Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2013, 15:15   #9
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Grumbakh! – Han'kah zwróciła się do półorka. - Oglądnij to grimlockie ścierwo. Wybierz najmniej rannego i postaw dla mnie na nogi.
- Tak jest.
Sama pułkownik z kapitanem u swego boku przechadzała się między trupami aby przeanalizować obrażenia, wysokość zadanych ciosów i wszelkie ślady, które mogłyby sugerować kto walczył z kim.
- Albo tamci pozabierali swoich rannych... - zaczął Tarmyr 'rar.
- Albo nie było żadnych „tamtych” - dokończyła za nim Han'kah. W sprawach bitwy zaskakująco dobrze się z Kurwimsynem rozumieli. Bez słów niemal. Tamten tylko skinął i pochylił się nad rozłupanym od środka łbem jednego z grimlocków.

- Wybierz kilkuosobowe patrole i poślij w czterech przeciwnych kierunkach. Będą maszerować pół dzwonu i trzymać gały szeroko otwarte. A później wracają w chędożonych podskokach. Trupy są jeszcze cieplutkie. Jeśli ktoś poza grimlokami brał udział w tej jatce chcę wiedzieć w jakim kierunku odszedł i czy jest daleko.
- Zajmę się tym. A co z thayskimi najemnikami?
- Wyrżnąć – rzekła pułkownik. - Padlinożercy zeżrą ich do kości. Zwłoki odrzeć do naga. Ich broń i sprzęt wrzucić w jaką przepaść albo do rzeki. Mają wyparować.
Pułkownik stała blisko aby oglądnąć przedstawienie. Kurwisyn w asyście swoich ulubionych siepaczy zabrali się do rzezi. Kilkoro thayskich najemników stawało dzielnie, walcząc z niemal godna podziwu determinacją. Ich wola życia na tyle ujęła panią pułkownik, że przerwała egzekucję ich przywódcy.
Był rosłym mężczyzną o topornych rysach, które jednak przypadły pułkownik do gustu. Miał w sobie coś z dzikiego zwierzęcia. Brudny, wściekły, gotowy kąsać dłoń, która pojawi się w zasięgu zębów.

- Stój – drowka zbliżyła się do szamoczącego się przy ziemi najemnika trzymanego w żelaznym uścisku orczych łap. Tarmyr 'rar zamarł powstrzymując ostrze opadające na ludzki kark. - Wezmę go sobie. Zakuć i przytroczyć do mojego skorpiona. Okaże się czy u bram Elerhei-Cinlu będzie na sznurze stojący na nogach wojownik czy ciągnięty po kamieniu ochłap mięsa.

* * *

Magia nie była jej mocną stroną ale potrafiła utkać proste użytkowe zaklęcia. Tak jak skorzystanie z daru języków i dogadanie z ledwo dychającym ślepcem.
- Walczyliście między sobą? Czy ilithidzi starli się tutaj z ilithidami?
- Brat przeciw Bratu, Pan przeciw Panu – wycharczał. - Odmienieni, inni, naznaczeni.- odpowiedź grimlocka nie była zbyt dokładna, ale dostarczyła pewnych informacji.
- Jak odmienieni? Opisz - Han’kah starała się mówić prosto i nie udziwniać.
- Inny zapach... Nienaturalny. - trudno było się spodziewać po stworze który opierał swe postrzeganie świata na zmysłach innych niż wzrok innego opisu. Bardziej jednak dziwny był brak oporu grimlocka podczas przesłuchania. Sługi Ilithidów powinny być bardziej oporne, przy zdradzaniu tajemnic swych. - Wszyscy zginiemy... lub zostaniemy pochłonięci przez mrok spoza...
- Spoza? Jaki mrok spoza?
- Spoza ... mrok spoza domu...- odparł potwór cicho.Najwidoczniej pytanie lub odpowiedź przerastały jego możliwości pojmowania świata.
To tylr.
- Zabić? - zapytał Grumbakh wnioskując, że już po przesluchaniu.
- Nie. Wziąć na powróz. Ciagniemy go do Erelhei-Cinlu.

Jak spod ziemi wyrósł też Tarmyr 'rar zdając raport.
- Pani, trzy oddziały zawiadowców wróciły. Jeden nie.
Han'kah westchnęła.
- Wybierz sierżanta. Niech weźmie oddział i podąży za felernym patrolem. Cokolwiek znajdą, żywych czy trupy, mają ich przywlec do mnie.

* * *

Felerny patrol odnaleziono i podług instrukcji pułkownik przyprowadzono do tymczasowo rozbitego obozu. Pięć sztuk orków obłąkanych, zaślinionych i snujących się bez pomyślunku jak dzieci, drących się w wyrazie przerażenia, snujących swoje własne koszmary na jawie.
- Co z nimi? Jeden wykuł sobie oczy własnym nożem.
- Na powróz, zakneblować. Ciągniemy za sobą. I Tarmyr 'rar... Podeślij do mnie sierżanta, który ich znalazł.

Półork potwierdził tylko przypuszczenia pułkownik.
- Nie... Nie było innych śladów pani – odparł niewolnik. - Ale to co ich zaatakowało... najpewniej unosiło się w powietrzu.

* * *

Dobrze było dotrzeć do bram miasta. Han'kah mocniej ściągnęła cugle skorpiona, który przez większą część drogi łakomił się na dreptającego za nim Thayczyka. Mężczyzna o dziwo, choć brudny, ranny i słaniający się z nóg, nadal trzymał pion. Z jego twarzy pokrytej do połowy bujną ciemną szczeciną łypała para wściekłych ślepi. Coś w tej postawie nakazywało pułkownik podświadomy szacunek. Może dlatego, na przekór sobie, kopnęła go w twarz.

- Tarmyr 'rar! Jeńców wtrącić do celi. Napoić i żreć dać żeby nie zdechli. Aaaaa. Człowieka dodatkowo kazać umyć i odziać. Skuć go w moich prywatnych pokojach, postawić strażników przy drzwiach. Jak ucieknie posypią się łby.

Zdążyła opłukać się w zimnej wodze i udała do domu Tormtor.
W pierwszych krokach pułkownik wystąpiła o przeczesanie umysłów jeńców. Jednego grimloka i oddziału orków. Przedłożyła oficjalny glejt, choć niecierpiała tworzyć pism, do naczelnego maga domu Tormtor z żądaniem o jak najszybsze rozpatrzenie i naciskiem że sama matrona czeka na ów wieści.
Na jej szczęście naczelny mag, akurat był w swoim gabinecie, o czym świadczyły chichoty dochodzące zza drzwi. Drowka nie musiała długo czekać, by zostać wpuszczona do środka przez jego służebnicę i obecną kochankę z rasy ludzi. Całkiem ładną choć nieco pucułowatą jak na standardy drowów. Ale Nihrizz nie bez powodu był zwany “psem na baby”. Zresztą komnata naczelnego maga Domu Tormtor odzwierciedlała jego charakter.

Nihrizz był hedonistą, wielbicielem piękna i... bardem. Poniekąd, naczelny mag Domu oprócz talentu w sztuce zaklinania był też uczniem martwej obecnie bardki. Tak więc ściany pokoju obwieszone były gustownymi nagimi aktami kobiecymi, oraz instumentami muzycznymi oraz oprawionymi partyturami. Gustowne meble i tkaniny, futra zwierząt z powierzchni na podłodze i zero... mebli oprawionych w skóry humanoidów. Ot taki drobiazg.
- Witam - Han’kah wyprostowana po żołniersku nieznacznie skinęła głową. - Mam kilka łbów - grimloka i orków, dość wypaczonych przez jakiś mentalny wpływ. Matrona czeka na mój raport dlatego byłabym rada załatwić to z marszu.

- I chcesz... moja droga...- mag usiadł przy biurku szczelnie opatulony płaszczem. Han’kah była niemal pewna, że to obecnie jedyny strój maga. - Moja droga... moja droga... możesz podać mi swe imię o szlachetna wojowniczko?
- Han’kah. Tormtor. Córka Moliary, ust Verdeath. Pułkownik Regimentu Czaszek. - drowka była bardzo oficjalna. Zdawała się nie dostrzegać gołych łydek wystających spod kapoty. Drażniła ją jego poufałość. Nie była mu „droga” i nieszczególnie zamierzała. Puściła jegnak to mimo uszu bo nie widziała powodu aby z tak błahego powodu psuć z nim stosunki. Był samcem, owszem, jakkolwie niezwykle wpływowym. Han'kah nie pojmowała zbyt dobrze meandrów magii, musiała się więc w tej materii zawsze posiłkować innymi ludźmi. A mag domu Tormtor wydawał się osobą, której jeszcze nie raz powinna potrzebować.

-Cóż, szlachetna Han’kah córko … tej słodkiej Moliary.- mruknął Nihrizz pocierając podbródek i oceniając urodę drowki spojrzeniem swych fioletowych źrenic. Naczelny mag nie zamierzał najwyraźniej trzymać się oficjalnego tonu rozmowy.- Mówimy o grzebaniu w mózgu, więc tortury nie wchodzą w grę. Ile moi uczniowie mają czasu na spełnienie twej zachcianki szlachetna pułkownik?

- To nie moja zachcianka - drowka podniosła na maga baczne spojrzenie. - To rozkazy. Informacje mogą być kluczowe dla matrony. Narzuć sobie tempo podług własnego rachunku. W razie niezadowolenia Matki Opiekunki sceduję jednak na ciebie jej gniew - uśmiechnęła się niby z naciąganego żartu. - Wiedz jednak, że czeka na mój raport. To ważne.
- Jak zwykle, jak zwykle... zwalać na nas najcięższą robotę i jeszcze narzekać na jej wykonanie.- westchnął teatralnie Nihirzz jak to bard. Potarł dłonią czoło.- Zrobimy co w naszej mocy moja droga... ale co najmniej dziesięć godzin to zajmie. Otwieranie umysłów to nie kwestia ciśnięcia kilku kul ognistych. To wymaga finezji, o śliczna Han’kah.

- Doskonale - wstała z miejsca puszczając komentarze jakby go nie było. - Wobec tego za dziesięć godzin się zgłoszę. Postaram się odłożyć natenczas raport wobec Matki Opiekunki - skinęła nienacznie.

-Oczywiście, oczywiście. To gdzie się spotkamy, żeby omówić... ten raport? - spytał zaklinacz uśmiechając się podstępnie i lubieżnie zarazem.
- W koszarach? - wypaliła drowka bez oporów. - Znajdziesz mnie panie w mojej siedzibie. Jesteś ponoć koneserem piękna. Ja mam cudną doprawdy kolekcję w moim oficerskim lokum.
- A więc jesteśmy umówieni. - odparł bez namysłu Naczelny Mag Domu.

* * *

Po drodze wysłała wiadomość przeznaczoną dla Akormyra Shi'quos.
"Radam, żeś żyw. Będę czekać dziś w "Czerwonej kurtynie". Pomówimy.
H."

Po powrocie do koszarów zahaczyła jeszcze o osobę kwatermistrza a jej prywatnego mentora.
- Pytanie – zaczęła drowka zrzucając z dłoni ciężkie, nabijane cwiekami rękawice. - Lewitują jak ilithidzi, posługują się magią jak i zadają poważne rany. Potrafią zarówno przypieprzyć ognistą kulą jak i wpływać na umysły by te szare ślepe szczury, grimlocki, zaczęły walczyć między sobą.

-Możliwe że to inne miasto ilithidów. Każdy bardziej rozwinięty mag może użyć ognistej kuli, każdy mag potrafi namieszać w głowie i lewitować. Tak samo jak każdy psion. Jeśli ilithidy walczą między sobą to... bardzo dobra wieść dla drowów.

-Myślisz bardzo szablonowo kochanie - Han'kah stanęła za drowem i położyła mu dłonie na ramionach rozmasowując spięte mięśnie karku. - Słyszałam o pewnych stworach a żeś ty starszy i mądrzejszy to pewneś też słyszał czy czytał. Pojawiają się w Podmroku, i sieją zamęt między mieszkającymi w sąsiedztwie rasami. Beholdery. Wielkie łby z mnogością oczu. Lewitują jak ilithidzi, posługują się magią jak i zadają poważne rany. Coś mi świta, że niektóre są na usługach Czerwonych Czarodziejów. Myślę, że to się klei. Dlatego grimloki walczyły między sobą. Może te potwory wywołały wojnę domową wśród illithidów - prychnęła szczerze rozbawiona - Nawet śmieszne się zdaje. Pomyśl... jak by pięknnie taki łeb w mojej kwaterze na ścianie przyśrubowany wyglądał.

-Beholdery to bardzo niebezpieczne stworzenia.- potwierdził Dintrin poddając się pieszczocie dłoni kobiety.- I bardzo samolubne. Jeśli Czerwoni Czarodzieje maczają w tym palce, to co najwyżej jako sojusznicy tych bestii. Te stwory są zbyt aroganckie, by dać się zredukować do roli sług. A choć słyszałem plotki i opowieści o mieście obserwatorów, to... nie wierzę w nie. Choć pewnie Vae wiedzą więcej na ten temat.

- Jeśli to beholdery pociągają za sznurki, a Czerwoni Czarodzieje im służą, to bliskość Enklawy może wydawać się niepokojąca dla Elerhei-Cinlu i jego wewętrznej polityki. Co innego drowia zdrowa rywalizacja, co innego mieszanie tych stworów, którzy mogą osłabić wewnętrznie całą społeczność. Zewnętrzny wróg potrafi jednoczyć, tak mówią. Choć oczywiście to tyko nie poparte dowodem dyrdymały.

-Jeśli Czerwoni Czarodzieje są w to zamieszani, to uważaj komu o tym mówisz. Te łyse naziemce wyrobiły sobie już pozycję w mieście i mają poparcie zbyt wielu wpływowych osób z Matronami Domów włącznie. A ty... masz tylko przypuszczania.- ostrzegł ją Dintrin.- Uważaj z kim się dzielisz podejrzeniami uczennico.

- Każdy myślący drow ma przypuszczenia - porucznik zatopiła dłoń we włosy drowa - To ważne aby mieć wgląd w alternatywy. Mogę przedstawić je tej dziwce strateg aby zakreślić temat, to moja powinność. Tym bardziej, że naszły mnie słuchy iż do Elerhei-Cinlu kieruje się kontyngent Bane’a. Matka opiekunka powinna rozważyć opcje zamin zgodzi się na taki ruch... Gdybym miała pewność Matrona z pewnością doceniłaby taką informację...
-Możesz mieć ku temu szansę. Z tego co wiem, z raportem masz się zjawić u samej Matrony.- odparł z uśmiechem drow.- Tak ponoć słyszałem.

- Obiecujące... - mruknęła. - Niebezpieczne ale obiecujące...

* * *

-Wzywałaś pani - powiedział Akormyr rozsiadając się na miękkich poduszkach.

- Obiecałam, że się odezwę po powrocie - Han'kah siedziała w dyskretnej loży z twarzą okalaną kapturem co bbyło na nią szczytem finezji. - Odzywam się więc.

-Informacja okazała się prawdziwa. Był zamach nie dali wziąć się żywcem, co mi jednak nie przeszkadzało. Wykonawcy nic jednak nie wiedzieli. Skoro tu jesteś, znaczy się masz wartościowy trop. Jaka jest cena?-uśmiechnął się popijając wino. Akormyr zawsze wyglądał na spokojnego. Choćby w koło rozstąpiły się otchłąnie, on zawsze był taki sam. Analityczny i zimny umysł. Może ten rodzaj prostoty kiedyś ich połączył.

- Wiesz na czym polega problem? - pani pułkownik uchyliła z kielicha i skrzywiła się kwaśno. - Lubię cię. Stosunki z twym domem są... zawiłe, fakt. Aleś zdollny. Ambitny... - zamyśliła się. - To lukratywna znajomość. Zazwyczaj...- westchnęła. - Odzywam się bo miałam po powrocie się odezwać. Takoż robię. Ale nie jest mi na rękę mówić ci to co chcesz usłyszeć- zazwyczaj wprost wyrażała intencje. - Złapałeś zamachowców?

Akormyr przez chwilę mieszał wino, delektował się jego zapachem i wyraźnie się nad czymś zastanawiał. -Przesłuchałem to jakoś szczególnie istotny fakt?

- Jeśli masz punkt zaczepienia to ja nic nie muszę dodawać, prawda?

- Czy wspominałem coś o punkcie zaczepienia? Przesłuchałem ich w dodatku pośmiertnie, jako nekromanta nie mam z tym problemu. Żywy, martwy to stany i żaden z nich nie oznacza kresu. Okazało się to jednak, pustą uliczką. Czemu przekazanie tej wiedzy jest ci nie na rękę? Potrafię być subtelny. Wtedy gdy to konieczne-dodał z przekąsem.

- Nie jestem wprawna w tych... - zamachała dłonią - podchodach. Jeśli ktoś mnie wkurwia zazwyczaj daję mu w pysk, rozumiesz Akormyrze? - Han'kah chwyciła kielich i wychyliła do dna. Od razu wskazała gestem sługę aby pośpieszył z dolewką. - Ale... jak to ująłeś? To subtelniejsza materia. Wiem to od osoby... bliskiej. Nie żebym darzyła ją nadmiernym przywiązaniem - prychnęła. - Ale... nasze relacje są skomplikowane. Jeśli dowie się, że panie wiesz, od razu mnie przypisze winę. A ja nie lubię podpadać kapłankom Lolth. Tym bardziej mnie spokrewnionym - zabębniła niecierpliwie palcami w blat stołu jak miała to w zwyczaju. Han'kah Tormtor z trudem wysiadywała dłużej w jednym miejscu a przynajmniej takie Akormyr odnosił wrażenie.

-Ciężka sprawa. Powiesz ona się dowie...-kiwnął głową na lewo- Nie powiesz będę grzebał i grzebał, mało subtelnie zapewne bo goni mnie czas. Pewnie sie dowiem a wtedy i ona...-kiwnął głową w prawo.- Więc żeby wszyscy byli szczęśliwi, możemy zainscenizować inne źródło przecieku.-rozłożył ręce w teatralnym geście -Ktoś z jej współpracowników, znaleziony martwy po sprawie wskaże inny kierunek. Ją jeśli to konieczne naturalnie też możemy... Choć tykanie pajęczyc przykuwa uwagę. Jednak w sprawach najwyższej wagi.

- Nie wydawaj się zbyt pewny siebie przyjacielu - drowka wydawała się tego dnia na wybitnie poddenerwowaną bo wychyliła kolejny kielich jednym tchem. - Mam sporą rodzinę. I jako jedyna nie jestem w niej kapłańskiego stanu - zaśmiała się wyraźnie tym faktem rozbawiona. - Dość rzekłam. Dalej knuj sam. Jeśli cię dobrze oceniłam... - natychmiast dolany trzeci kielich zniknął w gardle pułkownnik. - Uważaj na siebie. Moja rodzina to wybitne suki. Nadepnij jakiejś na odcisk a zeżrą cię żywcem - podniosła z tacy służącego dzban i łynknęła dalej prosto z niego. - Jak to mówiłeś? A... ta... Subtelność - uniosła naczynie w geście toastu, wychyliła kilka łyków, aż struga spłyneła strumieniem na brodę i wytarła się rękawem kolczugi. - Poślij po mnie znowu. Lubię z tobą gadać.

- Czekaj. Poważnie chcesz mnie zostawić z jakąś mglistą poszlaką?-podniósł brew, trochę zaskoczony -Jeśli mam być subtelny, potrzebuje tego co wiesz w tej sprawie. Całości nie więcej, nie mniej. Bo co ja wiem teraz, że trzeba ćwiartować wszystkie kapłanki z tobą spokrewnione? Bo jak jest ich kilka zapewne i jak ma się nie wydać to w grę wchodzi tylko siłowe szybkie rozwiązanie.- Gra idzie o moją głowę, przestań się droczyć. To do ciebie niepodobne. Powiedz jaka przysługa czy cena cię zadowoli i miejmy to za sobą. - również opróżnił kielich.

Han'kah odstawła kielich na tacę i zbliżyła się do drowa bardziej niż nieśpiesznie. Pochyliła się nad nim, nurkując nosem w gęstwinie włosów i szepnęła mu w ucho. - No nie wiem... Musisz mi dać gwarancję... Dać coś na siebie, żebym trzymała w rękawie. Żebym miała pewność, że ty nie zdradzisz mnie. Muszę mieć cię czym kontrować, rozumiesz moje podejście? Inaczej jaką mam pewność, że jej nie powiesz, ze jej źle życzę i całość obróci się przeciwko mnie? Ja za dużo tu ryzykuję... Albo bierz to com dała i mnie mocniej nie ciśnij - westchnęła ewidentnie zmęczona i lekko już może wstawiona. - Na dziś dość mam polityki. Czas ściąć jakiś łeb...

Podniósł głowę tak, że ich twarze i usta niemal się stykały. -Rzadko godzę się na utratę tak miłych i użytecznych kontaktów. Już teraz mam cię w garści, będę potrafił trafić do właściwej a wtedy wszystko się wyda. Choćbym miał łazić od jednej do drugiej. Jeśli tobie obojętne moje życie, twoje dla mnie również by straciło na wartości. Znamy się nie od dziś, mogłem cię wydać w przeszłości nie jedną rzeczą. Zrobiłem to? Nie bowiem cenię sobie naszą relacje, sentyment i pragmatyzm, najlepsza możliwa mieszanka. Głowy na srebrnej tacy jakimiś hakami ozdabianej ci nie dam. Jednak powiedz jak mogę się odwdzięczyć a zrobię to. Chcesz dłużnika w dodatku żywego, to również ma swoją wartość. W moim przypadku naturalnie... A czemu na ciebie nie doniosę? Mijając nasze relacje-przejechał dłonią po jej policzku- nie miałbym w tym żadnego interesu. Strata ciebie byłaby po prostu głupia. Z wielu względów jak widzisz.-patrzył jej prosto w oczy.
- Pytanie brzmi czy to odwzajemniasz - dodał na koniec.

- Wiesz czego nie lubię? - Han'kah odwróciła się na pięcie żeby spocząć na powrót na krześle na przeciwko i ostentacyjnie dość, by nie rzec, prostacko, zarzucić obute stopy na stół - szantażu. Donieść na mnie? Śmiało - pstryknęła palcami na stojącą w rogu służkę i wskazała kciukiem na swój pusty puchar. - Nie znam się na polityce, ale mam lepsza pozycję do negocjacji. Bogowie mi świadkiem, że nie chce twojej śmierci... Ale nie mając gwarancji nic ci nie dam. Chcesz donieść? Donoś. Powodzenie. Do kogo pójdziesz najperw? Mam wysoko postawioną matkę i pięć sióstr - prychnęła, wypiła do dna i skierowała się do wyjścia. Odwróciła się jeszcze dotykając swojego policzka - A co do naszych obopólnych lukratywnych relacji... Wpadnij kiedyś do mojej oficerskiej oficyji. Coś ci pokarzę.

* * *

Nihrizz szedł butnym krokiem, zupełnie nie przejmując się docinkami które mu prawiono po drodze. Wyglądał jak... bardziej bard niż mag, w czarnych dopasowanych spodniach, czerwonej koszuli z koronowymi rękawami i niosąc butelkę wina z powierzchni w jednej z dłoni. Włosy choć białe, miał lekko zabarwione na kolor różowy. A choć wyglądał dość cherlawo, dysponował sporą siłą... o czym Han’kah miała się okazję przekonać, gdy jeden z orków coś rzekł pogardliwie w swym języku na jego temat. Drowi mag to za pewne zrozumiał i szybkim prawym sierpowym znokautował orka łamiąc mu przy okazji żuchwę.
Nie należało więc z Nhihrizzem zadzierać, nawet jeśli wyglądał jak miękkie kluchy.

- Witaj o szlachetna Han’kah.- rzekł z uśmiechem prezentując przed sobą butelkę z winem.- postanowiłem przynieść prezent.
Drowka spojrzała na jego dłonie. Ani śladu otarć, ani śladu sińców...o krwi nie wspominając, a przecież strzaskał uderzeniem dłoni twardą kość.
- Grumbakh, donieś kubki! - krzykneła, nie zrzuciwszy nawet butów z małego polowego stolika. - Usiądź proszę - wskazała krzesło blisko siebie. - Ponoć żołnierze nie mają stosownego podniebienia aby docenić zacne wino. Wolimy mocniejsze trunki. Jeszcze możesz się panie wstrzymać i zabrać je z powrotem - uśmiechnęła się przekornie.

- Ja bym odprawił stąd twoich ludzi, no... chyba że lubisz patrzeć na grupowe wyrywanie języków.- wzruszył ramionami drow.- Obawiam się, że moje wieści nie są na ich uszy, nie wiem czy są na twoje nawet... szlachetna pułkownik. Ale to już zadecyduje Matka Opiekunka.
Te słowa wypowiedziane dość głośno i swobodnie, sprawiły że znajdujące się najbliżej żołnierze zamarli ze strachu.

- Pierwszorzędnie - zaśmiała się i wskazała mu wejście do swojego oficerskiego pokoju. - Zechcesz może oglądnąć mą kolekcję illithidzich łbów?

- Macki nigdy nie należały do zestawu mych fantazji, ale.. z chęcią je zobaczę. - rzekł w odpowiedzi mag ruszając w kierunku wskazanym przez dłoń drowki.
W pokoju Han’kah wskazała gośćcowi krzesło, sama zaś odebrała od niego butelkę i po otwarciu nalała do niezbyt wyszukanych kubków.
- Nie trzymaj mnie panie w niepewności. Czegoś się dowiedział?

- Po pierwsze nie żartowałem. Zatrzymaj te wieści dla siebie i Matki Opiekunki, bo inaczej... - przesunął palcem w okolicy szyi.- Wdępnęłaś pani w głębokie gówienko więc czas nauczyć pływać się na jego powierzchni.
Usiadł i wędrując spojrzenie po łbach ilithidów rzekł.- To co zmieniło mózgi twoich podwładnych papkę było płaszczowcem.
Wypowiedział zaklęcie gestykulując dłońmi i tworząc małą iluzję stwora.

- Oczywiście nie takim zwykłym płaszczowcem jakiego pewnie nie raz miałaś okazję ubić. Ten okaz był większy, potężniejszy i … dziwny. Jakaś rzadka odmiana. Może eksperyment Shi’quos który wymknął się spod kontroli, może ten legendarny płaszczowiec szlachetny o których czytałem. Nie wiem. W każdym razie coś groźnego. Postanowiłem być miły dla twych ludzi pani i.. skróciłem ich cierpienia.- uśmiechnął się do swej rozmówczyni.
- Wszystko jedno - wzruszyła ramionami i podała mu wino. Sama odczekała aż on przepłucze usta nim upiła łyk z własnego. - Ciężko będzie to złapać... Gniazdo jest zbyt rozległe. Matka Opiekunka z pewnością doceni twoją szybką pracę panie.

- Właśnie... Nie wszystko jedno. Każda możliwość implikuje inne zagrożenie, zwłaszcza jeśli przyjąć że jest ich więcej niż jeden.- zaprzeczył mag popijając wino i dodając z bezczelnym uśmieszkiem.- Jeśli będziesz miała pani ochotę je... rozważyć po rozmowie z Matroną, to myślę że znajdzie się czas i okazja na takie wspólne rozważania. A co do...- zamilkł pocierając podbródek.- ... Grimlocka. Magia nie była potrzebna. Mówił dużo i chętnie i... Poza sugestią bratobójczej walki wśród ilithidów podał też ciekawą informację na temat... hmmm... zarazy. Jakiś pasożytów atakujących jego rasę. Niestety dzikus niewiele na ten temat wiedział.

- Pasożyty... - zamyśliła się pułkownik - mówiłeś, że płaszczowiec był inny. Może również zainfekowany? Coś zmienia mieszkańców Podmroku... Matrona powinna dowiedzieć się o tym niezwłocznie. Doceniam twoje szybkie działanie - skinęła mu trzymając cały czas żołnierską postawę. - A co do rozważania zagrożeń... - spojrzała nań z przerysowanym nierozumienniem. - Po prostu powiedz mi swoje zdanie. Chyba, że... coś sugerujesz. Wtedy powiedz wprost co. Ja cenię prostotę i gadanie w oczy - przyparła go do muru pozbawiając możliwości finezji i lawirowania godnego bardów.

- Myślę, że miło i owocnie byłoby się spotkać na towarzyskim gruncie.- odparł drow bezczelnie, potwierdzając przy tym opinię o nim znaną w całym mieście. Upił nieco wina dodając już poważnym tonem. - A co do pasożytów, pewnie wkrótce zostanie wysłana grupa by parę z nich złapać. Zwłaszcza... jak się Shi’quos dowiedzą. Choć wątpię by nasza wspaniała Wielebna Matka Opiekunka była za sprowadzeniem tak oczywistego zagrożenia do miasta.

- Towarzyski grunt to bardzo szerokie pojęcie - Han’kah wymusiła na sobie dość nieszczery uśmiech i upiła kolejny łyk wina. - Jeśli będę potrzebowała twoich kolejnych opinii możliwe, że do takowego się odwołamy. Na razie jednak pozostańmy przy zupełnie zadowalających oficjalnych stosunkach. Jesteś panie uroczym drowem kiedy nie stawiasz ultimatów - wzniosła kieliszek zapatrując się na jeden z mackowatych łbów wiszących nad stołem.
- I jak ci się podoba? Świeższe wyglądają okazalej ale śmierć i strach żądzą się swoimi prawami... Pod ich wpływem członki się... kurczą.

- W zasadzie kurczą się bo wysychają. Ich ciało pokrywa śluz, tak ja i kuo-toa.- sprecyzował Nihrizz popijając wino. Mimo wszystko ta jego fircykowata poza mogła być maską kryjącą sporą wiedzę i potęgę. Co też Han’kah nie powinno dziwić. Był najpotężniejszym magiem, najpotężniejszego Domu. Uśmiechał się wstając i dodając.-Uważam jednak kontakty za towarzyskie za bardzo obiecującą formę rozwoju znajomość. I... nie ma co przy nich precyzować, spontaniczność jest... najlepsza w takich sytuacjach.
Podszedł do łbów i trącił palcem zwisające smętnie macki.-Teraz wyglądają pociesznie, prawda?

Pułkownik nie odrywała od niego bacznego wzroku, mimo to po jego słowach uśmiechnęła się niemal na siłę.
- Zgadzam się, niech żyje spontaniczność. Tylko darujmy sobie gładkie słówka, to cholernie zbędne. Jeśli będę chciała przysługi miast w gabinecie przyjmę cię w sypialni - wychyliła swój kielich do dna i odstawiła na stół. - Na razie jednak, jeśli pozwolisz, mam raport do zdania naszej Wielebnej Matce.
- Będę o tym pamiętał, niemniej czasami i wspólna rozmowa jest przyjemnością samą w sobie.- odparł drow i skłonił się po czym ruszył do wyjścia.- A butelkę uznaj za mój podarek.
- Skąd pomysł, że mówiłam o czymś ponad rozmowę – odprowadziła go do drzwi.
Pozostało udać się do Nareski a jeśli Dintrin był w posiadaniu dobrych wieści, stamtąd prosto do samej Uśpionej Smoczycy.


 
liliel jest offline