Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2013, 22:42   #232
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Odturlawszy się kawałek, Daritos spojrzał w górę i zobaczył Barbarzyńcę, który właśnie powalił ogra. No pięknie...
- Tak, ja tu jestem/ - powiedział rozpraszając swoją niewidzialność. - Dzięki za pomoc, jeszcze chwila a pewnie by mnie rozpłatał.
Po tych słowach Zaklinacz wyciągnął najsilniejszą miksturkę leczniczą jaką posiadał i wypił jej zawartość.

Samotnik wyczuwał gdzie jest przeciwnik. Przed jego umysłem wróg nie mógł ukryć swej obecności, niemniej zamiast od razu ruszyć na wroga, rozkazał żywiołakowi ruszyć w jego kierunku, sam zaś wykorzystał jedną z dostępnych dla siebie mocy, by nieco podreperować swe zdrowie.
Tarin nie zamierzał bezczynnie się przyglądać temu, co działo się po tamtej stronie bariery. Co prawda Wulfram wyglądał, jakby był w stanie rozprawić się ze wszystkimi przeciwnikami, ale czemu Tarin miałby mu pozostawić wszystkie przyjemności?
- Peluru asid! - powiedział.
W stronę tygrysa i siedzącego na nim orka pomknęła kula kwasu.

Po wypiciu eliksiru Daritos poczuł się o wiele lepiej, będąc również niejako pod osłoną stojącego tuż obok niego Foraghora. Sam Barbarzyńca z kolei podrapał się po głowie, wpatrując w Wulframa walczącego samotnie po drugiej stronie magicznej ściany pełnej wirujących ostrzy.
- Trza mu jakoś pomóc! - Ryknął w końcu mężczyzna. To wcale nie było jednak tak prostą sprawą. Owa zapora stworzona przez Tarina rozciągała się całkiem ładny kawałek w obie strony, i nim ją obiegną...

Raetar skupiwszy swe moce na samym sobie, podleczył nieco otrzymanych ran, a w tym czasie jego żywiołak ruszył we wskazanym przez Samotnika miejscu... choć tak naprawdę nikt z całego towarzystwa nie wiedział, po co owa kupa kamieni tam idzie.

Tarin rzucił kolejny czar prosto przez stworzoną przez siebie barierę, częstując typa na tygrysie niewielkim pociskiem... z wielkimi efektami. Zielonoskóry oberwał “Kulą Kwasu” z całym jej impetem, drąc się na całego wśród swej palonej skóry...

- Ej, tak idzie! - Ryknął Foraghor, po czym miecz przemienił na łuk, i posłał pocisk w naprzykrzającego się Wulframowi kiełgęba. Za jego przykładem poszła i Vestigia, rażąc strzałami dwóch Orków blisko tygrysiego jeźdźca. Arasaadi nie pozostała w tyle, i również zrobiła użytek z kuszy... aż w końcu Orki zaczęły uciekać na powrót we mgłę, zostawiając już Wulframa w spokoju!.

Lecz idący w nieznane żywiołak, oberwał nagle pojawiającym się przed nim, latającym toporzyskiem, choć wielce straszny owy cios raczej nie był...

- No i wróciliśmy do punktu wyjścia. - oznajmił Daritos, próbując wstać z ziemi. - Wszystko co złe i niedobre znajduje się we mgle. Jak dla mnie mogłoby tam zostać, ale to pewnie tylko pobożne życzenie.
Zaklinacz wyczarował Magiczne Oko, które posłał kilka metrów w górę, a następnie we mgłę, na zwiady.
- Nie wszystko. - Tarin wskazał Daritosowi topór, z którym zmagał się żywiołak. - Nie wszystko złe jest tam. No i nie wszystko, co jest we mgle jest złe. Tam są chyba nasi.
Gdy skończył mówić wykorzystał moc pierścienia, by się nieco podleczyć.
- Dlatego właśnie pierw przeprowadzam rekonesans, zanim zacznę bombardować ten obszar. - odparł Zaklinacz sterując już swoim Okiem.
- Jak już to wolałbym znaleźć tego, co nas potraktował tymi błyskawcami - odparł Tarin. - Lepiej nie pozostawiać wroga za plecami.
Samotnik nakierował telepatycznie żywiołaka w kierunku celu, sam podlatując do niego za pomocą magii swej zbroi. Reatar uznał, że lepiej będzie się z nim zmierzyć bezpośrednio.

Wysłanie przez Daritosa na zwiad magicznego oka, okazało się dosyć kiepskim pomysłem. Owy wytwór magii nie potrafił bowiem przebić wzrokiem otaczającej go mgły, a co za tym szło, przekazać Zaklinaczowi potrzebne do dalszego działania informacje...
Unoszący się nad ziemią topór skutecznie uprzykrzał postępowaniu żywiołaka. Ten ostatni próbował trzasnąć topór pięścią, na niewiele się to jednak zdało, a sam topór odciął w końcu żywiołakowi rękę, a następnie po ciosie w tors zamienił pomagiera Samotnika w gruz.
Sam Raetar z kolei wyczuł, iż istota do której się zbliżał, zaczęła nagle jakby podrywać się do lotu niczym startujący ptak, choć czynność ta była wykonywana wyjątkowo ślamazarnie.

- Nie macie jakieś przydatnego czaru? - spytał Tarin, spoglądając w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał żywiołak. - Coś żeby zobaczyć tego niewidzialnego ktosia kierującego toporkiem?
- Nie, a ty? - spytał Zaklinacz, który grzebał już w swoim plecaku i po chwili wyciągnął z niego egzotycznie wyglądającą karafatkę.
- Fons! - powiedział głośno, zwracając wylot karafki ku latającemu toporowi, który chwilę wcześniej roztrzaskał Raetarowego żywiołaka ziemi. - Ktoś bardziej predyspozycyjny fizycznie chciałby to ode mnie wziąć? Wtedy można by chlusnąć gejzerem, bo mnie to by pewnie powaliło z powrotem na ziemię.
Samotnik podlatując do wrogiego umysłu uderzył z zamachu mieczem w stworzenie. Zgon żywiołaka wprawił go w irytację i nie zamierzał pozwolić odejść żywym potworkowi, który za nią stał.

Same oblanie karafką trzymaną przez Foraghora latającego topora na niewiele się zdało... choć topór w końcu zniknął, jakby samoistnie... a niewidzialny przeciwnik Raetara, po otrzymaniu ciosu, uciekał w cholerę, nie mając zamiaru walczyć z Samotnikiem. Oddalał się, nabierając również coraz wyższej wysokości.

- Nie łaska krzyżyka na nim namalować? - mruknął Tarin, widząc nieskuteczność działań drużyny. - Po co bawić się w gonito?
- Może sam byś coś wymyślił, a nie ciągle taki niezadowolony jesteś? - warknął Daritos odbierając od barbarzyńcy karafkę.
- Niestety, niektórzy pchają się tam, gdzie nie powinni, a moje metody mogłyby im zaszkodzić - odparł Tarin.
To jednak nie powstrzymało maga, który ponownie zaatakował, zadając zamaszyste pionowe cięcie unosząc się nad wrogiem, a potem doprawiając mocnym pchnięciem prosto... w ciało latającej niewidzialnej kreatury.

Pierwszy cios Raetara okazał się... niecelny. Drugi jednak był nad wyraz udany, i miecz wbił się w niewidzialnego przeciwnika, doprowadzając do jego chrypnięcia(był krytyk!), oraz pojawienia się sporej ilości... zielonkawej posoki. Niewidoczny wróg cofnął się jednak szybko od Samotnika, po czym dało się słyszeć wypowiadane słowa w obcym języku.
I nagle Raetar poczuł ból twarzy, a dokładniej oczu, i...wszystko ogarnęła w jednej chwili ciemność. Mężczyzna oślepł.

- Raetar, z kim ty tam walczysz?!
- Raetar, co ci?!
- Dało się słyszeć z dołu.
- Szlag by te Orki! - Krzyknął kolejny towarzysz...
-Z niewidocznym wrogiem. Z głupim w dodatku.- mimo tego, że mag nic nie widział, nadal swym zmysłem wyczuwał obecność wroga. I nie zamierzał przestać atakować. Z uporem godnym osła ignorował wszystko poza owym przeciwnikiem. Ponownie tnąc potwora mieczem, by raz na zawsze uwolnić świat od jego istnienia. Uparty, niewidzialny sukinkot nie miał zamiaru jednak tak łatwo zdechnąć. Kolejny raz zraniony przez Samotnika, znów się od niego odsunął, po czym przywołał do istnienia coś robiącego wokół Raetara sporo szumu... i pojawił się wszechobecny ból, gdy nagle cała masa ostrzy z każdej strony zaczęła rozszarpywać ciało mężczyzny.
- Raetar, wracaj! - krzyknął Tarin. Rzuciłby jakiś czar, tak na oko, ale latający w tamtych okolicach Raetar skutecznie to uniemożliwiał.
Równocześnie rzucił na siebie kolejny czar z pierścienia.
Samotnik nie przejął się tak sytuacją i po prostu pofrunął w górę, by wydostać się kręgu, lub oddalić od ściany. To jednak nie zmieniło, jego planów. Tuż w okolicy maga formowała się błotnista bulgocząca kula tkanki organicznej, która przybrała dla odmiany kształt avorala.


A skrzydlata pseudonaturalna bestia zrobiła to co nakazał jej umysł rozwścieczonego Samotnika. Spróbowała rozproszyć magię, zarówno barierę ostrzy, jak i niewidzialność przeciwnika... co poskutkowało. I chociaż bariera nadal istniała, to czar ukrywający przeciwnika uległ rozproszeniu i oczom wszystkich ukazał się lewitujący, nieco pokiereszowany Ork. Najpewniej jakiś ich cholerny Szaman czy tam Kapłan, jak zwał, tak zwał...
- Peluru ajab! - Tarin wskazał orka, posyłając w jego kierunku garść magicznych pocisków.
- Catena, adamas! - krzyknął Daritos zaraz za czarodziejem z zamiarem skrępowania Orka do momentu, żeby nawet oddychać mu było ciężko przy pomocy swoich stalowych kajdan.
Avoral nie bawiąc się w subtelności uderzył w szamana orczego magicznymi pociskami. Podczas gdy ranny mag wylądował na ziemi. I obrócił spojrzenie w kierunku mgły. Nadal oślepiony, ale... nie bezradny.
 
Gettor jest offline