Imrak był wyjątkowo niezadowolony. Zgodził się napić znów z Francem, bo cóż innego niby miał robić, skoro bitka została tak brutalnie przerwana? Nienawidził tego z całego serca, gdy coś zapowiadającego się tak dobrze, nagle się urywa. A on nawet nikomu nie przypieprzył! To w sumie najbardziej go wkurzyło, wszyscy inni choć wymienili kilka uprzejmości. Cholerni długonodzy, poruszali się najszybciej i zawsze zgarniali najlepsze kąski.
Także siedział i pił, nienawistnie spoglądając na najemników tej kobitki, co łazili jakby ktoś im dupy nakłuwał i siąść na nich nie pozwalał. Idioci. Taka mała wieś zdecydowanie za mała była na dwie próbujące się rządzić grupy. Ten cały inkwizytor przeca lepszy nie był.
Wreszcie nadszedł wieczór i można było zrobić coś ciekawszego. Wcześniej drabina podstawiona pod okno nieznajomego wzbudziłaby wiele podejrzeń, ale ciemności dość mocno ograniczyły możliwości wzrokowe ludzi. A innych krasnoludów było tu bardzo niewiele i z tego co widział Imrak, właśnie weszli do karczmy przez co nie widzieli nic konkretnego. Khazad jeszcze wszedł na górę z Francem, a potem skinął mu głową i wrócił na zewnątrz, ciekawie gapiąc się na karczmarkę. Że się bała, to się nie dziwił. Ludzie mieli przekonanie, że to jego rasa jest łasa na złoto, a sami biorą je w kieszeń kiedy tylko mogą, nawet jeśli jest to wyjątkowo głupie. Nie jego jednak sprawa, to i się nawet nie odezwał, mrucząc pod nosem, że niby czegoś zapomniał.
Kobieta niiic nie widziała.
Ostatecznie dotarł do odkrytej wcześniej drabiny i wytachał ją, podstawiając pod okno ostatniego pokoju. Rozejrzał się raz jeszcze i nie dostrzegając nic podejrzanego, począł się wspinać, chwilę później będąc już przy okiennicach. Wyjął sztylet i wsadził go w szparę, mając zamiar podważyć rygiel i wypchnąć go. Wcześniej przyjrzał się okiennicom w innym pokoju i było to wykonalne. Gdyby okazało się jednak głośne, to cóż. Po to Franc czekał na korytarzu. |