Alyanne ani w głowie było uciekać. To był jej lud, jej dom, co z tego że tysiące lat w przeszłości? Nie powinna obawiać się tu niczego. Niezależnie od wszystkiego była w końcu jedną z nich. Widząc jednak, że wszyscy inni bezmyślnie zgodzili się na głupi rozkaz znikąd, cóż jej pozostało? Zostać tu potem pośród nieprzytomnych - oby nie martwych - strażników i tłumaczyć się przed Azsharą? Z niej w sumie też niezła suka była... Kaldorei wiele wycierpieli przez nią. Pełna zrezygnowania i wewnętrznie rozdarta łowczyni demonów bez większego problemu odebrała strażnikowi swoje miecze.
Nie chciała nikogo zabijać, nie była morderczynią. Szybkim gestem zmieniła chwyt na broni i zamachnęła się pod kątem. Ostrze minęło twarz strażnika, a niewielki puklerz uderzył porządnie o jego skroń, by ogłuszyć i pozbawić przytomności, ale nie zabijać. Szybko zorientowała się, czy ktoś nie potrzebuje pomocy i wtedy dostrzegła Illidana.
A więc była to jego sprawka? Cholernego maga z przerostem ambicji, który sprowadzi zagładę na Kalimdor? Najwyraźniej nie panował nad tym, co wezwał. Prostak. A niby taki ważny, taki wspaniały... Skrzywiła się i całą siłą powoli powstrzymała od rzucenia się na niego.
~ A żeby cię to cholerstwo zabiło. ~ życzyła mu w duchu.
Kompletnie nie rozumiała jego postępowania. Najpierw niczym obrażone dziecko ucieka schować się w jakiejś ciemnej norze, bo mu zabawek nie dali, a potem wspaniałomyślnie ratuje przybyszów z rąk własnego ludu?
- Opanuj się, Stormrage! - warknęła, zasłaniając się mieczami i przybierając obronną postawę.
__________________ “Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.” |