenie jeden kij. Zamiast gdybać i rozsyłać osłów zbierajcie dupska i idziemy w Czeluść, te Srarik idziesz z nami? Czy królowa przysłała cię tutaj jako jucznego muła? - Kończąc krasnolud w runicznej zbroi wstał i rzucił (standardowo) przytyk w kierunku brata. Psia jucha już naprawdę musiało przetrzebić co bardziej rozgarniętych mieszkańców Czeluści, skoro przysłali tutaj tego półdebila.
Torst rzucił okiem na Shaenę, ciekaw jej reakcji na typowy wyskok myślącego mięśniami krasnoluda.
- Inni też tak zapewne myśleli - powiedział.
~ Nie myśleli ~ poprawiła ga Afreeta.
- Tu nie wystarczy pomachać toporkiem - dokończył, kryjąc w brodzie uśmiech.
Czarodziejka zareagowała na zachowanie Thorika dość... nietypowo? Uśmiechnęła się szeroko i bardzo, bardzo powstrzymywała się, by nie parsknąć śmiechem na głos. Krasnoludy były zaprawdę niezwykle interesującą rasą. Więzi rodzinne zapewne też miały tu inne znaczenie niż wśród ludzi. Skupiła się jednak na aktualnym temacie. Naturalnie całkiem odmienna była reakcja Astry, która momentalnie wykonała ruch najbardziej przypominający chyba napuszonego kota. Wygięła grzbiet, machnęła niespokojnie ogonem i już niemal - już prawie - gotowa była zasyczeć, gdy jednak wrodzona duma, wdzięk i gracja powstrzymały ją od tak prostackiego zachowania.
~ Weź się uspokój. ~ skarciła ją dziewczyna.
~ Prostak i gbur. Jak mam przebywać z kimś takim? Jeszcze pod ziemią? W jaskini? To był zły pomysł... ~
Shaena chwilowo ponownie wyłączyła umysł na marudzenie smoczycy.
- Dobrze, że mamy takich bojowych towarzyszy. Niech zatem mięśnie pozostaną ich domeną, a myślenie naszą - skwitowała z uśmiechem, zwracając się poniekąd właśnie do Torsta.
- Oj, oj już nie pierdol brodaty - odpowiedział krasnolud czarodziejowi - co chcesz planować jak nie wiesz z czym walczysz? To nie jest grypa do cholery, tego nie wyleczysz butelką wódki. Musimy zobaczyć z czym mamy walczyć, potem sobie wymyślajcie te wasze plany, badania i inne tam pieprzenie się w książkach.
- Spokojnie, Thoriku... - wykrztusił z siebie Hadrian, wyciągając ramiona.- Wyprawę planujemy dopiero na jutro. O brzasku dokładnie... Dlatego nie przesadzajcie z beczułkami... - poczerwieniał ponownie.- Zatem jeśli ktoś chce porozmawiać, zaplanować pewne rzeczy, odpowiednia pora na to. I co ważniejsze, jeśli chcecie przygotować się przed wyprawą dodatkowo, będzie na to tylko chwila. Z rana.
- Eh, nudziarze... - Podsumował Thorik waląc czołem o stół i zostając w tej pozycji gwoździa jako swoisty bunt przeciw pipowatości ich przewodnika. Dopiero po kilkunastu sekundach do rozmowy włączył się siedzący obok towarzysz kapłana, łysy jak kolano, za to o długich, sięgających za barki włosach, Storn.
- Ale wróć... Że jak rano? To ja ciągnąłem Skurwysyna ze sobą taki kawał drogi żeby nażreć się i pogadać? Do stu elfów... - Burknął krasnal pokazując kciukiem oparty o ścianę młot rozmiarów podobnych do swojego właściciela.
- Tam skąd pochodzę... - warknął Goberrad.- Strawę ciepłą, piwo i wódę daje się żołnierzom tuż przed morderczym bojem młokosie... Toteż nie obawiaj się. Młot się przyda, jak nie dzisiaj to jutro. I będziesz jeszcze tęsknił do kiecki swojej mateczki.
- Spieprzaj uschnięty kutasie. -
Zajęty do tej pory pożeraniem ociekającej tłuszczem, dorodnej golonki Tharik, podniósł znad talerza swe mętne spojrzenie. Upił ostatni łyk piwska, po czym rzucił glinianym, opróżnionym kuflem w skrzywionego psychicznie, cuchnącego starą, zaschnięta uryną dziada od czasu do czasu tytułowanym jego młodszym bratem. - Pierdolić to ty se możesz swoich chłopców z nowicjatu. - Kontynował.
- Tu trza, jak słusznie zauważyła nasza piękna panienka, tęgich umysłów i jakiego pomyślunku! Czyli ty Thorik, debilu jeden, odpadasz w przedbiegach! - Ignorując docinki ze strony swego bliźniaka, zwrócił się do gładkolicego krasnoluda. - No Hadrian! Jeśli ten tu lord z wdzięczności wyliże pomarszczone dupsko arcykapłana Clangeddina to piszę się na tę samobójczą wyprawę! Masz mojego topora! A tera powiedzcie mi... Którędy do wychodka? Od patrzenia na ten podły ryj Thorika, srać mi się zachciało.
- Na zewnątrz... Tak mi się wydaje. -
speszył się Hadrian.- Jeśli to konieczna rozmowa nad stołem...
- Na zewnątrz? Dobra! Wybaczcie mili państwo. Zew braterskiej miłosci wzywa! Zaraz wracam! - Grzmotnął w stół zakutą w stal pięścią, po czym powstał z krzesła. Oczom wszystkich ukazała się misternie spleciona, siegająca do pasa broda, na której niczym na świątecznym drzewku, zawieszone były resztki jedzenia gdzieniegdzie przeplatane pasmami sklejonego piwskiem zarostu.
Krasnolud postapił kilka kroków w stronę wyjścia, dumnie prezentując swą kunsztowną, lamelkową zbroję, na której widniały liczne zdobienia, tworzące coś na wzór run. Jak twierdził sam Tharik, na każdej płytce zapisane było imię wielkiego wojownika z jakim dane mu było się zmierzyć i pokonac w uczciwej, honorowej walce.

Przed drzwiami skłonił się nieznacznie zebranym w izbie po czym wyszedł.
- Tia kurwa, tęgiego pomyślunku, powiedział krasnolud którego nie puścili na nowicjat bo mylił wannę z kiblem i przez większość życia uważali za niedorozwiniętego. Tak czy siak mam tu być rano, tak? Idę popilnować tego debila żeby po drodze nie wywołał jakiejś burdy, Storn idziesz? Tutaj nie pomahasz Skurwysynem, chyba że będziesz tak miły wybić mojemu bratu zęby zanim zrobi to jakiś zapijaczony moczymorda - Thorik skinął na łysego krasnoluda, który zabierając pod pachę kilka udek kuraka wstał z ławy i skierował się do wyjścia zbierając po drodze młot z pod ściany.
- Tymczasem, panowie i panie - widzimy się rano.

- Shaeno... - Nie zważając na wymianę poglądów między krasnoludami Torst zwrócił się do czarodziejki. - Masz jakieś pomysły co do wyposażenia przydatnego w naszej wyprawie?
Głos Torsta oderwał ją od przyglądania się krasnoludzkim bliźniakom. A spoglądała na nich z mieszaniną rozbawienia, fascynacji, ale i niejakiego... niepokoju. Strach pomyśleć, do czego byli zdolni.
- Nie wiem, na ile wsparcia możemy liczyć i czy całość wyposażenia musimy zorganizować sami, czy pod tym względem mamy otrzymać jakieś zaopatrzenie. - wzruszyła lekko ramionami i wstała z krzesła, nie mogąc dłużej usiedzieć w spokoju. - Po pierwsze i niejako już załatwione - prowiant. Zapewne bez kapłana nie ruszymy, dobrze by było gdyby takowy mógł wam...nam...zapewnić pożywienie i wodę. Przynajmniej na ile kto tam potrzebuje. Po drugie - jakiś standardowy ekwipunek w stylu lin, haków, czegoś do rozniecania i rozpalania ognia, koce, takie rzeczy... Część z nas na pewno posiada w dużej mierze własne zasoby. W końcu dla nikogo to chyba nie jest pierwsza wyprawa i pewnie każdy dobrze wie, co przygotować. Wiadomo, że...
~ Shaeno, skup się. Do rzeczy i bez dygresji. ~ upomniała ją Astra, tylko bardziej rozpraszając, niż pomagając.
Dziewczyna bowiem nie nawykła do tego rodzaju przemów.
- Tak naprawdę wszystko się przyda, bo nie wiemy, na co dokładnie trafimy... Kredy, pergamin, atrament - zaznaczanie przejść, odwiedzonych miejsc, może jakaś prowizoryczna mapa? Nawet tak proste rzeczy jak kwas, ogień alchemiczny, szklane kulki... Ze wszystkiego można zrobić użytek. Tyle że... Jak wspomniałam... Na ile mamy sami się zaopatrywać, a na ile możemy liczyć w ramach przygotowań przed wyprawą, to już inna kwestia. - postukała opuszkami palców po ustach, spoglądając w sufit i zastanawiając się, o czym jeszcze mogłaby napomknąć.
- Oj tyćkum tyćkum - usłyszeć można było nagle cieniutki głosik z pod lady stołu - to może jakie sterylijne szmateczki by nam się przydały? I no łoctu ciutke w nim zamoczyć, albo jakiego wapna, co by to morowe powietrze nam nie szkodziło? Jakby dyćke złota się znalazło to i maseczki filtrowe pożądne mógłbym skonstruować, bo moja to i tylko pół godzinki ciągnie. Ale to nie małe sumy - zastanowił się przez chwilę... - Nie, nie, nie... Czasu ni ma. Trzeba zaryzykować jeno z chustkami. Liny się i przydadzą, ale trochę ich sam mam. Jedzonko to chyba każdy z nas jest w stanie skombiować, a jak nie to mu coś ugotuję. Taaak, specjały z Jaskini. Wiec jakby nie było jeno wspomnianą przez panienkę mapę by nam się przydało. Tak, wielką mapę. Dostaniemy mapę? - Peplał z prędkością wściekłego chomika biegnącego w kołowrotku.
Przez chwilę uwagę Hadriana przykuły bardziej dziwne, niepokojące po szczerości odgłosy, docierające tutaj z głównej sali. Dopiero nieznoszący konkurencji głos gnoma zdołał całkowcie przesłonić krzyki z oddali.
- Tak? To znaczy... Nie. Chyba, albo nawet na pewno? - pogubił się w plątaninie słów Rafunka.- Czasu jest niewiele... Zatem nie będzie czasu na konstruowanie. - wzruszył ramionami. - Chciałbym żebyście przede wszystkim dobrze wypoczęli. Nie minęło wiele czasu, jak wróciliśmy z poprzedniej podróży... A ta, która teraz otwiera się przed nami, może być jeszcze bardziej wymagająca. - spojrzał na kobietę, uspokajając ją nieco. - Jeśli chodzi o finanse, skarb królowej na pewno zwróci wam przynajmniej za część zakupu. Nie przejmujcie się tym, ale też nie folgujcie zbytnio... I pamiętajcie o pochodniach. O dziwo pod ziemią potrafi być bardzo ciemno...
- Możemy sobie z kwestią ciemności poradzić inaczej. Pochodnie zajmują ręce, trzeba na nie uważać i z daleka będzie nas widać... - ponownie wzruszyła lekko ramionami - Ilu z nas faktycznie tego potrzebuje? Ja nie. A potrzebujących mogę wspomóc odpowiednim zaklęciem...
- Jeśli o mapę chodzi... - wtrącił się Torst. - Czy ktokolwiek zaznaczył, na jakiejś mapie, gdzie i kiedy wszystko się zaczęło? Ta cała zaraza? Miejsca z datami by się nam przydały. Jeśli są oczywiście.
W co Torst osobiście bardzo wątpił.
- Łooooo, zaklęcie - szepnął pod nosem zainteresowany gnom - A, nie... przecież nie potrzebne mi - dodał ze smutkiem. - No to co by was dłuzęj w niepewności nie trzymać, nerwów wam nie nabawić, czy jakiej innej przypadłości nie sprawić, jako i korzyści w tym nie widząc, a co więcej nie owijając w wełnę czy mówiąc prosto z mostu, tak jak wy krasnoludy lubicie, co nie zmienia faktu, że krasnoludem nie jestem. Chyba. Tak. Taką mam nadzieję. Zresztą to może fajnie jest być krasnoludem? Jak to jest być krasnoludem? - spytał patrząc to z jednego brodacza to na drugiego. - Albo nie. No zresztą wracając do sedna sprawy, Na wyprawę piszę się. Prawą ręką. Zresztą lewą też. A co by im smutno nie było reszta ciała też pójdzie. - dodał pospiesznie, nie chcąc by któryś z karłów dosłownie wziął jego słowa i rozczłonkował małego jegomościa zabierając jeno ramię na owe zadanie.
- Kero! - zaskrzeczał ropuch
- A, i Pan Roman... znacie go? To jest Pan Roman. Panie Romanie to jest reszta. Tak. Pan Roman jest ropuchą...
- Kero!
- Ropuchem.
- Kero!
- Wspaniałym ropuchem -
dodał Rafunk, a widząc zadowolenie na zielonym pyszczku kontynuował - i osobiście pójdzie z nami na wyprawę. Tak, dzięki temu nie musicie się niczego lekać. - Zadowolony aż klasnął w dłonie i lekko podskoczył na swym miejscu sprawiając, że płaz ledwo co utrzymał się na przedziwnym kapeluszu nietypowego towarzysza.

- Zginiemy marnie, chyba jednak nie będzie potrzeba żadnego pisma, jak tak widzę co tu się dzieje, to my żywi stamtąd nie wrócimy. - Mruknął Mat i rozejrzał się za jakąś belką na suficie, po chwili już półleżał na niej wcinając kolejny kawałek prosiaka i słuchając co ciekawego jeszcze wymyślą.

C’ath przyglądała się całej rozmowie w milczeniu. Stała przez ten cały czas u boku Hadriana nie uznając za istotne podzielić się z towarzyszami wyprawy swoimi rozważaniami. Wolała słuchać niż mówić.


- Tak... Pan Roman. I...To wspaniale. - wydukał zdruzgotany mentalnie tyradą gnoma Hadrian. - Trostcie, takich rzeczy przyjdzie nam się dowiedzieć niestety dopiero po minięciu Wrót. Większość z mych braci pozostała pod ziemią, a to oni najwięcej informacji posiadają. - westchnął ciężko. - Zatem, widzimy się jutro o świcie, zwarci i gotowi?

- Tak jest! -
Ruda odetchnęła z ulgą, że zebranie zmierza ku końcowi.

- Taaaa jeeeeeeest! - zakrzyknął maluch podnosząc swą dłoń ubraną w niezwykłą ręawicę wysoko w górę. Znaczy się dla gnoma wysoko. - Jutro z samiuteńkiego rana. Ale to gdzie się widzimy? Znaczy spotykamy. Tak, spotykamy. I co tą mapą? Masz może mapę?
- O nic nie musicie się martwić moi drodzy.
- uspokoił gestem nadpobudliwego gnoma. - Opłacono wasz pobyt w Srebrzystym Źrebaku. Na każdego czeka izba, wygodne łoże...- zerknął na ludzi zasiadających przy stole.- Choć możliwe, iż będą nieco przykrótkie... Oby chociaż kadź z gorącą wodą wam to wynagrodziła. Jeśli zaś o mapę chodzi...- powrócił spojrzeniem do magików utworzonej właśnie kompanii.- Postaram się coś wymyślić... Czasu brak by łomotać w drzwi Serca Ziemi i prosić o gotową. Z pewnością strażnicy Wrót, w niższym Poddomie mają takowe. Ostatecznie to ich poprosimy o pomoc w tej spawie. Teraz zaś...- chwycił za puchar z winem. - Proponuję toast: Za naszą sprawę, za królową i za powodzenie... Niech Bogowie trzymają nad nami piecze!
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline