Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2013, 23:02   #292
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Strateg Chaosu

Jericho dopadł do operatora radia.
- Połącz mnie z pozostałymi łodziami.
- Tak jest, sir! - krzyknął operator by jego głos nie został zagłuszony przez huraganowy ogień prowadzony z twierdzy. Podał mu słuchawkę i przez chwilę ustawiał częstotliwość, po czym rozwarł wargi wykrzykując niesłyszalne potwierdzenie. Dla podkreślenia pokazał uniesiony kciuk.
-Do wszystkich łodzi. Tu Jericho Tobalek! Obsługa KM-ów niech rozpocznie ogień zaporowy, nie próbujcie celować i tak nic nie zobaczycie! Podnosić poziom ostrzału i przenieść go potem na ściany. Nie pozwolić tym skurwielom z gniazd na ostrzał! Każda z łodzi, niech wyrzuci granat na 2-3 metry do przodu. Żołnierze! Wybiegać jak tylko usłyszycie wybuch!- wyjął pistolet laserowy i podszedł do Chevrienne - Musimy opuścić łodzie!
Oficer podniosła się, wstając. Strateg zauważył, że całe plecy jej munduru - w zasadzie już prawie cała kurtka munduru - zaczerwieniła się krwią od ran z odłamków. Kobieta mimo upływu kilku sekund wyraźnie pobladła. W odpowiedzi skinęła głową i wyjęła z pochwy szablę, powoli i ostrożnie.
W tym czasie inny żołnierz wyciągnął swojego towarzysza ze stanowiska KMu i wskoczył tam, szybko chwytając za broń i otwierając ogień zgodnie z dyrektywami sługi Tzeencha. Ten zorientował się również, że reszta łodzi przestrzega wydanego rozkazu - przynajmniej w obrębie ich plutonu. Przez moment z trudem uzyskana koordynacja uciszyła ostrzał ich wrogów z przystani, a nawet część ciężkich bolterów.
Stojący na przedzie inżynier z granatnikiem przygotował broń.
- Na rozkaz! - wykrzyknął, oczekując na znak na wystrzelenie i rozpoczęcie natarcia.
- Imperator broni... - Strateg delikatnie potrząsł głową - Ognia! - spojrzał na Chevrienne. Przykro będzie patrzeć jak umiera, ale nie może tu teraz zostać... abstrakcyjnie tam będzie bezpieczniej.
- Za Imperatora! - wrzasnął grenadier dla dodania sobie animuszu i wypalił w miejsce, z którego wcześniej zostali ostrzelani. Sługa pana zmian wyczuł, jak jedno życie w tamtym punkcie momentalnie gaśnie, rozmyte w Osnowie. Grenadier wybiegł pod górę, a za nim żołnierz-weteran pozostały przy życiu poza medykiem (który został z rannym w łodzi, tak jak człowiek przy KMie) oraz trójka pozostałych inżynierów i porucznik. Ruszyli pędem ku ścianie, aby jak najszybciej wyjść z pola rażenia ciężkich bolterów. Jeden z inżynierów biegł tuż przy Strategu, osłaniając bronią i własnym ciałem utykającego sierżanta sztabowego, lub tak o nim myślał.
Wreszcie dotarli do ściany, przez mgłę. Po drodze jeden z inżynierów, ten, który prowadził, został trafiony jakąś przypadkową serią i został dosłownie rozpruty tam gdzie był biegł. Strateg obejrzał się, i widział - a raczej wyczuł - że gdzieniegdzie drobne grupki oderwały się od łodzi, jednak nie było to powszechnie skuteczne - zwłaszcza nie w drugim, towarzyszącym im plutonie. Wiedział też, a w niektórych wypadkach wyczuwał, że pary czy nawet drobne grupki żołnierzy we mgle nie były wyzwaniem dla sędziów. Potrzeba im było koncentracji... lub szybkiego wejścia do środka.
Inżynier z karabinem laserowym, który osłaniał go, przeżegnał się przestąpiwszy ciało poległego towarzysza. Spojrzał przelotnie na Chevrienne, której wyraz twarzy świadczył, że nie była w pełni obecna, i od razu zwrócił się do Stratega. Miał młodzieńczą brodę, w tej chwili całą czerwoną - nie rudą, czerwoną od krwi towarzyszy.
- CO DALEJ, SIR?! - wykrzyknął, a i tak z trudem był słyszany.
- Masz ładunki wybuchowe żołnierzu? - Strateg również spojrzał na panią porucznik. “Jeszcze nie umieraj. Masz bitwę do wygrania”
- TAK JEST, ALE NIE WYSTARCZĄ NA ŚCIANĘ TWIERDZY! - przekrzykiwał bitwę - STARCZYŁOBY NA WROTA CZY WŁAZ!
- Oni wszyscy tam zaraz poumierają... - szepnęła do siebie Chevrienne, ściągając na chwilę uwagę żołnierzy. Zupełnie niewzruszona tym, spojrzała na Stratega:
- Zrobisz wejście do twierdzy w minutę?
- Jeżeli mogę...- odszedł kawałek od grupy, przykładając dłonie do ściany - Lepiej się odsuńcie! - następnie zaczął szeptać pod nosem - I'tzeen, I'khao khar aqshy. - następnie zaczął wtłaczać energię z Osnowy prosto w ścianę przed nim, wypełniając nią nie doskonałości, przerwy. dziurki od korozji. Kiedy zakończył rozkazał energii wysadzić mur przed sobą. Miał tylko nadzieję, że nikt nie słyszał jego mowy Chaosu. I że nikt nie oberwie kawałkami muru.

Eksplozja była nagła i gwałtowna. Strateg usłyszał łomot implozji gdy w sekundę po uwolnieniu mocy mur zapadł się nieco sam w siebie w jakimś innym wymiarze, po czym jego obszar o wysokości psionika i rozpiętości jego ramion wstrzelił do środka, niczym kolosalny pocisk o grubości dwóch metrów, rozbijając się na tysiące kawałków po drugiej stronie. Tynk i betonowe fragmenty opadały z górnej części wyrwy. Pozostałym przy życiu weteranowi i inżynierom opadły szczęki. Porucznik otaksowała to tylko jakimś obłąkańczym wzrokiem i skinęła z uznaniem.
- Uciszcie jakoś te gniazda. Uratuj tylu moich chłopców ilu się da! - krzyknęła, gdy trafienie w fortecę jednego z ich okrętów niemal zagłuszyło jej słowa - Do zobaczenia w środku... - zakończyła i z szablą w dłoni ruszyła w mgłę, biegnąc wzdłuż szerokiego na cztery metry mola, do kolejnych, wciąż nie opuszczonych łodzi desantowych. Jak Strateg wiedział, by przez przykład osobisty powyciągać z nich żołnierzy. Z dookoła świszczącymi pociskami i uzbrojonymi Arbitrami.
- Pani porucznik! Cholera! Kurwa! - krzyknął weteran z jej oddziału dowódczego, przeciskając się przez inżynierów, ale zniknęła już im z oczu, choć Strateg wyczuwał jej duszę.
- PROPONUJĘ WEJŚĆ DO ŚRODKA! - nie sprecyzował do kogo się zwraca inżynier z karabinem laserowym - JUŻ! - choć decyzja należała ostatecznie do sierżanta sztabowego.
-Wy pierwsi! Znaleźć mi te cholerne gniazda. Porucznik da sobie radę!- poczekał, aż wszyscy wejdą ciągle upewniając się, że Chevrienne żyje po czym sam przeszedł przez dziurę. Żołnierze już się podzielili na pary, ustawiwszy się pod ścianą i zabezpieczając obie strony korytarza. Byli z prawej strony litery U skierowanej na północ, więc idąc w lewo dotarliby do jednego z krańców twierdzy, jej narożnika, w prawo zaś przemieszczaliby się ku środkowi. Na tym jednak ich wiedza o strukturze twierdzy się kończyła, choć Strateg wyczuwał sześciu pojedynczych Arbitrów obsługujących ciężkie boltery na piętrze nad nimi, siedzących wzdłuż całego wybrzeża, oraz jedenastkę Arbitrów na nabrzeżu i drugie tyle gdzieś w głębi twierdzy. Chevrienne chyba żyła, ale zniknęła w większej gromadzie gwardzistów, którzy wreszcie, najpewniej widząc swojego oficera biegnącego wzdłuż nabrzeża odważyli się, lub byli dostatecznie zawstydzeni, by wyjść.
Strateg rozejrzał się po żołnierzach oceniając ich zdolność w walce, bardziej pod względem zdrowia niż ekwipunku.
-Najpierw musimy uciszyć te boltery... albo lepiej przejąć. Są nad nami, idziemy w lewo najpewniej będą tam schody na górne piętro. Postarajcie się usunąć obsługę bolterów cicho. Poderżnijcie im gardła, albo przystawcie broń do głów, posłuży to jako drobny tłumik. Jakieś pytania?
Żołnierze, szkoleni do niedawna, krótko ale intensywnie przez Jericho skinęli głowami. Ruszyli formacją, z jednym jako tylna straż, odczekując, aż sierżant zajmie pozycję jako piąty po środku nich i powoli zaczęli się przemieszczać we wskazanym kierunku. Minęli zamknięte wrota, szpica zatrzymał oddział gestem i drugi w szeregu obrócił się do Stratega, wskazując na konsolę.
- Otwieramy, sir?
- Chwileczkę. - Jericho podszedł do drzwi i przyłożył do nich rękę. Starał się wyczuć otoczenie w poszukiwaniu zagrożeń, ładunków wybuchowych, Arbiterów z bronią po drugiej stronie, czegoś co by poważnie zaszkodziło grupie. Na zewnątrz wciąż trwała gwałtowna wymiana ognia, ale mimo wielkiej przewagi Arbitrów w wyszkoleniu, sprzęcie i poświęceniu dziesiątka nie była w stanie powstrzymać blisko pięciokrotnie liczebniejszych wrogów, nawet z wsparciem ciężkich bolterów. To jest była w stanie - ale stanowiska mieli uciszyć niedługo. Jericho wiedział, że jeżeli ktoś dobrze założył ładunki wybuchowe, jego zmysły mogą nie wystarczyć - nie specjalizował się w Prekognicji, a przewidzenie możliwych wydarzeń było jedynym wyjściem. Jednak jakakolwiek zasadzka ze strony stricte żyjących Arbites nie wchodziła w grę.
Strateg kiwnął głową i odsunął się od drzwi. Nie wyczuwał zagrożenia, ale też nigdy nie był najlepszy w tych sprawach.
Inżynier skinął głową, po czym poszedł do drzwi i przelotnie spojrzawszy na konsolę pokazał kciuk skierowany w dół, zaznaczając, że została zablokowana kodem. Przystąpił do metodycznego obkładania ładunkami wybuchowymi środkowej szpary, miejsca styku wrót-włazu-śluzy. Jedynka czekał na pozycji, na decyzję Stratega - nie zrobienie niczego, czyli oczekiwanie aż ładunek zostanie założony, dwójka wróci na pozycję lub coś innego się wydarzy, lub też to, że ktoś - sierżant sztabowy lub przekierowany żołnierz za nim lub ostatni w pochodzie zajmie miejsce dwójki i położy mu rękę na ramieniu, dając cichy znak do podjęcia marszu.
Jericho spojrzał na chwilę w stronę, z której przyszli po czym dał reszcie znak, aby czekać na wysadzenie i osłaniać tyły na wypadek gdyby Arbitrzy mieli zamiar ich zajść. Żołnierze czekali na pozycjach, ubezpieczając inżyniera. Strateg nie był pewien, co robią w tym czasie arbitrzy w twierdzy, ale był pewny, że nie tracą czasu, również ostrzeliwując tych, którzy wciąż pozostawali na zewnątrz, choć wyczuwał, że kolejna grupa ich żołnierzy wpadła do środka i ruszyła w stronę centrum twierdzy.
Po niecałej, ale bardzo nerwowej minucie inżynier pokazał uniesiony kciuk i wrócił na pozycję dwójki. Cały ludzki wąż cofnął się nieco od wnęki wrót. Inżynier, który kurczowo zaciskał w dłoni detonator drutem połączony z ładunkami zakrzyknął:
- WYSADZAM! - po czym wgniótł przycisk w urządzenie. Eksplozja nie była bardzo silna, ale adamantowe wrota, choć same nie doznały uszkodzeń, zostały niemal odstrzelone na zewnątrz. Nie zostały rozwarte zupełnie, ale powstała szpara więcej niż wystarczyła by swobodnie przez nie przechodzić. W kilka sekund wzdłuż ściany do wejścia zbliżyło się i wpadło czterech żołnierzy, osmalonych, zadymionych, dwóch rannych, ale wszystkich zdolnych do walki. - Swoi! - krzyknął pierwszy, wbiegając. Chyba byli z różnych oddziałów, nie mieli też operatora radiostacji.
- Jak wygląda sytuacja na zewnątrz? - w między czasie zajrzał do szpary, aby zobaczyć co ich czeka.
- Nie jesteśmy pewni! - odpowiedział podniesionym szeptem ten sam żołnierz, który pierwszy wbiegł do środka. Zajęli już pozycje pod ścianami celując, na wypadek nagłego pojawienia się arbitrów, tylko rozmówca opuścił broń i odwrócił się do sierżanta sztabowego. - Zobaczyliśmy nagle, jak z mgły nadbrzeżem przybiegła porucznik Lascus, niemal siłą wytargała sierżanta Feyna z łodzi i pobiegła dalej, a my ruszyliśmy, ale raptem wypadliśmy z łodzi, zaczęli strzelać z każdej strony. Tylko my dobiegliśmy do ściany i ostrzeliwaliśmy się, celując w rozbłyski ze stanowisk strzeleckich. Słyszeliśmy chyba większą szarżę na bagnety, na zewnątrz na pewno trwa jakaś walka wręcz we mgle!
-Nie najlepiej, ale możemy mieć nadzieję, że odciągną ich uwagę na tyle długo... któryś z was obsługiwał kiedyś Cieżki Bolter? - wątpił, aby broń tego kalibru kiedyś dostała się w pobliże tych żołnierzy, ale mógł mieć nadzieję. Tak samo, jak to, że broń Arbitrów była przenośna.
- Nie, sire. Piechoty morskiej nie szkolą w ciężkich broniach. Jest jakaś różnica między nim a kaemem? - zapytał inżynier, który nieformalnie stał się drugim w szczeblu dowództwa niewielkiej grupy ocalałych z łodzi Stratega, odkąd porucznik się odłączyła.
-Niewielka, ale nie będzie sensu zabierać ich z nami. Pytam na wypadek, gdyby nasi na zewnątrz mieli więcej problemów, niż daliby sobie radę.- Strateg spojrzał na resztę oddziału. Żołnierze byli gotowi i oczekiwali na rozkazy.
-Dobrze, ruszamy dalej na górę uciszyć te gniazda z Bolterami, dać naszym chłopcom złapać oddech. Jeżeli będzie źle dwóch z was zostanie przy jednej z broni i wesprze nasze oddziały, trzeci zostanie, aby ich pilnować. Reszta ruszy ze mną dalej w głąb, aby oczyścić nieco drogę dla reszty. Jakieś obiekcje?
 
Seachmall jest offline