Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2013, 18:56   #87
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Super przejażdżka, super autem, z super laską.
Super.
Czemu jednak miał wrażenie, że ten pojazd zwraca na siebie uwagę? Był nieco inny od tych, które Ink widywał do tej pory i jakoś tamte mu się bardziej podobały, nawet bardziej od pojazdów Sargan. W sumie oprócz promów kosmicznych nie mieli żadnych wehikułów, linie energetyczne i punkty teleportacyjne, robiły swoje, każdy Sargan był w stanie, z małą pomocą specjalnych urządzeń, przemieszczać się szybko i daleko.

Miła przejażdżka została zatrzymana przez bandę nierobów, którzy z nudów, wyszli na ulicę pokrzyczeć.
- Ojeja - mruknął Ink zatrzymując samochód. - Ale... ale skurczybyki, blokują drogę. Próbujemy ominąć, czy używamy jakiegoś gadżetu, z tego dziwnego... pojazdu. - Zapytał Alice, szukając czegoś odpowiedniego na panelu sterowania. Bardzo chciałby kliknąć któryś z tych wielkich, błyszczących przycisków, które aż wołały o to, żeby je męczyć, jednak kierując musiał używać telekinezy do wszystkiego.
- To jest chyba tryb kamuflażu - Alice pokazała jeden z guziczków i zachichotała - Podpisał go czapka niewidka. Co to za gość? To jak, ryzykujemy, czy na około? O patrz, a to sonar, nazywa się wielkie ucho.
- Ja tam nie chcę zgłębiać jego umysłu... - powiedział kręcąc głową. - Zaryzykujmy myślę, dodatkowo będę mógł unieść nas w powietrze jak się coś nie uda.
Alice nacisnęła przycisk. Pozornie nic się nie zmieniło. Jechali dalej, nikt nie zwracał na nic uwagi, mogli spokojnie lawirować pomiędzy pojazdami i pieszymi. Ink musiał jednak jechać podwójnie uważnie, w każdej chwili ktoś mógł w niego wjechać nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Z nerwami napiętymi jak struny udało im się wreszcie dotrzeć do salonu Feedbacka. Okno, wybite podczas walki zostało prowizorycznia zabezpieczone sklejką, a wszystko było oblepione żółto-czarną taśmą policyjną.


- Niech zostanie w... w trybie czapki niewidki - powiedział Ink wzdychając, gdy wyskakiwał z wozu. Zaczął iść w stronę swojej dawnej siedziby, z dala zrywając żółtą taśmę. Weźmie potrzebne rzeczy i sobie pójdzie, nie będzie miał żadnych kłopotów, na pewno.

"Czapka niewidka... ten Lloyd ma bardzo dziwny kisiel w głowie" - pomyślał Ink.

Zapach wewnątrz studia nie był przyjemny. Na podłodze lśniły organiczne plamy i kredowe obrysy. Jego rzeczy były w nieładzie, więc znalezienie tego co potrzebne zajęło mu zdecydowanie dłużej niż planował. gdy już miał wszystko i wahał się czy nie wziąć jeszcze jednej pary bandaży na zapas, usłyszał trąbienie z zewnątrz, a właściwie wydawało się, że to trąbienie, bo klakson wygrywał irytującą melodyjkę.

"Ten człowiek jest chory..."

- Pewnie znowu ją napadli... często ją napadają... - mruknął Ink, myśląc o Alice i ruszając z powrotem do samochodu i Alice, rzeczy poleciały za nim, zapakowane w stylową, foliową torebkę.
Gdy stanął w drzwiach dostrzegł zbliżających się trzech policjantów, towarzyszył im uzbrojony po zęby agent w czerwonych goglach. Na razie go nie zauważyli, szli jednak ku batmobilowi i siedzącej w nim za kierownicą Alice.
To było dziwne... zupełnie jakby ten pojazd czymś się wyróżniał wśród innych, nawet z tym kamuflażem. Pewnie był za bogaty na tę dzielnicę. Aczkolwiek Ink na razie czekał na rozwój akcji, a w razie czego był gotowy wyjąc z odległości pistolety z kabur trzech policjantów i strzelić z nich w najgroźniej wyglądającego twardziela.
Policjanci podeszli od strony kierowcy. Dało się słyszeć rozmowę.
- Co pani tutaj robi?
- Zgubiłam się.
- No ja myślę, to niebezpieczna okolica i jeszcze zaparkowała pani tuż przed miejscem zbrodni?
- Zbrodni?!
- spytała piskliwie.
- No tak - policjant odwrócił się by pokazać drzwi do salonu Inka - Ej, czy to nie było zamknięte?
Mężczyźni sięgneli po radia.
- Dyspozytornia, czy ktoś zgłaszał, że chce sprawdzić ten salon tatuażu na rogu czwartej i Washington? - odpowiedział statyczny szum, który chyba układał się w słowa.
“Ojej... cholerni służbiści” pomyślał Ink przewracając oczami. Feedback postanowił spróbować pobawić się w sabotażystę. Spróbował stworzyć własną falę radiową, dzięki małemu wyładowaniu atmosferycznemu, w postaci wiązki małych i cichych piorunów z tyłu pleców, nadając w ten sposób, powstałym falom, częstotliwość około trzech herców, wkradając się nimi na najbliższą, aktywną łączność radiową. Trudne to było, ale gdyby mu się udało, przekazałby krótką wiadomość, którą mógłby spławić gliniarzy.
Ten, który tak gorliwie wypełniał swoje obowiązki syknął i zaczął masować ucho.
- Aua! Prąd mnie kopnął - zaczął narzekać i rozmasowywać narząd wraz z przydatkami. Drugi z policjantów sięgnął po radio. Tym razem Inkfizin wiedział już co zrobił źle, udało mu się wprowadzić interferencję.
- Chwilka - powiedział z trudem powstrzymując śmiech. - Ach tak. Wysłaliśmy tam kogoś do ostatecznego sprzątania z krwi i dowodów. Będą wystawiać to miejsce na aukcję, właściciel o dziwo się nie zgłosił.
Na twarzach policjantów pojawiły się grymasy niedowierzania.
- No nic, mamy jeszcze pięć przecznic do opatrolowania - powiedział w końcu jeden z nich.
- A może się przywitamy? Kulturalnie, jak koledzy po fachu
? - dodał drugi. Nie wytrzymał jednak długo. Wszyscy trzej wybuchnęli gromkim śmiechem. Tylko agent FBI zdawał się wpatrywać w salon Inka. Przez te jego czerwone gogle trudno było stwierdzić gdzie właściwie patrzy.
Ależ śmieszki były z tych policjantów. Śmieszki i chichacze. Chujki jebane, nie chciały się odwalić. Ink próbował pozostać w ukryciu, licząc, że dupki sobie w końcu pójdą, ale ten dziwoląg był strasznie podejrzany, a jego okulary, w ogóle niestylowe.
Byłoby znacznie lepiej, jakby nie przyszli się przywitać, ale Feedback przykucnął w ukryciu, starając się nie patrzeć na gościa z FBI. Zawsze gdy się na takich jak on patrzyło, przez chwilę krzyżowało się spojrzenia, potem on sobie szedł, że niby nic, a potem zacapiał od pleców. Tego kosmita zdecydowanie nie chciał, więc starał się przeczekać tych idiotów, a także nie zabijać ich, czy robić z nich kuternogi. A kusiło.
Wreszcie czterooki klepnął jednego z policjantów w ramię i wykonał gest, który miał chyba oznaczać, że powinni zagęszczać ruchy. Oddział zebrał się więc do kupy, kulturalnie przeprosił czekającą w samochodzie damę i krokiem wahadłowym, charakterystycznym perpetum mobile policji całego świata ruszyli w dół ulicy. Po chwili dało się słyszeć również gwizdanie. Ponieważ panom się nie śpieszyło Ink czekał w swoim salonie dłużej niż by chciał.
Gdy frajernia w końcu sobie poszła ruszył poddenerwowany do wozu. Po chwili jednak się rozweselił, zdając sobie sprawę, że przechytrzył gliniarnię, w tym gościa który miał gogle, ruszył do samochodu, by skierować się do meliny.
Sięgnął do drzwi i wtedy usłyszał złowieszczy, zniekształcony przez maskę głos.
- Stój - agent wcale nie odszedł daleko, a może odszedł i zawrócił? A może nawet posiadał jakiś moduł wspomagający skradanie? Albo inny wszczep, czy genetyczną modyfikację. W każdym razie stał w lekkim rozkroku kilkanaście metrów od Inka i siedzącej w samochodzie Alice. Nie miał broni w rękach, po prostu patrzył na dziwną parę i nie znosił sprzeciwu.
O... De... A...” - myślał zdziwiony kosmita, mimo wszystko wykonał polecenie oficera. Może całą sytuację dało się rozwiązać pokojowo.
- Stoję! - Odpowiedział mu Ink prostując się.
- Jesteś nadczłowiekiem? - zapytał przeciwnik, ale chyba znał odpowiedź na to pytanie, bo przeszedł od razu płynnie do drugiego - Czy masz kontakt z innymi podobnymi sobie?
- Nie jestem nadczłowiekiem! - Fuknął oburzony. - Jestem kosmitą - powiedział robiąc prawą dłonią gest znany mu z pewnego serialu, złączył dwie pary palców, rozdzielając obie. - Niestety jestem dość samotny.
- Potrzebujemy pomocy nadludzi i … nieludzi też
- odparł agent spokojnie - Mamy wspólnego wroga.
- C... co? Zaraz... a ty nie jesteś gliną? Gliny i rząd nie byli tymi złymi? -
Spytał zmieszany Ink, drapiąc się po głowie i patrząc pytająco na Alice.
- Oni myślą, że są tymi dobrymi - stwierdziła ona.
- Musieliśmy zapanować nad chaosem jaki wprowadzili superbohaterowie - w głosie agenta nie było zwątpienia - Dzięki nam ponownie zapanował spokój. Nie ma już superzłoczyńców, którzy są w stanie zmieść całe miasta z powierzchni ziemi. Los ludzkości nie zależy od kilku silnych jednostek. Więc, tak, jesteśmy tymi dobrymi.
- Czasami wszystko czego potrzeba, to wola jednego człowieka. Powiedzmy jednak, że nie chcę pakować się w to wszystko, tylko zaszyć się w moim domku i nikomy nie przeszkadzać? Co wtedy zrobisz?
- Spytał podejrzliwie.
- Będę musiał użyć siły - odparł agent spokojnie.
- A tak... kto by się spodziewał - Ink zacisnął oczy przytłoczony tą decyzją. Albo użyć swojej siły dla sprawy, albo sprawa użyje swej dotychczasowej siły na tobie. Ale w sumie... skoro to byli ci, którym już do tej pory dowalił, to czemu by nie sprawdzić, co tam się u nich dzieje, w środku, a przy okazji poprzeszkadzać. - W takim razie nie mam wyboru, co? Mam tylko nadzieję, że dajecie uniformy i wynagrodzenie. Mogę pożegnać się z przyjaciółką? - Spytał wskazując na Alice.
Agent zwrócił zasłonięte czerwonymi szkłami oczy w stronę Alice i kiwnął głową.
- Nie mamy dużo czasu - zaznaczył i odwrócił się. Nacisnął jakiś przycisk na nadgarstku i zaczął mówić przez radio, na tyle cicho, by Ink nie mógł zrozumieć poszczególnych słów.
- Pójdę teraz z tym panem. Daj znać reszcie, że wkrótce wrócę, jak tylko im dopierdolę od środka. Uważaj na siebie - powiedział nachylając się i też mówiąc szeptem. - Nie chce mi się siedzieć w tamtej melinie razem z jajogłowymi. - Dodał gdy stare bandaże odwijały się, ustępując miejsca nowym, świeżym i delikatnym. Nasunęła się też na niego czarna koszula, zakrywając w końcu tatuaże. Torbę z rzeczami zostawił w wozie, pakując do kieszeni spódnicy igły.
Alice, nie mogąc powstrzymać emocji zarzuciła mu ręce na szyję, złożyła na policzku szybki pocałunek i szepnęła.
- Uważaj na siebie - a potem wskoczyła do batmobila i z piskiem opon ruszyła ulicą, po paru metrach znikając pod czapką-niewidką.
Agent czekał.

"Miła dziewczyna z tej Alice" - pomyślał Ink spoglądając za samochodem.
- Dobrze więc. Dostanę mundur? Laski lecą na facetach w mundurach! - Powiedział wesoło, kryjąc nerwowość. Ciągle podejrzewał podstęp, więc ciągle starał się trzymać coś w pogotowiu.
Jak mu dobrze pójdzie, jeśli agent zaprowadzi go do swojej siedziby, to wróci do domu na podwieczorek.
Tym razem Nowy Jork odczuje obecność kosmity.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline