Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2013, 00:02   #21
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
W zaciszu swego pokoju prześledziła całą linię genealogiczną. Baldor syn Helgrima, który był synem Omunda, a wnukiem Belga i Uny, co słynęła z kunsztu w grze na cytrze o 25 strunach. Jej cytra, niezwykły instrument Lindarów zaginęła wraz z Bardyjką gdzieś na Długich Bagnach. Prapradziadem Baldora był Hildir Wysoki a pierwszym z rodu zapisanym w Kronice kupiec z Dali również Baldor. Nie były to informacje potrzebne do podjęcia tej podróży. Ale od momentu, kiedy Fanny odziedziczyła Kroniki, sprawdzała historię każdego nowo poznanego Bardyjczyka. Nie kierowała nią ciekawość. Był to raczej obowiązek, jak mycie albo czesanie włosów, nawyk, coś niezbędnego, choć przecież wszyscy mogli chodzić rozczochrani i nic by nikomu od tego nie ubyło. I nic by się nie stało gdyby teraz nie wertowała starych kart i nie powtarzała sobie po cichutku zbędnych informacji, żeby zapadły jej w pamięć i na zawsze tam pozostały. Ale był to element jej dziedzictwa i powinna wiedzieć. W ten sposób oddawała cześć nie tylko przodkom Baldura, ale, przede wszystkim, swoim. I jej własne imię nabierało sensu: Kronikarka.

***

Największym dylematem Fanny, jeszcze w Dali, kiedy zaczynali tę podróż, było pytanie czy zabrać wszystkie Kroniki. Pięć z nich stanowiło wielkie oprawne w skóry Księgi. Kilka tub zajmowały dodatkowe notatki, mapy, nawet rysunki. Szósta, ta którą Fanny kontynuowała była na razie zbiorem luźnych kart. Pierwsze pięć tomów miało wspaniale wykonane, ilustrowane i pięknie oprawione kopie, które były podarunkiem Kolbeinna Młodszego dla króla Barda. Fragmenty Kronik od dawna istniały też w licznych odpisach, rozproszone między różnymi rodzinami, w jednych traktowane z szacunkiem, w innych leżąc na strychach i stanowiąc zimową strawę myszy. Ale prawdziwe Kroniki były jedne i dla Fanny były bezcenne.

W końcu po wielu namysłach zdecydowała się zabrać wszystko „przynajmniej do Esgaroth”. Przyjechały w najsolidniejszym kufrze, opatulone w tkaniny i skóry tak pieczołowicie i ciasno jak opatula się w pieluchy noworodka. Przez dwa miesiące zajmowały w jej pokoju honorowe miejsce na wielkiej ławie tuż obok łóżka. I teraz odłożona na później decyzja znowu wywołała zamęt w jej sercu. Czyż nie powinna zawsze mieć ich przy sobie? Czy istnieje tak dobre miejsce, tak zaufana osoba, żeby mogła je zostawić? Ale wiedziała, że niepotrzebnie obciążą konie w tej i bez tego trudnej wyprawie, że księgom grozi wilgoć i pleśń, i te same niebezpieczeństwa, na które i oni będą narażeni. Wiedziała, że brać ich nie powinna.

Dziś rano, na polanie, gdy Baldor wyjawił im swe zamiary i zaproponował pracę Fanny wpadła w entuzjazm. Miała ochotę wyrazić zgodę natychmiast i z trudem ją powstrzymywała. Czekała z napięciem na Mikkelowe tak. Ale rozradowania i podniecenia nie była w stanie długo ukryć i gdy Rathar zgodził się jako pierwszy, zaraz po nim wyciągnęła rękę do kupca, zobowiązując się do pomocy. Wyglądała jakby miała zamiar ruszać natychmiast, tak jak stała, w tym ciężkim Iwgarowym płaszczu, za bagaż mając tylko futerał z Kroniką i Mękę.

Mikkel i Iwgar śmieli się z jej zachwytu, ale widziała jak obydwóm zabłysły oczy na myśl o przygodzie. I gdy Baldor pokazywał na mapie szlaki przez Mroczną Puszczę wszyscy pochylali się nad nimi w skupieniu.
Rozmawiali z kupcem o trasie i o jego towarze, i o wynagrodzeniu, choć Fanny nie zadała żadnego rozsądnego pytania. Rathar przytomnie wynegocjował początek wyprawy za dwa dni. Svein i elfka nie zdecydowali się na role ochroniarzy kupca.

Kiedy Rathar rozmawiała z Baldorem o zapłacie, Fanny przysłuchiwała się z boku. Przez tę chwilę przestała się uśmiechać i kręcić w kółko niczym jedna z fryg z baldorowego wozu. Nie dorównywała mężczyznom tężyzną i siłą tak potrzebnym w tej wyprawie, nie umiała polować i nie znała dziewiczych lasów, czy nie pomyślą sobie, że to niesprawiedliwe, że jej zapłata będzie taka sama jak ich. Czy nie pomyśli tak Beorneńczyk, który jej nie zna, a właśnie przepędził bandytów samym groźnym wyglądem. I czy - ta myśl była taka małostkowa i jednocześnie taka straszna - czy na tej całej wyprawie, nie przeznaczą jej najzwyczajniej roli kucharki.

Nie, nie. Pokaże im ile jest warta. Będzie najdzielniejsza ze wszystkich. I nawet gotować, tu znowu Fanny nieświadomie przybrała smutną minę niesłusznie skarconego psa, będzie z radością. Zadziwi ich wszystkich. Zadziwi Mikkela.

Przecież hobbit Bilbo wyprawił się z krasnoludami i choć był słabszy i mniejszy, dostał jedną czternastą smoczego skarbu, i po stokroć na niego zasłużył i jeszcze zrobił z niego najlepszy użytek. Ta myśl z kolei przypomniała jej tawernę i Fanny, jeszcze cała oplątana rozważaniami o swej przydatności, nieśmiało zaczęła namawiać Iwgara i Rathara, żeby tam zatrzymali się na tę ostatnią przed wyprawą noc, albo przynajmniej odwiedzili ich U Bilbo w porze kolacji. Wiedziała, że może to nie być takie łatwe, bo dwa dni to nie tak wiele czasu na poczynienie potrzebnych przygotowań. A Iwgar cały czas coś plótł o kwiatkach.

Kronikarka nie bała się tej wyprawy, choć miała wystarczającą wiedzę żeby nie mieć wątpliwości, że będzie niebezpieczna. Szybko uwolniła się od myśli o gotowaniu, bo najważniejsze było to, że w Woodland Hall powinny mieszkać dwie bardyjskie rodziny i o obydwu w Kronikach brakowało wielu informacji: o Gormie Siwowłosym i jego synach, pochodzących z najbardziej długowiecznego bardyjskiego rodu, do tego kilka pokoleń wstecz spokrewnionych z Mikkelem poprzez jego prababkę ze strony matki będącą bliźniaczą siostrę babki Gorma. Był to ród szlachecki, w dawnej Dali znany i szanowany, słynący z krzepkiej długowieczności. I o potomkach Melei Łowczyni. Prawdopodobnie już trzecim pokoleniu rudych i zwinnych niczym lisy myśliwych z tej matriarchalnej rodziny. Myślała o nich Bardyjczycy, ale czy nimi jeszcze byli? Może spotkani na szlaku, bezimienni byliby tylko Leśnymi Ludźmi z nieznanego klanu, długowłosi i brodaci jak Iwgar, odziani w skóry, mówiący z puszczańskim akcentem. Długo mieszkali daleko od Góry.

Kolbeinn Młodszy, który przedsiębrał w życiu kilka długich podróży nigdy do Woodland Hall nie dotarł. Myśl, że jej to się uda przyprawiała ją o dumę. Gdy Mikkel się zgodził Fanny obydwiema dłońmi uścisnęła jego rękę. Nie powiedziała dziękuję tylko dlatego, że to słowo wydawało jej się za małe.

Reszta pakowania była prosta. W podróżne juki zmieściły się ubrania na zmianę, koce, płaszcze, trochę drobiazgów, ostrzałka do broni i Mikkelowa brzytwa, w niewielkiej skrzynce trochę narzędzi Fanny i podwójne przybory pisarskie. W tubie na ramieniu pisana obecnie Kronika, w futerale Męka, przy pasku erborski sztylet. Bukłaki z wodą i bukłaki z winem. Prowiant. Kilka map w bagażach, mapa traktu wzdłuż Leśnej Rzeki w kieszeni.

Wyszła z tawerny, gdy Mikkel zajmował się końmi. Bursztyn, który odwiedziny w stajni uwielbiał szalenie i zapewne wiązało się to z zamiłowaniem do przekąsek z końskich kup, poszedł z panem. Fanny powiedziała, że musi pożegnać kilka osób. Była to prawie prawda. Zapukała do drzwi Brana Wioślarza, pogawędziła z jego żoną i córkami, opowiedziała o porannej przygodzie, obiecała odwiedziny jesienią i pożegnała się. A potem jakby niechcący, bez udziału myśli, w pięknym słońcu tego kwietniowego dnia Fanny pospacerowała do elfiej dzielnicy i jej najbardziej znanego krawca. Już raz tam była, uszyła suknię, którą odebrała i nigdy nie założyła. Suknia była śmiała jak na bardyjskie standardy, choć Fanny niejednokrotnie widziała mieszkanki Esagroth ubrane frywolniej. Fanny uszyła ją, żeby kiedyś zaskoczyć Mikkela i żeby powiedział jej, że jest piękna. I tak dużo razy o tym myślała, że nigdy nie odważyła się jej włożyć.

Ale tym razem Fanny nic nie chciała szyć, bo nie było na to czasu. Chciała kupić gotowe. Kobiece spodnie. Wieczorem małe zawiniątko trafiło do juków. Miała niejasne przeczucie, że mogło podzielić los sukienki.

Potem zdyszana Fanny biegła na Targ Wodny, gdzie umówiła się z MIkkelem i oczywiście spóźniła się dobre pół godziny. Targ był miejscem, które Fanny uwielbiała. Łódki stały tu zawsze tak gęsto, że przechodziło się po prostu z jednej na drugą, a różnorodność towarów przyprawiała o zawrót głowy. Gwar, który ich otoczył można było porównać chyba tylko z brzęczeniem roju pszczół, a czasem Fanny wydawało się ze kuźnie są cichszym od tego miejscem. Przeszukiwali łodzie w poszukiwaniu czegoś specjalnego.

Pod koniec dnia Fanny odwiedziła pewnego księgarza. Ów niski człowieczek, wyglądał dokładnie tak jak księgarz wyglądać powinien, zawsze pachniał woskiem i kurzem, zawsze był elegancko obrany w kremowe koszule i kamizelki w kratę i zawsze na palcach miał plamy z atramentu. Fanny kilkakrotnie pożyczała od niego księgi o historii Dali i Esgaroth, o smokach, o czynach dawnych bohaterów. Księgarz kochał nowe Esgaroth, tak jak Fanny kochała nową Dal. Dziś Fanny dopytała się o księgi o entach. Spędziła nad nimi ponad godzinę. A potem opowiedziała Księgarzowi wydarzenie w zatoczce, dopytując, czy były tam inne wypadki. I zapytała wprost czy jego zdaniem prawdopodobne, że miejsce to zamieszkuje zadrzewiały, spaczony cieniem stary ent, i czy nie trzeba kogoś powiadomić o tym przypuszczeniu.

***

W nocy przed wyjazdem nie mogła spać. Księgi miały pozostać w Esgaroth. Że tak będzie lepiej uważał i Mikkel. Choć za dnia spakowała je tak samo dokładnie, jak za pierwszym razem, do wielkiej skrzyni, teraz tylko przy świetle księżyca wypakowała je z powrotem. Siedziała między nimi na podłodze i usiłowała przeczytać je wszystkie tej nocy jeszcze raz. O świcie zastał ją tak Mikkel. Wyglądał na rozgniewanego i Fanny już przygotowywała się na ostre słowa dotyczące jej rozumu, kiedy powiedział:
-Dobrze. Bierzemy je.
To było tak niespodziewane, że Fanny oniemiała, a Mikkel widząc jej minę wybuchnął śmiechem.
-Wyobraziłem sobie twarze Rathara i Iwgara, gdy zobaczą nas z tym wielkim jak szafa kufrem.
Teraz śmieli się już oboje.
-Heh. Tak się nie da –powiedział w końcu Mikkel - trzeba to będzie zapakować w dobre worki i dać na luzaka.

Ale sprawa skończyła się inaczej. Fanny, której porcja śmiechu przywróciła odrobinę rozsądku zostawiła w Esgaroth cztery z pięciu Ksiąg.
Spakowała jedną. Swoją ulubioną.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline